„Impreza na Halloween miała mi pomóc zapomnieć o byłym, ale zjawił się on. Zdębiałam, gdy zobaczyłam jego nową pannę”
„Wchodząc do salonu, od razu poczułam na sobie kilka spojrzeń. Wtedy zobaczyłam ich. Mateusz i ona. Stał w tym swoim nonszalanckim, znanym mi aż za dobrze stylu. Czarna peleryna, przyklejone kły, lekki uśmiech. I Julia. Obok niego, ramię w ramię. A jej kostium... serce zamarło mi na sekundę”.

- Redakcja
Nałożyłam jeszcze jedną warstwę ciemnej szminki. Spojrzałam w lustro i, po raz pierwszy od miesięcy, nie zobaczyłam w nim tej zranionej dziewczyny. Zamiast niej była tam wiedźma. Potężna. Samotna. I może trochę smutna, ale dumna.
Czarny kapelusz z szerokim rondem leżał obok, obok niego peleryna, która wieczorem miała łopotać w październikowym wietrze. Wszystko było dopracowane w najmniejszym szczególe – od gorsetu w kolorze burgundu po sznurowane buty z klamrami, które znalazłam w second-handzie za grosze. Ten wieczór miał być dla mnie. Dla nowej mnie. Tylko ja i moja czarownica z Salem.
Agata mówiła, że przesadzam, że mogłam iść w czymkolwiek, ale nie rozumiała. To nie był kostium. To była zbroja. Przez ostatnie tygodnie, gdy spałam z telefonem pod poduszką, łapiąc się na tym, że czekam na wiadomość od Mateusza... ten strój był moim planem ratunkowym. Każdy jego element mówił jedno: przetrwałam.
Nie byłam na żadnej imprezie od tamtej nocy, kiedy Mateusz zostawił mnie pod barem z łzami w oczach i powiedział: "To nie twoja wina. Po prostu... potrzebuję przestrzeni". Przestrzeń. Dostał jej aż za wiele. A ja? Ja dostałam ciszę i mnóstwo pytań bez odpowiedzi.
Zamknęłam szminkę, poprawiłam kapelusz i spojrzałam na telefon. Dziesiątki relacji z Halloween – kostiumy, dynie, tańce. Tylko jedna mnie zaniepokoiła. Fotka od Kacpra: „Lecimy” – a obok... Mateusz. W przebraniu Draculi. Jeszcze wtedy się nie domyśliłam, jak blisko znowu się znajdziemy.
Wzięłam głęboki wdech. Halloween. Czas na strachy. Ale największy potwór tego wieczoru już był ze mną – siedział we mnie. W sercu. Miał jego oczy i jego głos.
Tego się nie spodziewałam
Zamknęłam za sobą drzwi do mieszkania Agaty i niemal od razu poczułam, jak napięcie ściska mi gardło. Dźwięki imprezy dobiegały już z końca korytarza – śmiechy, muzyka, szelest kostiumów ocierających się o siebie w tłumie. Przez chwilę miałam ochotę zawrócić, udawać, że zapomniałam portfela, kurtki, czegokolwiek, byle nie wchodzić tam jako ta, która została porzucona. Ale wciągnęłam powietrze i ruszyłam przed siebie.
Wchodząc do salonu, od razu poczułam na sobie kilka spojrzeń. Agata gdzieś zniknęła, a ja stałam przez moment sama, szukając wzrokiem miejsca, gdzie mogłabym odsapnąć. Wtedy zobaczyłam ich. Mateusz i ona. Stał z kieliszkiem w dłoni, w swoim nonszalanckim, znanym mi aż za dobrze stylu. Czarna peleryna, przyklejone kły, lekki uśmiech. I Julia. Obok niego, ramię w ramię. A jej kostium... serce zamarło mi na sekundę.
To była wiedźma. Z Salem. Dokładnie ten sam pomysł. Prawie taki sam kapelusz, bardzo podobna sukienka. Nawet buty miała niemal identyczne. Tylko ona wyglądała świeżo, promiennie. Ja czułam się jak wypłowiały cień. Mateusz i ja spojrzeliśmy na siebie. Zamarłam, ale tylko na chwilę. Odwróciłam wzrok, udając, że to nic. Że widok ich razem w tym momencie nie odciął mi powietrza.
– No nie wierzę – zawołał Kacper, który pojawił się obok mnie z drinkiem w ręku. – Mateusz, ty to naprawdę masz swój typ, co?
Zapadła cisza. Ci, którzy to usłyszeli, spojrzeli to na mnie, to na Julię. Ktoś parsknął śmiechem, ktoś inny odwrócił się udając, że nic nie słyszał. Julia objęła Mateusza pod ramię i uśmiechnęła się lekko, jakby nie do końca rozumiała, ale jednak domyślała się wszystkiego.
– Cześć, Oliwia – powiedział Mateusz cicho, ledwo dosłyszalnie. Stał jakieś dwa metry ode mnie. W jego oczach był cień niepewności.
– Hej – odpowiedziałam sucho, wystarczająco chłodno, by nie otwierać żadnych drzwi, nie prowokować żadnych rozmów.
Obróciłam się i odeszłam w stronę kuchni, zostawiając ich tam – razem, pięknych jak z okładki, którą kiedyś tworzyliśmy my. W mojej głowie szumiało tylko jedno:
– Wyszłam z piekła, a tu ono czekało na mnie w przebraniu z moich dawnych wspomnień.
Nie mogłam o nich zapomnieć
Stałam przy kuchennym blacie, udając, że interesuje mnie skład przekąsek, chociaż w rzeczywistości widziałam tylko sylwetki w lustrze naprzeciwko. Julia z uśmiechem pochylała się nad Mateuszem, coś mu szeptała, a on... kiwał głową i zerkał w moją stronę. Odsunęłam się, by nie patrzeć na to odbicie. Nie chciałam widzieć więcej. Ale czułam ich obecność jak ukłucie – nieprzyjemne, nieproszone, znajome.
– Hej – Agata pojawiła się nagle obok. – Wszystko w porządku?
– Tak, czemu miałoby nie być? – odpowiedziałam zbyt szybko.
Zlustrowała mnie wzrokiem.
– Wyglądasz... dobrze. W sensie naprawdę dobrze. Kostium robi wrażenie. Pasuje do ciebie.
Skinęłam głową. Nie miałam siły się uśmiechać.
– Tylko nie wiem, czy to był najlepszy pomysł – dodała ostrożnie.
Spojrzałam na nią.
– Co?
– Z tym strojem. Ty i... ta nowa.
– Nie wiedziałam, że się tu pojawią.
– Wiem. Ale to dziwne. Jakby... nie wiem. Kopiowała cię?
Nie odpowiedziałam. Bo nie byłam pewna, czy to przypadek, czy coś gorszego.
Nie chciałam z nim rozmawiać
Zastanawiałam się, czy naprawdę możliwe jest, żeby ktoś świadomie przybrał cudzą tożsamość, nie mając do niej prawa? Czy Mateusz jej o mnie opowiadał? Pokazywał zdjęcia? Mówił, co lubię, jaki mam gust?
I nagle – znów on.
– Cześć, Oliwia – powiedział. Stał już obok, zbyt blisko. Julia zawisła mu na ramieniu, ale nie odezwała się ani słowem.
Odwróciłam się powoli.
– Już mówiłeś cześć – rzuciłam.
Uśmiechnął się krzywo.
– Po prostu... chciałem powiedzieć, że dobrze wyglądasz. Naprawdę.
Przez ułamek sekundy chciałam mu uwierzyć. Ale wtedy odezwała się Julia.
– Wiedźmy z Salem chyba wróciły do łask – powiedziała z uśmiechem, który nie sięgał oczu. Patrzyła tylko na mnie.
– Niektóre nigdy z nich nie wyszły – odpowiedziałam chłodno i odeszłam.
Zatrzymałam się dopiero w łazience. Oparłam się o zimny blat umywalki i spojrzałam na siebie. Czarownica. Ta sama twarz, co rok temu, ale nie to samo serce. Wtedy było jeszcze naiwne. Dziś wiedziało więcej. Bolało mocniej, ale tęskniło mniej.
– To nie tylko kostium. To zbroja. Ale przy nim wciąż nie jestem wystarczająco silna – powiedziałam do własnego odbicia.
Miałam ochotę wyjść. Zostawić to wszystko. Tylko że ucieczka wciąż pachniała porażką. A ja naprawdę chciałam wierzyć, że już nią nie jestem.
Musiałam pozbyć się złudzeń
Wyszłam przed blok, mówiąc komuś mijanemu, że dzwoni mama. Nie dzwoniła. Po prostu musiałam zniknąć. Ulica była pusta. Wdychałam zimne powietrze, starając się uspokoić oddech. Szłam przed siebie bez celu, z dala od świateł, rozmów, od jego spojrzenia, które czułam jeszcze na skórze.
Przeszłam obok sklepu, gdzie kiedyś kupowaliśmy te tanie wina na wspólne wieczory. Wzdłuż parku, gdzie raz planowaliśmy, że w Halloween pójdziemy razem jako duet – on Dracula, ja wiedźma. Wtedy mówił, że kocha mnie za to, że jestem inna. Teraz „inna” była moją kopią. I to z nim.
Usiadłam na ławce. Było mi zimno, ale nie chciałam wracać. W myślach słyszałam jego głos, jak szeptał kiedyś, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. A potem to właśnie sobie wyobraził – i zrealizował to szybciej, niż myślałam.
– Nie dzwoniła mama, tylko duchy. Duchy sprzed roku, które wciąż nie przestały krzyczeć – pomyślałam.
Przetrwałam już tyle. Przetrwam i to. Ale teraz... musiałam dać sobie chwilę. Samotną, prawdziwą. Bez masek i bez magii. Gdy wróciłam do mieszkania, była prawie północ. Zdjęłam kapelusz, rzuciłam pelerynę na krzesło i usiadłam na podłodze w kuchni. Czułam się, jakbym przebiegła maraton, chociaż tylko uciekłam z imprezy, która miała być moim wielkim powrotem.
Telefon zawibrował. Na ekranie – wiadomość od niego. „Nie chciałem, żeby tak to wyglądało”. Przez chwilę wpatrywałam się w tekst, nie wierząc, że naprawdę to napisał. Po chwili kolejna. „Przypadek, przysięgam. Julia nie wiedziała, że też się tak przebierzesz”. Zacisnęłam palce na obudowie telefonu. „Przypadek to może być spotkanie w sklepie. Nie ona w mojej skórze” – napisałam.
Chciałam zakończyć, ale dłoń nie chciała odłożyć telefonu. Przesunęłam kciukiem po ekranie. Zobaczyłam nasze stare zdjęcia. Mój uśmiech przy nim. Byliśmy nierozłączni. Przynajmniej wtedy tak myślałam.
– Chciałabym go nienawidzić. Ale wciąż chcę też, żeby mnie kochał – wyszeptałam do siebie.
Nie odpisał więcej. A może i dobrze. Było coś bolesnego w tej ciszy, ale też coś prawdziwego. Zostawiłam telefon na stole i poszłam spać. Nie zasnęłam od razu i nie spałam spokojnie. Ale przynajmniej pierwszy raz od dawna nie czekałam na jego wiadomość.
Nie chcę już być cieniem
Spotkaliśmy się przypadkiem. Tak naprawdę przypadkiem. W małej kawiarni, gdzie zawsze było cicho i gdzie chodziłam, gdy musiałam coś przemyśleć. On już tam siedział. Pił czarną kawę i przeglądał coś w telefonie. Zauważył mnie pierwszy.
– Hej – powiedział cicho.
Nie miałam siły udawać zaskoczenia. Skinęłam tylko głową i usiadłam przy sąsiednim stoliku. Po chwili podszedł do mnie z filiżanką w dłoni.
– Możemy porozmawiać?
Nie odpowiedziałam, ale też nie odmówiłam. Usiadł naprzeciwko. Przez chwilę oboje milczeliśmy. Słychać było tylko łyżeczki stukające o porcelanę przy innych stolikach.
– Nie przestałem o tobie myśleć – powiedział.
– Ale to nie wystarczyło, żebyś został – odpowiedziałam spokojnie.
– Nie umiałem... Nie potrafiłem być z tobą. Za dużo emocji, za dużo słów. Wszystko było intensywne.
– Czyli nie szukasz kogoś innego. Szukasz mnie – tylko w lżejszej wersji – powiedziałam powoli, nie odrywając wzroku od filiżanki.
Nie zaprzeczył. Nie miał już na to siły. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale nie musiałam. Wszystko już padło. I wszystko zostało między nami. Tylko tym razem – bez niedopowiedzeń.
Wróciłam do mieszkania późnym popołudniem. Cicho, bez zbędnych myśli. Kostium wisiał na oparciu krzesła, dokładnie tam, gdzie go zostawiłam. Już nie wyglądał na zbroję. Był tylko sukienką, przebraniem. Sięgnęłam po telefon i napisałam do Agaty: „W przyszłym roku przebiorę się za siebie”. Nie wysłała od razu odpowiedzi, ale to nie miało znaczenia.
Usiadłam na łóżku i patrzyłam przez okno. Ludzie na ulicy śmiali się, niektórzy jeszcze w kostiumach. Ktoś niósł dynię. Ktoś inny naciągał czapkę głęboko na uszy. A ja po prostu siedziałam.
– Boli mnie strata, ale nie chcę już być cieniem. Dla nikogo. Zwłaszcza dla siebie – pomyślałam.
Oliwia, 24 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Granitowy pomnik matki nie bez powodu świecił pustkami. Na pogrzebie wydało się, dlaczego nikt po niej nie płakał”
- „Tajemniczy znicz na grobie babci nie dawał mi spokoju. Gdy poznałam prawdę, poczułam tylko wstręt”
- „Rodzina wystawiła mnie do wiatru we Wszystkich Świętych. Z pewnością woleli postawić mi znicz, niż przyjechać na rosół”