„Jesienią przytulał mnie coraz rzadziej, tłumacząc się pracą. Nie wiedziałam, że inna już grzeje dla niego kołdrę”
„Nic nie powiedział. Nic już nie musiał. Wstałam i poszłam do sypialni. Nie krzyczałam. Nie rzucałam talerzami. Nawet nie płakałam. Włączyłam pralkę, jakbym robiła coś najzwyklejszego na świecie”.

- Redakcja
Wcześniej lubiłam jesień. Kojarzyła mi się z ciepłym kocem, herbatą i dłońmi mojego męża na moich plecach. Jednak tamtej jesieni wszystko było inne. Mąż był inny. Nieobecny. Obcy.
– Kochanie, jestem padnięty. Praca mnie wykończy – mówił, gdy próbowałam go przytulić wieczorem.
Nie robiłam z tego afery. W końcu ludzie się starzeją, męczą, zderzają z rzeczywistością. Jednak gdzieś w środku... zaczynałam czuć niepokój. I ciszę. Tę, która gęstniała między nami jak mgła. I której nie potrafiliśmy przegonić. A może nie chciał?
Zaczęłam się domyślać
– Zostajesz dziś dłużej w pracy? – zapytałam, podając mu talerz z jajecznicą.
– Muszę. Terminy gonią. Ostatnio szef się na mnie uwziął – odpowiedział, nawet nie patrząc mi w oczy.
Uśmiechnęłam się sztucznie i dolałam mu kawy. Oczywiście, „szef” to kolega z działu – ten, co zawsze dzwonił po 22. A może raczej „koleżanka”? Niby znałam ją tylko z opowieści, ale miałam już swoje podejrzenia.
– A może... w weekend wyskoczymy gdzieś tylko we dwoje? – zaproponowałam ostrożnie. – Pamiętasz nasz wypad nad jezioro?
– Teraz to nie jest dobry moment. Nie rozumiesz, ile mam pracy? Poza tym... muszę nadrobić papiery, budżet, jakieś faktury...
– Faktury w sobotę? – uniosłam brew.
– Czasem trzeba – rzucił krótko, żując pospiesznie.
Siedział naprzeciwko mnie jak lokator. Obcy facet w mojej kuchni, w moim domu, w moim życiu. Tyle że z tym samym nazwiskiem.
– A może po prostu już ci się nie chce? – powiedziałam cicho, nawet nie wiem, czy do niego, czy bardziej do siebie.
Spojrzał na mnie zaskoczony. A potem... wzruszył ramionami.
– Nie wymyślaj. To tylko gorszy czas.
Tak. Gorszy czas. Przypisałam to do jego zmęczenia, stresu, kryzysu wieku średniego. Jednak prawda była taka, że to nie ktoś inny go nie męczył. Ktoś inny go „odprężał”. I nie, jeszcze wtedy tego nie wiedziałam, ale już zaczęłam się domyślać.
Zauważyłam to
Zaczęłam zaglądać do pralki. Brzmi absurdalnie, prawda? Jednak kobieta czuje, kiedy coś jest nie tak. I kiedy ręcznik pachnie nie tak, jak powinien, to nie chodzi o płyn do płukania.
– Znów robiłaś pranie o szóstej rano? – zapytał, zerkając na mnie znad telefonu.
– Tak. Bo lubię, kiedy brudy wirują razem z moimi podejrzeniami – odparłam niewinnie.
– Co? – zaśmiał się nerwowo. – Zwariowałaś?
– Możliwe – powiedziałam, siadając naprzeciwko niego. – Ale nie jestem ślepa.
Zamknął telefon. Nawet nie zablokował – wyłączył. To był pierwszy raz, kiedy to zauważyłam. Przesadne gesty są jak czerwone światło – nie trzeba dowodów, żeby wiedzieć, że coś się pali.
– Chcesz mi coś powiedzieć? – zapytałam spokojnie.
– Serio? Zaczynamy sceny? Po tylu latach?
– Po tylu latach powinnam ci ufać, prawda? – odchyliłam się w krześle. – Ale powiedz mi jedno... Skoro mnie kochasz, to dlaczego mnie unikasz?
– Nie unikam cię – mruknął, wstając. – Nie mam na to czasu, po prostu.
– Czas to kwestia priorytetów – rzuciłam za nim. – I mam wrażenie, że przestałam być twoim.
Nie odpowiedział. Zamiast tego poszedł do łazienki i zamknął drzwi. Nawet ich nie trzasnął. Tylko cicho przekręcił zamek. W tej ciszy usłyszałam więcej niż przez ostatnie dwa miesiące jego gadania o fakturach. I wtedy pierwszy raz pomyślałam: a może on naprawdę mnie już nie kocha?
Przestałam się łudzić
Czasem kobieta woli nie wiedzieć. Woli robić herbatę, rozwieszać pranie, zamawiać świeże firany, udając, że jej świat wciąż stoi stabilnie. Tylko że ja już nie umiałam udawać. Zaczęłam obserwować.
– Masz może koszulę do prasowania? – zapytałam pewnego ranka, udając spokój.
– Sam wyprasuję. Nie trzeba – odpowiedział zbyt szybko.
– Od kiedy?
– Od dziś – rzucił, zakładając marynarkę. – Mam spotkanie poza biurem, muszę lecieć.
Spotkanie. W sobotę. O dziesiątej. W perfumach, których nie używał od naszego sylwestra sprzed trzech lat.
– Dobrze – uśmiechnęłam się blado. – Zrób mi przysługę. Zostaw mi rachunek z tego „spotkania”. Chcę wiedzieć, czy warto tam kiedyś z tobą iść.
Zawahał się. I to było wszystko, czego potrzebowałam.
– Serio?
– Tak. Skoro już nic między nami nie ma, to chociaż nie rób ze mnie idiotki – powiedziałam cicho.
Nie odpowiedział. Schował portfel i wyszedł. Z hukiem. Bez słowa. Zadzwoniłam do jego kolegi z pracy. Po pięciu sygnałach usłyszałam:
– Cześć, Kinga! A, Paweł? Nie, dziś go nie ma. Wziął wolne. Powiedział, że jedzie z żoną na działkę.
Żoną. Nie pomylił się. Miał tylko złą kobietę na myśli. Rozłączyłam się i po raz pierwszy od tygodni zapłakałam. Nie w poduszkę. W głos. Bo to był dzień, w którym przestałam się łudzić.
Roześmiałam się na głos
Dwa dni później znalazłam coś w jego samochodzie. Nie szukałam – przysięgam. Chciałam tylko zabrać swoją parasolkę. Zajrzałam do auta, a na przednim siedzeniu leżała torebka. Mała, beżowa, na cienkim pasku. Nie moja.
– Dasz mi kluczyki? – zaczęłam tego samego wieczoru. – Zostawiłam coś w twoim aucie.
Zawahał się.
– A po co ci?
– Parasol. Taki w kolorze bordowym. Może znajdę jeszcze coś ciekawszego?
Patrzył na mnie jak dziecko złapane na podkradaniu ciastek.
– Posłuchaj, to nie tak...
– To może opowiedz mi, jak jest? – przerwałam mu. – Bo jak mam sobie sama dopowiedzieć, to fabuła będzie dość okrutna.
– To się po prostu… zdarzyło – powiedział po chwili. – Nie planowałem tego.
Zaśmiałam się. Serio. Usiadłam na krześle i roześmiałam się na głos.
– Zdarzyło się? To nie jest kałuża, w którą przypadkiem wdepnąłeś. To kobieta, z którą postanowiłeś dzielić łóżko. Zamiast ze mną.
Milczał.
– Jak długo? – zapytałam.
– Od maja – odpowiedział cicho.
– Czyli kiedy przestałeś mnie przytulać.
Nic nie powiedział. Nic już nie musiał. Wstałam i poszłam do sypialni. Nie krzyczałam. Nie rzucałam talerzami. Nawet nie płakałam. Włączyłam pralkę, jakbym robiła coś najzwyklejszego na świecie.
Poczułam ulgę
Nie wyrzuciłam go z domu. Przecież miałam rachunki do zapłacenia i kredyt, który nie pytał o złamane serce. Ale przestałam gotować obiady. Przestałam prasować jego koszule.
– Co na obiad? – zapytał kilka dni później.
– Nie wiem. A co ci jego żona ugotowała? – odpowiedziałam bez emocji.
Zamrugał.
– Kinga, proszę cię…
– Nie mów do mnie po imieniu. Brzmi zbyt intymnie – ucięłam.
Odwrócił się i wyszedł. Zaczął znikać częściej. Niby chodziło o pracę, ale już nie musiał się tłumaczyć. I ja nie musiałam udawać, że wierzę. Wieczorem przyszła do mnie Magda. Sąsiadka, przyjaciółka, jedyna osoba, przed którą się nie uśmiechałam na siłę.
– Wiesz, że widziałam ich razem? – powiedziała, zdejmując płaszcz. – On nawet nie udaje, że się kryje.
– To dobrze – odparłam. – Przynajmniej nie będę musiała się zastanawiać, czy to ja zwariowałam.
– Co zrobisz?
– Jeszcze nie wiem. Na pewno nie zamierzam być tłem do ich romansu. Za długo byłam dodatkiem do jego planów.
Wzięłam łyk herbaty i spojrzałam na swoje odbicie w szybie.
– Może to właśnie ten moment, w którym kobieta przestaje ratować coś, co dawno się rozpadło?
Magda kiwnęła głową. A ja... po raz pierwszy od dawna poczułam coś dziwnego. Nie był to ból. Nie był to smutek. To była ulga.
Podjęłam decyzję
Tamtego dnia nie robiłam awantury. Nie rozrzuciłam jego rzeczy po klatce schodowej. Wzięłam karton, włożyłam do niego wszystko, co moje serce już przestało rozpoznawać jako swoje: jego koszule, zdjęcia z wakacji, breloczek z naszej podróży poślubnej. Położyłam karton w przedpokoju. Zadzwoniłam do niego.
– Twoje rzeczy są pod drzwiami. Nie pukaj. Nie rozmawiamy już.
– Proszę cię… możemy, chociaż...
– Nie. Już nie. Twoja nowa kołdra chyba cię wystarczająco grzeje.
– To nie tak miało wyglądać... – mruknął.
– Nie, Paweł. Miało wyglądać właśnie tak. Bo ty nie zdradziłeś mnie w jednej chwili. Ty mnie zdradzałeś stopniowo. Każdym przemilczeniem. Każdą nieoddaną pieszczotą. Każdym „muszę zostać dłużej w pracy”.
Cisza. Potem dźwięk rozłączonego połączenia. Usiadłam na kanapie. Sama, ale nie samotna. W tle grało radio. Prowadzący mówił coś o prognozie pogody. Że będzie zimno. Nie bałam się chłodu. Już nie. Zamknęłam oczy. I pomyślałam, że przynajmniej teraz mam wolną kołdrę. I może wreszcie... wolne serce.
Kinga, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nie planowałam porodu z widownią. Teściowa wpadła tam jak do sklepu i odebrała mi najważniejszy moment w życiu”
- „Zarabiałam więcej od męża, ale mu tego nie wypominałam. Było mi się niedobrze, gdy zobaczyłam, co pisze o mnie w sieci”
- „Zięć udawał czyścioszka i często chodził do pralni. Gdy go tam przyłapałam, wszystkie jego brudy wypłynęły na wierzch”