„Kasę przehulałem, a długi zostały. Załamałem ręce. Mój marny los odmienił bezdomny”
„Straciłem firmę, a długi zostały. Miałem farta, że wtedy przy barze spotkałem tego eleganckiego faceta. Pomógł mi”.

- Tadeusz, 39 lat
Siedziałem w kasynie przy barze i spoglądałem na grających. Zastanawiałem się, co dalej. Właśnie przegrałem wszystko, co miałem. Z zakamarków kieszeni z trudem wysupłałem drobne na piwo. Od rulety odszedł starszy, elegancki mężczyzna i siadł przy barze obok mnie. Zanim się spłukałem, graliśmy przy tym samym stole.
– Nie zawsze jest dobry dzień – uśmiechnął się do mnie. – Napije się pan ze mną koniaku. Oczywiście ja stawiam.
Zgodziłem się bez wahania. Łyk koniaku, tego mi było trzeba. Postawioną mi przed nosem lampkę wypiłem jednym haustem. Barman na znak mojego sponsora nalał drugą.
– Proszę się nie spieszyć – znowu uśmiechnął się elegancki mężczyzna. – Mamy czas. Widziałem, że nie szła panu gra.
– Przegrałem wszystko – odpowiedziałem. – Nie mam już nawet za co wrócić do domu.
– Kiepsko – stwierdził mój towarzysz. – Ale już pan wie, że kasyno to nie miejsce na spłatę długów. Tu one najczęściej powstają. Trzeba wierzyć, że los zawsze może się odmienić.
– Pan wierzy w cuda? – spytałem rozgoryczony swoją sytuacją. – Niedawno prowadziłem firmę. Interes kręcił się znakomicie. Dobrze zarabiałem. Pewnego dnia na moim terenie pojawiła się konkurencja. Oferowali niższe ceny, krótsze terminy. Zacząłem tracić klientów. Potem płynność finansową. Aby dokończyć niektóre prace musiałem brać pożyczki. Banki nie były chętne, by mi pożyczyć, bo wartość firmy znacznie spadła. Przyciśnięty do muru pożyczyłem od niewłaściwych ludzi. Straciłem firmę, a długi pozostały. W kasynie chciałem zdobyć pieniądze na spłatę długu. Nie wyszło. A pan mi mówi, że los może się odwrócić?! Przecież to bzdura!
Opowiedział mi pewną historię
– Opowiem coś panu – elegancki mężczyzna upił łyk koniaku. – To historia pewnego mężczyzny, bezrobotnego i bezdomnego. Stracił dom w podobny sposób jak pan firmę, tyle że do tego przyczyniła się pazerna rodzina. Mieszkał w kanałach, ale często można go było spotkać w altance śmietnikowej niedaleko osiedla domów jednorodzinnych. Nie pił i nie kradł. Chodził od domu do domu i proponował, że za niewielką opłatą wysprząta podwórko, wyniesie śmieci albo zagrabi trawnik. Z tego żył.
Ludzie jak to ludzie, jedni gonili menela, bo śmierdział, inni zgadzali się, żeby sprzątał, i wykorzystywali sytuację, płacąc grosze za ciężką pracę. Bezdomny znosił swój los z pokorą. Pracę bez względu na zapłatę wykonywał rzetelnie. Na tym osiedlu mieszkał samotny starszy mężczyzna, który często zatrudniał bezdomnego. Pozwalał mu sprzątać chodnik, przycinać krzaczki, grabić trawnik i takie tam…
– Dzięki panu jest tu czysto i przyjemnie – staruszek dziękował bezdomnemu.
Bywało, że dawał mu coś do zjedzenia, a nawet zapraszał na herbatę. Pewnego dnia bezdomny zapukał do drzwi staruszka, ale nikt mu nie otworzył. Zdziwił się, bo starszy pan o tej porze nigdy nie wychodził. Był schorowany, spacerował jedynie po własnym ogródku, a zakupy przynosiła mu gosposia wynajęta przez syna. Kilka dni później zobaczył światło w oknie domu staruszka i odważył się zapukać. Po kilku minutach drzwi otworzył młody człowiek. Widać było, że jest zły, że ktoś mu przeszkadza. Gdy zobaczył bezdomnego stojącego drzwiach, wściekł się.
– Czego tu?! – krzyknął. – Wypad mi stąd! – rozkazał i zatrzasnął drzwi. – Co to za okolica, że tacy ludzie łażą po domach? – krzyczał jeszcze do kogoś w głębi mieszkania.
Godzinę później z domu staruszka wyszedł ten sam mężczyzna w towarzystwie kobiety. Głośno rozmawiali.
– Gdzie ojciec mógł to schować? – zastanawiała się ona.
– Jasna cholera, nie mam pojęcia! – denerwował się mężczyzna. – Stary przed śmiercią słabo kontaktował. Boję się, czy wszystkiego nie rozdał. Sąsiedzi ostrzegali mnie, że zadawał się z elementem.
– Z kim? – zdziwiła się kobieta
– Ludzie widzieli, jak do ojca przychodził jakiś bezdomny. Podobno podwórko sprzątał, śmieci wynosił i takie tam.
– Myślisz, że to on ukradł? – spytała kobieta.
– To raczej mało prawdopodobne… – stwierdził mężczyzna. – Każdy, kto by to znalazł lub ukradł, więcej by się nie pokazał w okolicy. Stary musiał gdzieś to ukryć…
Bezdomny, kryjąc się przy żywopłocie, wszystko słyszał. Zasmucił się, że nie ma już staruszka, któremu wiele zawdzięczał. Gdy młodzi odjechali, jak zawsze ruszył w obchód po domach, proponując swoje usługi…
Dobro i zło wracają
– Nie znudziła pana moja opowieść? – spytał nagle elegancki mężczyzna.
– Nie, skądże znowu, czekam na dalszy ciąg – skłamałem.
Byłem już nieco zmęczony, alkohol rozgościł się w całym organizmie i musiałem na sekundę przymknąć oczy, co bystry facet natychmiast zauważył.
– Bardzo proszę, niech pan opowiada – poprosiłem.
Głupio mi się zrobiło, nie chciałem być niegrzeczny wobec człowieka, który bardzo życzliwie mnie potraktował.
– Kilka dni później – fundator koniaku wrócił do historii – bezdomny jak zawsze siedział na murku w pobliżu altanki śmietnikowej i wypatrywał okazji do zarobku. Nagle zauważył syna zmarłego staruszka, który szedł w jego kierunku.
Bezdomny przestraszył się, że mężczyzna znów będzie na niego krzyczał.
– Te! – młodzieniec nawet nie próbował być grzeczny. – Chodź no tu, pomożesz mi wynieść szafę na śmietnik. Dam ci dychę!
Bezdomny ucieszony możliwością zarobku poszedł za mężczyzną do domu staruszka. W korytarzu stała stara, zniszczona szafa.
– Złap z tej strony – rozkazał mężczyzna. – Ja chwycę z tamtej i do przodu!
Bezdomny wykonał polecenie i obaj znieśli szafę po schodkach na zewnątrz. Potem, lekko unosząc mebel, przesuwali go po chodniku aż do śmietnika.
– No, chociaż na coś żeś się przydał – powiedział zadowolony mężczyzna. – Masz tu kasę.
Dał bezdomnemu pięć złotych. Ten spojrzał na niego zdziwiony.
– Obiecał pan dychę – powiedział.
– Ciesz się, że cokolwiek dostałeś, i wypad mi stąd, bo po straż miejską zadzwonię! – wrzasnął młodzieniec i poszedł do domu.
Skarb ze starej szafy
Karma wraca… – pocieszył się w duchu bezdomny i zaczął oglądać starą szafę. Była bardzo zniszczona i zjedzona przez korniki. Lecz mimo tych wad, wciąż była dostojnym antykiem. Na górze była półka na kapelusze, a na dole dwie olbrzymie szuflady. Szafę można było łatwo rozebrać na części. Bezdomny bez trudu wyjął drzwi i usunął specjalne kliny, by zdjąć z podstawy boczne ścianki. Kilka minut później szafa w częściach stała w śmietniku.
W jednej szufladzie bezdomny znalazł stare gazety i szmaty. Zajrzał do drugiej, gdzie też były śmiecie. Sięgnął głębiej i okazało się, że ta szuflada jest krótsza. Zdziwiony rozejrzał się czy nikt mu się nie przygląda i wyciągnął szufladę z szafy. Dopiero wtedy było widać, że ma podwójne plecy. Starym scyzorykiem, który nosił zawsze przy sobie, podważył deskę i otworzył skrytkę. W środku leżały zwinięte w rulon dolary, złote monety i biżuteria.
O mały włos nie krzyknął z radości, ale i ze strachu. Przestraszył się, że zostanie posądzony o kradzież. Domyślił się, że to właśnie tego szukali młodzieniec i jego kobieta w domu staruszka.
– Właściwie trzeba by mu to oddać – powiedział cicho do siebie – Ale ten gówniarz na to nie zasługuje, a karma wraca – pomyślał. Zabrał więc cały znaleziony skarb i postanowił odmienić swoje życie. I odmienił… Taką oto historię chciałem panu opowiedzieć – zakończył elegancji mężczyzna.
– Piękna bajeczka – powiedziałem z uśmiechem. – Pan jest pisarzem?
– Nie, ja jestem tym bezdomnym – elegancki mężczyzna położył na blacie trzysta złotych. – Reszty nie trzeba – skinął na barmana i wyszedł.
Chwilę później wyszedłem i ja. W szatni wziąłem płaszcz. Włożyłem go i szukając rękawiczek wsadziłem ręce do kieszeni. W prawej namacałem bardzo grubą kopertę. Wyjąłem ją i zdumiałem się bardzo… Poza plikiem banknotów znalazłem małą karteczkę z napisem: „Los zawsze może się odmienić”.