Reklama

Każda rodzina ma swoje tajemnice, swoje małe konflikty i niezrozumienia, które potrafią przekształcić się w większe dramaty. Nasza rodzina nie była wyjątkiem. Teściowa zawsze miała wobec mnie wysokie oczekiwania, odkąd tylko wstąpiłam w związek małżeński z jej synem. Nie powiem, że zawsze było łatwo. Były chwile, kiedy zdawało mi się, że jej prezenty i gesty były bardziej sposobem na zaznaczenie swojej obecności, niż rzeczywistym przejawem sympatii.

Reklama

Kiedy nadszedł dzień, w którym wręczyła mi hortensje, nie przypuszczałam, że tak niewinna sytuacja przekształci się w punkt zapalny w naszych relacjach. Oczywiście, byłam wdzięczna, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że te kwiaty były czymś więcej niż tylko podarunkiem. Czułam, że to test. Kiedy doszło do nieporozumienia, nasz rodzinny dramat nabrał zupełnie nowego wymiaru.

Kolejny powód do krytyki

Kiedy tego dnia weszłam do domu, od razu poczułam zapach świeżych kwiatów. Na stole w jadalni stały hortensje w dużej donicy, jeszcze wilgotne od porannego deszczu. Moja teściowa z uśmiechem wskazała na nie ręką, jakby czekała na moją reakcję.

– O, widzę, że dostałam kwiaty – powiedziałam, próbując brzmieć entuzjastycznie, chociaż nie czułam w sobie żadnej radości.

– Tak, pomyślałam, że dodadzą trochę koloru do waszego domu – odpowiedziała, patrząc na mnie z nadzieją.

Nie byłam pewna, co właściwie odpowiedzieć. Kwiaty były piękne, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to nie tyle podarunek, ile przypomnienie o jej obecności w naszym życiu.

– Są ładne – dodałam po chwili ciszy. – Ale wiesz, że nie mam za bardzo ręki do kwiatów...

– Och, nie martw się tym – przerwała mi, trochę zbyt szybko. – To tylko kwestia przyzwyczajenia. Wiesz, jak to jest, trzeba tylko chcieć.

Czułam, że jej ton zmienił się na protekcjonalny, choć może tylko mi się wydawało. Odwróciłam wzrok, próbując nie dać po sobie poznać, że jej słowa mnie zirytowały.

– Może, może... – mruknęłam, chcąc zakończyć tę rozmowę.

Teściowa westchnęła, jakby oczekiwała większego entuzjazmu. Wiedziałam, że w jej oczach nie spełniłam oczekiwań. Zrozumiałam, że to będzie kolejny powód, żeby mogła mnie skrytykować. Czułam, jak atmosfera w domu gęstnieje, a przed nami rysował się nowy konflikt, którego nie potrafiłam uniknąć.

Coś wisiało w powietrzu

Kolejne dni mijały w nieprzyjemnym napięciu. Hortensje stały na stole, a ich obecność zaczynała mi ciążyć bardziej, niż bym się spodziewała. Każde spojrzenie na nie przypominało mi o teściowej i o tej niezręcznej wymianie zdań. Nie wiedziałam, jak rozwiązać tę sytuację, aż pewnego dnia odwiedziła nas znowu, z tym samym wymownym uśmiechem na twarzy.

– Jak się mają moje hortensje? – zapytała, rozglądając się po salonie.

– Są w porządku, jak widzisz – odpowiedziałam, starając się brzmieć neutralnie.

– Wiesz, Aniu, kwiaty to nie tylko dekoracja. One wymagają miłości i troski – zauważyła, znowu przybierając ten mentorski ton.

– Robię, co mogę – odpowiedziałam, z lekką frustracją. – Ale nie jestem specjalistką od kwiatów, wiesz o tym.

Może powinnaś spróbować bardziej się postarać – zauważyła, przyglądając mi się z uwagą. – To nie jest takie trudne.

Westchnęłam głęboko, czując, że narasta we mnie złość. Próbowałam zmienić temat, by uniknąć dalszej konfrontacji.

– Może usiądziemy i napijemy się kawy? – zaproponowałam, mając nadzieję, że zdołam rozładować napięcie.

Teściowa zgodziła się, ale widziałam, że sprawa kwiatów wciąż krąży w jej myślach. Rozmowa przy kawie była sztuczna i pełna uprzejmych uwag, ale żadna z nas nie poruszyła już tematu hortensji. Wewnątrz czułam jednak, że ta kwestia nie jest zakończona. Jak długo mogłyśmy unikać konfliktu, udając, że wszystko jest w porządku?

Chciałam to wyjaśnić

Kilka dni później postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i spróbować porozmawiać z teściową otwarcie. Nie chciałam dłużej żyć w tej niepewności i czułam, że to jedyny sposób, by zakończyć tę sytuację. Zadzwoniłam do niej z propozycją spotkania na neutralnym gruncie, w pobliskiej kawiarni.

– Aniu, cieszę się, że zadzwoniłaś – powiedziała, kiedy się spotkałyśmy. – Czemu chciałaś się spotkać?

– Chciałam porozmawiać – zaczęłam niepewnie. – O hortensjach i tym, co się dzieje między nami.

Teściowa uniosła brwi, jakby zaskoczona moją bezpośredniością. Wzięłam głęboki oddech, by kontynuować.

– Czuję, że ciąży między nami jakieś nieporozumienie – dodałam. – Chciałam, żebyś wiedziała, że doceniam twoje gesty, ale czasem czuję się przytłoczona.

Przytłoczona? – powtórzyła, trochę zaskoczona. – Nie chciałam, żebyś tak to odbierała.

– Wiem, ale czasami mam wrażenie, że próbujesz mnie testować – wyznałam, patrząc jej prosto w oczy. – I boję się, że zawsze zawiodę twoje oczekiwania.

Teściowa milczała przez chwilę, zastanawiając się nad moimi słowami. W końcu przemówiła.

– Może rzeczywiście za bardzo się wtrącam – przyznała z niechęcią. – Ale robię to, bo mi na was zależy.

– Wiem, i to doceniam – odpowiedziałam z ulgą. – Ale musimy znaleźć sposób, by lepiej się rozumieć.

Obie poczułyśmy, że ta rozmowa była potrzebna. Czułam, że pierwszy raz naprawdę zaczęłyśmy się rozumieć. Czy to wystarczyło, by naprawić nasze relacje? Czas miał to pokazać.

Mały krok naprzód

Obiad w niedzielę miał być próbą pojednania, ale od początku czuć było napiętą atmosferę. Mąż starał się mnie wspierać, ale widziałam, że i on czuje się niepewnie. Gdy teściowa przekroczyła próg naszego domu, przywitała nas z szerokim uśmiechem, choć w jej oczach dostrzegałam nutę napięcia.

– Dziękuję za zaproszenie – powiedziała, obejmując mnie na przywitanie. – Mam nadzieję, że nie sprawiam kłopotów.

– Nie, cieszę się, że przyszłaś – skłamałam trochę, starając się brzmieć przekonująco. – Chodź, usiądźmy do stołu.

Podczas obiadu rozmawialiśmy o zwykłych, codziennych sprawach, ale czułam, że temat hortensji wisi w powietrzu, czekając na swoje miejsce. W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam poruszyć tę kwestię.

– Wiesz, ostatnio sporo myślałam o naszych rozmowach – zaczęłam, próbując znaleźć odpowiednie słowa. – I o tych hortensjach.

Teściowa spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem, ale nie przerywała.

– Chciałam ci powiedzieć, że doceniam twoje starania – kontynuowałam. – Może nie zawsze to okazuję, ale naprawdę staram się, żeby nasza relacja była dobra.

– Aniu, ja też się staram – przyznała, kładąc rękę na mojej dłoni. – Może obie musimy nauczyć się słuchać siebie nawzajem.

Mąż przyglądał się tej wymianie zdań z ulgą na twarzy. Czułam, że robimy mały krok naprzód. Obiad przebiegał już w bardziej swobodnej atmosferze, a ja poczułam, że może naprawdę uda nam się znaleźć wspólny język.

Byłyśmy na dobrej drodze

Po obiedzie usiedliśmy wszyscy w salonie przy filiżankach herbaty. W powietrzu wciąż unosiło się napięcie, ale atmosfera była zdecydowanie lepsza niż na początku. Teściowa rozglądała się po pokoju, jakby szukając czegoś, co mogłoby posłużyć za temat do rozmowy.

– Wasz dom wygląda naprawdę przytulnie – powiedziała, zerkając na ściany. – Ale widzę, że hortensje zniknęły ze stołu.

– Och, tak, przesadziłam je do ogrodu – odpowiedziałam, próbując utrzymać neutralny ton. – Myślę, że tam będą miały lepsze warunki.

Teściowa spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem, ale po chwili się uśmiechnęła.

– To dobry pomysł, będą mogły pięknie kwitnąć – przyznała z uznaniem.

– Cieszę się, że to mówisz – odpowiedziałam z ulgą. – Chciałam, żeby stały się ozdobą tarasu.

– Może przy okazji pomogę ci z ogrodem? – zaproponowała, a jej ton był wyraźnie łagodniejszy. – Mam sporo doświadczenia z roślinami, może coś razem zrobimy.

– Byłoby wspaniale – zgodziłam się, czując, że nasza rozmowa naprawdę idzie w dobrym kierunku.

Mąż patrzył na nas z satysfakcją. Wiedziałam, że zawsze marzył o zgodzie między nami, i teraz ta wizja zaczynała się spełniać. Chociaż to był tylko początek, czułam, że mamy szansę na zbudowanie bardziej otwartej i przyjaznej relacji. Być może hortensje, choć stały się powodem konfliktu, teraz były symbolem nowego początku. Przed nami jeszcze długa droga, ale byliśmy gotowi ją razem przebyć.

Emilia, 31 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama