Reklama

Przez pięćdziesiąt lat życia nie wierzyłem, że świat kryje jakieś nadnaturalne tajemnice. Jednak w zeszłym roku zdarzyło się coś, co zachwiało moim przekonaniem. Wszystko zaczęło się pewnej soboty, kiedy wybrałem się do galerii handlowej, żeby kupić prezent na urodziny żony. Potem, zadowolony z zakupu, usiadłem w knajpce i zamówiłem kawę. W pewnej chwili usłyszałem znajomy głos:

Reklama

– Intuicja niejednemu uratowała życie. Można w to wierzyć lub nie, ale warto tę prawdę wziąć do serca.

– No nie wiem, czy to co mówisz, rzeczywiście ma znaczenie, jakie chciałabyś temu nadać – drugi kobiecy głos był pełen wątpliwości. On też wydawał mi się znajomy, tylko nie mogłem go w żaden sposób dopasować do twarzy.

– Ależ ja nie chcę niczemu nic nadawać, Kaziu, taka jest prawda i wkrótce się o tym przekonasz.

Już miałem sprawdzić, kto za mną siedzi, gdy poczułem, jak ktoś trąca mój stolik. Złapałem kawę i uniosłem głowę – młody chłopak uśmiechnął się przepraszająco. Odstawiłem filiżankę i odwróciłem się – stolik za mną był już pusty.

Zobacz także

Dopiłem kawę i nagle mnie olśniło. Pierwsza kobieta mówiła jak moja świętej pamięci mama, która odeszła przed dwoma laty. I miała siostrę, Kazię, która zmarła kilka lat wcześniej. Głos drugiej kobiety był bardzo podobny do głosu ciotki…

Przy kolacji podzieliłem się tą historią z żoną.

– Niesamowity przypadek, nie sądzisz? – zakończyłem.

– Rzeczywiście. Jesteś pewien, że głosy brzmiały podobnie?

– Powiedziałbym, że identycznie. Mama miała taki charakterystyczny głos. Myślę, że gdyby jeszcze żyła, od razu bym skojarzył. Ale przecież wiem, że nie żyje, więc nie mogła siedzieć w kawiarni.

– No i jeszcze ta Kazia… – Emilka pokręciła głową. – Bardzo dziwny ten zbieg okoliczności.

– Niesamowity – zgodziłem się. Nie wiedziałem, że tego zbiegu okoliczności będzie ciąg dalszy.

Miesiąc później wybraliśmy się na chrzciny do bratanka w sąsiednim mieście. Mieliśmy wrócić jeszcze tego samego dnia, wieczorem. W czasie uroczystego obiadu siedząca obok kuzynka zaczęła przekonywać siostrzenicę, że „intuicja ludziom nieświadomym czyhającego na nich zagrożenia często ratuje życie”.

– Nie bardzo chce mi się w to wierzyć – odparła nastolatka.

– Już ja wiem, Elżuniu, co mówię. Uwierz mi, nie raz przyjdzie ci w życiu pokręcić z niedowierzaniem głową.

I wtedy nagle coś we mnie krzyknęło: „Stój!”

Od razu przypomniałem sobie rozmowę, którą słyszałem w kawiarni. Inne słowa, ale sens podobny: intuicja ratująca życie, idź za podszeptem intuicji… Moja intuicja jakoś nigdy się nie odzywała, więc te wszystkie niezwykłe opowieści o jej działaniu traktowałem z przymrużeniem oka. Ludzie widzą, co chcą widzieć, mawiałem.

Kiedy zapadł zmierzch, ruszyliśmy w drogę powrotną. Po godzinie żona włączyła radio, bo zaczynało robić się nieco monotonnie. Leciało jakieś słuchowisko.

„No nie wiem, czy to, co mówisz, rzeczywiście ma znaczenie, jakie chciałabyś temu nadać – głos aktorki był pełen wątpliwości.

– Ależ ja nie chcę niczemu nic nadawać, taka jest prawda i sama wkrótce się o tym przekonasz”.

Identyczne słowa wypowiedziały tamte kobiety w kawiarni! Kobiety o głosach tak podobnych do głosów mojej mamy i ciotki Kazi. Te przypadki zaczynają działać mi na nerwy! Spiąłem się, jakbym czegoś oczekiwał.

Jechaliśmy jednopasmową szosą, po obu stronach rósł las. Za kolejnym zakrętem wjechałem w bardzo gęstą mgłę. Widziałem jedynie na metr lub dwa przed samochodem. Oczywiście zwolniłem i włączyłem światła przeciwmgielne. Byłem pewien, że za kilkadziesiąt metrów wyjedziemy ze strefy mgły, która często powstawała na rozciągających się tu dokoła moczarach i pasmami napływała nad szosę. I wtedy nagle coś we mnie krzyknęło: „stój!”. Nie zastanawiając się, nacisnąłem pedał hamulca. Auto niemal stanęło dęba, zazgrzytał ABS.

– Co się stało?! – żona patrzyła na mnie przestraszonymi oczami.

Przed nami była tylko mgła. Wysiadłem z auta i powoli podszedłem do przodu. Kilka metrów dalej z mlecznej waty wyłonił się ciemny kształt. To był unieruchomiony ciągnik z naczepą zasypaną powyginanym żelastwem. Później okazało się, że został ukradziony ze składnicy złomu. Złodzieje porzucili go na drodze, gdy popsuł się silnik. Nie jechałem szybko, ale nawet średnia prędkość w zderzeniu z wystającymi za pakę metalowymi prętami mogła okazać się dla nas śmiertelna.

Wskoczyłem do auta, kazałem żonie naciskać klakson, a ja cofałem samochód aż wyjechaliśmy z mgły. Stanąłem i włączyłem sygnalizację ostrzegawczą. Kilka minut później za nami zatrzymał się ford. Kiedy powiedziałem kierowcy, dlaczego zablokowałem pas ruchu, zbladł.

– Gdyby nie pana intuicja – wyjąkał – mogło być naprawdę źle…

Reklama

A ja wtedy pomyślałem o głosach dwóch kobiet z galerii. I zadałem sobie pytanie: czy to naprawdę była tylko intuicja?

Reklama
Reklama
Reklama