Reklama

Ileż razy to powtarzałam mojej przyjaciółce Janinie:

Reklama

– Weź się w garść, kobieto! Zadbaj wreszcie o siebie!

Podkreślałam też:

– Kiedy masz miękkie serduszko, musisz mieć twardy tyłek, a ty jesteś z kruchego szkiełka i tu, i tu!

Podczas rozmowy na jej twarzy gościł uśmiech, potakiwała skinieniami głowy, zgadzając się ze mną i przyznając mi rację. Złożyła obietnicę, że to się więcej nie powtórzy, że nie da się ponownie wmanewrować w taką sytuację, wreszcie przemówi sobie do rozumu i postawi do pionu swoją samolubną i przebiegłą córkę.

Nie udawało jej się dotrzymać słowa

Była zawsze do dyspozycji swojej córki, zupełnie jakby miała z nią podpisaną umowę na pełen etat. Gdy tylko dzieciaki dawały znak, od razu pędziła do nich, zostawiając wszystko inne.

One liczą na moją pomoc – tłumaczyła. – Pożycz parę groszy na taryfę, bo nie mam czasu do stracenia!

– Czyli kasa już się skończyła? – byłam zaskoczona. – Emeryturę dostałaś dopiero niedawno! Na co ty ją znowu wydałaś?

– E tam... Izie zabrakło na opłaty. Lepiej, żebym ja wyszła na minusie niż ona, no nie?

– Serio uważasz, że to dobry pomysł?

– Spokojnie, spłacę to jakoś. Nie potrzebuję wiele, poradzę sobie.

– Co, to będziesz przy świecy siedzieć i zupki chińskie jeść, tak? A na leki w ogóle ci wystarczy? Przecież tych na ciśnienie nie możesz ot tak sobie odstawić, zdajesz sobie z tego sprawę?

– Zdaję, nie zrzędź już, Krysiu. Poza tym, teraz są zamienniki znacznie tańsze… One również działają. Nie przejmuj się!

Jak mogłam się nie przejmować, skoro widziałam, co robi ze swoim życiem?

Niewiele miała z własnego życia

Drobna, z siwizną we włosach, ubrana wyjątkowo ubogo, zdenerwowana i ciągle wsłuchująca się w dźwięk telefonu:

„Gdzie ja zostawiłam ten telefon, powinnam go trzymać blisko siebie, a nuż Izabela zadzwoni, bo coś na dziś planowała. Któż by się dzieciakami zajął?” – tylko to ją absorbowało i zaprzątało jej myśli.

Właśnie taka była moja przyjaciółka od serca, Janka. Kiedy pierwszy raz pożyczyła kasę z parabanku, zrobiła to dla Izuni – chciała kupić jej wymarzony telewizor. Ogromna płaska plazma, cienka jak kartka, kosztowała majątek. Podobno telewizor prezentował się w salonie Izy jak marzenie.

Był tak luksusowy, że totalnie gryzł się ze starymi gratami – kanapą i fotelami. Wyglądały przy nim koszmarnie! Iza wypatrzyła w sklepie idealnie pasujący zestaw wypoczynkowy. Pikowana skóra, wygoda, elegancja i renomowany producent…

Iza oszalała ze szczęścia, nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Na urodziny dostała ode mnie taki prezent, że aż się wzruszyła.

– Serio? – zażartowałam. – Raczej popłakała się z przerażenia, że nie dasz rady tego spłacić!

– Akurat, płakała z radości! W końcu będzie mogła zaprosić znajomych i przestanie się wstydzić, że mieszka jak ostatnia nędzarka. Brakuje tylko dywanu i wtedy będzie naprawdę super.

– Dywan też chcesz jej kupić?

– Nie od razu, ale mam to w planach. Już nawet jeden upatrzyłam…

Doszło wtedy między nami do małej sprzeczki, bo naprawdę zdenerwowała mnie jej bezmyślność. Postanowiłam, że nigdy więcej nie dam jej ani grosza, z nadzieją, że w końcu zmądrzeje i zacznie wreszcie myśleć logicznie. Cóż za naiwność z mojej strony! Nie dość, że ona ciągle pożyczała forsę, od kogo tylko mogła, to jeszcze spłacała jeden dług zaciągając następny, a potem ratowała się kolejnym kredytem. Jakby tego było mało, nie miała nawet chwili wytchnienia dla siebie.

Od dawna planowała, że kiedy tylko przejdzie na zasłużoną emeryturę, przestanie gonić za uciekającym czasem, pozwoli sobie na luz i relaks. Harując jak wół przez długie lata na półtora etatu, robiła wszystko, by jej ukochana jedynaczka miała wszystkiego pod dostatkiem. Czuła się winna, że nie zapewniła dziecku pełnego domu. Obwiniała siebie za rozpad małżeństwa, mimo że to jej eks był kobieciarzem i obibokiem.

– Czasem myślę, że mogłam być bardziej wyrozumiała. Może wtedy udałoby nam się to naprawić – rozważała. – Miał swoje humory, ale przynosił do domu niezłą kasę. Iza miałaby przy nim wszystko, czego dusza zapragnie. A teraz co? Patrzy tylko z zazdrością na inne dzieciaki!

– No właśnie, jeśli był z niego taki wspaniały ojciec, to dlaczego dawał tak marne grosze na dziecko? Jeszcze musiałaś się z nim użerać o każdą złotówkę…

Na emeryturze wcale nie miała lepiej

Janka budziła się bladym świtem, żeby złapać pierwszy autobus. Na przystanku była już kwadrans po szóstej, a potem przesiadała na kolejny. Tuż przed siódmą była już u Izuni. Zdążyła jeszcze zaparzyć jej kawę i zaserwować muesli z bakaliami.

Sama przygotowywała tę mieszankę, kupując najlepsze produkty za swoje włąsne pieniądze. Potem zostawała z gromadką trzech szkrabów. Najstarszego odprowadzała do pobliskiego przedszkola, na szczęście nie było daleko… Maluchy albo zabierała ze sobą, albo, gdy pogoda nie dopisywała, zostawiała w łóżeczkach, a potem pędziła z powrotem z sercem w gardle.

Do południa działała na najwyższych obrotach niczym robot kuchenny i do sprzątania w jednym. Próbowała wzmocnić się witaminami oraz rozmaitymi suplementami, aby mieć więcej energii, choć nie zawsze przynosiło to oczekiwane rezultaty. Później znów musiała iść po najstarsze dziecko, zabierając ze sobą młodsze pociechy (które trzeba było odpowiednio ubrać, zapiąć w wózku, wciągnąć do windy i uspokoić, gdy zaczynały marudzić), a następnie jak najszybciej wrócić do domu.

Iza powinna być z powrotem około czwartej po południu, ale zazwyczaj trochę się spóźniała – a to przez koleżanki, zakupy czy pogaduchy ze znajomymi... Zawsze miała w zanadrzu jakieś wytłumaczenie. Zięć zjawiał się tuż po niej. W takich chwilach Janka marzyła tylko o tym, żeby w końcu usiąść i odpocząć, ale przecież wcale nie było na to czasu – trzeba było zbierać się do wyjścia, bo młodzi ewidentnie pragnęli zostać we własnym gronie.

Czy warto było ich zamęczać, gdy wracali wykończeni i ledwo żywi po ciężkim dniu pracy? Nie mieli ochoty na rozmowy, denerwowali się, gdy chciała im relacjonować, co się działo z dzieciakami, kiedy ich nie było. Nawet nie przyszło jej na myśl, żeby poprosić „podrzućcie mnie do domu samochodem”. Nigdy sami nie wyszli z taką propozycją, więc jak mogłaby im to sugerować?

Wracała wykończona do domu

Po wielu przesiadkach, stłoczona wśród ludzi, czuła się potwornie wyczerpana. Choć miała perspektywę kilku godzin odpoczynku, to każdy dzień tygodnia wyglądał tak samo, łącznie z weekendem. Bardzo często Iza zostawiała u niej swoje dzieci na cały dzień.

Marzy nam się w końcu porządny sen – tłumaczyła. – Chyba należy mi się trochę relaksu, bo jak nie odpocznę, to się wykończę!

Swego czasu przyszło mi do głowy, żeby wyciągnąć Jankę poza miasto, tam gdzie stoi nasz letniskowy domek otoczony skrawkiem łąki. Tak długo ją przekonywałam, aż w końcu ustąpiła.

Usiądziemy sobie wygodnie na leżakach, pooglądamy sosny na tle błekitnego nieba, odetchniemy głęboko zapachem żywicy zmieszanym z aromatem mchu... Wyrwiesz się choć na chwilę z tego kieratu. No jak, pasuje ci taki plan?

Po jakimś czasie przytaknęła z entuzjazmem. Ale wiecie co? Gdy nadeszła sobota rano, wszystko wzięło w łeb:

– Niestety, będę mieć wnuczęta pod opieką... Ich rodzice pojechali do znajomych na grilla i mają wrócić dopiero po weekendzie. Nie było szans, żeby im odmówić!

Muszę ze wstydem wyznać, że byłam zła

Urwałam kontakt, przestałam dzwonić i wypytywać co u niej, dawać rady czy wyciągać pomocną dłoń... No ileż można?

– Skoro jest taka niemądra, to niech sobie radzi sama. I tak nic nie mogę zrobić – żaliłam się mężowi.

Długo nie dawała znaku życia. Tylko jeden jedyny raz zadzwoniła z pytaniem, czy mogłabym jej pożyczyć dość sporo gotówki. Tłumaczyła, że ma ciężki okres, nie wie, do kogo się zwrócić, a dłużnicy nie dają jej spokoju... Powiedziałam „nie”.

Zgłoś się do Izuni – podsunęłam pomysł. – Ona ci doradzi. To w końcu jej zadanie, przecież ta forsa była dla niej.

Rozłączyła się.

„No i dobrze” – przeszło mi przez myśl. „Nie ma już wymówek i tłumaczeń. Mogła się spodziewać, że prędzej czy później ją dopadną!”.

Skończyło się lato, jesień już w pełni, a od Janki ciągle ani słychu. Ku mojemu zaskoczeniu skontaktowała się ze mną jej córka. Chciała wiedzieć, czy mam jakieś wieści o mamie. Niestety, nic nie wiedziałam...

No bo mama się nie odzywa, nie pokazuje się, telefonu nie odbiera, to się trochę niepokoję – tłumaczyła.

– Trochę? Ja będąc na twoim miejscu, to się strasznie bym zamartwiała – odparłam.

– Faktycznie, racja – przytaknęła. – Bo kupiliśmy promocyjną ofertę na wakacje za granicą w naprawdę niskiej cenie. I teraz jak mama nie przypilnuje dzieciaków, to sama nie wiem, co my z tym zrobimy.

A potem dodała:

– Niby co ona sobie myśli? – żaliła się dalej. – Że będziemy ją prosić na kolanach? Przecież jak się już ma wnuczki, to chyba jest jakaś odpowiedzialność, no nie? W rodzinie ludzie powinni się wspierać!

– A może twojej mamie znudziło się to jednostronne pomaganie? – zagadnęłam.

– Ciociu, co ty gadasz? – zdziwiła się Iza. – Mamie było źle? Mieszkała sobie sama, rządziła się jak chciała, zero stresu, nikt jej nie zawracał głowy, nie robił bałaganu. Miała totalny luz!

– Chyba mówimy o dwóch różnych osobach? – spytałam, ale Iza albo naprawdę nie rozumiała, albo robiła z siebie głupią i udawała, że nie łapie, o co mi chodzi.

– No przecież nikt jej do niczego nie zmuszał – usłyszałam. – Sama tak chciała, mówiła, że dzięki temu czuje się potrzebna.

Też mnie to zaczęło martwić

Zniknięcie Janki bez śladu i brak zainteresowania losem najbliższych – wnucząt i Izuni – to do niej zupełnie nie pasowało. Przyszło mi do głowy, że musiała przytrafić się jej jakaś przykra historia. Nakłaniałam Izę, aby zgłosiła sprawę na policję i rozpoczęła poszukiwania mamy. Ociągała się z reakcją, sugerując, że Janka robi niepotrzebną aferę i próbuje wymusić na Izie ustępstwa.

– Doskonale wiem, o co jej tak naprawdę chodzi. Wpadła w furię po tym, jak poprosiłam ją o spłatę nowego kredytu… Ale do kogo innego miałam się z tym zwrócić? Przecież muszę w końcu zrobić korektę podbródka, mieć licówki na zębach i wyglądać jak człowiek! Sądziłam, że ona to zrozumie!

Czas mijał nieubłaganie, a okoliczności zaczynały budzić coraz większy niepokój. Nawet Izabela, która do tej pory zachowywała spokój, zaczęła poważnie rozważać zgłoszenie zaginięcia swojej mamy. Zanim jednak zdążyła podjąć ostateczną decyzję, skontaktował się z nią adwokat, u którego Janina zostawiła wiadomość skierowaną do córki.

Iza wpadła do mojego mieszkania, trzymając w ręku list i zaczęła krzyczeć.

Wykiwała mnie na całej linii! – darła się wniebogłosy. – Czy tak postępuje kochająca matka? Niech ciocia sama oceni, jak mogła mi coś takiego zrobić?

– Ale o co chodzi? Wytłumacz spokojnie, co się stało?

Jak się okazało, Janka przewróciła swoje dotychczasowe życie do góry nogami. Niewiarygodne, ale pozbyła się swojego mieszkania, uregulowała wszelkie zobowiązania finansowe i wyjechała poza granice kraju, aby podjąć pracę. Znalazła zatrudnienie jako osoba zajmująca się opieką nad starszą panią. Zapewniono jej komfortowy pokój z własną łazienką oraz całkiem niezłe wynagrodzenie.

Przydatna okazała się jej znajomość języka niemieckiego, a także jej łagodne usposobienie i dobre serce. W liście napisała, że nie ma zamiaru wracać, dopóki Iza nie zacznie postrzegać w niej matki, a nie bankomatu, służącej, kucharki czy niani. Nie ujawniła swojego miejsca pobytu, stwierdzając jedynie, że da znać, kiedy sama będzie miała na to ochotę.

Wysyłając ten list, przekazała wyrazy sympatii bliskim i przyjaciołom, zapewniając o swojej wdzięczności wobec osób, które ją zawsze wspierały. Dodała też, że nie czuję urazy do tych, którzy odmówili pomocy...

Iza wpadła w furię! Groziła, że umieści matkę w zakładzie, bo ewidentnie postradała zmysły. Na szczęście nie miała pojęcia, gdzie wyjechała i mieszka teraz Janka, a do tego wkrótce zrozumiała, że nie ma żadnych podstaw do podjęcia podobnych kroków.

Janka jest pełnoletnia, sama decydowała o swoim majątku i nikt nie mógł podważyć jej wyborów. Iza nie miała wyjścia – musiała znaleźć nianię do opieki nad swoimi dziećmi, ale wcale jej się to nie podobało.

– Liczy każdą minutę i za wszystko każe sobie dopłacać, o gotowaniu czy sprzątaniu nawet nie chce słyszeć, ciągle tylko czegoś chce i ma o wszystko pretensje… Zupełnie inaczej niż mama!

Nie odezwałam się ani słowem. Doskonale wiem, co się dzieje z Janeczką, bo dała mi znać, ale prędzej się usmażę w piekle, niż pisnę o tym komukolwiek. Jestem z niej taka dumna. Jednak da się podnieść, kiedy jest się na samym dnie i zacząć wszystko od nowa. Jance ta sztuka się udała!

Reklama

Krystyna, 58 lat

Reklama
Reklama
Reklama