Reklama

Czasami codzienność była dla mnie jak labirynt bez wyjścia. Mój ojciec i ja mieszkaliśmy razem, ale nasze relacje były zimne, żeby nie powiedzieć lodowate i daleko im było do domowego ciepełka. Każdy dzień przypominał żebranie u niego o akceptację i to się nigdy nie udawało. Chciałem, by tata mnie zauważał, żeby choć raz powiedział, że jest ze mnie dumny. Ale on miał zawsze te swoje zasady, które były jak mur nie do przebicia. Ojciec był wiecznie zamyślony, zasadniczy, trudno było do niego dotrzeć. Na szczęście przyjaciele dawali mi schronienie. Przy nich zawsze czułem się akceptowany, nawet jeśli czasami szukaliśmy kłopotów na własne życzenie.

Reklama

– Kamil, idziesz z nami na piłkę? – zapytał Kuba, mój najlepszy kumpel, kiedy siedzieliśmy na ławce pod szkołą.

– Jasne, czemu nie – odpowiedziałem z uśmiechem, choć w środku czułem już ten ciężar niepewności. Tak jakby gdzieś tam, za rogiem, czaił się mój ojciec z kolejną listą zakazów i nakazów.

Chociaż byłem z nimi, myślami wciąż wracałem do domu i próbowałem zrozumieć, dlaczego tak trudno mi zdobyć jego zaufanie. Może potrzebowałem jedynie wykazać się odpowiedzialnością? To była myśl, która wracała do mnie jak bumerang.

Urządziłem małe grillowanko

Pewnego dnia postanowiłem, że czas pokazać ojcu, jaki to ja potrafię być naprawdę solidny i że można na mnie polegać. Wpadłem na pomysł zorganizowania grilla z kolegami. Oczywiście oprócz zorganizowania samej dobrej zabawy, chciałem też udowodnić ojcu, że potrafię się kontrolować i wszystko pod moją wodzą pójdzie zgodnie z planem.

– Tata, mogę zorganizować małe grillowanie z chłopakami w ogrodzie? – zapytałem niepewnie, stając w drzwiach dużego pokoju. Czułem, jak serce mi nieznacznie przyspiesza.

Ojciec uniósł wzrok znad dokumentów i zmarszczył brwi.

– Grillowanie? – powtórzył, jakby próbując zrozumieć, o co mi chodzi. – A nie masz jakichś innych planów? Książki, nauka?

– To tylko jeden wieczór – próbowałem brzmieć przekonująco, choć wewnętrznie już nie mogłem wytrzymać z nerwów. – Będę uważał na wszystko i wszystkich, obiecuję.

Ojciec westchnął ciężko, po czym skinął głową, choć z widoczną niechęcią.

– Dobrze, ale bądź ostrożny. I żadnego alkoholu, rozumiesz? – dodał tonem, który nie pozostawiał miejsca na negocjacje w tej sprawie.

– Jasne, dzięki – odpowiedziałem, choć czułem już na samym początku, że jakaś część mnie została stłamszona przez tę jego cholerną nieufność. Wkurzało mnie to strasznie, ale miałem nadzieję, że wreszcie jakoś uda mi się to przełamać. Raz na zawsze.

Ojciec odwrócił się do swoich papierów, a między nami zapadła znajoma, napięta cisza. Tak, często się to zdarzało – słowa pozostawały niewypowiedziane, a emocje krążyły w powietrzu.

Procenty jednak się pojawiły

Grillowanie, które miało być dowodem mojego organizacyjnego kunsztu i wspaniałej wręcz dyscypliny, przerodziło się dość szybko i nie wiedzieć jak w wieczór pełen śmiechu i beztroski. Z głośników leciała muzyka, a rozmowy z kolegami dawały mi poczucie wolności, której tak bardzo potrzebowałem.

– Kamil, świetny pomysł z tym grillem! – zawołał Kuba, wznosząc puszkę piwa. – Tego nam było trzeba!

– No, żeby tylko twój tata się nie wkurzył – dodał Marek, a w jego głosie słychać było odrobinę złośliwości.

– Spokojnie, mam to wszystko pod kontrolą – zapewniłem, choć wewnętrznie czułem, że balansuję na krawędzi. Obserwowałem, jak reszta chłopaków beztrosko popija to i owo, a ja sam próbowałem nie myśleć o potencjalnych konsekwencjach.

Kiedy wieczór zbliżał się ku końcowi, część z nas zupełnie olała węgiel tlący się pod rusztem. Wydawało się to nieważne, drobiazg, który można zbagatelizować.

– Ej, Kamil, czy ten ogień jeszcze się tam tli? – zapytał ktoś, ale ja tylko machnąłem ręką.

– Jest okej, daj spokój, nie pierwszy raz to robimy. Nic się z tego nie rozdmucha, nie ma prawa – powiedziałem bardzo pewnie.

Część chłopaków miała u mnie przenocować i byliśmy już bardzo zmęczeni tą zakrapianą imprezą. Byłem przekonany, że nic tu się nie wydarzy, że uda mi się udowodnić ojcu swoje zdyscyplinowanie i dojrzałość. Nie wszystko potoczyło się jednak po mojej myśli.

Dzwońcie po straż pożarną!

Obudziłem się w środku nocy, czując ogólny niepokój. Zapach dymu drażnił moje nozdrza i to najprawdopodobniej wyrwało mnie z sennej otchłani. Zerwałem się z łóżka, zdezorientowany i przestraszony.

– Co się dzieje? – wymamrotałem, chwytając za klamkę drzwi i wychodząc na zewnątrz.

Widok płonącej drewnianej altanki był niczym z koszmaru. Ogień pochłaniał wszystko na swojej drodze, a ja poczułem, jak serce po prostu zamiera mi w piersi. Z ogrodowej konstrukcji buchały czarne kłęby dymu. Jak na filmie.

– Chłopaki, wstawajcie! – krzyknąłem, biegnąc do reszty, która wciąż spała w namiotach rozstawionych na podwórku. – Ogień! Ogień!

Wszystko działo się tak szybko. Panika, wrzaski, wzajemne oskarżenia.

Dzwońcie po strażaków! – wrzasnął Marek, machając telefonem. Po chwili, która zdawała się trwać wieczność, usłyszeliśmy syreny, ale bałem się, że już i tak będzie za późno.

Ojciec pojawił się nagle, wyłaniając się z ciemności. Jego wzrok spoczął na płonącym domku, który zbudował własnymi rękami. Między mną a nim zapanowała napięta cisza. Nie potrzebowałem zresztą słów, by od razu zrozumieć, jak bardzo rozczarowanie i lęk mieszały się w jego sercu. Czułem, jak wszystko we mnie opada i nie zostaje już nic. Ostatnia możliwość porozumienia z moim ojcem przepadła. I pozostały tylko zgliszcza.

Zawiodłem ojca znowu

Następnego dnia czułem się jak wrak. Chodziłem bez celu po okolicy, próbując zebrać myśli i zrozumieć, jak to wszystko mogło się wydarzyć. Wciąż czułem na sobie spojrzenie ojca, pełne zawodu, które zdawało się mówić więcej niż jakiekolwiek słowa. Podczas spaceru spotkałem sąsiada, pana N., który zawsze miał dla mnie dobre słowo. Widząc mnie, skinął głową i podszedł bliżej.

– Ciężka noc, co? – zagadnął z wyrazem zrozumienia na twarzy.

– Można tak powiedzieć – odpowiedziałem, wzdychając ciężko. – Chciałem tylko zrobić coś raz dobrze, coś raz jak należy, a wszystko się posypała i to na maksa. Jak zwykle.

Pan N. uśmiechnął się smutno, kładąc mi rękę na ramieniu. – Wiesz, ogień jest nieprzewidywalny. Czasami robi to, co chce, niezależnie od tego, jak bardzo się staramy.

W jego słowach było coś kojącego, choć nie usuwały one ciężaru winy, który przygniatał mnie z każdej strony. Przypominały mi się wszystkie rozmowy z ojcem, jego ostrzeżenia, które teraz brzmiały jak echo. No i jednak mogłem zagasić tego cholernego grilla!

Tata zawsze mówił, żebym uważał – zacząłem, bardziej do siebie niż do pana N. – Ale nie sądziłem, że to wszystko tak się zajmie, od takiego jednego malutkiego żaru. To się ledwo tliło!

Pan N. skinął głową, jakby rozumiał więcej, niż ja sam. Z ciężkim sercem wróciłem do domu, myśląc o ojcu i o tym, jak wiele powinienem był mu powiedzieć.

Bał się, że coś mi się stanie

Zdecydowałem, że muszę w końcu z nim porozmawiać. Wytłumaczyć to wszystko. Ale też to, co od dawna leżało mi na sercu. Czułem, że nasze milczenie tylko pogłębia przepaść między nami, a ja nie chciałem żyć w cieniu niewypowiedzianych słów. Zebrałem się na odwagę i wszedłem do jego małego pokoju, gdzie jak zwykle siedział pochylony nad jakimiś papierami.

Ojciec spojrzał na mnie z wyrazem twarzy, który trudno było odgadnąć. Milczał, jak zwykle, czekając na moje słowa.

– Czemu nic nie mówisz? Czemu znowu nic nie mówisz? – zapytałem, a w moim głosie pobrzmiewała nuta desperacji. – Czuję się, jakbym ciągle cię zawodził, a ty milczysz i tylko patrzysz tym swoim wzrokiem... Nienawidzę tego!

Ojciec westchnął, po czym w końcu przemówił.

– Kamil, ja... Po prostu nie mogłem znieść myśli, że mogłoby ci się coś stać. Było o krok od tragedii, i krok od tego, że mógłbym cię stracić. To nie tak, że jestem obojętny i nic nie mówię. Po prostu... często te wszystkie emocje są ponad moje siły.

Jego słowa były dla mnie niczym uderzenie pioruna. Nagle zrozumiałem, że jego milczenie nie wynikało z braku uczuć, ale z głębokiego lęku, który paraliżował nas obu.

Bałem się, że cię zawiodłem – przyznałem, czując, jak ciężar spada mi z serca. – Chciałem, tylko żebyś choć raz był ze mnie dumny. Że potrafię przypilnować, że...

– Jestem dumny, Kamil – odpowiedział, a w jego oczach pojawił się nieznany mi dotąd błysk. – Po prostu czasem nie potrafię tego okazać.

Cisza, która zapadła po tych słowach, była inna niż wszystkie do tej pory. Była pełna zrozumienia i emocji, które zaczynały się w końcu ujawniać.

Miałem nadzieję, że przestaniemy milczeć

Po tamtej rozmowie nasze życie toczyło się dalej i wciąż nie było tak, że wszystko sobie otwarcie mówiliśmy. Czasami znowu czułem się winny, że go zawiodłem, ale jednocześnie wściekałem się, że tyle czasu ukrywał swoje uczucia. Że nie nauczył mnie mówienia o emocjach i okazywania ich. Wiedziałem, że niełatwo będzie odbudować to, co zostało zniszczone przez lata milczenia i niewypowiedzianych słów.
Czasami zastanawiałem się, czy kiedykolwiek uda nam się odnaleźć porozumienie, którego obaj pragnęliśmy, ale do tej pory nie potrafiliśmy osiągnąć.

Zrozumiałem, że czasem najtrudniejsze do zniesienia jest to, co sobie dopowiadamy i to, co nigdy nie zostaje wypowiedziane. Miałem nadzieję, że pewnego dnia uda nam się zrozumieć siebie nawzajem na nowo. I choć nasza droga była długa i kręta, wierzyłem, że jeśli będziemy gotowi mówić, a nie tylko milczeć, może w końcu odnajdziemy wspólny język.

Kamil, 19 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama