„Horoskop sprzed 30 lat w końcu się dopełnił. Wystarczyła obrączka na palcu, bym uwierzyła w te brednie”
„W pierwszej klasie liceum koleżanka zaciągnęła mnie do swojej mamy, która parała się astrologią. Pani Jola powiedziała, że jestem zodiakalną Rybą z ascendentem w Wadze, co oznacza, że moim przeznaczeniem jest opiekować się potrzebującymi i łagodzić . Saturn gdzieś tam sprawiał, że jestem bardzo dokładna i odpowiedzialna. A Merkury w czymś tam dawał mi talenty do języków”.
- Agnieszka, 40 lat
Od dziecka marzyłam, by uczyć się języka włoskiego. Uwielbiałam słuchać włoskich piosenek, oglądać włoskie filmy. Brzmienie tego języka mnie upajało. Problem w tym, że byłam skazana na niemiecki. Reagowałam na niego alergicznie, ale od szkoły podstawowej ciągnął się za mną bez przerwy, dosłownie jak smród za wojskiem.
Pochodzę z niewielkiego miasta i tak się złożyło, że szkołę było stać tylko na nauczycielkę niemieckiego. Kiedy poszłam do liceum, teoretycznie mogłam wybrać – niemiecki, angielski lub francuski. Zapisałam się do klasy z francuskim, niestety, dyrekcja ustaliła, że będziemy kontynuować naukę języka z podstawówki, więc znów trafiłam na niemiecki. Ale kiedy poszłam na studia pielęgniarskie, powiedziałam sobie – tym razem jestem dorosła, nie dam się. Wybieram włoski.
Z rozkoszą więc rozpoczęłam naukę włoskiego. Miałam nadzieję zapomnieć o niemieckim, ale już na drugim semestrze musiałam wybrać inny język, bo nauczycielka włoskiego wyszła za mąż za Włocha (szczęściara!) i wyjechała. Jak myślicie, na jakim języku były wolne miejsca? Oczywiście, na niemieckim!
I tak już z nim zostałam, nie lubiąc go okropnie. Kiedy siadałam w sali ćwiczeń na lektoracie niemieckiego, zrozumiałam, że od przeznaczenia nie da się uciec.
Otóż w pierwszej klasie liceum koleżanka zaciągnęła mnie do swojej mamy, która parała się astrologią. Pani Jola powiedziała, że jestem zodiakalną Rybą z ascendentem w Wadze, co oznacza, że moim przeznaczeniem jest opiekować się potrzebującymi i łagodzić konflikty (pewnie dlatego zawsze ciągnęło mnie do pielęgniarstwa). Saturn gdzieś tam (już nie pamiętam) sprawiał, że jestem bardzo dokładna i odpowiedzialna. A Merkury w czymś tam dawał mi talenty do języków.
– Niestety, moja droga, kwadratura Saturna z Merkurym sugeruje, że los zmusi cię do poznania takiej wiedzy, jaka ci będzie potrzebna, a nie takiej, jaką byś chciała.
– Nie bardzo rozumiem.
– Mówiąc po ludzku: jeśli coś związanego z wiedzą, a czego nie chcesz i nie lubisz, będzie cię prześladowało, poddaj się temu.
Po latach mówiłam po niemiecku jak Niemka
No i wtedy, na pierwszych zajęciach z niemieckiego, poddałam się. Skoro ten język to moje przeznaczenie, niech będzie. I kiedy podczas wakacji musiałam dorobić, wyjeżdżałam do Niemiec na zbiory szparagów, czy co tam akurat chcieli, by zbierać. Dwa miesiące szwargotania po niemiecku bardzo poprawiły moją znajomość tego języka. Kiedy kończyłam studia, rozmawiałam już swobodnie.
Po studiach rozpoczęłam pracę w szpitalu w moim mieście. Jednak wciąż się uczyłam, robiłam kursy, czytałam fachową prasę, przede wszystkim po niemiecku, bo po polsku niewiele było. Awansowałam, zostałam pielęgniarką oddziałową na chirurgii. A ponieważ cały swój wysiłek wkładałam w pracę, nie miałam czasu na życie osobiste. W czasie studiów ze trzy razy myślałam, że spotkałam mężczyznę swojego życia, ale zawsze było coś nie tak. Jeden zdradzał, drugi był zbyt zabawowy, a z trzecim, bardzo sympatycznym, nie układało się nam w sypialni, że tak powiem.
Tak więc swoje trzydzieste piąte urodziny spędziłam na dyżurze w szpitalu.
To właśnie tego dnia przywieziono na oddział ogólny starszą panią z atakiem serca. Miała około sześćdziesiątki i nie mówiła po polsku. Była Niemką. Jechała z Poznania do Hamburga i zasłabła, kiedy przejeżdżała przez nasze miasto.
Oczywiście, kiedy zorientowano się, że ona mówi tylko po niemiecku, zawołano mnie, bo mniej niż podstawowa znajomość tego języka lekarzy na oddziale ogólnym nie wystarczała. Ponieważ pani Greta czuła się coraz gorzej, spędziłam przy jej łóżku praktycznie kilka dni i nocy. Musiała mieć kogoś, kto rozumiał, co mówiła. Przysypiała, budziła się. Lekarze robili co mogli, ale to był już trzeci zawał i kobieta nie miała zbytnich szans na przeżycie.
– Może kogoś zawiadomić? – spytałam ją, kiedy poczuła się nieco lepiej. – Niech przyjadą…
– Nein. Nie. Mam tylko syna – wyszeptała. – Ale on gniewa się na mnie.
– Aż tak się gniewa, że nie przyjedzie do… chorej matki? – ugryzłam się w język.
– Umierającej, nie bójmy się tego słowa. Tak, moja droga. Kiedy matka niszczy życie dziecku, takie bywają skutki. Nie winię go za to. Ale… smutno mi, że umieram bez przebaczenia.
Pani Greta zamknęła oczy.
Musiałam to zrobić, choć było to wbrew zasadom
Przez chwilę siedziałam przy niej, nie wiedząc, jak powinnam postąpić. To znaczy wiedziałam, co chcę zrobić, ale zastanawiałam się, czy powinnam. Według standardów prywatności i wolnej woli, nie miałam prawa brać spraw w swoje ręce, ale jak powiedziała pani Jola, astrolog, buntowniczy Uran w koniunkcji z władczym Marsem w rodzinnym Raku będzie mnie popychał do niepopularnych działań w imię utrzymania rodziny. Do tej pory nic takiego nie robiłam, więc może nadszedł czas? Bo skoro coś mnie do tego pchało, tak, że o niczym innym nie potrafiłam myśleć, to widocznie tego chciały gwiazdy…
Wzięłam komórkę pani Grety, znalazłam numer człowieka, który miał tak samo na nazwisko jak ona i zadzwoniłam. Nie odbierał. Hm… Może jego gniew jest tak silny, że nawet nie odbiera telefonów od matki? Godzinę później zadzwoniłam na ten numer z własnej komórki. Wiedziałam, że będzie mnie to kosztować, ale trudno. Kiedy odebrał mężczyzna, powiedziałam:
– Jestem pielęgniarką z polskiego szpitala. Pani Greta jest po trzecim zawale i lekarze nie dają jej wielu szans. Martwi ją jedynie to, że umiera, nie otrzymawszy przebaczenia swojego syna. Czy mógłby pan przyjechać?
Cisza była tak długa, że pomyślałam, że nas rozłączyło.
– Halo? Jest pan tam?
– Jestem. Czy pani wie, co mi zrobiła?
– Nie wiem i nie interesuje mnie to – odparłam, choć tak naprawdę aż skręcało mnie z ciekawości.
– Ona umiera.
– Przez nią umarła moja żona. Obiecałem sobie, że nigdy nie odezwę się do matki.
Och…
– To okropne – powiedziałam. – Ale to pańska matka. Nie jakaś tam obca osoba, którą można nienawidzić całe życie i wykreślić z serca.
– Nic pani nie wie. Nie potrafię jej przebaczyć.
– Ale ona nie musi o tym wiedzieć, prawda? To pańska matka… – Z głosu mężczyzny wyczułam, że jego gniew jest tak silny, że nic, co powiem o tym, jak bardzo ona cierpi, jego zdania nie zmieni. Musiałam zaatakować go z innej strony. Myślałam intensywnie. – Poza tym, jeśli pan nie spróbuje zdążyć tu przyjechać zanim ona odejdzie, nie wybaczy sobie pan tego do końca życia. I nie tylko matki będzie pan nienawidził, ale i siebie samego. Proszę mi wierzyć, już to przerabiałam.
– Dlaczego pani tak na tym zależy?
– Polubiłam pana matkę.
– Czy to ona panią na to namówiła?
– Nie. Ona nic nie wie. I niech pan się zdecyduje, bo jeszcze chwila, a będę musiała brać kredyt, by zapłacić za to połączenie. Jestem polską pielęgniarką, nie zarabiam kokosów.
– Zastanowię się – powiedział i rozłączył się.
Przesłałam mu SMS-em adres szpitala i odetchnęłam głęboko.
Przyjechał dwa dni później. Akurat nie było mnie na oddziale ogólnym. Tamtejsza pielęgniarka oddziałowa zaprowadziła go do pani Grety. Podobno rozmawiali dwie godziny. Pani Greta umarła po południu, trzymając dłoń syna w swojej dłoni. Płakał.
A potem zaczął szukać pielęgniarki, która mówi jak Niemka. Wysłali go do mnie.
Od razu wiedziałam, że ten facet jest mi przeznaczony
Był niewiele wyższy ode mnie, koło czterdziestki, wysportowany, dobrze ubrany. Zaprosił mnie na obiad wieczorem, kiedy skończę dyżur. Nie mieliśmy specjalnego wyboru, w mieście były trzy restauracje. Poszliśmy do tej, w której rewolucję dwa lata wcześniej zrobiła Magda Gessler. Johannowi chyba nie bardzo smakowało, chociaż później powiedział, że nie wiedział co je, bo całą uwagę poświęcił mnie. Byłam pierwszą kobietą, która mu się spodobała od śmierci jego żony dziesięć lat wcześniej.
Mnie się też spodobał. Na tyle, że po godzinnej rozmowie zaczęłam się zastanawiać, czy wytrzymam życie w kraju, w którym wszyscy mówią po niemiecku. Ale właściwie nie miałam wyboru, bo astrolog już dekady temu wyczytała z horoskopu, że wyjdę za obcokrajowca. Więc kiedy Johann za trzecim przyjazdem do Polski spytał, czy zostanę jego żoną, w ogóle nie protestowałam.
Prawdę mówiąc, z tym językiem niemieckim wokół mnie nie jest tak źle. Johann mieszka w Austrii, w górskim miasteczku jak z obrazka. Jest menedżerem w wielkim hotelu. Ja pracuję w prywatnym szpitalu, do którego w czasie sezonu narciarskiego często trafiają połamani Polacy, więc języka ojczystego nie zapomnę. No i uczę polskiego dwójkę swoich dzieci.