„Granitowy pomnik matki nie bez powodu świecił pustkami. Na pogrzebie wydało się, dlaczego nikt po niej nie płakał”
„Nikt z nas nie płakał. Na nagrobku nie było zdobień, zdjęć ani napisów, żadnej wzmianki o kochanej mamie czy wiernej żonie. Tylko cisza i zupełnie gładki kamień. Trochę, jak w moim sercu. Czy to źle, że nie cierpię? Że nie umiem się smucić po własnej matce?”.

- Redakcja
Nigdy nie sądziłam, że dzień pogrzebu matki może być… nijaki. Że w sercu zamiast rozpaczy będzie pustka, a jedyne, co czuję, to zmęczenie i lekkie podenerwowanie. Stałam przed jej grobem, patrząc, jak dwóch mężczyzn z kamieniarskiej firmy poprawia płytę nagrobną. Nowa. Surowa. Bez żadnych ozdobników, bez zdjęcia, bez złotych liter. Tylko imię, nazwisko i data. Tyle. Patrzyłam na to wszystko i jedyne, co cisnęło mi się na usta, to:
– Dobrze, że już po wszystkim.
Ojciec stał obok, z dłonią zaciśniętą na lasce. Wydawał się zmęczony. Ale nie płakał. Nikt z nas nie płakał. Halina, jego siostra, patrzyła na kamień z chłodną oceną, jakby oglądała betonową wylewkę, nie grób człowieka. Nawet ona nie siliła się na sentyment. Nie było „kochanej mamy”, nie było „wiernej żony”. Nawet „naszej Teresy” nie było. Cisza. Gładki kamień. Trochę, jak moje serce. Czy to źle, że nie cierpię? Że nie umiem się smucić po własnej matce?
Nie umiała kochać, nie potrafiła rozmawiać. Była jak cień w naszym domu. Obecna ciałem, nieobecna duchem. Zawsze zimna, zamknięta, chłodna. I przez lata myślałam, że to moja wina. Że to ja nie potrafiłam się do niej zbliżyć. Dopiero po jej śmierci zaczęłam rozumieć, że to nie o mnie chodziło.
Miałam dość pozorów
– I to już? – zapytała kuzynka Marta, marszcząc brwi. – Taka płyta? Bez zdjęcia, bez niczego?
– Tak ustaliliśmy – odpowiedział spokojnie ojciec. – Skromnie.
– Ale przecież to była twoja żona, Andrzej! – dodała zaskoczona. – I matka Natalii! Nie napisaliście nawet „kochana mama”... To wygląda, jakby...
– Bo nie zasłużyła! – wtrąciła się ciotka Halina, głośno i ostro, tak że aż ptaki poderwały się z drzew.
Cisza. Każdy przestał oddychać.
– Halina... – spróbował coś powiedzieć jej mąż, Stefan, ale machnęła ręką.
– Nie będziemy udawać, prawda? Przez całe życie wszyscy patrzyli, milczeli, nikt nie miał odwagi powiedzieć, jak było naprawdę. Ale ja mam dość. Dość cenzurowania prawdy nawet po śmierci.
Marta zbladła.
– To chyba nie miejsce...
– Właśnie to miejsce. – Halina wyciągnęła rękę w stronę nagrobka. – Tu, gdzie zamiast wspomnień jest pustka. Tu, gdzie stoi kamień i ani jedno ciepłe słowo.
Stefan próbował załagodzić sytuację, jak zawsze.
– Kochanie, może... może jednak nie teraz? Natalia też tu jest...
Wszyscy spojrzeli na mnie. Ale ja tylko skinęłam głową. Bo... czułam ulgę. Pierwszy raz ktoś powiedział coś, co przez całe życie nosiłam w sobie, a czego nigdy nie umiałam ubrać w słowa.
– Proszę bardzo, mów, ciociu – wyszeptałam. – Chcę wiedzieć. Wszystko.
Halina spojrzała mi w oczy. I wreszcie powiedziała to, co już od dawna czułam, ale nie miałam odwagi nazwać:
– Twoja matka... nie była taka, jaką wszyscy myśleli.
Chciałam się dowiedzieć prawdy
Dom był dziwnie cichy. Jakby ściany też nie chciały nic mówić. Ojciec siedział przy stole z filiżanką zimnej herbaty, której nawet nie ruszył. Patrzył gdzieś w punkt na ścianie. Wszedłszy do kuchni, od razu wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa. Ale mimo wszystko musiałam spróbować.
– Czemu ciotka tak powiedziała? – zapytałam bez wstępów.
Zerknął na mnie kątem oka, jakby zastanawiał się, czy udawać, że nie słyszał. Ale po chwili odłożył filiżankę i westchnął ciężko.
– Zostawmy to, Natalka – mruknął. – Co było, to było. Teraz już nic nie zmienimy.
– Ale ja chcę wiedzieć. Muszę. – usiadłam naprzeciwko niego. – Nie pytam o to z ciekawości. Tylko... ja przez całe życie myślałam, że to ja jestem problemem. Że matka mnie nie kochała, bo byłam zbyt... zbyt cicha, zbyt nijaka. Ale to chyba nie o mnie chodziło, prawda?
Nie odpowiedział. Wbił wzrok w blat stołu, a jego palce zaczęły nerwowo bębnić o drewno. Po chwili powiedział tylko:
– To nie była twoja wina. Nigdy.
– Ale dlaczego? – naciskałam. – Dlaczego była taka... zimna? Dlaczego nigdy nie przytuliła mnie tak po prostu, bez powodu? Dlaczego wiecznie znikała z domu i wracała zdenerwowana?
Zacisnął usta, a ja zobaczyłam, że jego oczy robią się szkliste.
– Bo taka była – powiedział w końcu, jakby to miało wystarczyć.
Ale nie wystarczyło. Nic już nie wystarczało. Patrzyłam na niego i widziałam w nim smutnego, złamanego człowieka. Ale nie wroga. Nie kogoś, kto ukrywał przede mną prawdę z nienawiści. Raczej z bezradności. A w mojej głowie wracały obrazy. Dni, kiedy siedziałam sama w pokoju, czekając na jej powrót. Noce, kiedy słyszałam ich ciche kłótnie przez ściany. Dłonie, które nie głaskały. Spojrzenia – nigdy ciepłe. Zawsze oceniające albo puste.
Ojciec odwrócił wzrok i cicho dodał:
– Czasem... lepiej nie wiedzieć.
Ale ja już wiedziałam, że nie odpuszczę.
Wszystko wyszło na jaw
Noc była cicha. Aż podejrzanie cicha. Obudziłam się gdzieś po północy. Coś mnie tknęło. Może odgłos krzesła przesuwanego po podłodze. Może cichy szept. Wstałam i wyszłam z pokoju na bosaka, nie zapalając światła. Schody skrzypiały jak zawsze, ale i tak udało mi się zejść niemal bezgłośnie. Z kuchni dobiegały stłumione głosy. Zatrzymałam się za drzwiami.
– To nie może tak dalej trwać – mówiła Halina, jej głos brzmiał, jakby trzymała się resztek cierpliwości. – Ona zasługuje na prawdę. Zresztą, sama już wszystko widzi.
– A jeśli tego nie zniesie?– to ojciec. Zmęczony. Taki zmęczony, że aż mi się zrobiło niedobrze ze współczucia.
– Gorzej niż przez całe życie z tą kobietą już chyba nie będzie – prychnęła ciotka. – Dziesięć lat. Przez dziesięć lat Teresa bawiła się w cudze życie, a dziecko zostawiała samo sobie. Ty też wtedy znikałeś, Andrzej. Próbowałeś się z tym pogodzić? Udawać, że nie widzisz?
– Bo nie chciałem jej stracić... – wyszeptał ojciec.
– A Natalia? Jej nie straciłeś?
Nie mogłam tego słuchać. Pchnęłam drzwi, a one rozwarły się z hukiem. Oboje podskoczyli jak złapani na gorącym uczynku.
– Już nie musicie nic ukrywać – powiedziałam spokojnie, chociaż w środku wszystko się trzęsło. – Słyszałam.
Ojciec sięgnął po filiżankę, ale nie trafił. Rozlał herbatę. Halina spojrzała na mnie z żalem, ale i jakąś... dumą?
– Natalia... – zaczął ojciec, ale przerwałam mu.
– To był romans, prawda? Dlatego mama była taka nieobecna. Dlatego nie mogłam się do niej zbliżyć. Bo miała ważniejsze rzeczy. Kogoś innego.
Cisza.
– Nie chciałem cię ranić – powiedział ojciec w końcu. – I tak już wystarczająco dużo musiałaś znosić.
– Więc pozwoliliście mi żyć w kłamstwie – spojrzałam na nich oboje. – Całe życie.
Halina spojrzała na brata ostro.
– Może najwyższy czas, żeby w końcu ktoś przestał zamiatać to wszystko pod dywan.
Ojciec nie zaprzeczył.
Miałam dość kłamstw
Rano nie mogłam jeść. Halina usiadła naprzeciwko mnie, jakby wiedziała, że teraz musi powiedzieć wszystko. Do końca.
– Natalia, twoja mama... – zaczęła ostrożnie – przez prawie dziesięć lat miała romans.
Spojrzałam na nią. Twarz miała kamienną. Nie było w niej złości, tylko jakiś dziwny rodzaj zmęczonego zawodu.
– Znikała wieczorami. Wracała późno. Mówiła, że musi coś załatwić, że spotkania w pracy... Ale ja wiedziałam. Andrzej wiedział. – spojrzała na mojego ojca, który stał przy oknie i nie odzywał się ani słowem. – Próbowałam z nią rozmawiać. Tłumaczyć. Ale ona była... jak zaczarowana
– Dlaczego zostawiała mnie samą? – głos mi się załamał. – Byłam tylko dzieckiem.
Ojciec w końcu się odezwał.
– Bo była zakochana – powiedział cicho. – Myślała, że to coś wielkiego, że odejdzie ode mnie, że może jeszcze coś przeżyć. A ty... Ty byłaś wtedy obowiązkiem, czymś, co przywiązywało ją do tego domu.
Zamknęłam oczy. Jakby ktoś wepchnął mi kamień w gardło. Myślałam, że mnie to już nie dotyczy. Że skoro nie tęsknię za nią, to już nic mnie nie może zaboleć. Ale zabolało. I to jak.
– Dlaczego z nią zostałeś? – syknęłam. – Mogłeś odejść i zabrać mnie ze sobą.
– Bo ją kochałem – odpowiedział. – Głupio, naiwnie, za bardzo. Wierzyłem, że zostanie ze mną. Że to chwilowe. A potem... potem nie zostało już nic, tylko przyzwyczajenie. Wspólne milczenie.
Zerwałam się z krzesła, potrzebowałam powietrza, przestrzeni, czegokolwiek, byle nie tych ścian, nie tych spojrzeń.
– Natalia! – zawołał ojciec, ale nie obejrzałam się.
Wybiegłam z domu i szłam. Przez park, przez puste ulice. Gdziekolwiek. Bo nagle zrozumiałam coś przerażającego. Całe życie czekałam, aż mnie pokocha. A ona nigdy nie zamierzała.
Te słowa były jak plaster na ranę
Wróciłam, gdy zapadał zmrok. Włosy miałam wilgotne od mgły, dłonie zmarznięte. Drzwi do domu były uchylone, światło z kuchni rozlewało się ciepłą plamą na korytarz. Ojciec siedział przy stole. Na stole parowały dwa kubki herbaty – jakby wiedział, że wrócę.
Usiadłam powoli. Cisza między nami była ciężka, ale nie tak martwa jak dawniej. Czekałam. W końcu odezwałam się pierwsza:
– Czemu mi tego nie powiedziałeś?
Spojrzał na mnie z bólem.
– Bo nie chciałem ci jej odbierać.
– Odbierać? – prychnęłam. – Ona sama się wymazała z mojego życia.
– Była twoją matką. Myślałem, że może... może będziesz ją kiedyś wspominać lepiej, niż na to zasługiwała.
Zamilkł na chwilę, jakby zbierał siły. A potem powiedział cicho:
– Przez całe życie chroniłem jej obraz. Przed tobą, ale i przed sobą. Bo inaczej musiałbym się przyznać, że się pomyliłem. Że nie zauważyłem, kiedy mi się wymknęła.
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Czy ona mnie w ogóle kochała?
Nie odpowiedział od razu. Pokręcił tylko głową.
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale jedno wiem na pewno, Natalia. To nie była twoja wina. Ty niczemu nie zawiniłaś.
Łzy cisnęły się do oczu, ale powstrzymałam je. Po tylu latach płacz nie przywróci niczego. Ale te słowa – „to nie twoja wina” – były jak plaster na ranę, którą nosiłam całe życie. Po raz pierwszy ojciec wziął moją dłoń.
– Przepraszam, że nie byłem lepszy. Że cię nie chroniłem przed tym wszystkim.
Nie odpowiedziałam. Tylko ścisnęłam jego palce. Może pierwszy raz w życiu.
Nie czułam już żalu
Poszłam tam sama. Bez ojca, bez Haliny, bez całej tej ciążącej obecności innych. Chciałam być tylko z nią. A może raczej – z tą granitową płytą, za którą nie kryło się już nic.
Usiadłam na ławce obok grobu. Nie modliłam się. Nie miałam do niej słów, które nadawałyby się do szeptania w ciszy cmentarza. Zostawiłam kwiaty. Skromne. Białe.
Popatrzyłam na kamień – gładki, bez zdobień. I pomyślałam: może dobrze, że nie ma tam żadnych słów. Żadnych „kochana”, żadnych „wierna”. Nie dlatego, że nie umiem wybaczyć. Tylko dlatego, że nie chcę już kłamać. W końcu powiedziałam szeptem:
– To nie ja byłam trudna. To nie ja nie umiałam się przytulić.
Milczenie.
– Przez lata żyłam z myślą, że nie byłam wystarczająca. Ale byłam. Po prostu ty byłaś gdzie indziej. Głową, sercem. Życiem.
Łzy popłynęły po policzkach, ale nie ze smutku. Raczej z ulgi. Jakby coś we mnie pękło, rozlało się i... znikło. Nie czułam już żalu. Nie musiałam.
Wstałam. Poprawiłam kwiaty. Popatrzyłam jeszcze raz na pusty kamień i powiedziałam:
– Żegnaj, mamo. Może kiedyś cię zrozumiem. Ale dziś wystarczy mi, że już nie muszę udawać.
I odeszłam. W ciszy.
Natalia, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na grób kupiłam plastikowe chryzantemy za 10,99, bo nie stać mnie na wieniec. Wstyd mi, że oszczędzam na zmarłych”
- „W małżeństwie czułam się jak zamknięta w złotej klatce. Nikt nie wiedział, że mąż kontroluje każdy mój ruch”
- „Na grobie męża znalazłam tajemniczy wieniec. Podpis na wstędze sprawił, że zaczęłam inaczej myśleć o moim małżeństwie”