Reklama

Stałam nad brzegiem, wpatrując się w bezkresne morze i dumając nad tym, jak to możliwe, że przez tyle lat omijał mnie ten cudowny widok. Moi rodzice nigdy nie przepadali za podróżami, więc dopiero kiedy rozpoczęłam studia i zaczęłam dorabiać, mogłam w końcu zebrać kasę i samodzielnie wybrać się nad morze. I trafić akurat na jeden słoneczny dzień pośród sześciu dni ciągłej pluchy, porywistego wiatru i temperatur ledwo przekraczających piętnaście kresek.

Reklama

Uniknęłam nieszczęścia

Trzeciego dnia, wkurzona i zdesperowana do granic, wygrzebałam z czeluści szafy kurtkę i zdecydowałam się mimo wszystko ruszyć na spacer wzdłuż plaży. Moje adidasy błyskawicznie nasiąkły wodą, nogi grzęzły mi w przemoczonym piasku, a krople deszczu zacinały prosto w twarz. Ten spacer nie przypominał nawet w najmniejszym stopniu czegoś, co wyobrażałam sobie jako odprężające i bajeczne.

– Czeeeść! – dotarło do mnie nawoływanie, trochę zniekształcone przez podmuchy wiatru, odgłos ulewy i szum fal. Obejrzałam się dookoła z uwagą

– Cześć, czeeeść! Zaczekaaaj!

Kobieta ewidentnie nawiązywała ze mną kontakt wzrokowy, przy okazji wymachując ręką. Z tego co dostrzegłam, w drugiej dłoni dzierżyła… mój plecak, którego pasek spoczywał wciąż na moim barku. Najwyraźniej musiał zerwać się karabińczyk.

Co by się stało, gdybym nie spostrzegła zguby albo gdyby wpadła w ręce jakiegoś nieuczciwego typa? O rany, zostałabym pozbawiona kasy, dokumentów, klucza do pokoju w hotelu, komórki i pomadki. Podreptałam w kierunku dziewczyny i już po chwili ściskałam plecak niczym cudownie odzyskaną pociechę.

– Nie mam pojęcia, jak mogę ci podziękować… – zaczęłam, ale ona machnęła ręką.

– Daj spokój! Nie musisz dziękować.

– No jasne że muszę! Gdybym nagle straciła wszystko, co jest mi niezbędne, byłoby kiepsko. Sama myśl o załatwianiu dokumentów, kart, ciągłym tłumaczeniu od początku, co się wydarzyło, sprawia, że czuję się słabo… Chciałabym ci się jakoś odwdzięczyć.

Była bezpośrednia

– Postaw mi kawę, bo zmarzłam na kość, i będziemy kwita! – powiedziała radośnie. – Jestem Anka.

– Beata.

Wybrałyśmy się na wspólną kawę. Odczuwałam lekki stres, gdyż dopiero co poznałam tę osobę, a ona sprawiała wrażenie, jakby nasza znajomość trwała od wielu lat. Zaczęła mi opowiadać masę rzeczy o sobie samej, o swojej rodzinie i znajomych.

Po drodze dzieliła się intrygującymi informacjami dotyczącymi różnych punktów w mieście. Znała ich naprawdę dużo, ponieważ spędziła tu dzieciństwo. Czułam się odrobinę niezręcznie, bo jako typowa introwertyczka preferuję spokój własnego mieszkania i swoje towarzystwo, które umilam lekturą książek albo oglądaniem telewizji.

Anka potrafiła świetnie przełamywać pierwsze lody w relacjach z ludźmi. Kiedy poczułam się swobodniej w jej towarzystwie, zaczęłam też mówić trochę o sobie, chociaż na początku musiała wyciągać ze mnie informacje.

Pod koniec dnia, gdy nadszedł czas pożegnania, odniosłam wrażenie, jakbyśmy przegadały nie pół dnia, a pół naszego życia. Mimo że zdawałam sobie sprawę, iż nie zmieniłam się nagle w kogoś zupełnie innego i wciąż preferowałam swój hermetyczny świat, to odczuwałam smutek na myśl o rozstaniu z tą radosną i szczerą dziewczyną.

– Podaj mi swój numer, odezwę się, jak będziesz chciała zobaczyć coś innego niż piasek i morze.

Z przyjemnością podyktowałam jej swój numer, mając nadzieję na kolejne wspólne chwile spędzone razem.

Polubiłam ją

Anka znała Trójmiasto na wylot, jak przewodnik turystyczny z wieloletnim stażem. Za dnia ciągała mnie po różnych galeriach, a w nocy włóczyłyśmy się po klubach i imprezach. Przestało mi przeszkadzać, że leje jak z cebra i że wrócę do domu bez tej pięknej, brązowej opalenizny, którą mogłabym się pochwalić.

W zamian dostałam od niej całe wory niezapomnianych wrażeń, widoków i wspomnień. Chyba nigdy wcześniej tyle nie gadałam, co podczas tego pobytu nad Bałtykiem.

– Wiesz, to jest niesamowite… – odezwałam się ostatniego dnia, pakując już swoje rzeczy, żeby wrócić do siebie w rodzinne góry. – Mam takie dziwne uczucie, jakbym znała cię od zawsze.

– To było nam pisane – oznajmiła. – Nasze spotkanie tamtego dnia na plaży miało zaowocować przyjaźnią na całe życie. Będziemy do siebie wydzwaniać, wysyłać wiadomości, spotykać się. W przyszłości zostaniemy matkami chrzestnymi naszych dzieci. Ty będziesz mnie wspierać, gdy moje małżeństwo się rozpadnie. A gdy dzieciaki podrosną, będziemy razem wybierać się na zakupowe eskapady, gdy tylko uda nam się wyrwać z codziennej gonitwy… No a potem czeka nas wspólne narzekanie na synowe i zięciów…

– Gdy będziemy staruszkami, zasiądziemy w fotelach bujanych i popijając winko, będziemy gadać o naszych przygodach. Ponarzekamy sobie na gówniarzerię.

– Kusisz mnie tym pomysłem!

Parsknęłyśmy śmiechem. Po chwili spochmurniałam.

Chciałam zostać

– Nie podoba mi się pomysł wyjechania stąd…

– Przecież zawsze możesz tutaj studiować. Zatrudnisz się gdzieś, poradzisz sobie jakoś.

– Hmm, w sumie… Inżynierka z Gdańska… to dumnie brzmi! Pogadam o tym z moimi rodzicami.

Nasze pożegnanie nastąpiło w chwili, gdy peron wypełnił się natarczywym dźwiękiem gwizdka. Jednak wciąż nie byłyśmy w stanie się rozdzielić. Nim zajęłam swoje miejsce w wagonie, trzymałyśmy się za dłonie przez otwarte okno. Było to dla mnie niezrozumiałe. Zwykle potrzebowałam o wiele więcej czasu, by obdarzyć kogoś zaufaniem. W przypadku Anki czułam się tak, jakbyśmy były siostrami. Będąc jedynaczką, nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiej wyjątkowej więzi.

Wcześniej nie zdarzyło mi się przyjaźnić z dziewczynami z mojego otoczenia – przedszkola, szkoły czy sąsiedztwa. Miałam po prostu rówieśniczki, które pojawiały się w pewnych okresach mojego życia, a potem znikały, zastąpione kolejnymi przypadkowymi znajomościami. Nigdy specjalnie nie przeżywałam tych zmian ani za nimi nie tęskniłam.

Teraz jednak całym sercem czułam, że w końcu spotkałam prawdziwą przyjaciółkę, z którą połączyło mnie coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Między nami istnieje niezwykłe porozumienie bez słów, a mimo różnic, świetnie się dopełniamy.

Byłyśmy jak siostry

– Zadzwoń, jak dojedziesz na miejsce! – pomachała do mnie z uśmiechem z peronu, nie zważając na pogodę, która nawet ostatniego dnia nie chciała się poprawić.

Po wielogodzinnej jeździe z przesiadkami dotarłam w końcu do swojego rodzinnego miasta. Byłam wykończona, a na dodatek telefon rozładował mi się podczas podróży, jeszcze przed przybyciem do stolicy.

Na widok taty czekającego na peronie poczułam ulgę – marzyłam tylko o tym, żeby znaleźć się w domu, paść na łóżko i iść spać. Nie miałam już nawet siły, żeby jechać autobusem czy szukać taksówki.
Po powrocie do domu zostawiłam walizkę na później i wsunęłam się pod ciepłą, pachnącą świeżością kołdrę. Przed zaśnięciem wysłałam jeszcze tylko krótkiego SMS-a do Anki, zgodnie z obietnicą informując ją, że cała i zdrowa dotarłam na miejsce.

Następnego dnia czułam się fatalnie, ponieważ nie odezwała się nawet za pomocą emotki. Próbowałam się dodzwonić, ale komórka była wyłączona. Nie miałam pojęcia, co się stało. Czyżby mnie zablokowała i nie chciała już się kontaktować? No nic, pozostał jeszcze Facebook.

Tam dowiedziałam się, dlaczego Anka nic nie pisała. Pod jej postem widniała masa ikonek ze zniczami i wiązankami, pełno było wyrazów współczucia, smutasów… I link do newsa z miejscowego portalu, gdzie napisali, jak w młodą studentkę przechodzącą na pasach wjechało rozpędzone auto prowadzone przez pijanego pirata drogowego.

To był dla mnie cios

Dopiero co rozmawiałyśmy ze sobą poprzedniego dnia! Tuliłyśmy się na pożegnanie, układając plany na przyszłość. Strugi łez spływały po mojej twarzy niczym rwący potok. Pragnęłam, by czas się odwrócił. Nawet w drodze na ostatnie pożegnanie, wbrew logice tliła się we mnie nadzieja, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, że to tylko jakiś durny, okropny, ale mimo wszystko żart.

Świadomość, że już nigdy więcej nie dane mi będzie jej zobaczyć, usłyszeć ani przytulić, była przytłaczająca. Los podarował mi jedynie tydzień, w trakcie którego zdążyłam ją spotkać, poznać bliżej, zaprzyjaźnić się, obdarzyć uczuciem i utracić. W moim wnętrzu szalała prawdziwa burza emocji – żal mieszał się z bólem, gniew z niezrozumieniem, a wszystko to przeplatało się z poczuciem totalnej beznadziei.

Nieustannie układałam w głowie różne wersje wydarzeń – co by było, gdybym wsiadła do następnego pociągu albo namówiła ją, żeby ze mną pojechała i spędziła parę dni u mnie w domu? Ta rana w moim sercu nigdy się nie zagoi. Będę się zawsze zastanawiać, jak do tego doszło. Czemu właśnie ona? Zdaję sobie sprawę, że nikt nie zajmie w moim życiu tak ważnego miejsca jak Anka, mimo że w sumie niewiele o niej wiedziałam.

Reklama

Beata, 21 lat

Reklama
Reklama
Reklama