Reklama

Na wsi życie płynie inaczej, a proste czynności nabierają magicznego uroku. Kiedy jestem w domu, zawsze mogę liczyć na to, że z radia popłyną dźwięki starych przebojów, które kojarzą mi się z moją młodością. W kuchni unosi się zapach pieczonego chleba, a słońce, które zagląda przez okno, przynosi wspomnienia ciepłych, letnich poranków. Dzień, kiedy moje wnuki miały mnie odwiedzić, rozpoczął się właśnie takim porankiem. Stałam przy piecu, mieszając zupę, gdy zadzwonił telefon.

Reklama

Dzieci już się cieszą, że spędzą u ciebie noc – usłyszałam w słuchawce głos mojej córki, Ani. – Naprawdę ci dziękuję, mamo.

– Ależ nie ma sprawy. To dla mnie przyjemność – odpowiedziałam, starając się ukryć niepokój, który od pewnego czasu towarzyszył każdej wizycie wnuków.

Pożegnałyśmy się, a potem odłożyłam słuchawkę. Miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej.

Poczułam ukłucie żalu

Chwilę później usłyszałam stukot kół samochodu na żwirowym podjeździe. To córka przywiozła dzieci. Wnuki wbiegły do domu z nieukrywanym entuzjazmem. Każde z nich niosło mały plecaczek, a ich twarze zdradzały ciekawość i radość.

Babciu! Babciu! – krzyknęła Hania, biegnąc do mnie z wyciągniętymi ramionami.

– Jak miło cię widzieć, moja mała księżniczko – powiedziałam, przytulając ją mocno.

Tymczasem Kuba, nieco starszy, stał z boku, z lekko zmarszczonym czołem. Jego mina zdradzała, że coś nie jest w porządku.

– Jak się masz? – zapytałam z uśmiechem.

– Cześć, babciu – odpowiedział, nieco znużony. – Jest tu Wi-Fi? – zapytał nagle, a jego głos zdradzał irytację.

– Och, nie. Tu jest trochę inaczej. Może zamiast tego zagramy w gry planszowe? – zaproponowałam, mając nadzieję, że uda mi się go zainteresować czymś innym.

– Nuda... – westchnął, odwracając wzrok.

Tymczasem Hania zaczęła biegać po kuchni, rozrzucając cukierki, które znalazła w miseczce na stole.

Ale tu śmierdzi starością! – zawołała nagle, marszcząc nos.

Starałam się nie przejmować tym, co powiedziała. Wiedziałam, że dzieci czasami są szczere do bólu, ale w głębi serca poczułam ukłucie żalu. Zaczęłam sprzątać po cichu, udając, że nic się nie stało.

Łzy napłynęły do oczu

Noc nie minęła spokojnie. Kuba leżał w łóżku, przewracając się z boku na bok, narzekając na brak internetu, a Hania śmiała się głośno, gdy znalazła nową zabawę w rozrzucaniu klocków po całym pokoju. Starałam się zasnąć, ale ich hałas nie dawał mi spokoju. Przez ścianę słyszałam, jak Kuba mówił do siebie:

Nikt tu długo nie wytrzyma – mamrotał.

Po chwili usłyszałam, jak Hania wbiega do pokoju brata.

– Jak wrócimy do domu, to powiemy mamie, że już nigdy tu nie chcemy przyjeżdżać? – zaproponowała z entuzjazmem.

– Jasne, powiemy jej. Może to ją przekona, żeby więcej nas tu nie wysyłali – odpowiedział Kuba, a jego głos był pełen determinacji.

Leżąc w łóżku, słyszałam każde ich słowo. Moje serce zaczęło bić szybciej, a łzy same napływały do oczu. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego moje wnuki nie potrafią docenić prostych rzeczy, które starałam się im oferować. Rano, gdy tylko się obudzili, postanowiłam odwieźć ich wcześniej do domu. Nie byłam w stanie słuchać więcej skarg i narzekań.

Byłam rozczarowana

Droga do domu była cicha. Dzieci siedziały na tylnym siedzeniu, każde zajęte swoimi myślami. Patrzyłam na nich w lusterku, zastanawiając się, co zrobiłam źle. Może za bardzo trzymam się tradycji, może nie nadążam za współczesnym światem? Kiedy dotarliśmy na miejsce, Ania czekała już na nas przed domem. Jej twarz rozpromieniała się na widok dzieci, które wybiegły z samochodu.

Jak było u babci? – zapytała z uśmiechem.

Hania tylko wzruszyła ramionami, a Kuba powiedział:

– Nudno.

Córka spojrzała na mnie z lekkim zakłopotaniem.

Wszystko w porządku? – zapytała, dostrzegając, że coś jest nie tak.

– Tak, wszystko dobrze – skłamałam, starając się nie zdradzać swoich prawdziwych uczuć. – Trochę się źle czuję, dlatego odwiozłam ich wcześniej.

– Dziękuję, że się nimi zajęłaś. Naprawdę to doceniam – powiedziała Ania, całując mnie w policzek.

Nie mogłam wyznać, że to, co naprawdę czułam, to po prostu rozczarowanie. Rozczarowanie tym, że moje starania nie były doceniane, że moje wnuki nie widziały wartości w tym, co oferuję.

Próbowałam się uspokoić

Po powrocie do domu poczułam się, jakby nagle ogarnęła mnie pustka. Włączyłam radio, próbując zagłuszyć myśli muzyką, ale nawet ulubione melodie nie przynosiły ukojenia. Zaczęłam sprzątać po wizycie dzieci. Podnosząc klocki, które Hania rozrzuciła, i porządkując książki, które Kuba zostawił na podłodze, zastanawiałam się, co mogłabym zrobić inaczej. Może kupić modem do internetu, może wypełnić dom nowoczesnymi gadżetami, które przyciągnęłyby ich uwagę? Ale czy to naprawdę ja? Czy to naprawdę mój świat?

– Nigdy więcej – wyszeptałam do siebie, kiedy spojrzałam na puste krzesła przy kuchennym stole. – Nigdy więcej nie poproszę, by je zostawili. Nigdy więcej nie będą mnie odwiedzać sami.

Łzy same płynęły mi po policzkach, ale nie miałam siły ich powstrzymywać. Próbowałam się uspokoić, mówiąc sobie, że czasem trzeba zaakceptować rzeczywistość, nawet jeśli jest bolesna. Zawahałam się, myśląc o rozmowie z Anią. Czy powinnam jej powiedzieć prawdę? Czy powinnam się podzielić moimi uczuciami? Jednak coś we mnie nie pozwalało mi na to. Może to duma, może strach przed niezrozumieniem.

Znowu skłamałam

Kolejne dni mijały, a ja próbowałam wrócić do codziennego życia. Wypełniałam czas pracą w ogrodzie, pieczeniem chleba i długimi spacerami po polach. Mimo to, w głębi serca czułam, że coś się zmieniło. Byłam jak pusty dom, w którym kiedyś tętniło życie. Pewnego popołudnia, kiedy słońce powoli zaczynało chylić się ku zachodowi, zadzwonił telefon. To była Ania.

– Mamo, chciałam tylko zapytać, czy nie chciałabyś wpaść do nas na obiad w niedzielę? – zaproponowała z entuzjazmem.

– Dziękuję, kochanie, ale myślę, że wolę zostać w domu – odpowiedziałam ostrożnie.

W słuchawce zapadła chwila ciszy.

Coś się stało? Mam wrażenie, że jesteś ostatnio jakaś nieobecna – dopytywała córka, a ja wiedziałam, że wyczuła zmianę w moim głosie.

Zbierałam się na odwagę, by powiedzieć coś, co od dawna czułam, ale słowa nie chciały przejść mi przez gardło.

Wszystko jest w porządku. Po prostu potrzebuję trochę czasu dla siebie – skłamałam znowu.

– Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć – odpowiedziała, a jej słowa miały kojący ton.

Po rozmowie odłożyłam telefon i usiadłam przy oknie, wpatrując się w zachodzące słońce. Wiedziałam, że muszę nauczyć się żyć z tą nową rzeczywistością. Że muszę zaakceptować, że czasem nie można zmusić innych, by widzieli świat naszymi oczami.

Poczułam ciepło na sercu

Minęły tygodnie, a ja starałam się odnaleźć spokój w samotności. Ogród stał się moją ucieczką, a każda jego część przypominała mi o pięknie, które wciąż mogę stworzyć wokół siebie. Pewnego ranka, gdy podlewałam kwiaty, usłyszałam dźwięk samochodu na podjeździe. Było jeszcze wcześnie i nie spodziewałam się żadnych gości. Zaintrygowana, poszłam sprawdzić, kto to. Na podwórku stała córka z dziećmi. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, Hania i Kuba wyskoczyli z auta i pobiegli w moją stronę.

– Babciu! – krzyknęła Hania, obejmując mnie mocno.

Tęskniliśmy za tobą – dodał Kuba, przytulając się do mnie.

Ania podeszła powoli, z lekkim uśmiechem na twarzy.

Dzieci nalegały, żeby cię odwiedzić. Powiedzieli, że chcą zagrać w te twoje gry planszowe – wyjaśniła.

Moje serce zalała fala ciepła. Może nie wszystko stracone. Może jeszcze jest nadzieja na zrozumienie i docenienie. Uśmiechnęłam się, mocniej przytulając wnuki.

– W takim razie, chodźmy do środka. Mam kilka nowych gier, które na pewno wam się spodobają – zaproponowałam z radością w głosie.

Tamtego dnia zrozumiałam, że choć życie nie zawsze jest takie, jakiego byśmy chcieli, czasem wystarczy mały gest, by zmienić bieg wydarzeń.

Reklama

Waleria, 67 lat

Reklama
Reklama
Reklama