„Gdy żona zaszła w ciążę, skakałem z radości. 3 dni później dowiedziałem się, że moja kochanka też hoduje moje nasionko”
„Kłamstwo ma krótkie nogi – tak mawiała moja matka. Tyle że moje zaczęło biec szybciej, niż umiałem je dogonić. Każdego dnia wchodziłem w nową rolę: czułego męża, przyszłego ojca, faceta, który wreszcie dorósł. A potem wychodziłem z domu i grałem kogoś zupełnie innego”.

Kiedy zobaczyłem dwie kreski na teście ciążowym mojej żony, poczułem, że świat się zatrzymał – w tym najlepszym sensie. Marzyliśmy o dziecku od miesięcy, a teraz miało się to spełnić. Biegałem po mieszkaniu jak wariat, ściskałem ją, całowałem brzuch, wyobrażając sobie, że już tam rośnie nasze maleństwo. To był najpiękniejszy dzień mojego życia. Nie wiedziałem jeszcze, że trzy dni później zatonę w najciemniejszych emocjach. Bo wtedy odebrałem wiadomość od swojej kochanki. „Musimy porozmawiać. To ważne”. Po tej rozmowie nic już nie było takie samo. A ja musiałem zdecydować, kim naprawdę jestem.
Cud pod sercem
– Nie krzycz, bo jeszcze nie jestem pewna – powiedziała, ale ja i tak już nie słuchałem. Podskakiwałem po kuchni jak idiota, trzymając w dłoni test ciążowy, który wyraźnie pokazywał dwie kreski. Patrzyłem na nią, jakby była jednocześnie kobietą i świętością. Moja żona, matka mojego dziecka.
– Kochanie, to najpiękniejszy dzień w moim życiu! – ścisnąłem ją z całych sił.
– Tylko nie mów nikomu, dopóki nie potwierdzi lekarz, dobra?
– Jasne, jasne! – zgodziłem się, ale w głowie już układałem sobie przemowę, jaką wygłoszę do naszych rodziców, do znajomych, do świata.
To miało być nasze nowe otwarcie. Byliśmy po małym kryzysie – stres, mniej seksu, więcej ciszy przy kolacji – ale to dziecko miało wszystko zmienić. Tak wtedy myślałem. Czułem, że będę lepszym człowiekiem, lepszym mężem. Koniec z głupotami. Tylko że… głupoty już się wydarzyły. I nie były takie małe.
Nie odebrałem telefonu, kiedy Asia dzwoniła po raz pierwszy. Potem drugi. W końcu, trzecim razem, napisała: „Musimy porozmawiać. Pilne. Chodzi o nas”. O nas. Te dwa słowa jakby pękły mi w głowie. Bo przecież „nas” nie powinno już być. Od kilku tygodni nie miałem z nią kontaktu. Była tylko przygodą. Głupią, emocjonalną, ale zakończoną. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Po cichu wyszedłem na balkon. Oddzwoniłem.
– Cześć, Asia. Co się dzieje?
– Jestem w ciąży.
Zatkało mnie.
Wiadomość zwaliła mnie z nóg
– Co? – wydukałem. – Jak to… jesteś w ciąży?
– Właśnie odebrałam wyniki. Beta wysoka. Zrobiłam już dwa testy, oba pozytywne. I nie ma opcji, żeby to był ktoś inny, Michał.
Na dźwięk mojego imienia poczułem, jak skóra na karku zaczyna mnie piec. Zaschło mi w gardle. Serce waliło jak oszalałe. Gdyby nie zimne powietrze, chyba bym zemdlał.
– Ale... przecież my się nie widzieliśmy od prawie miesiąca.
– No właśnie wtedy to się stało. Pamiętasz? U ciebie, po tej twojej „delegacji”, kiedy mówiłeś, że jesteś rozdarty i nie wiesz, czego chcesz. No to teraz już będziesz musiał wiedzieć.
Nie odpowiedziałem od razu. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć. W głowie miałem tylko obraz mojej żony. Jak siedzi na kanapie w dresie, boso, z kubkiem ziół w dłoni. Jak z błyskiem w oczach mówi, że to może chłopiec. Albo dziewczynka. Nieważne. Byle było zdrowe. I teraz Asia. Wpatrzona w ekran telefonu, z ciężkim oddechem i wyraźnym przekonaniem, że teraz wszystko się zmieni. Że skoro zaszła, to ja będę musiał… co? Opuścić żonę? Zacząć nowe życie?
– Musimy się spotkać – powiedziała spokojnie, choć pod tą spokojnością buzowała wściekłość. – Nie zamierzam tego załatwiać przez telefon. Albo bierzesz odpowiedzialność, albo poznasz moją ciemną stronę.
Zgodziłem się. Zamknąłem drzwi od balkonu. W salonie żona spała zawinięta w koc. Położyłem się obok niej i czułem, jak bije mi serce. Wiedziałem, że to dopiero początek.
Między dwoma światami
Spotkaliśmy się w kawiarni na uboczu. Asia przyszła punktualnie, związała włosy w niedbały kok i miała ten sam zapach, który kiedyś doprowadzał mnie do szału. Pachniała znajomo. Groźnie znajomo.
– Długo się zastanawiałam, czy w ogóle ci to mówić – zaczęła, siadając naprzeciwko mnie. – Ale stwierdziłam, że mam prawo. I że ty też masz.
– Wiem – odpowiedziałem cicho. – Tylko nie wiem, co teraz...
– Ja też nie wiem – przerwała. – Urodzę. I nie licz na to, że zniknę.
Zamknąłem oczy. To, co mówiła, miało sens. Była twarda, nigdy nie udawała kogoś innego. I właśnie za tę niezależność się w niej kiedyś zakochałem. Tyle że to „kiedyś” miało swoje granice. Teraz wszystko miało konsekwencje.
– Czyli… co dalej?
– Nie wiem. Masz żonę, z tego co wiem, też jest w ciąży. Ja nie chcę ci rozwalać życia. Ale chcę jasnej sytuacji. Dziecko będzie mieć ojca, który je zna i nie wypiera się go.
Przytaknąłem, ale gardło miałem ściśnięte. Czułem się, jakby ktoś pociął mnie wzdłuż i postawił dwa kawałki mojego życia naprzeciw siebie. Jedna część siedziała teraz w tej kawiarni. Druga – czekała na mnie w domu. I obie miały rosnące wewnątrz nich dzieci. Moje dzieci. Wróciłem do mieszkania późno. Żona patrzyła na mnie bez pytania. Usiadłem obok. Przez chwilę po prostu trzymałem jej dłoń. Bałem się jej dotknąć bardziej. Bo czułem, że w środku już nie jestem cały.
Łańcuch kłamstw
Kłamstwo ma krótkie nogi – tak mawiała moja matka. Tyle że moje zaczęło biec szybciej, niż umiałem je dogonić. Każdego dnia wchodziłem w nową rolę: czułego męża, przyszłego ojca, faceta, który wreszcie dorósł. A potem wychodziłem z domu i grałem kogoś zupełnie innego – zamrożonego w szoku, zawstydzonego, czasem brutalnie szczerego wobec Asi. Próbującego naprawić coś, co już dawno się rozsypało.
– Musisz jej powiedzieć – naciskała Asia. – Nie chcę żyć w tajemnicy.
– Jeszcze nie teraz – odpowiadałem. – Daj mi czas. Nie mogę jej tego zrobić. Nie kiedy jest w ciąży…
– A ja jestem gdzie? Na Bahamach? – rzucała z przekąsem.
Z każdym dniem napięcie rosło. Żona zaczęła zauważać, że jestem nieobecny. Przestawałem jeść kolacje, które dla mnie szykowała. Wspólne spacery zamieniały się w milczące dreptanie. A kiedy w nocy kładła moją dłoń na brzuchu i mówiła:
– Czujesz? Poruszyło się – czułem tylko, jak coś we mnie się kurczy.
Byłem w pułapce. I coraz bardziej nią raniłem. Obie. Któregoś dnia Asia wysłała mi zdjęcie z USG. „Osiem tygodni. Serduszko bije”. Patrzyłem w ekran jak zahipnotyzowany, a w tym samym momencie moja żona wyszła z łazienki i powiedziała:
– Wiesz, że jutro mamy wizytę u ginekologa? Może dowiemy się, czy to chłopiec, czy dziewczynka.
Wtedy uświadomiłem sobie, że już nie chodzi o kłamstwo. Chodzi o całe życie oparte na dwóch prawdach. I o to, że żadnej z tych prawd nie da się już schować.
Jestem na rozstaju
W gabinecie lekarskim siedzieliśmy razem, ręka w rękę. Żona uśmiechała się lekko, gdy patrzyła na ekran USG. Serce mi biło, ale nie ze wzruszenia – ze strachu. Bałem się, że ona wie. Że zaraz spojrzy na mnie i powie: „Wiem. Powiedz mi tylko, od kiedy”.
– To dziewczynka – powiedziała lekarka z uśmiechem. – Gratulacje!
Żona się rozpłakała. Ja też. Ale z innych powodów. W drodze do domu milczałem. Wieczorem usiadłem na brzegu łóżka i patrzyłem na nią długo, zanim coś powiedziałem.
– Muszę ci coś powiedzieć.
Zamarła. Spojrzała na mnie bez słowa.
– Trzy dni po tym, jak dowiedzieliśmy się, że jesteś w ciąży… zadzwoniła do mnie Asia. Była… jest… w ciąży. Ze mną.
Nie krzyczała. Nie płakała. Tylko oddychała szybko, jakby brakowało jej powietrza. Jakby nagle cały tlen zniknął z pokoju.
– Ile razy cię zdradziłam, Michał? – zapytała cicho.
– Nigdy – odpowiedziałem, czując się jak śmieć.
– To w takim razie wyjdź. Po prostu wyjdź. Na chwilę. Na noc. Na zawsze. Nie wiem. Ale nie chcę cię teraz widzieć.
Nie walczyłem. Spakowałem torbę i wyszedłem. Zamieszkałem tymczasowo u kolegi. Dzwoniłem, pisałem, błagałem o rozmowę. Przez dwa tygodnie cisza. Aż któregoś dnia przyszła wiadomość.
Zobaczymy się na badaniu prenatalnym. Dziecko potrzebuje spokoju, nawet jeśli my go już nie mamy.
Zrozumiałem wtedy, że to nie ona mnie karze. Tylko życie. I że sam sobie to zrobiłem.
Cokolwiek wybiorę, coś stracę
Minęły trzy miesiące. Dwa brzuchy rosły, a ja byłem w rozkroku między dwoma światami. Jeździłem na wizyty z żoną, potem podjeżdżałem z paczką owoców do Asi. Nie mówiłem, że byłem u tej drugiej. Żadna nie chciała wiedzieć. Każda układała swoją wersję wydarzeń. Ja tylko trwałem – z telefonem w jednej kieszeni i drżącym sumieniem w drugiej.
Żona pozwoliła mi wrócić do domu. Spałem w pokoju gościnnym. Rozmawialiśmy krótko, tylko o dziecku. Czasem widziałem w jej oczach czułość. Czasem tylko chłód. Wciąż nie wiedziałem, czy daje mi szansę, czy po prostu potrzebuje mnie, dopóki nie urodzi. Asia była stanowcza.
– Albo jesteś obecny, albo nie licz, że kiedyś ci to dziecko wybaczy.
Była w tym przerażająco prawdziwa. Chciała ustalenia opieki, alimentów, regularnych wizyt. Bez emocji. Tylko fakty. Któregoś wieczoru siedziałem w samochodzie, nie mogąc się zdecydować, do którego mieszkania wrócić. W jednej dłoni trzymałem dziecięce skarpetki – prezent od żony. W drugiej – zdjęcie z USG Asi.
Wiedziałem już, że nie da się wygrać. Że niezależnie od tego, jaką decyzję podejmę, coś stracę. Miłość. Zaufanie. Spokój. Dzieci tego nie rozumiały. Jeszcze nie. Ale kiedyś zapytają. Wybór? Nie było wyboru. Była odpowiedzialność. Za nich wszystkich. I za samego siebie. Może nie da się naprawić życia. Ale da się zacząć je prowadzić uczciwie. Od teraz.
Michał, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na polu ogórków mój mąż chodził z sąsiadką do stodoły. Udawał niewiniątko, ale czułam, że nasze małżeństwo już skisło”
- „Na koniec wakacji zapędziłam męża w góry. Nie miałam pojęcia, że właśnie zorganizowałam ostatnią podróż jego życia”
- „16 lat rzymskiego małżeństwa przypieczętował ślub. Teraz pluję sobie w brodę i opłakuję stracony czas”