„Ja miałem kochankę, a moja żona – kolegów do łóżka. Taki układ sprawdzał się idealnie do czasu, aż pojawiła się ciąża”
„Moje życie małżeńskie od samego początku nie układało się najlepiej. Wyszła za mnie, bo naciskał na to jej ojciec. Martwił się tym, że jego córka po trzydziestce wciąż spotyka się tylko z chłopakami tuż przed maturą. Ja miałem być na to lekarstwem”.
- Listy do redakcji
Moja przyjaciółka odwróciła się do mnie na łóżku.
– Darek, powiedz, nie gryzie cię sumienie? – spytała Karolina, zapinając biustonosz.
– A skąd ci przyszło do głowy takie cudaczne pytanie? – zerwałem się z łóżka i wskoczyłem w spodnie. – Od dwóch lat ze sobą sypiamy, a ty nagle przejmujesz się tym, że zdradzam żonę?
– Nie, skądże… Po prostu ciekawi mnie to… – narzuciła na siebie koszulkę. – Zachowujesz się jakoś inaczej od… pozostałych…
– No nie mów, że większość twoich facetów to żonaci! – zażartowałem.
Zobacz także
– Wyobraź sobie, że kobiety często plotkują o facetach, którzy zdradzają.
– A co takiego o nich mówią? – spytałem, wciągając na siebie koszulę i marynarkę.
– Że zerkają co chwilę na zegarek, próbują nie rzucać się w oczy i umawiają się w jakichś zakątkach. Ale ty nie...
– Jakby cię to pocieszyło, to mogę od czasu do czasu rzucić okiem na zegarek, gdy będziemy uprawiać miłość... A teraz faktycznie muszę lecieć, bo wieczorem jestem umówiony z kontrahentem na kolację...
– No widzisz? Inny facet by się tak śpieszył tylko do swojej kobiety...
Odpowiedź Karoliny przeszła bez jakiegokolwiek mojego komentarza. Nie dlatego, że faktycznie gdzieś pędziłem. Po prostu nie chciałem przed nią otwierać swojej duszy. Naszą relację ograniczaliśmy wyłącznie do wspólnie spędzanych nocy i zależało mi, by tak zostało. Co prawda przeczuwałem, że ona marzy o czymś głębszym, a może nawet ucieszyłaby ją wiadomość o moim rozwodzie. Nie, na pewno nie oczekiwała oświadczyn, miała siebie za ultranowoczesną dziewczynę, która nie wchodzi w przestarzałe układy przypieczętowane urzędową pieczątką. Ale pewnie nie obraziłaby się, gdybyśmy oficjalnie zostali parą.
Mnie jednak takie rozwiązanie zupełnie nie pociągało
Karolina powinna się cieszyć, że więcej nas ze sobą łączy, niż mnie z żoną, bo moje życie małżeńskie od samego początku nie układało się najlepiej. Szczerze mówiąc, chyba nigdy nie byłem prawdziwą miłością Agnieszki. Wyszła za mnie, bo naciskał na to jej ojciec, który martwił się tym, że jego córka po trzydziestce spotyka się tylko z chłopakami tuż przed maturą. Agnieszka pracowała z młodzieżą z problemami, bo skończyła studia z resocjalizacji, więc najczęściej to byli jej podopieczni.
Tata Agi postrzegał mnie jako kogoś, kto w przyszłości mógłby częściowo przejąć stery w jego przedsiębiorstwie, a jednocześnie liczył, że dzięki mnie jego córka wreszcie zmądrzeje. Był przekonany, że jej zamiłowania wynikały głównie z charakteru wykonywanej profesji oraz braku kontaktu z dojrzałymi mężczyznami. Sądził, że kiedy w końcu spotka na swojej drodze prawdziwego faceta, przestanie interesować się młokosami…
Sposób rozumowania mojego teścia był niezwykle naiwny
Aga przystała na propozycję małżeństwa ze mną, ponieważ jej dochody jako profesjonalnej terapeutki ledwo starczyłyby na opłacenie czynszu za mieszkanie, które swego czasu podarował jej tata. Przywykła bowiem do życia na naprawdę wysokim poziomie. A młodocianymi chłopakami nie interesowała się przez czysty przypadek. Nie, wcale nie fascynowała ją ich niedojrzałość czy dziewiczość. Po prostu kochała nimi sterować, sprawować nad nimi absolutną władzę i totalnie panować.
Mnie też próbowała sobie podporządkować. Myślała pewnie, że skoro pracuję dla jej ojca, to będę robił wszystko, co ona zechce. Ale te jej psychologiczne triki, których nauczyła się podczas studiów, nie działały na mnie. Nie byłem łatwowiernym młodziakiem, którym da się manipulować.
To chyba dlatego ekspresowo powróciła do romansu z jednym ze swoich podopiecznych. Nie miałem nic przeciwko, nie urządzałem awantur z zazdrości. Kiedy dostałem SMS-a od mojej sieci komórkowej z propozycją usługi „namierzania lokalizacji telefonów” bliskich mi osób, tylko się uśmiechnąłem i skasowałem wiadomość. Potem poznałem Karolinę. Ale nawet gdyby nie ona, i tak znalazłbym jakąś inną dziewczynę.
Nie chodziło o zemstę
Jako dorosły mężczyzna, od czasu do czasu odczuwałem potrzebę zaspokojenia swoich seksualnych pragnień, nic poza tym. Pozostałe potrzeby realizowałem w pracy, angażując się w rozwój firmy ojca mojej żony.
Jeśli chodzi o Karolinę, nie ukrywałem naszej relacji, ale też specjalnie się z nią nie afiszowałem. Chyba właśnie z tego powodu nie zerkałem zestresowany na zegarek i nie umawiałem się z nią w jakichś ustronnych miejscach. Niewiele mnie obchodziło, czy ktokolwiek się o niej dowie, czy nie. Odniosłem wrażenie, że teść i tak podejrzewa, że moje małżeństwo z Agnieszką to taka trochę ściema. Dlatego wcale nie wpadłem w panikę, kiedy niedługo po tym, jak wyszedłem z pokoju w hotelu, gdzie spotkałem się z Karoliną, teść zadzwonił do mnie i spytał:
– Cześć, gdzie jesteś?
– Właśnie zmierzam na umówioną rozmowę z Zawadą – odparłem opanowanym głosem.
– Ależ jestem szczęśliwy... Od dawna wyczekiwałem tego momentu.
– Chodzi ci o to spotkanie z klientem? – byłem przekonany, że się przesłyszałem. – Przecież dopiero dwa dni temu ustaliliśmy termin.
– Nie, nie o tym mówię... Ogromnie się cieszę, że wreszcie postanowiliście zostać rodzicami... i że tak szybko wam się poszczęściło. Gratulacje! Halo, Darek, odezwij się! Halo, słyszysz mnie?!
Stanąłem jak wryty, totalnie skołowany, bo kompletnie nie wiedziałem, co o tym wszystkim sądzić. Oczywiście podejrzewałem, że Aga zaszła w ciążę z jakimś smarkaczem i usiłowała wmówić mojemu teściowi, że ja jestem ojcem. Ale po co to zrobiła? Bardziej obstawiałbym, że w przypadku takiej wtopy po prostu poszłaby na zabieg, zamiast mnie w to mieszać. Według mnie, pomimo tego że miała ponad trzydziestkę na karku, nie dorosła jeszcze na tyle emocjonalnie, aby zostać mamą. Co się więc takiego wydarzyło, że mimo wszystko zdecydowała się donosić tę ciążę?
Kolacja z klientem nie najlepiej mi poszła
W końcu poprosiłem go o wybaczenie, tłumacząc się złym samopoczuciem, prawdopodobnie początkiem grypy, po czym skierowałem się do mieszkania. Agnieszka odpoczywała w pokoju gościnnym, popijając solidną porcję czerwonego wina.
– Nie spieszyło ci się do domu – przywitała mnie, gdy tylko przekroczyłem próg.
– Chyba nie powinnaś teraz tego robić – puściłem mimo uszu jej zaczepkę, wskazując na kieliszek z winem.
– Boisz się o dobro dziecka? Przecież dobrze wiesz, że to nie twoje.
– Więc dlaczego wmówiłaś tacie, że to ja jestem ojcem?
– Stwierdziłam, że ubaw po pachy będzie, jak będziesz musiał wytłumaczyć mu fakt, że od dwóch lat nie dzielimy łoża – parsknęła śmiechem.
– Chyba masz w czubie – zabrałem jej z dłoni lampkę wina. – I nie ma znaczenia, kto jest ojcem tego dziecka. Liczy się to, że skoro postanowiłaś je mieć, musisz się nim opiekować.
– A ty się nim zaopiekujesz? Czy może zostawisz niewierną żonę z brzuchem? – gdy to mówiła, starała się być sarkastyczna, ale wyczuwałem, że w rzeczywistości pyta poważnie.
– Ja na twoim miejscu nie oczekiwałbym, że stanę się kochającym tatą.
– Wątpię, żebyś miał tyle odwagi i zrezygnował z pracy u mojego ojca…
– Twój ojciec to rozsądny facet. Nie sądzę, żeby chciał mnie wywalić, wiedząc, co ty wyprawiałaś… Zwariowałaś?!
Moja żona nagle złapała mnie za koszulkę i zaczęła okładać mnie pięściami. Byłem totalnie zaskoczony jej zachowaniem. Ostatnio nasze relacje ograniczały się jedynie do drobnych złośliwości pod swoim adresem. Pomyślałem sobie, że to pewnie wszystko przez te huśtawki nastrojów w ciąży. Przyznaję, że miałem ochotę jej oddać, choć nigdy wcześniej nawet o tym nie pomyślałem. Ale teraz, kiedy jest w odmiennym stanie, to w ogóle nie wchodziło w grę. Nie było innego wyjścia, jak tylko pójść do sypialni, zamknąć drzwi i poczekać aż jej przejdzie.
Nagle usłyszałem huk zamykanych drzwi
Opuściłem swój pokój i przez okno dostrzegłem, jak Agnieszka wyjeżdża z podwórka. Popędziłem na dwór, próbując ją zatrzymać, ale ona zdążyła już odjechać. Mimo że wypiła tylko kieliszek wina, to absolutnie nie powinna siadać za kółko. Nagle coś mi zaświtało – przypomniałem sobie propozycję sprzed dwóch lat, związaną z „namierzaniem lokalizacji komórek”. Nie miałem już tego SMS-a, ale skontaktowałem się z operatorem i udało mi się aktywować tę funkcję. W ciągu piętnastu minut od wyjazdu Agnieszki wiedziałem, gdzie się znajduje. Na całe szczęście nie odjechała za daleko. Wskoczyłem do auta i tam pojechałem.
Po mniej więcej kwadransie udało mi się zlokalizować samochód mojej żony. Zacząłem się nerwowo rozglądać dookoła, próbując wypatrzeć ją samą. Rejon, w którym się znalazłem, nie należał do najmilszych, więc od razu przyszło mi do głowy, że gdzieś tu musi mieć swoje lokum któryś z podopiecznych Agnieszki, a może nawet biologiczny ojciec jej dziecka. Kompletnie nie wiedziałem jednak, w którym dokładnie miejscu powinienem jej szukać. Pokręciłem się zatem jeszcze trochę po okolicy i już miałem wracać do swojego auta, gdy nagle usłyszałem krzyki.
Zobaczyłem, jak moja żona dosłownie wyskakuje przez bramę, a tuż za nią pojawia się wysoki, całkiem przystojny młodzieniec, wyglądający na jakieś dwadzieścia lat góra.
– Spadaj stąd zołzo i niech cię tu więcej nie widzę na oczy.
– Ale Antek… Błagam…
– Nie wciśniesz mi dzieciaka. Sądzisz, że nie mam pojęcia, że puszczasz się z byle kim?!
– Kłamiesz… Ja jedynie z tobą… Dla mnie liczysz się wyłącznie ty… – przekonywała moja żona.
Prezentowała się naprawdę kiepsko
Powiem wprost, że jakoś specjalnie nie było mi jej szkoda. Ale kiedy chciała złapać swojego ukochanego za ramię, a on w zamian wymierzył jej cios prosto w twarz, dotarło do mnie, że nie dam rady na to po prostu patrzeć. Nie było czasu na grzeczności i przedstawianie się. Więc zamiast powiedzieć „dobry wieczór", przywaliłem temu facetowi z buta między nogi, tak że aż zgiął się wpół. Następnie złapałem Agnieszkę za rękę i powiedziałem:
– Chodźmy stąd...
– Boże, coś ty mu zrobił?! – wykrzyknęła. – Antek, jak się czujesz?! Antek, skarbie...
– Co to za ku… – wymamrotał ledwo słyszalnie „skarb”.
– Mój mąż...
– Zaraz, zaraz, masz męża?!
– Ale zamierzam się z nim rozwieść, daję ci słowo...
Aga nie złamała danego słowa, ale nawet jakby chciała, to ja i tak po zobaczeniu tego marnego widowiska na pewno wziąłbym z nią rozwód. Pewnie miała nadzieję, że dla świętego spokoju z jej ojcem odstąpię jej mieszkanie, którego spieniężenie dałoby jej utrzymanie na długo. W ogóle nie planowałem czegoś takiego i byłem pewien, że jej ojciec nie będzie się o to czepiał.
Nie poszło tak, jak sobie to planowała
Jeśli by tylko mógł, zapewne nawet odebrałby jej niegdyś podarowane spore mieszkanie. Lecz obecnie mogła w nim mieszkać wraz z „Antosiem”, który w końcu uległ jej błaganiom i z nią został. Z tego powodu na początku ojciec całkowicie zaniechał z nią relacji. Jednakże po przyjściu na świat wnuczka i nagłym odejściu w siną dal partnera, który nie zamierzał „bawić się w nianię dla bachora”, przeznaczył dla swojej córki comiesięczne wsparcie finansowe w kwocie tysiąca złotych.
– Gdybym mógł, to płaciłbym trzy razy więcej – powiedział mi raz, gdy siedzieliśmy razem w pracy, bo dalej byłem jego zaufanym człowiekiem – byleby tylko ta naiwna gęś przestała myśleć o tym całym Antosiu. Ale widzę, że ona wciąż ma do niego słabość… Nie pojmuję tego za nic.
Nie byłbym ze sobą szczery, gdybym stwierdził, że to rozumiem. Niemniej wyjaśnienie, które mi się kołacze po głowie, brzmi następująco: dotychczas spotykając się z młodziakami, za każdym razem natrafiała na mięczaków, którzy dawali sobą pomiatać. W końcu jednak padło na kogoś, kto jej nie uległ i właśnie dlatego zapałała do niego prawdziwym uczuciem. Jak to się mawia: trafiła kosa na kamień. No i teraz już tak jej zostanie.
Dariusz, 36 lat