Reklama

Od tygodni wszystko kręciło się wokół tego jednego dnia. Urodziny Tomka. Mój mąż kończył czterdzieści lat i chciałam, żeby poczuł się naprawdę wyjątkowo. Chciałam mu pokazać, że pamiętam każdy jego ulubiony smak, każdy detal, który sprawia, że się uśmiecha. Że mimo codziennych trosk i oddalenia, które zaczęło się wkradać między nas, nadal jestem tą samą Basią, która w deszczowy wieczór przed laty podała mu parasol w kolejce po kebaba.

Reklama

Miało być wspaniale

– A może byśmy zrobili grilla w ogrodzie? Zaprosimy wszystkich. Będzie luz, śmiech, twoje ukochane szaszłyki i salsa mango, którą tak lubisz – zaproponowałam mu, kiedy siedzieliśmy przy porannej kawie.

On uniósł wzrok znad telefonu. Tylko na chwilę.

– Jak chcesz. Byleby nie było pompy – mruknął i znowu zanurzył się w ekran.

Zabolało. Ale nic nie powiedziałam. Bo przecież taki był ostatnio – nieobecny, zmęczony, milczący. A ja próbowałam łatać wszystko śmiechem, planami, pomysłami. I grilla zaplanowałam w najdrobniejszym szczególe.

W czwartek po pracy przywiozłam z hurtowni kolorowe lampiony. W piątek od rana marynowałam mięso, lepiłam mini kotleciki z fetą i miętą, które Tomek kiedyś chwalił u Greków na wakacjach. W sobotę rano dekorowałam ogród, wieszałam girlandy i dmuchałam balony. Aneta przyjechała wcześniej, żeby mi pomóc.

– Jak zwykle wszystko dopięte na ostatni guzik. Ty to masz dar – powiedziała z podziwem, podając mi tackę z gotowymi warzywami do grilla.

Wszystko naszykowałam

Uśmiechnęłam się szeroko. Lubiłam słuchać tych komplementów. Zwłaszcza od niej. Zawsze była pewna siebie, przebojowa, piękna. Czasem aż za bardzo. Ale była moją najlepszą przyjaciółką. Znałyśmy się od podstawówki. Impreza miała się zacząć o siedemnastej. Goście dopisali. Śmiech, wino, dobre jedzenie. Wszystko szło zgodnie z planem. Wieczór był ciepły jak na wiosnę. Lampiony migotały ciepłym światłem, a ogród pachniał dymem z grilla.

Tomek siedział wśród znajomych, kieliszek w dłoni, rozbawiony. Wyglądał dobrze. Śmiał się, opowiadał jakieś głupoty z pracy. Przez chwilę, patrząc na niego z daleka, pomyślałam, że może wszystko się ułoży. Może ta cisza między nami ostatnich miesięcy to tylko zmęczenie.

– Kochani! – Aneta wstała nagle, stukając widelcem w kieliszek. – Pozwólcie, że powiem kilka słów.

Zamarłam. Nie zapowiadała żadnego przemówienia. Ale może chciała tylko rzucić jakiś komplement. Żart. Jak zwykle.

Nie spodziewałam się

Wszyscy umilkli. Nawet Tomek odwrócił się do niej z lekkim zdziwieniem. Aneta uniosła kieliszek i spojrzała na niego z tym swoim charakterystycznym, lekko zawadiackim uśmiechem. Tylko tym razem był jakiś inny. Za miękki. Za szczery. I nagle jej głos zadrżał.

– Tomek… – zaczęła, a w oczach jej błysnęła łza. – Wiem, że to nie miejsce. I pewnie nie czas. Ale już dłużej nie mogę udawać… Zmieniłeś moje życie. Każdy dzień z tobą był prawdziwy. I… kocham cię.

Słyszałam, jak jeden z kumpli Tomka zakaszlał nerwowo. Ktoś sięgnął po wino. Ja patrzyłam tylko na nią. I na niego.

Tomek zamarł. Nie roześmiał się. Nie zaprzeczył. Patrzył na nią tym samym spojrzeniem, którym kiedyś patrzył na mnie, gdy po raz pierwszy powiedział, że mnie kocha. Wszystko się zatrzymało. Ale ja – jak idiotka – próbowałam ratować sytuację.

– Oj, Anetka, znowu to samo po winie? – rzuciłam żartobliwie, zmuszając się do uśmiechu.

Wszystko się rozsypało

Ale on nie odpowiedział. Patrzył tylko na nią. Milczał. A jego twarz mówiła wszystko.

– Tomek…? – szepnęłam, czując, jak serce przebija mi się przez gardło.

– Nie wiem, co mam powiedzieć… – odpowiedział, ledwo słyszalnie.

A ja już wiedziałam. Wszystko wiedziałam.

Goście już dawno wyszli. Puste kieliszki, rozsypane chipsy i cisza. Ogród wyglądał jak po burzy. I w sumie burza przeszła. Przez moje serce. Tomek siedział w kuchni, z tym samym zamglonym spojrzeniem co wcześniej. Wzięłam głęboki wdech.

– Powiedz mi tylko, że to nieprawda. Że Aneta bredziła – powiedziałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu.

Unikał mojego wzroku. Oparł się o blat. Milczał.

– Tomek, błagam cię… powiedz, że to była pomyłka. Że ona coś sobie ubzdurała!

W końcu odezwał się cicho:

– Nie chciałem cię ranić. To się po prostu stało. Nie miało znaczenia…

Złapał się za głowę. Jakby naprawdę cierpiał. Jakby to jego miało boleć.

– Nie planowaliśmy tego. To… wyszło.

– Ty i moja najlepsza przyjaciółka?

Nie odpowiedział. A ja stałam tam, w tej naszej kuchni, która zawsze była pełna ciepła – i czułam się jak w lodowatej jaskini.

Byłam zdruzgotana

Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w sufit, w którym nie było odpowiedzi. Nad ranem sięgnęłam po telefon. Ręka drżała, serce biło jak oszalałe. Wybrałam numer Anety.

– Basia… – odezwała się po kilku sygnałach. – Wiem, że jesteś wściekła. Ale…

– Nie. Nie jestem wściekła. Jestem roztrzaskana. Miałaś być moją przyjaciółką. Moją siostrą. Jak mogłaś mi to zrobić?

– To się nie miało wydarzyć. Nie planowaliśmy tego. Ale ja go naprawdę kocham – powiedziała bez cienia skruchy.

– Zawsze zazdrościłaś mi wszystkiego, prawda?

– Nie o to chodzi… – próbowała coś dodać, ale nie słuchałam już.

– Nie dzwoń więcej. Nigdy – powiedziałam chłodno.

Przygarbiłam się przy ścianie, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Płakałam tak, jakby to miało coś oczyścić. Ale nie czyściło nic. Tylko bolało bardziej. Złość mieszała się z żalem, a w głowie jedna myśl: kim ona właściwie dla mnie była przez te wszystkie lata?

To był koniec

Tomek zniknął. Zabrał kilka rzeczy, nawet nie zostawił kartki. Przez trzy dni nie odbierał telefonu. W domu było cicho jak w trumnie. Zamknęłam się w środku. Nie wychodziłam, nie jadłam. Przeglądałam stare zdjęcia – ślub, wakacje w Chorwacji, nasz pierwszy taniec w salonie. Czy to wszystko było kłamstwem?

Telefon zadzwonił. Mama.

– Córeczko, wiem, że coś się stało. Nie chowaj się przede mną.

Zacisnęłam oczy.

– Mamo… ja już nie wiem, kim jestem.

Pękałam w szwach. A on milczał. Wrócił w czwartek wieczorem. Bez zapowiedzi. Stał w drzwiach jak zbity pies, z torbą w ręku.

– Nie potrafię cofnąć czasu – zaczął. – Ale nie chciałem cię stracić.

Patrzyłam na niego, jakby był kimś obcym. A przecież znałam każdy rys tej twarzy.

– Już mnie straciłeś. W dniu, w którym spałeś z moją przyjaciółką.

Zacisnął dłonie w pięści, oczy miał zaszklone.

– Byłaś dla mnie całym światem…

– A mimo to roztrzaskałeś go własnymi rękami – odpowiedziałam cicho.

I wtedy zrozumiałam, że nawet jeśli chciałby naprawić wszystko – nie potrafiłabym już żyć tak, jakby nic się nie stało.

Reklama

Basia, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama