„Jędzowata bratowa zrobiła ze mnie rodzinną złodziejkę. Brat zamiast mnie bronić, dołożył jeszcze swoje 3 grosze”
„Od początku była jakaś zbyt doskonała. Zbyt elegancka. Pachniała perfumami, które mnie przyprawiały o ból głowy. Mówiła tak poprawnie, tak chłodno, że czułam się przy niej jak dziecko, które nie wie, jak trzymać widelec. Michał ją uwielbiał. A ja – robiłam wszystko, żeby ją tolerować. Dla niego”.

- Redakcja
Nigdy nie uważałam, że mam dużo w życiu. I może dlatego tak bardzo trzymałam się tego, co miałam — a miałam mojego brata Michała. Przez całe dzieciństwo byliśmy jak dwie połówki tej samej monety. Ja — ta spokojniejsza, cichsza, skryta. On — otwarty, śmiały, zawsze w centrum. Ale to działało. On mówił, ja słuchałam. On rozrabiał, ja go kryłam. On płakał, ja głaskałam po głowie. Długo myślałam, że tak będzie zawsze. Pamiętam, jak jeszcze jako dzieci leżeliśmy na podłodze w salonie, rysując flamastrami na starych gazetach. Mama krzyczała z kuchni, że znowu zrobimy plamy na dywanie, ale Michał się tylko śmiał i nachylał bliżej, konspiracyjnie.
– Aga, wiesz co? – szepnął. – Jak będziemy dorośli, to się pobierzemy.
– Głupi jesteś. Przecież my jesteśmy rodzeństwem – zaśmiałam się, jak to tylko ośmiolatka potrafi.
– Ale to nic. I tak zawsze będziesz ze mną. Zawsze.
Ten sam Michał, który potem w liceum przemycał mi czekoladę, kiedy płakałam po zerwaniu z chłopakiem. Ten sam, który w środku nocy jechał do mnie przez pół miasta, gdy umarła nasza babcia. Ten, który zawsze powtarzał:
– Zawsze będziesz moją siostrą, Aga. Cokolwiek by się działo.
A potem pojawiła się Aneta. Nigdy nie umiałam się do niej przekonać. Od początku była jakaś... zbyt doskonała. Zbyt elegancka. Pachniała perfumami, które mnie przyprawiały o ból głowy. Mówiła tak poprawnie, tak chłodno, że czułam się przy niej jak dziecko, które nie wie, jak trzymać widelec. Michał ją uwielbiał. A ja – robiłam wszystko, żeby ją tolerować. Dla niego. Nie sądziłam, że nadejdzie dzień, kiedy przez tę kobietę stracę nie tylko zaufanie, ale i brata.
Policzki piekły mnie do żywego
W tamtą sobotę wszystko miało wyglądać „normalnie”. Obiad u Michała i Anety. Sztućce ułożone jak pod linijkę, zapach pieczonego indyka z rozmarynem, dzieciaki siostry Anety biegające wokół stołu. Niby rodzinne spotkanie, a ja czułam się jak intruz w muzeum. Siedziałam przy stole, sącząc kompot z suszu, który Aneta uznała za „rustykalny akcent”. Gdy tylko się odezwałam, bratowa uśmiechała się grzecznie, ale jej oczy mówiły coś zupełnie innego: „Po co tu przyszłaś?”. Michał tego nie widział. On się śmiał, opowiadał anegdotki z pracy, raz na jakiś czas dotykał dłoni Anety — jakby musiał się upewnić, że ona naprawdę tu jest. A ja? Udawałam, że dobrze się bawię. Dopiero kilka dni później zadzwonił telefon.
– Cześć, Agnieszko. Muszę z tobą porozmawiać – głos Anety był suchy jak stare pieczywo. – Pamiętasz moją bransoletkę z białego złota? Tę z diamentami?
– No… chyba tak? – odparłam zdezorientowana.
– Zniknęła po sobotnim obiedzie. I wiesz… zawsze tak... patrzyłaś na moje rzeczy. Nie udawaj, że nic się nie stało.
– Aneta, co ty… sugerujesz? – głos mi zadrżał.
– Tylko ty miałaś okazję. I, nie oszukujmy się, może też powód.
Wpatrywałam się w telefon jak idiotka. Serce waliło mi w piersi, a policzki piekły od upokorzenia.
– Jak możesz w ogóle tak myśleć? – wykrztusiłam w końcu.
– Bo nikt inny nie miał tylu okazji. I motywu – dodała lodowato i się rozłączyła.
Zamarłam. To nie był żart. Ona naprawdę mnie oskarżyła. I wszystko wskazywało na to, że nie mówiła tylko w swoim imieniu…
Nie miałam już brata
Po tamtym telefonie nie spałam całą noc. Przerzucałam się w łóżku, jakby ono też nie wiedziało, czy jeszcze jestem mile widzianą siostrą, czy już poszukiwaną złodziejką. Rankiem założyłam najzwyklejszy sweter, bez makijażu. Nie chciałam wyglądać, jakbym przyszła się tłumaczyć. Tylko porozmawiać. Z Michałem. Otworzył mi sam. Zaskoczenie na jego twarzy trwało może trzy sekundy.
– Aga? Wszystko w porządku?
– Nie, nie jest – odpowiedziałam i weszłam do środka bez zaproszenia. – Aneta oskarżyła mnie o kradzież. O swoją cholerą bransoletkę. I… nie wiem, co gorsze – to, że to powiedziała, czy że ty w to uwierzyłeś.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. On spuścił wzrok.
– Aga… Ona nie rzuca takich oskarżeń bez powodu.
– Naprawdę? – prychnęłam. – Widziałeś kiedyś, żeby lubiła mnie choć trochę?
– To nie tak. To… to trudna sytuacja.
– Trudna?! Michał, do cholery, jesteśmy rodzeństwem. Myślałam, że jeśli ktoś rzuci na mnie cień, ty go przegonisz, a nie przyjrzysz się, czy może faktycznie mam ogon!
– Może… może wzięłaś ją nieświadomie? – rzucił. – Może gdzieś spadła i ją podniosłaś?
– Nieświadomie? – szepnęłam z niedowierzaniem.
Wstałam. Z oczu leciały mi łzy. Nie z żalu. Z gniewu.
– Ty naprawdę uważasz, że mogłam coś ukraść?
Michał milczał. Patrzył gdzieś za moje ramię, jakby mnie już tam nie było. Zrozumiałam wtedy, że nie mam już brata. Mam kogoś, kto znał moją twarz, ale zapomniał, kim jestem.
Poczułam, że łzy same płynął
Nie mogłam tego zostawić. Wiedziałam, że jeśli teraz nie stanę twarzą w twarz z Anetą, to już zawsze będzie chodziła po rodzinie z miną męczennicy i szeptała za moimi plecami swoje oszczerstwa. Zadzwoniłam. Odpowiedziała, jakby czekała na ten telefon.
– Chcesz porozmawiać? Wpadnij. Michała nie ma.
Drzwi otworzyła ubrana jak na pokaz mody — spodnie z kantem, biała koszula, zero emocji na twarzy. Jakby otwierała komuś, kto przychodzi z rachunkiem za prąd.
– Proszę, wejdź. Herbaty?
– Nie przyszłam na herbatę – rzuciłam twardo.
– Tak myślałam – odpowiedziała, siadając w fotelu jak królowa. – Chcesz zaprzeczyć?
– Nie muszę zaprzeczać czemuś, czego nie zrobiłam – zaczęłam spokojnie. – Chcę, żebyś powiedziała, co ci strzeliło do głowy. Chcesz zniszczyć mi reputację, tylko dlatego, że mnie nie lubisz?
Aneta parsknęła śmiechem.
– Nie muszę nic niszczyć. Sama siebie niszczysz. Od lat. Siedzisz w swoim samotnym życiu i sądzisz, że jesteś lepsza, bo nie masz dzieci, bo nie musisz się z nikim dzielić. Ale wiesz co, Agnieszka? Zawsze byłaś zazdrosna.
– Zazdrosna? – prychnęłam. – O co?
– O wszystko. Że mam Michała, że mam dom, że mam życie. Ty masz tylko przeszłość. I swoje żale.
Poczułam, jak łzy same płyną, mimo że obiecałam sobie, że nie dam jej tej satysfakcji. Wstałam.
– Wiesz co? Masz rację. Mam żale. I dziś dopisuję do nich jeden nowy. Że przez ciebie straciłam brata.
– Nikt ci go nie zabrał. Sama zrezygnowałaś – powiedziała z lodowatym spokojem.
Wyszłam bez słowa. Po raz pierwszy poczułam, że może rzeczywiście nie mam tu już czego szukać.
Zostałam zupełnie sama
Po wizycie u Anety długo szłam bez celu. Nogi same zaprowadziły mnie pod blok mamy. Weszłam bez zapowiedzi. Jak kiedyś, gdy po zerwaniu z chłopakiem potrzebowałam herbaty i koca. Mama siedziała przy stole, kroiła jabłko.
– Agnieszka? Co się stało? – zapytała, widząc moją twarz.
– Nic. Przyszłam. Porozmawiać.
Usiadłam. Przez chwilę obie milczałyśmy. W końcu wydusiłam z siebie:
– Michał mi nie wierzy. Myśli, że mogłam coś ukraść. On… nawet nie zapytał. Po prostu milczał. I to wystarczyło.
Mama westchnęła ciężko.
– Kochanie, ludzie się zmieniają. Ma teraz rodzinę. Inne priorytety.
– A ja? Ja nie jestem rodziną?
Spojrzała na mnie cicho, bez odpowiedzi. I właśnie ta cisza bolała najbardziej. Zaparzyła herbatę. Ja, z kubkiem w dłoni, patrzyłam na zasłony, które w dzieciństwie ciągnęłam, chowając się za nimi przed gniewem ojca. Michał zawsze płakał. Ja byłam tą „silną”. Pamiętam, jak stanęłam między nim a ojcem, kiedy ten wrócił zły z pracy i zbyt głośno trzaskał drzwiami.
– Tylko spróbuj go tknąć – krzyknęłam wtedy.
Miałam dziewięć lat. Michał — siedem. Oddał mi to później? Nie. Ale wtedy nawet nie chciałam zapłaty. Chciałam, żeby był bezpieczny. I żeby mnie potrzebował. Teraz już nie potrzebował.
– Wychowaliśmy się razem – powiedziałam cicho. – Myślałam, że to coś znaczy.
– Znaczyło – odpowiedziała mama, patrząc w kubek. – Ale może już nie warto tego ciągnąć.
Wtedy zrozumiałam, że zostałam sama. Że ta rodzina, którą miałam, już nie istnieje. Przynajmniej nie dla mnie.
Ostateczna konfrontacja z bratem
Spotkaliśmy się w kawiarni, gdzie kiedyś razem świętowaliśmy moje trzydzieste urodziny. Pamiętam, jak wtedy mówił: „Jesteś najlepszą siostrą na świecie”. Dziś przyszedł spóźniony, z oczami wbitymi w telefon.
– Długo czekasz? – zapytał.
– Dłużej niż myślisz – odpowiedziałam.
Usiadł naprzeciwko. Zamówił kawę, jakbyśmy mieli rozmawiać o pogodzie, nie o tym, że jego siostra została uznana za złodziejkę.
– Michał. Powiedz mi jedno. Dlaczego mi nie uwierzyłeś?
Spuścił wzrok. Długo milczał.
– Aga… wiesz, jak jest w domu. Aneta... ona... jak się uprze, to potrafi zniszczyć wszystko wokół. Jestem między młotem a kowadłem.
– Więc wolałeś, żeby to mnie zniszczyła?
– Nie chodzi o wybór. Chodzi o życie, które muszę jakoś prowadzić. O spokój.
– To ja już nie jestem jego częścią?
Podniósł wzrok. Na moment chciałam wierzyć, że coś powie. Że się w końcu obudzi. Ale on milczał. To milczenie było wszystkim. Wstałam powoli. Bez łez. Bez krzyku. Mój brat, którego kiedyś broniłam przed całym światem, teraz nie potrafił stanąć nawet przede mną.
– Wiesz, Michał… Zawsze myślałam, że lojalność to coś więcej niż wygoda. Myliłam się.
Odwróciłam się i wyszłam. Zostawiłam go tam, z jego „spokojem”. Może pierwszy raz w życiu zrobiłam coś tylko dla siebie.
Agnieszka, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zadzwoniłam do radia, by podzielić się historią mojej miłości. Dzięki temu spotkała mnie jeszcze niespodzianka od życia”
- „Gdy odkryłam, że mąż zdradza mnie z moją siostrą, rzuciłam się w ramiona innego. Ta zemsta miała gorzki smak”
- „Mąż utopił 200 tysięcy naszych oszczędności. Boję się, że przez niego nie będziemy mieć za co żyć”