„Ja remontowałem jej dom, a ona sobie sprowadziła faceta. Sądziłem, że dałem się wyrolować i zaraz pójdę w odstawkę”
„Ona – wrażliwa i delikatna artystka, ja – twardziel ze wsi. Wiele w życiu widziałem, i nie sądziłem, że coś jeszcze mnie zaskoczy. A jednak. Sam nie mogłem w to uwierzyć, gdy tuż przed pięćdziesiątką się zakochałem”.
- Krystian, lat 48
Nasze pierwsze spotkanie było katastrofą! Wracałem od kolegi z sąsiedniej wsi. Trochę wypiłem, choć raczej się wystrzegam alkoholu, ale przy interesach czasami trzeba… Sypał pierwszy, mokry śnieg, zamieniając drogę w bajoro. Wyglądałem jak ostatni menel: gumofilce, wojskowa kurtka z demobilu i czterodniowa szczecina na twarzy! Można się było mnie przestraszyć!
Jakaś niemota się tam zakopała
W połowie drogi zobaczyłem zakopane w błocie auto. Obok stała kobieta w żółtej kurtce, a przy niej kręcił się mały kudłaty pies, szczekając wniebogłosy. Kiedy się wyłoniłem zza zakrętu, oboje zamarli…
– Kto się wybiera w taką pogodę samochodem dla lalek? – zapytałem. – Tu terenówki grzęzną… Nie wykopie się pani bez pomocy!
Była przerażona. Mam tubalny głos, a ponieważ wiało, więc prawie krzyczałem, żeby zagłuszyć szum wichury. Musiałem ją nieźle przerazić, bo wskoczyła do swojego autka, zasunęła szyby i zablokowała drzwi.
Zrozumiałem, że bierze mnie za jakiegoś zboka albo mordercę, więc machnąłem ręką i poszedłem dalej. Na skraju wsi mieszkał mój kuzyn, właśnie był na podwórku, więc poprosiłem, żeby wziął traktor i podjechał na leśny dukt.
– Jakaś niemota się tam zakopała, a coraz bardziej sypie… Jeszcze zamarznie, albo pójdzie do szosy po pomoc i zabłądzi. Trzeba być człowiekiem!
Nie zajmowałem się więcej tą sprawą. Nie pytałem kuzyna, jak to się skończyło? Taki mam charakter, że nie zaprzątam sobie głowy czymś, co mnie nie dotyczy. Mam czterdzieści osiem lat. Jestem po rozwodzie. Drugi związek też się skończył, więc teraz mieszkam i gospodaruję samotnie. Syn wyemigrował do Kanady, widujemy się rzadko. Nie tęsknię za obecnością kobiety w domu. Przyzwyczaiłem się do ciszy, wolności i tego, że sam sobie jestem panem!
Służyłem w jednostkach specjalnych, teraz jestem na emeryturze. Wróciłem na wieś, bo tutaj się urodziłem i wychowałem, stąd pochodzi moja rodzina, a dom, w którym obecnie mieszkam, zbudował mój dziadek. Budynek jest stary, ale dzięki temu, że mam smykałkę do ciesiółki i murarki mieszka się w nim wygodnie.
Zanim poszedłem do wojska, skończyłem technikum elektryczne. Dzięki temu dorabiam; zawsze komuś coś się zepsuje; a to kosiarka, a to żelazko i nie każdy chce kupować nowe. Za parę groszy naprawiam sprzęt i ludzie są zadowoleni.
Niedawno oglądałem w telewizji jakieś romansidło o wielkiej miłości. Pomyślałem wtedy: „że też mnie się nigdy nic takiego nie przytrafiło!”. Dużo kobiet się koło mnie kręciło, nawet parę miesięcy temu, taka jedna wręcz mi się wpychała do łóżka, więc skorzystałem, bo zawsze korzystam, jak jest okazja; czemu nie miałbym tego robić? Ale zakochania, wzdychania, tęsknoty… to nie dla mnie!
– Nie trafiłeś na swoją – mówią mi kumple. – Stary, nie żałuj! Baba to zawsze problem!
Niech sobie robi, co chce!
Pojęcia nie miałem, że ta nieznajoma od zakopanego samochodu mieszka w naszej wsi! Mało mnie obchodzą plotki, a o niej strasznie plotkowali, więc w końcu i do mnie coś niecoś dotarło. Podobno rzuciła męża i uciekła z wielkiego miasta. Mówili, że miała z nim krzyż pański, że mu zostawiła cały majątek, a naszą wioskę wybrała specjalnie, bo to dziura i on nie miałby tu czego szukać. Kupiła za grosze starą chałupę i robiła tam remont.
– Sama chce tu mieszkać? – zdziwiłem się. – E tam, ucieknie po pierwszych śniegach!
– Może nie sama? – zastanawiał się mój kuzyn. – Fajna z niej kobita, więc pewnie kogoś ma!
– A ty, skąd wiesz, że fajna? – zapytałem. – Już się rozeznałeś?
– Nie dla psa kiełbasa! – roześmiał się. – To wykształcona babka, jakaś artystka, czy ktoś taki… Obrazy podobno maluje!
– Niech sobie robi, co chce! Mało mnie to obchodzi.
Uraza jeszcze mi nie przeszła. Pamiętałem te jej przerażone oczy… Jakby dzika zobaczyła! „Nie muszę się wszystkim podobać” – myślałem. Ale żeby na mój widok uciekać, to już przesada. Straszydło jakieś jestem?!”.
Pod koniec listopada spotkałem ją w sklepie. Była spora kolejka, więc mogłem się jej dobrze przyjrzeć. Miała rude włosy. Nie farbowane, jak większość kobiet, tylko naprawdę rude. Były puszyste, przy skroniach i na karku zwijały się w loczki, reszta była upięta w ciężki kok. Do tego brązowe oczy i piegi. Musiała być sporo po czterdziestce; a może tylko nie udawała młodej, jak większość znanych mi kobiet? Była dziwnie ubrana; w ciężkie, sznurowane buty i grubaśny sweter, na jaki narzuciła coś w rodzaju koca z otworem na głowę. Nigdy nie spotkałem takiej dziwaczki!
Nie poznała mnie. Sam się jej przypomniałem, bo nagle zaczęło mi zależeć, żeby zobaczyła we mnie normalnego faceta, a nie jakiegoś zbója! Ucieszyła się!
– Już dawno chciałam panu podziękować, ale tak pan wtedy zniknął… Zamarzłabym, gdyby nie zorganizował pan pomocy. Naprawdę, jestem bardzo wdzięczna!
– Ale wtedy chciała pani uciekać przede mną. Tak było?
– Tak było. Jechałam parę godzin, byłam po nieprzespanej nocy, głodna, zmarnowana, nie wiedziałam, co dalej ze mną będzie. W dodatku wymyśliłam sobie, że to błoto, w jakim grzęznę to przestroga… Że się już nie wydostanę, że utonę.
Uśmiechnęła się i mówiła dalej…
– Na co dzień nie jestem taka strachliwa, ale miałam za sobą ciężkie dni. Rozstałam się z mężem, chciałam wyjść na prostą, a tu dół w ziemi i koniec marzeń!
Nie jestem przyzwyczajony, żeby ktoś tak szczerze i bez ogródek mówił o sobie i swoich sprawach. Sam jestem skryty, wołami się ze mnie nie wyciągnie tego, co naprawdę myślę. A o uczuciach, to już wcale nie umiem gadać! Więc patrzyłem i słuchałem, jak jakiejś kosmitki, bo ta kobieta naprawdę była niezwykła; jak sufit na głowę spadło na mnie zdumienie, że są w ogóle takie babki na świecie i że ta jedna, która przede mną stoi, bardzo mi się podoba!
Kiedy wsiadła do swojego małego autka, świat poszarzał… Jakby słońce nagle zaszło, tak mi się porobiło. Stałem na drodze i nie wiedziałem, gdzie mam iść. Jakbym zgubił kompas w nieznanym terenie!
Od tego dnia wszystko się poplątało…
Wtedy w myślach podziękowałem Stwórcy
Ja, który zasypiałem nawet na kamieniu, nagle poznałem, co to bezsenne noce. Łaziłem po domu, popalałem fajki, przenosiłem się z łóżka na kanapę, a sen nie przychodził… Majaczyły przede mną brązowe oczy z długimi rzęsami, kolczyki z jakimś fioletowym kamieniem i drobne zmarszczki, które wcale jej nie postarzały. Stała mi w oczach jak żywa; bałem się, że kiedy usnę, ona zniknie… Ale na jawie i we śnie była blisko. Jakby mnie zaczarowała!
Musiałem ją chyba przywołać myślami, bo zapukała do moich drzwi. Jestem silny chłop, a prawie zemdlałem z wrażenia, kiedy ją zobaczyłem! Wysiadł jej elektryczny bojler. Dowiedziała się od ludzi, że ja mogę to naprawić, więc przyszła…
– Ciężko bez ciepłej wody – powiedziała. – Grzeję w garach na kuchni, ale piec też dymi! Wszystko w tym moim domu krzyczy o remont!
– Bo pani ruderę kupiła! Dzieci się pozbyły gospodarstwa po zmarłych rodzicach i wcisnęły pani tę ruinę. To by trzeba poprawiać do fundamentów!
– Ale jaki stamtąd widok na las i łąki! – zachwyciła się, jak to ona. – Tego się nie dostanie za żadne pieniądze. Jakoś dam radę, jeśli pan mi trochę pomoże. Oczywiście, zapłacę!
Jestem raczej średnio wierzący, ale wtedy w myślach podziękowałem Stwórcy za to, że spełnił moje marzenia. Obiecałem jej, że za dwie godziny przyjdę i zobaczę, co się da zrobić.
Po raz drugi zostałem wysłuchany!
Wyszorowałem się, jakbym szedł do doktora. Golenie, zęby, paznokcie, nawet włoski w nosie sobie powycinałem. Założyłbym garnitur, ale bałem się, że wyjdę na idiotę, który do roboty idzie jak na bal, więc dałem spokój. Ale i tak, od dawna nie byłem taki wymuskany, jak wtedy. Zaczynałem rozumieć, że chyba się zadurzyłem. Po raz pierwszy w życiu, tuż przed pięćdziesiątką!
Zreperowałem ten bojler, chociaż to był szmelc. Od razu jej wytłumaczyłem, że niebezpiecznie jest mieć taki sprzęt w domu.
– Tydzień, dwa może pani na nim grzać, ale ostrożnie… robić przerwy i uważać. Z prądem nie ma żartów!
– A co dalej? – zapytała.
– Trzeba pomyśleć, żeby było jak najtaniej i po gospodarsku. Jeśli pani chce, ja się tym zajmę. Zrobię, jak dla siebie…
Znowu się modliłem w myślach, żeby się zgodziła! Mógłbym wtedy codziennie na nią patrzeć. Niczego więcej nie chciałem. I po raz drugi zostałem wysłuchany!
Całe dnie spędzaliśmy razem. Prawie nie rozmawialiśmy. Ona nie pytała o moje sprawy, ja nie chciałem jej włazić z buciorami w duszę! Zresztą miałem huk roboty; ten jej dom przypominał dziurawe sito; jedno się załatało, to zaraz robiła się następna dziura… Ona malowała swoje obrazki albo z kawałków kolorowego szkła kleiła małe witraże. Lubiłem podglądać, jak z okularami na nosie wyczarowuje prawdziwe cuda.
– Artystka z pani – mówiłem, a ona odpowiadała, że to, co robi, nie ma nic wspólnego ze sztuką.
– Po prostu zarabiam na chleb – tłumaczyła. – Trzeba z czegoś żyć.
Jej brązowe oczy szybko się męczyły i łzawiły, więc tak jej podciągnąłem światło, żeby miała regulowaną lampę z odpowiednią żarówką. Zrobiłem wygodny stół z szufladami na farby, pędzle i inne takie. Nie musiała latać po domu i szukać, wszystko było pod ręką. Czasami narzekała na kręgosłup, więc i krzesło jej skombinowałem tak dopasowane i odpowiednio wysokie, żeby się nie garbiła. Każdego ranka budziłem się szczęśliwy, że ją znowu zobaczę!
Była dla mnie jak Gwiazda Polarna
Co jakiś czas jeździła do miasta. Nie było jej kilka dni, a ja nie mogłem sobie wtedy miejsca znaleźć. Byłem zazdrosny, wyobrażałem sobie, że się spotyka z różnymi facetami, może idzie z nimi do łóżka, kochają się na zapas, tak, żeby jej starczyło na następne tygodnie.
Nawet nie pomyślałem o tym, żeby się do niej zbliżyć! Byłbym w siódmym niebie, gdyby tak się stało, ale ona była dla mnie jak Gwiazda Polarna. Jasna, widoczna z każdej pozycji i bardzo, bardzo daleka…
Przed Bożym Narodzeniem poprosiła mnie, żebym zaopiekował się jej psem, bo wyjeżdża na trochę dłużej.
– Na same święta? – zapytałem.
– Tak się złożyło. Mam ważne sprawy, nie mogę ich odkładać.
– Smutno będzie bez pani – odważyłem się powiedzieć.
A ona wtedy po raz pierwszy mnie dotknęła. Położyła swoja rękę na mojej i lekko ją uścisnęła. Prąd mnie przeszył od uszu do pięt. Jakby mnie 220 voltów kopnęło znienacka! Całą siłą woli się powstrzymałem, żeby jej nie chwycić w ramiona i nie przytulić. Ale się bałem, że ją spłoszę albo rozgniewam…
Święta przedrzemałem. Obaj z jej psiakiem Felkiem nadsłuchiwaliśmy, czy przypadkiem nie wraca, czy na drodze nie pojawi się światło reflektorów, a pod dom nie podjedzie mały samochód… Ona wyskoczy i powie: „Co, zrobiłam wam niespodziankę? Stęskniłam się i jestem!”. Ale droga była pusta. Telefon też milczał. Felek popiskiwał cichutko pod drzwiami, a mnie się chciało wyć!
Wróciła w połowie stycznia. Był mroźny dzień. Pod wieczór się zachmurzyło i zaczął padać gęsty śnieg. „Chyba już dzisiaj nie przyjedzie? – pomyślałem. Zresztą lepiej, żeby się nie wybierała w taką zamieć!”.
Nawet Felek nie usłyszał samochodu. Podjechała cicho po miękkim śniegu i dopiero, kiedy zatrąbiła, obaj się poderwaliśmy na równe nogi.
Nie była sama…
– Proszę o moje klucze – powiedziała. – Mam gościa, jest trochę przeziębiony, musi szybko iść pod kołdrę…
Szlag mnie trafił! A więc przywiozła sobie faceta! Wyszykowałem jej gniazdko, ogrzałem, natyrałem się, a ona wprowadzi tam swojego gacha! Zacisnąłem zęby, żeby na nią nie nawrzeszczeć.
„Rozgrzeje go pod tą kołdrą. Wyszoruje wrzątkiem z mojego bojlera! – myślałem. Będzie mu gorąco! Co za kretyn ze mnie!”. Dobrze, że miałem w domu butelczynę. Szybko się upiłem. Rano kupiłem parę następnych flaszek i zamknąłem się na trzy spusty. Słyszałem, że ktoś się parę razy do mnie dobijał, ale nawet mi się nie chciało spojrzeć przez okno, żeby zobaczyć, kogo diabli przynieśli?
Dnie były pochmurne, mgliste, noce bez gwiazd i księżyca. Tylko Gwiazda Polarna świeciła na północnym niebie, chociaż Mała Niedźwiedzica w ogóle nie była widoczna. „Ty jesteś zawsze w tym samym miejscu – myślałem. – Dzięki tobie człowiek się nie zgubi i odnajdzie potrzebną mu stronę świata. Marzyłem, że ta moja późna miłość też będzie taka, ale się pomyliłem”.
Pomyślałem, że to dobry znak
Wyłączyłem komórkę. Nie byłem ciekawy, kto i czego ode mnie chce. Miałem wszystko w nosie! Znowu się tak zapuściłem, że kiedy w chwili przytomności spojrzałem w lustro, sam poczułem się niewyraźnie! Patrzył na mnie zarośnięty facet z przekrwionymi oczami i taką miną, jakby chciał wysadzić cały świat! Gdyby ona teraz mogła mnie zobaczyć, od razu wiedziałaby, że to przez nią. Pewnie by się nieźle ubawiła z tym swoim miglancem! Śmialiby się, że wiejski Romeo cierpi z miłości do niej! Mogłaby się chwalić, że niby już nie taka młoda, a jednak prawie doprowadziła chłopa do zguby. Krew mi się gotowała ze złości. „Niedoczekanie” – postanowiłem. – „Dosyć już tych głupot!”
Dwóch dni potrzebowałem, żeby się jako tako ogarnąć! Schudłem, portki ze mnie leciały, żołądek mi przyrósł do krzyża… Nie miałem wyjścia: Trzeba było wyjść z domu.
Zakręciło mi się w głowie od świeżego powietrza i chyba z głodu. Ale zatoczyłem się na płot, kiedy zobaczyłem, że ona idzie w moją stronę.
– Nareszcie! – usłyszałem. – Co się z panem działo?
– Nic nadzwyczajnego – odburknąłem. – Potrzebuje pani czegoś ode mnie?
Patrzyła uważnie, jakby chciała zrozumieć, co się naprawdę dzieje. Była smutna i poważna. Ona też się zmieniła przez te kilka dni; przybyło jej lat, przygasła, poszarzała… „Widocznie kochanek daje jej w kość” – pomyślałem ze złośliwą satysfakcją. „Nieźle ją przeczołgał!” Jednocześnie czułem żal i wstyd, że tak o niej paskudnie myślę. Serce mi się krajało, bo domyślałem się, że coś jest u niej nie tak i aż się wewnętrznie rwałem, żeby pomóc.
Staliśmy na drodze i milczeliśmy. Wreszcie ona się odezwała.
– Idę. Mój gość nie może długo zostawać sam.
– Boi się? – znowu mnie poniosło. – Musi być u pani pod spódnicą? Niezły tchórz!
Już odchodziła, ale zatrzymała się i spokojnie powiedziała.
– Mój brat jest ciężko chory.
Stałem, jak ogłuszony! Brat? Jaki brat? Ten facet, którego przywiozła autem, to jej brat? W dodatku ciężko chory? Boże, co za podły debil ze mnie! Nie wiedziałem, co mam teraz zrobić? Jak ją przepraszać za moje wstrętne myśli i podejrzenia. Jak wynagrodzić, że ją tak ohydnie oskarżałem?
– Niech mi pani da w pysk! Jestem chamem i draniem. Źle o pani myślałem. To przez zazdrość…
– Wiem – odparła. – Chciałam wszystko wytłumaczyć, ale pan zerwał kontakt ze światem.
– Piłem i cierpiałem. Nie przez panią, tylko przez własną głupotę. Przebaczy mi pani?
– Przyjdzie czas na takie rozmowy. Teraz mam inne sprawy na głowie. Na razie nie może pan mnie odwiedzać, bo brat nie lubi obcych. W tej fazie choroby tak jest.
– Będę pomagał. W zakupach, w jakichś naprawach i we wszystkim… Niech mnie pani nie odtrąca.
– Nie odtrącam. Ma pan dobre serce.
– Po prostu panią kocham – usłyszałem swój własny głos. – Myślałem, że tego nigdy nie powiem, ale niech się dzieje, co chce! Jest pani moją Gwiazdą Polarną!
Uśmiechnęła się. Pomyślałem, że to dobry znak. Może jednak mam u niej jeszcze jakieś szanse?