„Gdybym wybrała pracę zamiast miłości, już bym nie żyła. Na szczęście, w ostatniej chwili posłuchałam horoskopu”
„– Zostań – wyszeptał Romek. – Przepraszam – dodał szybko – sama powinnaś o tym zdecydować. Ale mimo to proszę: zostań. – A jeśli stracę pracę? – nie wierzyłam, że w ogóle rozważam taką opcję. – Znajdziesz inną. Mnie martwi coś innego. A jeśli w tej przepowiedni tkwi choć ziarno prawdy?”.
- Beata, 38 lat
Kiedy byłam mała, ciocia Nastka często do nas przyjeżdżała. I zawsze, na dzień dobry albo na do widzenia, chwytała moją dłoń i gładząc palcami jej wnętrze, mówiła: „Kiedy dorośniesz, oszukasz przeznaczenie”. Nikt nie wiedział, co dokładnie ma na myśli, i czemu wciąż to powtarza, ale też nikt się z tego nie śmiał ani nie podważał jej słów.
Ciocia dobiegała wówczas dziewięćdziesiątki i miała niesamowitą charyzmę, choć prawie nie widziała. Mama mówiła, że ciocia patrzy nie oczami, lecz sercem. Nie bardzo rozumiałam, co to znaczy. Później dowiedziałam się, że ciotka wybrańcom wróżyła z dłoni, ale nie poczułam się jakoś specjalnie wyróżniona. Nawet jako smarkula byłam zbyt racjonalna na takie historie.
Życie płynęło swoim rytmem
Leciwa ciotka, która czytała z ludzkich dłoni, odeszła, ja dorosłam i tylko bardziej utwierdziłam się w swoim pragmatyzmie. Zapomniałam o przepowiedniach z dzieciństwa. Można powiedzieć, że osiągnęłam sukces. Przynajmniej w życiu zawodowym. Dość szybko wspięłam się po szczeblach kariery w firmie produkującej armaturę łazienkową. Byłam prawą ręką prezesa. Zawsze gotowa, zawsze dyspozycyjna, zawsze w pracy. Nie miałam czasu na rodzinę, choć jakiś mężczyzna zazwyczaj był obecny na peryferiach mojego życia.
Romka poznałam przypadkiem. Historia jak z taniego romansidła. Na lotnisku wypadł mi z rąk bilet i podniósł go właśnie Roman. Nie marnował czasu, od razu zaprosił mnie na kawę. Przegadaliśmy wtedy dobrą godzinę. Łączyło nas wiele, ale równie dużo dzieliło. Mimo wszystko zaczęliśmy się spotykać. Zawsze to miło mieć do kogo zadzwonić po pracy i umówić się na kolację. Nie chciałam jednak przyznać sama przed sobą, że mnie zauroczył bardziej niż inni. Chciałam dalej traktować go jak przyjaciela, z którym czasem sypiam. Uciekałam od poważnych relacji i jakichkolwiek deklaracji. Za bardzo zależało mi na pracy i karierze. Nie mogłam pozwolić, by prywatne sprawy zdominowały moje życie.
Jednak gdy pewnego dnia szef zaproponował mi wyjazd służbowy do Szwecji, zawahałam się.
– To tylko pół roku. No, może rok – namawiał. – Wiesz dobrze, że tylko ty jesteś w stanie zadbać o ten kontrakt.
Romek mnie zaskoczył
Zdawałam sobie sprawę, że dla szefa to ważne przedsięwzięcie. Nie chciałam ulegać sentymentom, choć gdzieś w głębi serca obawiałam się reakcji Romka. Umówiliśmy się na kolację, jak zwykle w piątkowy wieczór. Nakryłam do stołu i usiadłam na krześle, nerwowo stukając obcasami o posadzkę. Wytarłam spocone dłonie w obcisłą, czerwoną spódniczkę. Spojrzałam na zegarek. Dzwonek rozległ się dokładnie o dwudziestej. Nie znałam bardziej punktualnego człowieka niż Romek. Poderwałam się i pobiegłam otworzyć drzwi. Zobaczyłam ogromny bukiet czerwonych róż. Mimowolnie posmutniałam.
Roman był dziwnie podenerwowany. Może wyczuł mój nastrój, który i mu się udzielił. Bez słowa usiadł przy stole. Byłam w kuchni, ale nawet z daleka usłyszałam jego głębokie westchnienie. Czyżby domyślał się, po co go zaprosiłam? W głowie układałam przemowę, w której przekonam go, że dla nas obojga będzie lepiej, jak zerwiemy tu i teraz. Wyjeżdżałam do Szwecji. Nie miałam prawa żądać, że będzie na mnie wiernie czekał. Zresztą byłam dorosła, znałam realia i wolałam w porę zakończyć coś, co nie miało szans na przetrwanie. Zniosłabym wszystko, ale nigdy bycia zdradzoną.
Jednym haustem wypiłam kieliszek wina, chcąc dodać sobie animuszu, i wkroczyłam do salonu. Romek nawet na mnie nie spojrzał: wpatrywał się w czubki swoich butów. Podeszłam powoli. Wtedy poderwał się i nieco speszony stanął przede mną.
– Usiądź – powiedział.
Usiadłam i patrzyłam na niego zaskoczona. Moje zdumienie wzrosło, kiedy Roman ukląkł przede mną i zza poły marynarki wyjął czerwone pudełeczko. Otworzył je drżącymi dłońmi i moim oczom ukazał się złoty pierścionek z naprawdę dużym brylantem.
– Wyjdziesz za mnie? – spytał łamiącym się głosem.
Zraniłam go
Nie! To nie tak miało być! Wstałam gwałtownie i zaczęłam krążyć po pokoju. Byłam bardziej zła niż zmieszana. A może gniew był tylko mechanizmem obronnym?
– Dlaczego właśnie teraz? – zwróciłam się do Romka.
Nadal klęczał i dopiero po moim pytaniu podniósł się, głośno przełknął ślinę i nie patrząc na mnie, schował pudełeczko do kieszeni. Potem obrócił się i skierował do wyjścia. Bez słowa. Nie wiedziałam, co robić. Serce łomotało mi w piersi. Nie chciałam, żeby tak po prostu wyszedł. Zastąpiłam mu drogę. Nadal milczał. Chwyciłam jego dłoń.
– Nie gniewaj się – szepnęłam.
– Nie gniewam się – odpowiedział spokojnie. – Uznajmy, że to się nie wydarzyło.
W oczach zakręciły mi się łzy. Musiałam powiedzieć mu prawdę.
– Wyjeżdżam na pół roku, być może dłużej…
Roman patrzył na mnie chwilę, wreszcie odwiesił płaszcz z powrotem na wieszak. Wrócił do salonu i usiadł na kanapie. Ja wciąż stałam pod drzwiami, nie wiedząc, jak zareagować.
– Dokąd? – spytał.
– Służbowo, do Szwecji – odparłam i podeszłam bliżej.
Usiadłam na skraju kanapy i zaczęłam nerwowo skubać brzeg spódniczki.
– To już postanowione? – spojrzał na mnie z nadzieją.
Spuściłam wzrok.
– To dla mnie ważne…
– Powinienem był się tego domyślić – Roman uśmiechnął się gorzko. – Dla ciebie nie liczy się nic ani nikt poza pracą.
Miał rację, więc czemu poczułam się tak, jakby wbił mi nóż w serce?
– Chciałam być wobec ciebie w porządku! Nigdy ci niczego nie obiecywałam – znowu wybrałam atak jako taktykę obronną.
Roman spojrzał mi w oczy i chwycił moje dłonie.
– Zostań – poprosił. – Kocham cię.
Wszystko zepsułam
Nie odpowiedziałam, nie potrafiłam. Przez chwilę siedzieliśmy naprzeciw siebie w milczeniu, po czym Romek wstał, zdjął płaszcz z wieszaka i wyszedł. Ja go nie zatrzymywałam, a on już nie wrócił. Otarłam rękawem łzy. Nie pierwszy raz rozstawałam się z facetem, który chciał więcej niż mogłam mu dać, ale tym razem bolało naprawdę mocno. Wstałam i wzięłam głęboki wdech.
– Jakoś to będzie – powiedziałam na głos. – Wyjadę i o nim zapomnę. Uda się. Mam wprawę.
Podeszłam do komody w przedpokoju, by podnieść gazetę, którą strącił podmuch zamykanych przez Romka drzwi. Leżała otwarta na stronie z horoskopami. Zerknęłam odruchowo na opis swojego znaku.
„Strzelec. Czeka cię niebezpieczeństwo. Unikaj długich podróży. Zadbaj o relacje rodzinne i sercowe” – odczytałam.
Co za bzdury! Rzuciłam czasopismo na komodę. Nalałam sobie kolejny kieliszek wina i obejrzałam w telewizji komedię romantyczną. Jednak niechciane myśli wciąż kłębiły się w mojej głowie. I wciąż wracały pełne goryczy słowa Romka: dla ciebie nie liczy się nic ani nikt poza pracą… Zasnęłam na kanapie z pustym kieliszkiem w dłoni.
Poczułam się nieswojo
Tej nocy przyśniła mi się ciocia. Sen był niesamowicie realistyczny. Obudziłam się w nim i usiadłam na kanapie. Przy stole siedziała ciocia Nastka. W swoim pozaziemskim wcieleniu nie miała już problemów ze wzrokiem, wpatrywała się we mnie przenikliwie. Przetarłam oczy ze zdumienia. Wtedy ciocia wstała i podeszła do kanapy. Usiadła obok mnie i chwyciła moją dłoń.
– To już czas, by oszukać przeznaczenie. Zostań – jej głos odbił się echem od ścian. Jakby mówiła przez tubę.
Cofnęłam dłoń przestraszona.
– To tylko sen, tylko sen – wyszeptałam, a brzęk uderzającego o posadzkę kieliszka dobudził mnie na dobre.
Usiadłam gwałtownie, zaplątana we własny sweter i kłębowisko z koca. Przetarłam dłonią zroszone potem czoło. Mogłam sobie wmawiać, że nie wierzę w trzecie oko ani w sny, ale ogarnął mnie dziwny niepokój. Nie mogłam się go pozbyć i poczułam się nieswojo we własnym mieszkaniu. Tańczące na ścianie cienie kołysanych wiatrem gałęzi przyprawiały mnie o gęsią skórkę. Zdawało mi się, że jakaś postać przemyka po domu. Włączyłam światło, ale niewiele to pomogło. Położyłam się w sypialni, by jakoś dotrwać do świtu. Dotrwać – właściwe słowo. Bo gdy tylko zaczynałam drzemać, sen z ciocią Nastką powracał. Budziłam się kilkakrotnie, zlana potem, z łomoczącym dziko sercem. Broda mi drżała. Z zimna, tłumionego płaczu, strachu?
Za dużo tych znaków
W końcu nastał upragniony świt. Był sobotni poranek, więc nie musiałam gnać do pracy. Owinęłam się pluszowym szlafrokiem i leniwie ruszyłam do kuchni. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Żadnych wiadomości od Romana. Westchnęłam ciężko. Miałam ochotę zadzwonić do niego, a najlepiej pojechać i od razu rzucić mu się w ramiona, błagać o przebaczenie, ale… duma mi na to nie pozwalała.
Pomasowałam skronie. Niespokojna noc podlana winem zaowocowała bólem głowy, który rozsadzał mi czaszkę. Powlokłam się do salonu, by posprzątać stłuczony kieliszek. Zerknęłam w stronę drzwi i zamarłam w bezruchu. Na podłodze leżała gazeta. Co do licha? Przecież ją wczoraj podniosłam. Pokręciłam głową i podeszłam bliżej. Gazeta była rozłożona na stronie z horoskopem.
Podniosłam ją ostrożnie i ponownie przeczytałam wróżbę dla mojego znaku, potem jeszcze raz i znowu. Przypomniał mi się sen i jeszcze coś: dotyk palców cioci Nastki, gdy gładziła wnętrze mojej dłoni… Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie, a ręce zaczęły dygotać tak bardzo, że ledwo zdołałam położyć gazetę z powrotem na komodzie.
Poczułam się bardzo osamotniona z moim lękiem. Wróciłam do sypialni, pod bezpieczną kołdrę. Sięgnęłam po telefon leżący na szafce nocnej. Ekran rozbłysł. Skrzynka odbiorcza nadal była pusta. Kilka razy wybierałam numer Romka, by od razu zakończyć połączenie. Tak bardzo chciałam usłyszeć jego głos, ale nie potrafiłam zebrać się na odwagę.
Biłam się z myślami
W końcu to zrobiłam. Odebrał dopiero po pięciu długich sygnałach.
– Słucham? – odezwał się zaspanym głosem.
I nagle miałam w nosie dumę oraz to, że zabrzmię absurdalnie. Opowiedziałam mu o swoim śnie, o mojej ciotce, a także o niepokojącym horoskopie w gazecie. Momentami łamał mi się głos, tak bardzo byłam zdenerwowana. Tylko jeden dzień dzielił mnie od wyjazdu do Szwecji. Szef już wszystko załatwił. Miałam pojechać jutro autem z jego kierowcą, a potem wsiąść na prom…
– Zostań – wyszeptał Romek. – Przepraszam – dodał szybko – sama powinnaś o tym zdecydować. Ale mimo to proszę: zostań. Najwyraźniej nie tylko mnie na tym zależy.
– A jeśli stracę pracę? – nie wierzyłam, że w ogóle rozważam taką opcję.
– Znajdziesz inną. Mnie martwi coś innego. A jeśli w tej przepowiedni tkwi choć ziarno prawdy?
Zadrżałam. Znowu nie wiedziałam, czy z zimna, czy ze strachu.
– Przepraszam za wczoraj – zmieniłam temat.
Milczenie. Długie, łamiąc serce.
– Nie mówmy już o tym – odezwał się.
Po policzku spłynęła mi łza. Tak wiele chciałam mu powiedzieć. Ale nie wiedziałam jak, nie umiałam, dotąd nigdy nie wyznawałam takich rzeczy. Więc i teraz tego nie rób, skarciłam się w myślach. Bądź rozsądna. Jutro musisz wyjechać, to nie pora na miłosne zawirowania…
Tego dnia spakowałam walizkę i posprzątałam mieszkanie. Zapasowy klucz zostawiłam sąsiadce, by doglądała kwiatów. Wciąż jednak czułam swędzenie niepokoju. Przepowiednia ciotki, sen, horoskop, oświadczyny i prośba Romka. Za dużo tych ostrzeżeń…
„Naprawdę muszę tam jechać?” – wieczorem wysłałam SMS-a do szefa.
Odpowiedział błyskawicznie:
„Nie żartuj. Michał nie może jechać sam”.
Nie chciałam go zostawić
A ja nie mogłam zasnąć. Wybrałam numer Romka. Przegadaliśmy pół nocy. Gdy tylko odłożył słuchawkę, wybuchnęłam płaczem. Nie potrafiłam go zostawić. Tak bardzo się bałam, że go stracę, ale nie miałam wyjścia. Szef mi nie wybaczy, jeśli go wystawię do wiatru. Ranek zastał mnie siedzącą na walizce i czekającą na wypełnienie się mojego przeznaczenia. Byłam gotowa wyruszyć do Szwecji.
Nie przespałam ani minuty, więc z utęsknieniem czekałam na godzinę wyjazdu, by móc zdrzemnąć się w aucie, a potem odpocząć na promie. Wzięłam tabletkę uspokajającą, by jakoś przetrwać. Z marazmu wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Zeszłam na dół, dźwigając bagaż. Mocowałam się z ciężkimi drzwiami od klatki schodowej, kiedy ktoś dotknął mojej dłoni i wziął ode mnie walizkę.
Spojrzałam za siebie.
– Roman! – uśmiechnęłam się mimowolnie. – Co ty tutaj robisz?
– Przyszedłem się pożegnać – powiedział cicho.
Nie zastanawiając się wiele, wtuliłam się w jego ramiona. Walizka z głuchym łoskotem uderzyła o chodnik. Romek objął mnie mocno i ukrył twarz w moich włosach. Przerwał nam przeciągły dźwięk klaksonu. Roman chwycił walizkę i otworzył bagażnik auta. Dostrzegłam siedzącego wewnątrz Michała, kolegę, z którym miałam wyruszyć do Szwecji. Pomachał mi przyjaźnie, a mnie zrobiło się niewyobrażalnie smutno. Broda zaczęła mi drżeć. Nie rozpłaczę się. Tak bardzo się powstrzymywałam, że zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wciągnęłam do płuc chłodne powietrze poranka i oparłam się o zimny mur, by otrzeźwieć. Zaczęłam się osuwać… Roman podbiegł do mnie, chwycił pod ramię i dźwignął do góry.
– Wszystko w porządku? – spytał z troską.
Szyba służbowego auta obniżyła się.
– Hej, co jest, zaszalałaś wczoraj? Masz kaca? Spóźnimy się przez ciebie na prom – odezwał się z wyrzutem Michał.
To był impuls
Potem wysiadł z auta i razem z Romkiem doprowadził mnie do drzwi. Wsiadłam i zapięłam pas. Gdy ruszyliśmy, obróciłam się i spojrzałam się przez szybę. W oddali majaczyła postać Romka… To był impuls. Chwyciłam Michała za ramię.
– Stój! – krzyknęłam i niemal w biegu wyskoczyłam z auta.
– Odbiło ci?! Co ja powiem szefowi? – słyszałam za sobą jego głos, ale biegłam już ile sił w nogach, nie zwracając na nic uwagi.
– Roman! – wydyszałam.
Odwrócił się zdezorientowany. Gdy dotarło do niego, co się dzieje, zaczął biec w moją stronę. Złapał mnie, objął, przytulił.
– Tak! – sapnęłam.
– Co tak?
– Wyjdę za ciebie.
Michał wyjął mój bagaż i zostawił na środku ulicy. Może się obraził, może zrozumiał, nieważne. Liczył się tylko Roman. Pojechaliśmy do niego i spędziliśmy ze sobą cudowny dzień. Chciałam zadzwonić do szefa i wyjaśnić mu całą sytuację, ale postanowiłam odłożyć to na później. Trochę mnie jednak dziwiło, że przez cały dzień się nie odezwał. Był jedną z tych osób, które muszą trzymać rękę na pulsie i kontrolować każde przedsięwzięcie. Po tylu latach owocnej współpracy ufał mi wprawdzie jak własnej matce, ale i tak jego milczenie zastanawiało. Czyżby Michał mu nie powiedział, że zostałam?
Bałam się reakcji szefa
Kiedy Roman poszedł pod prysznic, z duszą na ramieniu wybrałam numer szefa. Przygotowałam się na deszcz pretensji z jego strony, zwieńczony wyrzuceniem mnie z pracy, a w najlepszym wypadku zdegradowaniem.
– Halo? – odebrał, ale jego głos wydał mi się jakiś obcy. Nie potrafiłam z niego wyczytać żadnych emocji. Przeczuwałam nadchodzące kłopoty.
– Czy… czy Michał już dotarł? – zapytałam niemal szeptem.
Długo nie odpowiadał.
– To ty o niczym nie wiesz? – zapytał grobowym tonem, aż poczułam gęsią skórkę na ramionach.
– Niby o czym? – wydukałam.
– Dlaczego nie wsiadłaś do auta?
– Nie… nie mogłam. To opowieść na dłuższą rozmowę. Wszystko ci wytłumaczę – starałam się zachować spokój, bo może istniała nadzieja, cień szansy, że jednak nie stracę pracy, że jakoś przekonam szefa. Miał rodzinę, dzieci, powinien zrozumieć, że samą pracą żyć się nie da. Ja już nie umiałam, nie chciałam. – Chodzi o to, że…
– Michał nie żyje – przerwał mi.
– Co…? – przez moje ściśnięte szokiem gardło dobyło się tylko to jedno słowo.
– Samochód zderzył się z tirem. Michał zginął na miejscu. Gdybyś była razem z nim… Gdybyś była razem z nim… Beata, jak dobrze, że nie wsiadłaś…
Z trudem łapałam powietrze. Trzęsącymi się dłońmi wyłączyłam telefon i cisnęłam go na łóżko. Potem osunęłam się na podłogę i zaczęłam głośno płakać. Roman wybiegł z łazienki, owinięty jeszcze ręcznikiem, usiadł na podłodze i objął mnie ramieniem. Nie wiedział, o co chodzi, ale wystarczyło, że mogłam się w niego wtulić, że był obok. Gdy się uspokoiłam, opowiedziałam mu o wypadku.
Był wstrząśnięty, ale… nie zdziwiony. Właściwie ja też. Horoskop, sen, przepowiednia cioci… Powtarzane przez ciotkę Nastkę słowa nabrały wreszcie znaczenia. Oszukałam przeznaczenie. Naprawdę. Oszukałam przeznaczenie, bo zaufałam sercu. Zginęłabym, gdybym się nie zakochała. Zginęłabym, gdybym zamiast miłości wybrała pracę…