„Jako dziecko myślałem, że 3 rodziców to norma. Moja matka nie miała za grosz przyzwoitości”
„To doświadczenie bardzo mnie zmieniło. Dotarło do mnie wtedy, że chociaż otoczenie może mieć problem ze zrozumieniem naszej nietypowej rodziny, to najcenniejsze są uczucia i oparcie, jakie w niej znajduję”.
Moje dzieciństwo było szczęśliwe i przepełnione ciepłem, choć moja rodzina różniła się od typowych. Miałem mamę oraz dwóch ojców. Paweł był moim biologicznym tatą, podczas gdy Krystian związał się z mamą jako jej partner. W moim świecie obecność dwóch ojców była czymś naturalnym – jeden dał mi życie, drugi stał się równie ważną częścią mojej codzienności.
Nie akceptowali tego
Paweł to wzór spokoju i opanowania – zawsze mogłem na niego liczyć, gdy trzeba było się wygadać albo poprosić o wsparcie. Natomiast Krystian tryskał energią, często zaskakując wszystkich swoim nietypowym sposobem patrzenia na świat. Dorastanie w takiej rodzinie było czymś wyjątkowym. Z biegiem lat zauważyłem, że ludzie patrzą na nas inaczej, czasami ze zdumieniem. Kiedy dzieciaki z osiedla zadawały pytania, czułem się nieswojo – bo wszyscy mieszkaliśmy w jednym mieszkaniu. Na szczęście w domu zawsze mogliśmy na siebie liczyć i otwarcie rozmawiać, dzięki czemu uczyłem się, że każdy ma prawo żyć po swojemu.
– Musisz wiedzieć, że prawdziwa rodzina to coś więcej niż wspólne geny. Najważniejsze są uczucia, empatia i to, że jesteśmy dla siebie oparciem – mówiła mama.
Te wspólne pogawędki pomagały mi budować własne spojrzenie na otaczającą rzeczywistość i dostrzegać, że rodzinne więzi mogą być różnorodne. Niestety, koledzy ciągle mieli z tym problem.
Gdy skończyłem dziesięć lat, pierwszy raz naprawdę dotarło do mnie, że moja rodzina różni się od innych.
Wszystko wydarzyło się podczas uroczystości szkolnej związanej z Dniem Mamy i Taty. Każdy uczeń miał wtedy powiedzieć kilka słów o swoich rodzicach. Przyszła kolej na mnie i z radością rozpocząłem swoją opowieść o Pawle. Mówiłem, że robi pyszne jedzenie i często zabiera mnie na połowy. Następnie opisałem Krystiana, jego niesamowite sztuczki z kartami i to, jak wspólnie stworzyliśmy oczko wodne koło domu. W sali lekcyjnej nagle zrobiło się cicho jak makiem zasiał.
Czułem się odmieńcem
Uczniowie patrzyli na mnie dziwnie. Wtedy dotarło do mnie, że nigdy nie zauważałem, że moja rodzina różni się czymkolwiek od rodzin innych dzieci z klasy. W głębi duszy zastanawiałem się, czemu nie jesteśmy zwyczajną rodziną jak wszyscy.
Cała ta sytuacja nie dawała mi spokoju. Postanowiłem wszystko obgadać z moimi rodzicami.
– Czemu nasza rodzina tak się różni od innych? – spytałem.
Poczułem uścisk mamy na swojej dłoni, podczas gdy obaj moi tatowie – Paweł i Krystian – spojrzeli na siebie łagodnie.
– Musisz wiedzieć, że nie ma dwóch identycznych rodzin. Nasza odmienność nie sprawia, że jesteśmy gorsi czy lepsi od innych. Po prostu mamy swoją specyfikę.
– Właśnie ta odmienność jest czymś wartym docenienia – wtrącił Krystian. – Możesz być pewien, że ja, twoja mama i Paweł zawsze będziemy przy tobie.
To doświadczenie bardzo mnie zmieniło. Dotarło do mnie wtedy, że chociaż otoczenie może mieć problem ze zrozumieniem naszej nietypowej rodziny, to najcenniejsze są uczucia i oparcie, jakie w niej znajduję. Tak było przynajmniej dopóki nie zacząłem myśleć o związkach.
Miałem z tym problem
W dzieciństwie bez zastanowienia przyjmowałem mój rodzinny układ, ale później zrodziły się pytania o moje własne życie uczuciowe i kontakty międzyludzkie. Jak zareaguje przyszła partnerka na fakt, że będzie miała dwóch teściów?
W moich młodzieńczych latach ciężko mi było stworzyć prawdziwe przyjaźnie, szczególnie kiedy chodziło o kontakty z płcią przeciwną. Często przyłapywałem się na rozmyślaniach, czy to nie moja sytuacja w domu rodzinnym odcisnęła piętno na tym, jak podchodzę do relacji z innymi. W okresie dojrzewania wybierałem jednak bezpieczną opcję – zamiast mierzyć się z tymi wątpliwościami, wolałem siedzieć w czterech ścianach.
Na studiach moje sprawy sercowe przypominały karuzelę przelotnych znajomości, które zwykle nie były w stanie przetrwać próby czasu. To, jak wychowywałem się w mojej rodzinie, sprawiło, że patrzę na świat bez uprzedzeń i potrafię zaakceptować różne sytuacje. Równocześnie jednak gdzieś w środku miałem sporo wątpliwości, jak właściwie powinien wyglądać poważny związek.
W trakcie jednego z wieczornych spotkań z Martą uznałem, że nadszedł odpowiedni czas, żeby opowiedzieć jej o sobie. Czułem do niej sympatię i pomyślałem, że warto sprawdzić jej reakcję na moją wyjątkową sytuację. W głowie przygotowałem się na wszystkie możliwe odpowiedzi z jej strony.
Obawiałem się
– Gdy byłem mały, miałem dość nietypową sytuację rodzinną – powiedziałem, siedząc przy stoliku w klimatycznej kafejce. – W moim domu było dwóch ojców. Jeden to mój prawdziwy tata, a drugi… no wiesz, był życiowym towarzyszem mamy. Mieszkaliśmy wspólnie, tworząc razem jedną wielką rodzinę.
– Brzmi jak naprawdę szczególne przeżycie – powiedziała dyplomatycznie.
– Masz rację. Choć czasem myślę, że może to właśnie dlatego tak trudno mi teraz stworzyć poważny związek. Zastanawiam się, czy podświadomie nie uciekam przed stałymi relacjami, bo w moim rodzinnym domu uczucia były takie… nietrwałe?
Przez moment panowała cisza, gdy Marta rozważała to, co powiedziałem.
– Twoje korzenie wpływają na to, kim jesteś, ale nie zamykają cię w jednej szufladce. Wszyscy przechodzimy przez różne rzeczy w życiu, mamy własne przeszkody do pokonania.
No proszę, spotkanie ze studentką psychologii okazało się strzałem w dziesiątkę. Widać, że Marta naprawdę potrafi zrozumieć mój punkt widzenia.
Wreszcie dostrzegłem nadzieję: mimo że wyniosłem z domu wiele wartościowych wskazówek, to jednak samodzielnie muszę się nauczyć, jak tworzyć i pielęgnować bliskie więzi z ludźmi. Marta trafiła w sedno – doświadczenia z przeszłości są moją częścią, ale to ja sam wybieram, w jaki sposób pokieruję swoim życiem.
Zrozumiała mnie
Ten dialog pomógł mi zrobić następny krok w poznawaniu samego siebie. Zrozumiałem, że problemy ze zbudowaniem stabilnego związku nie biorą się wyłącznie z moich nietypowych doświadczeń z dzieciństwa – to również kwestia lęku przed tym, że ktoś mnie nie zaakceptuje i odrzuci.
Nasza relacja z Martą z każdym tygodniem stawała się mocniejsza, widywaliśmy się praktycznie non-stop. Po kilku miesiącach randkowania wiedziałem już na pewno, że to właśnie ona jest tą jedyną – zarówno na dziś, jak i na później. Nadszedł czas na kluczową decyzję: poznanie jej z moją dość nietypową familią. Moja dziewczyna zareagowała na tę propozycję z wielkim entuzjazmem.
Kiedy Marta weszła do naszego mieszkania, dało się wyczuć miłą, choć lekko nerwową atmosferę. Każdy z nas zdawał sobie sprawę, jak ważne jest to spotkanie, mimo to próbowaliśmy zachowywać się naturalnie i bez napinki. Mama powitała Martę promiennym uśmiechem.
– No proszę, nareszcie poznajemy anioła, który wybawił mojego synka od samotnego życia!
Marta spojrzała zaskoczona i parsknęła śmiechem.
– Robię, co w mojej mocy – odparła, zerkając w moją stronę.
Pokochali ją
Paweł, który nigdy nie przepuścił okazji do wtrącenia swojego komentarza, zbliżył się z wyciągniętą dłonią.
– A nie mówiłem ci, że takich perełek długo się nie ukryje? Cześć, Marto! Mam nadzieję, że nie przeraża cię perspektywa dołączenia do naszej nietypowej familii?
Krystian nie potrafił powstrzymać się od żartobliwej uwagi.
– Masz jeszcze szansę na ucieczkę! Zdążysz się wycofać – rzucił, posyłając jej rozbawione spojrzenie.
Na twarzy Marty pojawił się szeroki uśmiech.
– Chyba jest już na to zbyt późno. Wasza wyjątkowa rodzina kompletnie mnie oczarowała.
– No to świetnie się składa, bo teraz nie ma już odwrotu. Właśnie zostałaś członkinią naszego nietuzinkowego grona – skomentowałem, czując w sercu radość i satysfakcję, że mogę uznać Martę za istotny element swojego świata.
Wszyscy parsknęli śmiechem i od razu atmosfera zrobiła się luźniejsza. Do końca dnia świetnie się bawiliśmy, rozmawiając i opowiadając różne anegdoty, dzięki którym Marta jeszcze lepiej zżyła się z moimi bliskimi.
Jesteśmy parą już dłużej niż rok, a podczas rodzinnych spotkań rodzice i Marta potrafią gadać bez końca. Przekomarzają się ze sobą tak naturalnie, jakby znali się od zawsze.
Mariusz, 29 lat