Reklama

Mam na imię Elżbieta. Życie płynie mi raczej spokojnie, choć nie brakuje w nim samotnych chwil. Mieszkam w małym miasteczku, gdzie każdy zna każdego, a plotki rozchodzą się szybciej niż poranny wiatr. Znalezienie kogoś, z kim można porozmawiać, nie jest takie łatwe, jakby się mogło wydawać. Ale zawsze są gołębie. Codziennie idę do parku, siadam na tej samej ławce i karmiąc je, czuję się mniej samotna.

Reklama

– O, znowu pani tu? – zagaduje mnie czasem ktoś z przechodniów.

– Tak, to moje ulubione miejsce – odpowiadam, z uśmiechem. Bo mimo samotności, każda rozmowa z innymi ludźmi jest dla mnie jak łyk świeżego powietrza. Jestem otwarta na nowe znajomości, choć czasami czuję się niezrozumiana przez otoczenie. Może dlatego, że samotność nauczyła mnie słuchać, a nie tylko mówić.

Od razu poczułam nić porozumienia

Był piękny, słoneczny dzień. Siedziałam na swojej ławce, rozmyślając nad prostotą i pięknem chwili. Nagle zauważyłam, że ktoś usiadł obok mnie. To był starszy mężczyzna z przyjaznym wyrazem twarzy.

– Piękny dzień, prawda? – zaczął rozmowę, patrząc w niebo.

– Tak, pogoda jak na zamówienie – odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech.

– Często tu przychodzę – wyznał Stefan. – Gołębie to moje ulubione stworzenia. Takie... wolne. Jak mało kto.

– Właśnie dlatego je lubię – zgodziłam się. – Wydają się tak beztroskie.

Rozmowa toczyła się naturalnie, od pogody, przez wspomnienia z młodości, aż po samotność. Czułam, jak z każdą chwilą Stefan staje mi się coraz bliższy. Zastanawiałam się, dlaczego od razu poczułam taką nić porozumienia z nieznajomym.

– Miło jest porozmawiać z kimś, kto rozumie – powiedziałam, podsumowując naszą rozmowę.

– Czasami wystarczy jedna rozmowa, żeby poczuć, że nie jest się samotnym na tym świecie – odpowiedział Stefan.

Z tą myślą wróciłam do domu, czując się trochę mniej samotna niż zazwyczaj.

Serce zabiło mi mocniej

Nasze spotkania stały się codziennością. Stefan zawsze miał przy sobie mały woreczek z nasionami dla gołębi i uśmiech, który rozjaśniał nawet najbardziej pochmurne dni. Z czasem nasze rozmowy nabrały głębi, a ja zaczęłam dostrzegać w nim coś więcej niż tylko przyjaciela.

– Myślisz czasem o przeszłości? – zapytał mnie pewnego dnia, kiedy siedzieliśmy na ławce.

– Często – przyznałam. – Przeszłość jest jak stary album ze zdjęciami, który otwierasz, kiedy potrzebujesz przypomnieć sobie, kim jesteś.

– Ja też tak mam – powiedział Stefan, patrząc gdzieś w dal. – Ale cieszę się, że mamy teraźniejszość.

Poczułam, że w jego słowach jest coś więcej. Zaczęłam się zastanawiać, czy to uczucie jest wzajemne, czy tylko ja zaczynam się do niego przywiązywać. Moje myśli były pełne niepewności.

– Elżbieto – zaczął nagle Stefan. – Zastanawiałem się... Czy moglibyśmy kiedyś pójść na spacer poza park? Zobaczyć coś więcej niż tylko gołębie?

Serce zabiło mi mocniej. Z jednej strony chciałam się zgodzić, ale z drugiej bałam się, że zaangażowanie może przynieść więcej bólu niż radości.

– Może... może kiedyś – odpowiedziałam, niepewna swoich uczuć.

Byłam zaskoczona, ale szczęśliwa

Nadszedł ten dzień, kiedy coś się zmieniło. Siedzieliśmy na naszej ławce, jak zwykle karmiąc gołębie. Tym razem rozmowa toczyła się wolniej, z większą ilością chwil milczenia, które jednak nie były niezręczne.

– Wiesz, Elżbieto – zaczął Stefan, bawiąc się nasionami w dłoni – nigdy bym nie pomyślał, że w takim miejscu spotkam kogoś, kto... kto sprawi, że znów poczuję się młody.

Poczułam ciepło w sercu. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Stefan pochylił się i delikatnie pocałował mnie w policzek. Byłam zaskoczona, ale równocześnie szczęśliwa. W tym momencie czas jakby stanął w miejscu, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

– Stefan... – zaczęłam, próbując ubrać w słowa to, co czułam.

– Przepraszam, jeśli to było zbyt śmiałe – powiedział szybko, odsunąwszy się nieco. – Ale chciałem, żebyś wiedziała, jak ważna dla mnie jesteś.

W tej chwili nie zauważyliśmy, że ktoś nas obserwuje. Gdzieś w oddali, za krzakami, mogłam dostrzec sylwetki kilku sąsiadów, którzy śledzili naszą scenę z ciekawością i czymś na kształt zaskoczenia.

– Nie martw się, Stefan. To było miłe – zapewniłam, choć w głębi duszy zaczęłam się zastanawiać, co o tym wszystkim pomyślą inni.

Zalała mnie fala wstydu

Następnego dnia poszłam do osiedlowego sklepu. Było w nim tłoczno, a atmosfera wydawała się nieco napięta. Od razu zauważyłam, że kilka kobiet przygląda mi się z ukosa, wymieniając między sobą spojrzenia.

– Widzieliście wczoraj Elżbietę z tym Stefanem? – szeptała jedna z nich, myśląc, że jej nie słyszę. – Kto by pomyślał, że na stare lata...

– Ciii, ona tu jest! – przerwała jej inna, gdy tylko zorientowała się, że stoję za nimi.

Podchodząc do kasy, starałam się nie zwracać uwagi na szepty, ale czułam, jak zalewa mnie fala wstydu. Sprzedawczyni, która zazwyczaj była uprzejma, tym razem milczała, nie patrząc mi w oczy.

– Dzień dobry – powiedziałam, próbując zachować spokój.

– Dzień dobry – odpowiedziała lakonicznie, skanując moje zakupy bez słowa.

Czułam się, jakby każdy ruch obserwowany był przez niewidoczne oczy. Wróciłam do domu z ciężkim sercem, zadając sobie pytanie, czy naprawdę warto narażać się na to wszystko dla chwili szczęścia.

Czułam się rozdarta

Wieczorem telefon zadzwonił. Był to Stefan. Jego głos w słuchawce brzmiał spokojnie, choć wyczuwałam, że spodziewał się nieprzyjemnych wiadomości.

– Elu, doszły mnie słuchy, że na osiedlu zaczęli plotkować – powiedział bez owijania w bawełnę. – Czy wszystko w porządku?

Westchnęłam ciężko, próbując ubrać w słowa to, co czuję.

Nie jest łatwo – przyznałam. – Ludzie zawsze znajdą powód, żeby mówić o innych. Nie sądziłam, że aż tak mnie to dotknie.

– Wiesz, dla mnie najważniejsze jest, co my sami o tym myślimy – powiedział Stefan z determinacją w głosie. – Może i plotkują, ale czy to naprawdę ma znaczenie, jeśli sami wiemy, co jest prawdą?

Chciałam wierzyć w jego słowa, ale wewnętrznie wciąż czułam się rozdarta. Bałam się, że nasze relacje staną się źródłem ciągłych spekulacji i osądów. Ale równocześnie wiedziałam, że nie chcę stracić tego, co zbudowaliśmy.

– Muszę to wszystko przemyśleć – powiedziałam. – Dziękuję, że jesteś.

– Zawsze będę – odpowiedział, a jego głos brzmiał jak obietnica.

Chcę żyć na własnych zasadach

Siedząc przy oknie, patrzyłam na osiedle, które stawało się coraz cichsze, gdy zmrok zaczął spowijać ulice. Moje myśli krążyły wokół Stefana i tego, co przyniesie przyszłość. Z jednej strony nie chciałam zrezygnować z czegoś, co sprawiało, że znów czułam się żywa. Z drugiej obawiałam się, jak to wpłynie na moje życie tutaj, wśród ludzi, których opinie zaczynały mi ciążyć.

Nagle zrozumiałam, że nie chodzi tylko o mnie i Stefana. Chodzi o to, czy jestem gotowa stawić czoła swoim lękom, żyć według własnych zasad, nie zważając na to, co mówią inni. Czasem trzeba zaryzykować, żeby naprawdę żyć, a nie tylko istnieć.

Następnego dnia postanowiłam iść do parku wcześniej niż zwykle. Stefan już tam był, czekając na mnie z uśmiechem, który jak zawsze sprawiał, że moje serce mięknie.

– Cześć. Dobrze, że jesteś – powiedział, kiedy tylko mnie zobaczył.

Podeszłam do niego, czując, jak wstępuje we mnie nowa siła. Wiedziałam, że decyzja, którą podjęłam, była moja i tylko moja.

– Stefan – zaczęłam, patrząc mu prosto w oczy. – Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale wiem, że chcę, abyś był jej częścią.

Uśmiechnął się, a ja poczułam, jak opadają ze mnie wszystkie wątpliwości. Razem zaczęliśmy spacerować po parku, nie zważając na to, czy ktoś nas obserwuje, czy nie. Czasami warto posłuchać serca, nawet jeśli oznacza to, że musimy stawić czoła przeciwnościom. Wiedziałam, że z nim u boku jestem na to gotowa.

Reklama

Elżbieta, 67 lat

Reklama
Reklama
Reklama