Reklama

Kiedy przygotowywałam się na rodzinny obiad, miałam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko. Że może choć przez jeden dzień uda się utrzymać iluzję, że jesteśmy zgraną rodziną, bez tajemnic i bez skazy. Mylna nadzieja – jak się później okazało. Ale wtedy, rano, w sobotę, z wielkim entuzjazmem kroiłam warzywa na sałatkę jarzynową, bo mama zawsze ją uwielbiała.

Reklama

Dom rodziców pachniał pieczonym schabem, z kuchni słychać było brzdęk talerzy i pospieszne kroki mojego brata, który, jak zwykle, przyjechał w ostatniej chwili z żoną i bliźniaczkami. Mój mąż, Michał, nalewał szampana do kieliszków. A Antek – nasz sześcioletni urwis – z przejęciem trzymał w rączkach laurkę, którą sam zrobił dla babci. Na różowym papierze narysował ją z wielkim sercem w rękach. Gdy pokazał mi rysunek, ścisnęło mnie w gardle.

Wszystko wyglądało normalnie. Prawie. Tylko że między mamą a tatą było jakoś... cicho. On milczał, jakby był nieobecny. Ona śmiała się za głośno, za długo. Ostatnio coraz częściej znikała – „idę na jogę”, „do koleżanki”, „do biblioteki” – niby nic podejrzanego. Ale jednak. Byłam czujna. Nie chciałam wierzyć, że coś się dzieje, ale też nie umiałam już całkiem zignorować tego dziwnego napięcia.

Usiedliśmy wszyscy przy stole. Ktoś wzniósł toast – chyba mój brat – za zdrowie mamy. Mama się wzruszyła, uściskała Antka, który właśnie z zapałem deklamował wierszyk. Dziadek uśmiechał się cicho, patrząc w talerz. Wszystko wyglądało jak z obrazka. Do czasu.

Wszystko się zmieniło

Właśnie kroiłam pomidory do sałatki z rukolą, gdy z jadalni dobiegł śmiech. To mój brat opowiadał jakąś historię z pracy, chyba znowu o swoim szefie, który mylił nazwiska pracowników. Wszyscy się śmiali, nawet tata, który ostatnio mało się odzywał. Mama siedziała wyprostowana, w nowej, granatowej sukience, i udawała, że wszystko jest jak dawniej. Nalałam sobie wina i dołączyłam do nich. Michał posadził Antka na kolanach, a ten nie spuszczał oczu z urodzinowego tortu.

Wtedy się zaczęło.

– Babciu, widziałem cię w galerii z tym panem, co trzymał cię za rękę. Ale to nie był dziadek, bo miał siwe włosy – powiedział Antek całkiem spokojnie, z tą dziecięcą szczerością, która nie zna granic.

Na moment zapadła cisza. Łyżka, którą mama właśnie nabierała galaretę z mięsem, zawisła w powietrzu. Tata powoli odłożył widelec na talerz. Michał spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, brat poruszył się niespokojnie na krześle.

– O, pewnie ci się coś pomyliło, złotko – zaśmiała się mama, ale śmiech zabrzmiał dziwnie, jakby się lekko dławiła.

– Nie, bo całowaliście się przy windzie – dodał Antek, zupełnie nieświadom tego, co właśnie zrobił.

Mama zamarła. W jej oczach pojawił się cień paniki. Dziadek wstał od stołu. Nie powiedział nic, tylko wyszedł z jadalni i zamknął się w swoim gabinecie. Michał ścisnął mnie za dłoń pod stołem. Wiedziałam, że wszyscy patrzą na mnie. Nagle to ja stałam się odpowiedzialna za to, żeby coś z tym zrobić. Żeby załagodzić sytuację i ratować tę iluzję.

– Kochanie, gdzie to widziałeś? – zapytałam cicho, pochylając się w stronę syna.

– W galerii. Wracałem z ciocią z kina, a babcia była przy sklepie z butami. Miał ten płaszcz w kwiaty, co zawsze mówi, że ją odmładza.

– Może to była jakaś pani podobna do babci? – wtrącił się mój brat, ale jego głos brzmiał słabo i nieprzekonująco.

– Nie. To była babcia – powiedział Antek z dziecięcą pewnością.

I wtedy wiedziałam. Wiedziałam, że to się wydarzyło. Że ten moment zmienił wszystko.

Mama mnie zawiodła

Goście szybko się zebrali. Niby nic się nie stało, nikt nie komentował słów Antka, ale atmosfera zrobiła się ciężka, jakby w powietrzu zawisł kurz, którego nikt nie miał odwagi zetrzeć. Brat z żoną pożegnali się pośpiesznie, tata wciąż siedział zamknięty w swoim gabinecie, a mama zaczęła zmywać naczynia z maniakalną dokładnością. Zostawiłam Michała z Antkiem w salonie i poszłam do kuchni. Wzięłam ścierkę, ale nie zaczęłam wycierać. Patrzyłam na nią, jakby była mi całkiem obca.

– Mamo, proszę... powiedz prawdę – zaczęłam cicho.

– Ewa, daj spokój. Dzieci gadają różne rzeczy – odparła, nie patrząc mi w oczy.

– To nie był przypadek, prawda? Nie był.

– Nie twoja sprawa – rzuciła ostro i w końcu spojrzała na mnie. Jej spojrzenie było chłodne, niemal wyzywające.

– Nie moja? Mamo, dziecko to widziało. Tata to usłyszał. Ty... całowałaś się z kimś innym przy windzie. W galerii handlowej! – głos mi zadrżał. Nie mogłam uwierzyć, że to ja, dorosła kobieta, stoję tu i wypowiadam takie słowa do własnej matki.

– Nie wiesz, co się dzieje między mną a twoim ojcem – powiedziała nagle, jakby to wszystko ją przerosło. Oparła się o blat i spuściła głowę.

– To mi powiedz. Bo ja nic nie rozumiem. Przez całe życie myślałam, że jesteście przykładem, że... że jesteście razem, bo się kochacie.

– My żyjemy obok siebie od lat. Twój ojciec... on już dawno przestał mnie zauważać. Przestaliśmy być dla siebie ważni. Żyjemy jak współlokatorzy. A ja... – urwała i przez chwilę myślałam, że się rozpłacze.

Nie powiedziałam nic. Nie miałam już siły na słowa. Czułam, że osuwa mi się grunt pod nogami. Mama – ta sama, która piekła ze mną ciasta na święta, która mówiła, że rodzina jest najważniejsza – nagle stała się kimś innym.

Kimś, kto mnie zawiódł.

Tata był tym zmęczony

Dom ucichł. Michał zabrał Antka na krótki spacer, żeby przewietrzyć głowę małemu. Ja zostałam. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi gabinetu. Ojciec stanął w progu, oparty o framugę, z filiżanką niedopitej kawy w dłoni. Spojrzał na mnie, ale nie odezwał się od razu.

– Tato... wiedziałeś? – zapytałam w końcu. Głos miałam cichy, niemal dziecięcy.

Skinął głową, powoli.

Domyślałem się. Ale miałem nadzieję, że to tylko moje lęki. Że może przesadzam.

Usiadł na fotelu, ja obok. Nie patrzyliśmy sobie w oczy.

– Czemu nic nie zrobiłeś? – zapytałam.

– Bo myślałem, że wytrzymam. Dla was. Dla dzieci. Dla wnuka.

– Ale czy to w ogóle ma sens?

– Nie wiem. Może nie. Ale dzisiaj już nie mam siły się kłócić.

Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy. I po raz pierwszy w życiu poczułam, że mój ojciec jest zmęczonym człowiekiem. Nie herosem. Nie oparciem. Po prostu – człowiekiem.

Chciałam ją zrozumieć

Znalazłam ją w kuchni. Mama siedziała przy stole z kieliszkiem wina, oparta o łokieć, zapatrzona w coś za oknem. Cisza była aż nieprzyjemna. Chciałam uciec, ale musiałam się dowiedzieć prawdy i spróbować ją zrozumieć.

– Chcesz, żebym ci wszystko powiedziała? – zapytała, nie odwracając głowy. – Proszę bardzo.

Usiadłam naprzeciw niej.

– Poznałam go w bibliotece. Zaczepił mnie, spytał o jakąś książkę. Śmieszne, prawda? Niby nic. A potem... potem już jakoś poszło.

Mówiła spokojnie, ale w jej głosie było coś nowego. Ciepło, które dawno zniknęło z jej rozmów z tatą.

– Spotykaliśmy się, niby przypadkiem, coraz częściej. Rozmawialiśmy, chodziliśmy na kawę. To miał być tylko przyjaciel. Naprawdę. Ale... zaczęłam znów czuć się kobietą. Nie matką, nie żoną, nie gospodynią domu. Po prostu – kobietą.

Milczałam. Bo co miałam powiedzieć?

– Czy to był błąd? – zapytałam w końcu.

Mama spojrzała na mnie i uśmiechnęła się smutno.

– Nie wiem. Ale po raz pierwszy od lat czułam się żywa. I nie żałuję.

Wbiła wzrok w stół, a ja poczułam, że coś we mnie pęka. Nie chodziło już tylko o zdradę. Chodziło o to, że moja matka była dla mnie zawsze opoką. A teraz okazała się kobietą z pogmatwanym sercem i pragnieniem, które nie mieściło się w moim obrazku rodziny.

Nie wiedziałam, co o tym myśleć

Wróciliśmy do domu. Antek zasnął na tylnym siedzeniu i Michał zaniósł go do łóżka, a ja stałam w przedpokoju i nie mogłam się ruszyć. Wciąż słyszałam w głowie słowa mamy. Jej spokojne „nie żałuję”. Jakby wbijała mi szpilki prosto w serce.

Usiedliśmy z Michałem w kuchni. On pił herbatę, ja – wino. Milczeliśmy dłuższą chwilę.

– Nie wiem już, co o niej myśleć. O nich. O tej naszej rodzinie – powiedziałam w końcu. Głos mi drżał, ale nie chciałam płakać. Już nie.

– Twoja mama nie przestała być twoją matką. Tylko człowiekiem, który popełnił błąd. Albo... zrobił coś, czego pragnął – odpowiedział spokojnie Michał.

– Ale jak ja mam teraz spojrzeć ojcu w oczy? Jak mam z nim rozmawiać? – poczułam, jak fala złości miesza się we mnie z bezradnością. – Przecież on nic nie zrobił. A jednak... jakoś to wszystko przeoczył.

– Zobacz, jak długo on już wytrzymał. Może to czas, żebyś nie oceniała, tylko była przy nim – powiedział, kładąc mi dłoń na kolanie.

Westchnęłam. Przypomniałam sobie, jak tata kiedyś tulił mnie po nocnych koszmarach. Jak zawsze był tym pierwszym, który mówił „przepraszam”, choć nie musiał. A teraz siedzi sam, milczący, jakby cały jego świat się rozpadł, a on nie miał już siły go sklejać.

– Ja po prostu... nie wiem, jak teraz żyć z tą wiedzą – szepnęłam.

– Tego się nie da zapomnieć. Ale można nauczyć się z tym żyć – odpowiedział Michał cicho.

Wtedy pierwszy raz tej nocy poczułam, że nie jestem w tym sama.

Reklama

Ewa, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama