Reklama

Nie wiem, kiedy to się stało. Kiedy dokładnie zaczęłam czuć, że moje życie przypomina bardziej dobrze naoliwiony mechanizm niż coś, co oddycha. Każdego ranka wstaję o tej samej porze, robię kawę, sprawdzam pocztę, budzę Zuzię do przedszkola. Michał już wtedy siedzi z laptopem przy stole, jakby tylko czekał, aż zniknę z kuchni, żeby mógł zatopić się w mailach i swoich kalkulacjach. Nie ma w tym złej woli. On po prostu… taki jest.

Reklama

Mówią, że jak coś działa, to nie należy tego ruszać. A przecież nasze życie działa. Mamy mieszkanie, zdrową córkę, pieniądze na wakacje raz w roku. Tylko że ja nie działałam. Siedziałam po cichu na Zoomie, klikałam w excela, a potem gapiłam się w ścianę, czując się jak duch we własnym domu. Zapisałam się na pilates przez aplikację. Ot, trochę ruchu, coś dla kręgosłupa. I już w pierwszym dniu Konrad podszedł do mnie, poprawił mi ustawienie miednicy, a jego dłoń, ciepła i pewna, zatrzymała się na moim biodrze o sekundę dłużej, niż powinna. Spojrzał mi w oczy i powiedział:

– Dobrze. Pani ciało ma dużo napięcia. Ale to się da rozluźnić.

Wróciłam do domu z czerwonymi policzkami, jak nastolatka po pierwszej randce. I właśnie wtedy zrozumiałam, że jestem głodna. Nie jedzenia. Dotyku. Słów. Spojrzenia. Nie wiem, co dalej. Ale wiem, że coś się zaczęło. Coś, co mogło mnie albo ocalić, albo zniszczyć.

Byliśmy już tylko jak współlokatorzy

– Michał, a może byśmy gdzieś pojechali w weekend? – rzuciłam ostrożnie, siadając z miską zupy przy stole.

On nawet nie podniósł wzroku znad telefonu.

– Weekend? Zobaczę, mam jakiś projekt do oddania. – mruknął.

Zupełnie jakbym zaproponowała wycieczkę na Marsa.

– Ale przecież Zuzia mogłaby pojechać do mojej mamy… – dodałam z nadzieją.

– Mhm.

Cisza. Tylko łyżka stuknęła o talerz. Patrzyłam na niego długo. Na tę znajomą twarz, którą kiedyś całowałam z zamkniętymi oczami i drżeniem serca. Teraz jego twarz była mi zupełnie obca.

– Michał, ty mnie w ogóle jeszcze słyszysz? – zapytałam ciszej, ale ostrzej.

Spojrzał. Wreszcie.

– Słyszę. Po prostu… jestem zmęczony. Cały dzień na Teamsach. Klienci…

– A ja? Ja cię nie męczę? Bo czasem mam wrażenie, że lepiej by było, gdybyś w ogóle nie był moim mężem.

Zamarł. Patrzył na mnie długo. Zbyt długo.

– Nie wiem, czy już nie jesteśmy tylko współlokatorami… – powiedział w końcu.

Zatkało mnie. To pierwszy raz, kiedy nie próbował się bronić. Ani zaprzeczyć. W mojej głowie zadźwięczało tylko jedno: on to czuje też. Odsunęłam talerz. Nie mogłam już jeść. Wstałam i bez słowa wyszłam do sypialni. W łazience oparłam się o umywalkę. Moje odbicie wyglądało jak ktoś inny. Ktoś smutniejszy. Samotniejszy. Kiedy zniknęliśmy, nasza dwójka, kiedyś byliśmy nierozłączni...

Zakochałam się w instruktorze pilatesu

– No mów, co się tak szczerzysz? – Kinga uniosła brew, mieszając kawę w filiżance. Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni, gdzie znałyśmy każdą kelnerkę po imieniu.

– Nic. – odpowiedziałam zbyt szybko.

– Beata… – spojrzała na mnie badawczo. – Ty jesteś zakochana. Widzę to po tobie. Zdradzasz Michała?

– Nie! – wybuchłam, po czym dodałam ciszej – Jeszcze nie.

– Jezus Maria… kto to?

– Mój instruktor pilatesu.

Kinga parsknęła, ale nie z rozbawienia.

– Boże, Beata… instruktor?! Serio?

– On jest inny. Patrzy na mnie, jakby widział wszystko. Nie tylko przez ubranie. Przez całą mnie. Rozumiesz?

Kinga zamilkła. Przez chwilę tylko stukała paznokciem o brzeg filiżanki.

– Uważaj na te emocje. To może być tylko złudzenie. Fantazja z sali fitness.

– Może. Ale przynajmniej przez godzinę w ciągu dnia czuję się żywa. A nie jak duch przemykający między praniem a kolacją.

– A Michał?

– A Michał mnie nie widzi. Od miesięcy. Może lat.

– Zastanów się. Zanim to wszystko rozwalisz. Bo jak raz coś pęknie, to trudno to posklejać.

Spojrzałam na nią. Przez chwilę miałam ochotę wstać i wyjść.

– Może właśnie potrzebuję kogoś, kto mnie w końcu zauważy.

Milczała. A ja już wiedziałam. Jestem zakochana. I to nie była tylko fantazja. To było coś, czego brakowało mi przez całe lata.

Chciałam z kimś naprawdę być

Wróciłam wcześniej z zajęć. W przedpokoju usłyszałam głos Michała w gabinecie. Mówił cicho, ale wystarczająco wyraźnie, żebym usłyszała.

– Nie wiem, jak długo jeszcze tak pociągniemy. Beata się oddala. Jest… jakaś inna.

Zamarłam. Poczułam, jak żołądek zaciska mi się w pięść. On to zauważył. A ja myślałam, że nic nie widzi. Nie weszłam. Cofnęłam się, po cichu zamknęłam drzwi i wróciłam na dół, do kawiarni niedaleko siłowni. Napisałam do Konrada. „Masz chwilę? Potrzebuję oddechu”. Odpisał niemal natychmiast. „Czekam. Na tej samej ławce co zawsze”. I już za krótką chwilę siedzieliśmy na ławce przy parku. W jego oczach było coś, czego Michał już dawno mi nie dawał – skupienie. Byłam jedynym obiektem jego uwagi.

– Dobrze, że napisałaś – powiedział cicho. – Cieszę się, że przyszłaś.

Chciałam tylko… z kimś być. Po prostu być.

Spojrzał na mnie i po chwili dotknął mojej dłoni.

– Wiem, że to skomplikowane. Ale ja też coś czuję.

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Michał siedział na kanapie. Telewizor był wyłączony. Usiadłam naprzeciwko. Serce waliło mi jak młot. Ale nic nie powiedziałam. Zupełnie nic.

Czułam potworną ulgę i przerażenie

Spotkaliśmy się w jego małym studio po zamknięciu zajęć. Pachniało olejkiem eukaliptusowym i trochę potem. Światło było przygaszone, a za oknem padał deszcz.

– Nie musimy o niczym mówić – powiedział cicho, gdy zamknęłam za sobą drzwi. – Możemy po prostu być.

Podszedł do mnie. Dotknął mojego policzka z taką delikatnością, że miałam ochotę się rozpłakać. Zbliżył twarz i zanim zdążyłam się zawahać, pocałował mnie. To nie był filmowy pocałunek. Nie był szalony, nie był dziki. Był prawdziwy. Ciepły. Czuły. I pełen napięcia, które narastało przez tygodnie.

– Beata… – szepnął, kiedy oderwał się na moment – Wiem, że to nie jest proste. Ale ja naprawdę mam w sobie tak wiele...

Objęłam go i nie odpowiedziałam. Nie musiałam. W tej chwili liczył się tylko jego dotyk, jego oddech i to, że trzyma mnie jak kogoś, kto jest ważny. Jak kobietę, nie tylko matkę czy żonę.

Wróciłam do domu późno. W sypialni panowała cisza. Michał spał na kanapie. Usiadłam w pokoju Zuzi, pogłaskałam ją po włosach.

– Mamusiu? – mruknęła przez sen – Czy ty jesteś smutna?

Zatkało mnie. Nie odpowiedziałam. Przykryłam ją kocykiem i wyszłam. Sama w salonie napiłam się wina. Czułam ulgę. I przerażenie. Czy naprawdę zrobiłam to, czego myślałam, że nigdy nie zrobię?

Przyłapał mnie prawie na gorącym uczynku

– Gdzie byłaś? – zapytał, gdy tylko weszłam do mieszkania. Głos miał niski, napięty.

Zamarłam w przedpokoju, z torbą w ręce.

– Na spacerze – skłamałam.

– Z kim?

Oczy mi się rozszerzyły. Wiedział. Nie wiem skąd. Pewnie się domyślił.

– Michał… – zaczęłam, ale on już szedł w moją stronę. Nie krzyczał, ale w jego spojrzeniu była furia.

– Jak długo to trwa? – zapytał. – Tylko nie mów, że to nic. Nie rób ze mnie idioty.

– To nie było planowane! – wybuchłam. – To się po prostu stało! A ty nawet nie zauważyłeś, że od miesięcy mnie nie ma w tym domu!

– I dlatego postanowiłaś się puścić?! – krzyknął.

Uderzyło mnie to jak policzek. Cofnęłam się o krok.

– Uważaj, co mówisz!

– A ty co, teraz będziesz moralizować? Ty, która wracasz do domu z cudzym pocałunkiem na ustach?

Bo w końcu ktoś mnie widzi! – wrzasnęłam. – Ktoś mnie słucha! Nie traktuje jak powietrze przy stole!

Zamilkliśmy. Patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy się pierwszy raz widzieli. Było w tym coś bolesnego. I nieodwracalnego.

– Wiesz co? – powiedział cicho. – Powinnaś była mi to powiedzieć wcześniej. Ale w sumie… może dobrze, że teraz. Nie muszę się dłużej oszukiwać.

– Michał…

– Przestań, do cholery! Ja wychodzę. Śpij dobrze. Możesz z nim. Trzasnęły drzwi. I została po nim tylko cisza.

Miałam serce rozdarte na pół

Siedzę w kuchni. Druga lampka wina, choć już mi nawet nie smakuje. Michał się nie odezwał od dwóch dni. Nie pytał o Zuzię. Nie wrócił na noc. A ja nie wiem, czy czuję ulgę, czy rozpadam się na kawałki. Na ekranie telefonu miga wiadomość od Konrada: „Myślę o Tobie. Jestem tutaj”. Nie odpisuję. Nie dlatego, że nie chcę. Ale dlatego, że nie wiem, czego chcę. Zdradziłam człowieka, z którym budowałam dom, marzenia, przyszłość naszej córki. A jednocześnie – zakochałam się w kimś, kto obudził mnie z długiego snu.

Zuzia zasnęła przy mnie. Przed snem zapytała:

– Mamusiu, a ty i tatuś już się nie lubicie?

Rozłożyło mnie to pytanie. Bo nie umiałam odpowiedzieć. Bo może już nie chodzi o to, czy się lubimy. Może chodzi o to, że przestaliśmy być dla siebie ważni. Patrzę przez okno. Miasto żyje, jakby nigdy nic się nie stało. Ludzie chodzą, śmieją się, całują. A ja siedzę z rozdrapanym sercem i próbuję zrozumieć, kim jestem.

– Czy da się żyć, mając serce rozdarte na pół? – pytam sama siebie. Cicho. Tylko dla siebie.

Nie wiem, czy wrócę do Michała. Nie wiem, czy będę z Konradem. Ale wiem jedno. Już nigdy nie będę tą samą Beatą, co kiedyś.

Beata, 38 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama