„Humory mojej matki to jak gra w totolotka. Przy niej czuję się jak wieczna przegrana, bo nigdy nic jej nie zadowala”
„Wszystko krytykowała. Jako dorosła kobieta w końcu to pojęłam, ale gdy byłam małą dziewczynką strasznie przez to cierpiałam. Kiedy przyniosłam ze szkoły rysunek z plastyki, patrzyła na niego z pogardą”.
- Listy do redakcji
Trzy miesiące temu odszedł mój teść. Miał raka, który go pokonał. Może gdyby wcześniej się przebadał, to jeszcze by z nami był, ale w ogóle nie chciał iść do lekarza. Bał się jak diabli, twierdził, że służba zdrowia mu nie pomoże. Gdy już nie było wyjścia, okazało się, że jest za późno na ratunek…
Wiecznie mnie krytykowała
Ostatnio cały czas słyszę w głowie te dwa słowa: „Za późno”. Tak właśnie powiedziała mi mama, kiedy po kolejnej kłótni przestała się do mnie odzywać na parę tygodni. W końcu nie wytrzymałam i poszłam ją przeprosić, chociaż doskonale wiem, że to nie ja byłam wszystkiemu winna. W każdym razie usłyszałam od niej: „Na przeprosiny jest już teraz za późno” i dalej mnie karała za jakieś zmyślone przewinienia, aż w końcu uznała, że wystarczy tej kary.
Odkąd umarł teść, sporo rozmyślałam o mamie. Śmierć, choroby… Wszystko to wydaje nam się tak odległe, dopóki nas samych nie dopadnie. A kiedy już coś takiego przychodzi, nachodzą nas takie myśli, od których kiedyś uciekaliśmy.
Zupełnie nie miałam ochoty „przegapić momentu” na zakopanie topora wojennego z mamą! Przecież to ona dała mi życie i niezależnie od naszych relacji, przykro mi na myśl, że mogłaby nas opuścić na zawsze bez tego porozumienia, bez choćby jednego ciepłego gestu z mojej strony.
Nie należy już do najmłodszych
Od wielu lat nie rozmawiamy ze sobą. Prawdę mówiąc, nigdy nie prowadziłyśmy ze sobą zbyt wielu rozmów. W naszym domu było więcej wrzasków i obelżywych słów niż autentycznej wymiany zdań.
Zobacz także
Od najmłodszych lat miała do mnie o wszystko pretensje. O to, że zbyt późno wracałam ze szkoły, o kiepskie stopnie, o wyrażanie innego zdania niż jej, o działanie wbrew jej woli, że – jak twierdziła – najpierw byłam nieposłusznym dzieciakiem, a później upartą, pozbawioną wdzięczności nastolatką.
– Umyj twarz, bo wyglądasz jak podrzędna panienka! – krzyknęła na mój widok, gdy zobaczyła moje usta pierwszy raz pokryte szminką przed wyjściem na spotkanie.
– Mamo, chciałam ładnie wyglądać… – próbowałam oponować.
– Idziesz do kina czy do agencji towarzyskiej? – warknęła, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę łazienki, gdzie energicznymi ruchami praktycznie starła mi cały makijaż.
Łzy ciekły mi po policzkach, szamotałam się i wierzgałam. W ten wieczór nie wybrałam się na spotkanie z chłopakiem. Nie chodziło o to, że była jakaś pruderyjną matką. Nie miała nic przeciwko temu, że umawiałam się z chłopakami albo robiłam makijaż. Po prostu akurat wtedy miała parszywy nastrój i musiała to na kimś odreagować. A ja byłam pod ręką.
Rzadko mnie chwaliła
Najczęściej wytykała mi błędy i wszystko krytykowała. Po prostu taka już była. Jako dorosła kobieta w końcu to pojęłam, ale gdy byłam małą dziewczynką, a później nastolatką, strasznie przez to cierpiałam. Myślałam, że jestem beznadziejna, bo mamusia bez przerwy jest mną rozczarowana.
Kiedy przyniosłam ze szkoły rysunek z plastyki, patrzyła na niego z pogardą. Podgłośniłam trochę muzykę w swoim pokoju? Od razu słyszałam, że nie mam w ogóle gustu i że za jej młodości to byli prawdziwi muzycy, a nie jakieś odpustowe wycie do schabowego.
Czasami jej dowcipy, które uważała za przezabawne, dotykały mnie do żywego i sprawiały, że czułam się poniżona. Kiedyś podczas imprezy rodzinnej zaczęto rozmawiać o współczesnych nastolatkach. W pewnej chwili mama poprosiła mnie, żebym wstała i pokazała się krewnym z każdej strony. Było to dla mnie niekomfortowe, a ona dodała jeszcze:
– Skóra na kościach! Kiedy ja byłam w jej wieku, to już miałam biust, a tutaj nic! Czy to nie jest znak, że współczesna młodzież osiąga dojrzałość w późniejszym wieku niż kiedyś?
Wszyscy zaczęli się głośno śmiać, a ja poczułam, jak robię się czerwona ze wstydu. Wymyśliłam jakąś wymówkę i pognałam do kuchni, byle dalej od nich. W wieku dwunastu lat publiczne dyskusje na temat mojego ciała były dla mnie czymś okropnym. Tę sytuację wypomniałam jej po wielu latach. Nie miała pojęcia, do czego nawiązuję. Dla mnie to było straszne przeżycie, które mnie naznaczyło, a ona kompletnie o tym zapomniała.
Wreszcie nie wytrzymałam
Z wiekiem coraz gorzej znosiłam ciągłe kłótnie i żale z jej strony. Potrafiła wpaść w szał z byle powodu. Według niej to ja byłam wszystkiemu winna. Za każdym razem musiałam pierwsza wykonywać gest pojednania. Bez znaczenia, jak bardzo mnie poniżyła, zawsze to ja wypowiadałam słowo „przepraszam”. Czasami akceptowała moje przeprosiny, a innym razem nie, w zależności od jej aktualnego widzimisię.
W końcu nie wytrzymałam i odwzajemniłam jej cios. Wygarnęłam jej wszystkie upokorzenia, jakich się wobec mnie dopuściła. Patrzyła na mnie z tak wielką nienawiścią, jakiej nigdy wcześniej u niej nie dostrzegłam, a potem oświadczyła, że przestałam być jej dzieckiem i nie chce mnie więcej widzieć.
Akurat wtedy stałam się pełnoletnia, a za cztery tygodnie miałam wyjechać na studia. Miejsce w akademiku było zarezerwowane, pieniądze wpłacone, czekało tylko na mój przyjazd. Postanowiłam więc, że nie ma sensu zwlekać i wyruszyłam w drogę wcześniej niż zamierzałam.
Bywało, że wysyłałam jej SMS-y
Po ukończeniu studiów rozpoczęłam nowy etap w swoim życiu – podjęłam pierwszą pracę, spotkałam miłość, wzięłam ślub, a następnie na świat przyszły dzieci… To wszystko działo się bez zaangażowania, a początkowo nawet bez świadomości mojej matki. Przez pewien czas z okazji różnych świąt i imienin pisałam do niej wiadomości z życzeniami, ale nigdy nie dostałam od niej odpowiedzi.
W końcu zrezygnowałam z tych prób kontaktu. Moi rodzice rozeszli się, gdy miałam jakieś pięć lat. Z tatą miałam bardzo sporadyczny kontakt, choć kiedy wyniosłam się od matki, nasze więzi się zacieśniły.
– Twoja mama stosowała przemoc słowną – stwierdził. – Ale kiedyś tak się po prostu robiło. Zapytaj znajomych w naszym wieku, wszyscy byli ostro karceni. Jej mama też ją wiecznie strofowała, innego postępowania nie zna. Spróbuj wczuć się w jej sytuację, przecież wiesz, jaka ona jest.
– Tak, pierwsza nigdy nie wyciągnie ręki.
– I o to chodzi! Ktoś musi okazać się rozsądniejszy… Przecież ten konflikt ciągnie się całe wieki…
– Jeśli woli nie mieć kontaktu z wnukami niż przeprosić jednym słowem, to jest to świadomy wybór z jej strony!
– Czy w jej wieku jest jeszcze miejsce na wybory? Po prostu wykonaj telefon, powiedz „przepraszam” i wszystko wróci do normalności…
Nie wiem, czy mam odwagę
Czy chciałabym, aby wszystko wróciło do normy? Żebym znowu musiała znosić to, jak mną pomiata, obraża i krytykuje, bo taki akurat ma nastrój? Żeby nastawiała moje dzieci przeciwko mnie, bo jestem pewna, że byłoby to w jej stylu? Nie, na to w żadnym razie nie mogę pozwolić…
Przecież tata powiedział mi, że ona się nie zmieni, bo taka jest. To nie zwiastuje niczego dobrego. Tylko kolejne kłótnie i niepotrzebne zamieszanie w życiu moich dzieciaków.
Mąż nie mówi mi wielu rzeczy wprost, ale zauważyłam, że od kiedy zmarł jego tata, on również zaczął zastanawiać się nad ulotnością życia i sprawami, na które zabrakło nam czasu. Tyle że on nie zna mojej mamy. I kto wie, może tak jest lepiej?
Od paru dni ciągle o tym myślę. Nie mam ochoty wracać do bolesnych wspomnień. I z pewnością nie zamierzam nikogo przepraszać. Jeżeli jednak nawet nie podejmę próby załagodzenia emocji, jakie towarzyszyły naszemu ostatniemu spotkaniu, to wyrzuty sumienia, że nie dopełniłam swojego obowiązku, będą mnie dręczyć.
Alicja, 35 lat