„Gdyby nie zdjęcie wujka i jego świdrujące spojrzenie, pewnie nigdy nie odnalazłabym swojej dawnej miłości”
„Nie chciałam patrzeć w twarz Ryśka, zastanawiać się, co by było, gdybym wtedy nie obraziła się na niego i przyszła na randkę. Czy dziś bylibyśmy razem? Czy to normalne, że chłopak zrywa z tak błahej przyczyny?”

- Anna, 46 lat
Bez entuzjazmu patrzyłam na wielką ścienną szafę, którą należało uporządkować. Nie chciało mi się ruszyć, było mi smutno i źle. Kiedy zaglądałam w przyszłość, widziałam tylko bezbrzeżną nudę i samotność. Dzieci odchowałam, rozwiedziony mąż cieszył się nową rodziną, a mnie zostały prace domowe na poprawę nastroju.
Długo patrzyłam na szafę, walcząc z lenistwem, aż w końcu przyśniła mi się w sposób, który mnie zastanowił. We śnie otworzyłam jej drzwi i zostałam zasypana papierami, zdjęciami i wszelkim śmieciem, które, o czym dobrze wiedziałam, zalegało w niej od lat. Ledwo wykaraskałam się spod przygniatającej mnie sterty, i natychmiast się obudziłam. Z miejsca uznałam sen za ostrzeżenie. Szafa wzywała mnie do zrobienia porządków, pokazując, co mi zrobi, jak będę się opierała.
Rano, a była to sobota, zrobiłam sobie kawę i otworzyłam drzwi szafy, zaczynając nowy rozdział mojego życia.
Ciuchy miałam uporządkowane, problem dotyczył części przeznaczonej na dokumenty i rachunki, jakie każdy z nas gromadzi przez całe życie. Wyjęłam pierwsze pudełko pełne papierów i zaczęłam mozolną pracę, przed którą tak długo się wzbraniałam.
Odsunęłam stertę zdjęć roześmianego chłopaka…
Wieczór zastał mnie w połowie drugiego pudełka, plecy bolały, oczy piekły, w brzuchu burczało mi z głodu. Poświęcałam się na całego, a mimo to czułam, że robię coś nie tak. Lubię słuchać podszeptów intuicji, odsunęłam więc dokumenty i zajrzałam do starej plastikowej teczki. Była pełna zdjęć, pomieszanych ze sobą tematycznie, czasy przedwojenne przeplatały się się z latami dziewięćdziesiątymi.
Obiecywałam sobie, że kiedyś uporządkuję fotografie, ale jak dochodziłam do uwiecznionych na kliszy czasów beztroskiej młodości, pasowałam. Nie chciałam patrzeć w twarz Ryśka, zastanawiać się, co by było, gdybym wtedy nie obraziła się na niego i przyszła na randkę. Czy dziś bylibyśmy razem? A może nie zależało mu na mnie, przecież nawet nie próbował wyjaśnić tego nieporozumienia.
Czy to normalne, że chłopak zrywa z tak błahej przyczyny? Nie chciał słuchać moich wyjaśnień, uciekał przede mną. Nie goniłam za nim, miałam swój dziewczyński honor, ale serce bolało, ochłonęłam z gniewu i zrozumiałam, że mogę go stracić.
Odsunęłam stertę zdjęć roześmianego chłopaka w żeglarskiej koszulce i sięgnęłam głębiej. Zamknęłam oczy i wylosowałam Złośliwego Ziutka. Przyjrzałam mu się z zadowoleniem. Fotografia ukazywała srogie oblicze któregoś z moich przodków, upozowanego na tle kotary przez małomiasteczkowego przedwojennego fotografa.
Nigdy nie dowiedziałam się, jakie łączyło nas pokrewieństwo, podpis na odwrocie zdradzał jedynie jego imię, Józef. Mój syn natychmiast nazwał przodka Złośliwym Ziutkiem i tak zostało. Faktycznie, facet miał świdrujące czarne oczy, mocno wyretuszowane przez fotografa, i zgryźliwy wyraz twarzy, mocno korespondujący z moim obecnym stanem ducha.
– Chodź, kochany, niedoceniony wujaszku, co będziesz się w szafie kisił – przemówiłam do niego. – Oprawię cię w ramki, trzeba wszak pamiętać o swoich korzeniach. Będziemy sobie razem wegetowali, ty i ja.
Złośliwy Ziutek wbił we mnie mordercze spojrzenie podmalowanych oczu, jakby mógł, pokręciłby głową.
– Nie zgadzasz się ze mną? Nie masz nic do gadania, jak się będziesz tak gapił, to wrócisz do szafy – odparłam z satysfakcją, czując, że odrobinę przeginam. Nie byłam aż tak samotna, żeby rozmawiać ze zdjęciem!
Ale nie z Ziutkiem te numery! Spojrzał jeszcze raz na szafę i z półki posypała się lawina zdjęć. Upchnęłam je przed chwilą, byle jak dopinając teczkę, ale winą obarczyłam przodka, ze względu na jego wyraz twarzy.
Lekkie rozbawienie, jakie zawdzięczałam Ziutkowi, ustąpiło, gdy zobaczyłam jak ułożyły się fotografie. Leżały na podłodze, tworząc regularny wielobok, jakby chciały, żebym zwróciła na nie uwagę. Ze wszystkich patrzył na mnie Rysiek. Podniosłam jedną i popatrzyłam kontrolnie na wuja. Odwzajemnił spojrzenie, w jego oczach zobaczyłam satysfakcję. Zamrugałam powiekami, bo co za dużo, to niezdrowo, ale kiedy otworzyłam oczy, nadal trzymałam w ręku zdjęcie Ryśka.
Pora sprawdzić, co u niego
Otworzyłam laptop i zalogowałam się na fejsbuka. Ze zdumieniem zobaczyłam, że mam kilka propozycji znajomości. Ze wzruszeniem odczytywałam nazwiska kolegów i koleżanek ze studiów i nagle zatrzymałam się. Ryszard... Rysiek, mój Rysiek. Odnalazł mnie, czeka na mój ruch!
Z zapartym tchem kliknęłam, akceptując jego prośbę o dołączenie do grona znajomych, i niemal dusząc się ze zdenerwowania, czekałam, aż się odezwie. Po dwóch godzinach straciłam nadzieję.
Zraniony Rysiek uciekł, i kto go wtedy pocieszał? Ewka!
– Co było, minęło, wuju, nie ma się co napalać – powiedziałam do Ziutka, zamykając laptop. – Zostaliśmy we dwoje, dobrze, że chociaż ciebie mam.
Przodek obdarzył mnie martwym, papierowym spojrzeniem, jakby nie chciał marnować sił witalnych na głupie pogaduszki. Następnego dnia rano otworzyłam laptop i zobaczyłam wpis Ryśka:
Aniu, to naprawdę ty?! Niedawno zajrzałem do albumu i zobaczyłem twoje zdjęcie. To chyba znak, że powinniśmy się spotkać.
Oderwałam wzrok od komputera i uśmiechnęłam się do Ziutka. Rysiek się odnalazł! Wyglądał dokładnie tak jak kiedyś, tylko o dwadzieścia parę lat starszy. Nie musiałam pytać o to, dlaczego ze mną zerwał, tajemnica wyjaśniła się, gdy poznałam nazwisko jego żony, na szczęście już byłej.
To była nasza wspólna koleżanka, która udając zmartwioną, doniosła mu, że go zdradzam. Potwierdziłam to, nie przychodząc na randkę, zrobił się galimatias. Zraniony Rysiek uciekł, Ewa pocieszała go na odległość, a potem przyjechała do niego. Pobrali się, ale małżeństwo nie przetrwało, zupełnie jak moje.
– To chyba kolejne znaki, w dodatku aż dwa – Rysiek wziął mnie za rękę.
– I jak tu w nie nie wierzyć?
Zgodziłam się pośpiesznie, dość już miałam niedomówień, zaproponowałam Ryśkowi, żebyśmy spróbowali jeszcze raz. Ucieszył się, niedługo się do mnie wprowadza, mamy co nieco do nadgonienia.