Reklama

Nigdy nie miałam pieniędzy

Dokładnie to przemyślałam i stwierdziłam, że nie ma żadnego ryzyka. Mój chłopak wspierał mnie finansowo przez cały rok, dzięki czemu mogłam poświęcić się nauce, zamiast martwić o pieniądze. Zdawałam sobie jednak sprawę, że w końcu pojawi się jakaś inna dziewczyna i nasz związek dobiegnie końca.

Reklama

Pewnego dnia Robert stwierdził, że muszę zebrać swoje rzeczy i się wyprowadzić. Dał mi kilka dni na spakowanie się.

– Cóż, skarbie, fajnie było, ale teraz to już nuda – rzucił prosto z mostu.

Kiedy oznajmił, że to koniec, nie zdobyłam się na żaden sprzeciw. Po prostu przyjęłam to do wiadomości, bez zbędnych dyskusji. Gdzieś w głębi duszy zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później nadejdzie ten moment. W końcu dwa lata wcześniej, gdy się do niego wprowadzałam, w jego mieszkaniu wciąż unosił się aromat używanych przez moją poprzedniczkę perfum. Ale jakoś specjalnie się tym nie przejęłam. Po prostu chciałam złapać okazję na wygodniejsze życie. Tym bardziej, że nigdy nie dane mi było zaznać takiego luksusu.

Nasza rodzina liczyła aż osiem osób. Ojciec z mamą tyrali w pocie czoła, żeby ledwo starczało na nasze utrzymanie. Mama pracowala w sklepie, a ojciec harował na budowach. Jednak mimo wszystko pieniędzy wciąż brakowało. Non stop słyszałam, że musimy zaciskać pasa, że wrotek, plecaka na książki z postaciami z bajek, które kochałam, czy roweru nie dostanę, bo na to nas zwyczajnie nie stać.

Zobacz także

Nowiutkie ciuchy były dla mnie czymś obcym. Moja garderoba składała się z lumpeksowych łachów albo zużytych ubrań po siostrach. Dawniej nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. W naszym miasteczku bieda była na porządku dziennym. Koleżanki też paradowały w wyblakłych ciuchach, a ich rodzice z trudem dopinali domowy budżet.

Mój los się odmienił

Całe moje życie wywróciło się do góry nogami, kiedy zachęcona przez panią pedagog z liceum, zdecydowałam się aplikować na studia w Lublinie. Rodzice początkowo byli przeciwni temu pomysłowi, twierdząc, że to nie dla mnie i najrozsądniej byłoby zakończyć edukację na liceum, żeby móc szybko zacząć pracować. Ale moja wychowawczyni nie odpuszczała. Zapewniała, że mam spory potencjał i mogę zajść naprawdę daleko.

Udało jej się nawet zdobyć dla mnie stypendium w moim liceum. Kiedy rodzice o tym usłyszeli, w końcu dali za wygraną. Wyprowadziłam się do Lublina i przeżyłam prawdziwe zaskoczenie. Ujrzałam zupełnie odmienną rzeczywistość. Moje nowo poznane koleżanki diametralnie różniły się od poprzednich. Ubierały się w markowe ciuchy, stosowały kosmetyki, o jakich mogłam jedynie pomarzyć, posiadały smartfony, tablety i laptopy. Chodziły do pizzerii, kina. Przyjeżdżały do szkoły skuterami lub rodzice dowozili je luksusowymi autami.

Jeździłam autobusami i tramwajami, a posiłki jadałam w tanich stołówkach. Nie było to przyjemne i sprawiało, że miałam poczucie niższości, ale jednocześnie motywowało mnie do działania. Tak właśnie bywa z młodymi ludźmi dorastającymi w ubóstwie. Niektórzy akceptują swój los, a inni, obserwując lepsze życie rówieśników, z uporem walczą o poprawę swojej sytuacji. Ja zdecydowałam się na tę drugą opcję.

Nauka szła mi jak z płatka. Koleżanki i koledzy bawili się na potęgę, podczas gdy ja zakuwałam. Maturę napisałam najlepiej ze wszystkich uczniów. Na uniwerek dostałam się bez żadnych problemów. Zdecydowałam się na wydział prawa. Już w szkole średniej dostrzegłam, że dzieciom przedsiębiorców, medyków i prawników powodzi się najlepiej. Nie miałam perspektyw na własną działalność gospodarczą, a medycyna odpadała, bo mdliło mnie na widok krwi, dlatego postawiłam na karierę adwokata.

Wydawał się być księciem z bajki

Chwytałam się każdej możliwej roboty, żeby tylko związać koniec z końcem. Pracowałam jako kelnerka, robiłam porządki w domach. Po zmroku wkuwałam. Rankami z trudem zbierałam się z łóżka. Jednak podnosiłam tyłek i gnałam na zajęcia. Kumple śmiali się, że przypominam maszynę zaprogramowaną na dotarcie do mety.

Minęło parę miesięcy i na mojej drodze stanął Szymon, syn cenionego prawnika. Emanował urokiem osobistym i tryskał humorem, ale partnerki zmieniał częściej niż skarpetki. Okazałam się jedyną, która nie uległa jego czarowi i nie wylądowała z nim w łóżku po paru spotkaniach. Być może właśnie to sprawiło, że stracił dla mnie głowę? Zabierał mnie do wykwintnych knajp, obsypywał podarunkami. Snuł wizje naszego małżeństwa i wspólnej kancelarii w przyszłości. Mało brakowało, a dałabym temu wiarę.

Patrzyłam w przyszłość i wizualizowałam sobie nasze wspólne życie pełne radości i dobrobytu. Choć mogło się wydawać inaczej, nie byłam jakąś maszyną pozbawioną uczuć. Podobnie jak inne dziewczyny, skrycie pragnęłam odnaleźć prawdziwą miłość, spotkać tego jedynego wymarzonego faceta rodem z bajki. Szymon zdecydowanie był takim właśnie bajkowym księciem.

Magia uleciała podczas wizyty u jego najbliższych. Początek spotkania przebiegał dosyć przyjemnie. Rodzina Szymona witała mnie z uśmiechem na twarzy, komplementowali moją zaradność w obliczu trudności, jakie mnie spotkały w życiu. Lecz po jakimś czasie nadeszła chwila, gdy jego mama odciągnęła mnie na stronę.

– Wiesz kochanie, jesteśmy bardzo wyrozumiali wobec syna. Jednak nie łudź się zbytnio. Ślubu nie będzie. Ja i tata nigdy nie wyrazimy na to zgody. Po prostu do nas nie pasujesz – oznajmiła bez ogródek.

Wściekłość we mnie narastała.

– Pani syn mnie kocha i nie interesuje go, czy wyrazicie na to zgodę! – wyrzuciłam z siebie prosto w jej kierunku.

– Masz co do tego pewność? – rzuciła z kpiącym uśmieszkiem.

Już następnego dnia Szymon postanowił ze mną skończyć. Nie bardzo starał się to jakoś wytłumaczyć. Stwierdził tylko, że mimo iż jestem wspaniałą osobą, nie ma zamiaru iść na konflikt z rodzicami. Nie minęło siedem dni, a on już umawiał się z dziewczyną, której ojciec był sędzią…

No cóż, chyba właśnie w tamtej chwili dotarło do mnie, że Kopciuszek w prawdziwym życiu nie odjeżdża w siną dal karocą. Tak naprawdę czeka go powrót do garów. Rozstanie z Szymonem mocno mną wstrząsnęło. Nie mogłam sobie jednak pozwolić na zbyt długie użalanie się nad sobą.

Nadarzyła się okazja

Przyszedł w końcu taki moment, że miałam dość pracy w knajpach i sprzątania syfu po innych. Gdy minęły dwa lata, znalazłam robotę jako sekretarka u adwokata. Pensja była w porządku, a do tego pracowało się jedynie po południu, raptem przez cztery godziny dziennie. Po prostu rewelacja.

Pierwszy raz zobaczyłam Roberta podczas świątecznego przyjęcia, które nasza kancelaria organizowała dla swoich kluczowych klientów. Niewiele o nim słyszałam wcześniej. Wiedziałam tylko tyle, że ma 45 lat i posiada mnóstwo nieruchomości w różnych częściach kraju. Kiedy impreza dobiegła końca, podszedł do mnie i wsunął mi do kieszeni swoją wizytówkę z numerem.

– Zadzwoń, piękna – wyszeptał.

– Bardzo się cieszymy, że zechciał pan skorzystać z naszego zaproszenia. Mam nadzieję, że dobrze się pan bawił – odpowiedziałam mu wyuczoną formułką.

Kiedy zniknął za drzwiami, w środku cała drżałam. Przez głowę przemknęła mi myśl: „Jak on śmie się tak zachowywać?" Nie miałam zamiaru wykonywać żadnego telefonu. Karteczkę z jego numerem od razu wrzuciłam do śmieci. Jednak Robert był uparty. Parę dni później odwiedził mnie w biurze i zaprosił na wspólny posiłek. Raczej bym odmówiła, ale mój przełożony mnie do tego nakłonił.

– To jeden z naszych najważniejszych klientów. Zależy mi, żeby dobrze się czuł – powiedział.

– Co pan ma na myśli? – nastroszyłam się.

– Tylko kolację. To w porządku facet, znam go. Nie zrobi niczego niestosownego. No chyba, że mu na to pozwolisz – odparł.

Potem było jak w „Pretty Woman”

Wybraliśmy się na obiad do Paryża. Podczas całego lotu raz po raz szczypałam się w ramię, aby upewnić się, że to dzieje się naprawdę. Weekend minął nam w Paryżu. Nie zapałałam do Roberta gorącym uczuciem, jednak jego odwaga i gest zrobiły na mnie wrażenie. Przyszło mi do głowy, że jeżeli poprosi mnie o kolejne spotkanie, to powiem „tak”. Po dokładnym przemyśleniu sprawy stwierdziłam, że nic nie ryzykuję. Za to korzyści mogą być naprawdę spore.

Wyskoczył z propozycją. I jeszcze jedną. Zaczęliśmy regularnie widywać się ze sobą, a niedługo potem wprowadziliśmy się do przytulnego mieszkania w samym sercu miasta. Porzuciłam posadę w kancelarii, ponieważ Robert był niezwykle szczodry. Każdego poranka na szafce obok łóżka leżało kilka banknotów po sto złotych. Na zachcianki. Zasypywał mnie kosztownymi upominkami, woził na zakupy do Mediolanu. No i na wystawne imprezy. Niezbyt przepadałam za bywaniem na nich.

Mężczyźni szaleli na moim punkcie, lecz dziewczyny odnosiły się do mnie z niechęcią. Często docierały do mnie plotki, że jestem dla Roberta jedynie chwilową rozrywką. Gdy tylko straci mną zainteresowanie, porzuci mnie tak samo bezlitośnie, jak swoje wcześniejsze partnerki. W tych słowach kryła się bolesna prawda. Kiedy pewnego razu zagadnęłam go o nasze wspólne plany na dalsze lata, zareagował wybuchem irytacji.

– Po co drążysz ten temat i wszystko komplikujesz? Czemu nie potrafisz po prostu delektować się tym, co daje ci teraźniejszość? – rzucił gniewnie.

Nic nie może wiecznie trwać

Nie zadawałam więcej pytań. W głębi duszy pragnęłam, aby to przyjęcie nigdy się nie skończyło i bym mogła jak najdłużej unikać powrotu do kuchennych obowiązków. Robert po pierwszych kilku miesiącach naszego związku zaczął się zmieniać. Do mieszkania wracał o coraz późniejszych porach, znikał na całe weekendy. Czułam, że moje dni są policzone. Aż w końcu wczoraj oznajmił, że to już koniec naszej relacji.

– Liczę na to, że obejdzie się bez zbędnych dramatów z twojej strony? – rzucił pytaniem.

Nie robiłam scen. I tak wiedziałam, że to niczego nie zmieni. Zebrałam swoje rzeczy do walizek. Jest tego całkiem sporo… Robert dał mi przyzwolenie na zabranie rzeczy. Oprócz ubrań mogłam zabrać też ozdoby. W razie czego te błyskotki można spieniężyć. Ale raczej nie będzie takiej potrzeby. Dopiero co skontaktował się ze mną bogaty projektant wnętrz, którego spotkałam kiedyś na jednej z imprez. Spytał, czy nie miałabym ochoty umówić się z nim na kolację.

No jasne, że się wybiorę. Muszę jeszcze rok pociągnąć na uczelni… Powrotu do pracy w gastronomii bym nie zniosła.

Reklama

Emilia, 23 lata

Reklama
Reklama
Reklama