„Jestem skarbonką bez dna dla mojej dziewczyny. Ciągnie od mnie kasę i myśli, że do końca życia będą ją sponsorował”
„Justyna ani razu nie zaproponowała, że dorzuci się do rachunku. Nie spytała, ile kosztował wynajem apartamentu. Gdy szliśmy do restauracji, zawsze wybierała te droższe – bo przecież "raz się żyje". Miała pieniądze, tylko nigdy nie przeznaczała ich na nas. Zastanawiałem się, czy ona mnie kocha, czy po prostu wygodnie jej przy mnie żyć?”.

- Redakcja
Na początku to wydawało się naturalne. Przecież Justyna zarabiała mniej, a ja miałem stabilną, dobrze płatną pracę. Nie przeszkadzało mi, że to ja pokrywałem większość rachunków – opłacałem wynajem mieszkania, wakacje, wspólne wyjścia. Justyna wnosiła do mojego życia coś innego – radość, spontaniczność, lekkość. Była jak promień słońca po długim dniu w pracy.
Nie liczyłem pieniędzy. Nie zastanawiałem się, kto ile dokłada. Byliśmy razem, to było najważniejsze. Ale z czasem coś zaczęło do mnie docierać. Justyna ani razu nie zaproponowała, że dorzuci się do rachunku. Nie spytała, ile kosztował wynajem apartamentu na wakacje. Gdy szliśmy do restauracji, zawsze wybierała te droższe – bo przecież "raz się żyje".
Nie chodziło o to, że nie miała pieniędzy. Miała. Tylko nigdy nie przeznaczała ich na nas. Coraz częściej łapałem się na myśli: czy ona mnie kocha, czy po prostu wygodnie jej przy mnie żyć?
Przyzwyczajenie do wygodnego życia
– Ooo, zobacz, te buty są boskie! – Justyna przesuwała palcem po ekranie telefonu, uśmiechając się szeroko. – Myślisz, że mogę sobie je zamówić?
Byliśmy w apartamencie nad morzem, wynajętym na nasz tygodniowy urlop. Przez cały dzień spacerowaliśmy po plaży, jedliśmy owoce morza w eleganckich knajpach, piliśmy wino na tarasie z widokiem na fale. Wszystko, oczywiście, na mój koszt.
– A masz jeszcze coś na koncie po tym miesiącu? – zapytałem odruchowo.
Justyna spojrzała na mnie z lekkim rozbawieniem.
– No nie bardzo… Ale przecież zawsze może to być prezent – uśmiechnęła się zalotnie.
Westchnąłem i odłożyłem kieliszek.
– Może tym razem sama coś sobie kupisz?
Jej uśmiech zniknął.
– Sugerujesz, że jestem na twoim utrzymaniu?
– Po prostu… nigdy nie zaproponowałaś, że coś dorzucisz.
– Wojtek, przecież wiesz, że zarabiam mniej.
– Wiem. Ale chyba nie nic, prawda?
Milczała. Atmosfera zgęstniała. Przez chwilę miałem ochotę się wycofać, powiedzieć, że nie ma sprawy, że zapomnijmy o tym. Ale coś mnie powstrzymało.
Te buty kosztowały tyle, co kolacja dla nas obojga w restauracji. Kolacja, za którą oczywiście zapłaciłem ja. Tego wieczoru po raz pierwszy spojrzałem na Justynę inaczej. Czy to była miłość, czy po prostu przyzwyczajenie do wygodnego życia?
Zacząłem mieć wątpliwości
– Stary, ona cię doi – Kasia powiedziała to tak bezpośrednio, że aż zakrztusiłem się piwem.
Spotkaliśmy się w piątkowy wieczór w naszej ulubionej knajpie. Kasia była moją przyjaciółką jeszcze z czasów studiów – konkretna, szczera do bólu, zawsze potrafiła spojrzeć na sprawy z dystansem.
– Bez przesady – odburknąłem. – Przecież nie zarabia dużo…
Kasia uniosła brew.
– Wojtek, ona nie zarabia nic, bo wszystko wydaje na siebie. Nie widzisz tego?
Zamilkłem.
– Pamiętasz, jak byliśmy na tym wyjeździe nad jezioro? Przywiozłeś wino, kiełbaski, nawet drewno na ognisko. Justyna co przywiozła? Sukienkę za cztery stówy.
– No i?
– I to jest właśnie to! Ty myślisz o was dwojgu, a ona myśli tylko o sobie.
Patrzyłem na Kasię w milczeniu. W mojej głowie przewijały się sceny z ostatnich miesięcy: rachunki w restauracjach, bilety na koncerty, rezerwacje hoteli. Każda kwota ściągana z mojej karty.
– Myślisz, że gdyby role się odwróciły, Justyna robiłaby to samo dla ciebie? – dodała Kasia, dopijając piwo.
Nie musiałem odpowiadać. Znałem prawdę. Tylko dlaczego wcześniej tego nie widziałem?
Jak mogłem być tak ślepy?
Kiedyś nawet o tym nie myślałem. Płaciłem rachunki, robiłem zakupy, opłacałem wakacje. To było naturalne – zarabiałem więcej, więc w większym stopniu dokładałem się do domowego budżetu. Ale im dłużej z Justyną mieszkałem, tym bardziej czułem, że coś tu nie gra.
Pewnego wieczoru, gdy kolejny raz usiadłem do przelewów, zobaczyłem, że na moim koncie zostało znacznie mniej, niż się spodziewałem. Wziąłem kartkę i zacząłem liczyć: czynsz – ja, prąd – ja, internet – ja, zakupy spożywcze – ja. Wyszło na to, że Justyna nie dorzuciła się do niczego.
Wszedłem do salonu, gdzie Justyna siedziała na kanapie, przeglądając media społecznościowe.
– Możemy pogadać?
– Jasne – mruknęła, nie odrywając wzroku od telefonu.
– Myślałem… że może zaczniemy jakoś dzielić się rachunkami.
Uniosła wzrok, marszcząc brwi.
– Słucham?
– No wiesz, mieszkamy razem. Może powinniśmy się podzielić wydatkami?
Jej twarz momentalnie stężała.
– Chyba żartujesz. Przecież wiesz, że zarabiam mniej.
– Tak, ale przecież nie nic. Możesz dorzucić się chociaż do zakupów albo rachunków za prąd.
– Wojtek, przecież ty i tak za to płacisz. Jaka różnica?
Zacisnąłem szczękę.
– Różnica jest taka, że czuję się jak twój sponsor, a nie partner.
Parsknęła śmiechem, ale tym razem nie było w nim nic wesołego.
– A ty nagle zacząłeś liczyć każdą złotówkę?
– Nie o złotówki chodzi, Justyna. Chodzi o to, że nawet nie przyszło ci do głowy, żeby się dołożyć.
Patrzyła na mnie przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami.
– Jeśli masz z tym taki problem, to może zastanówmy się, czy w ogóle powinniśmy razem mieszkać.
Rzuciła telefon na kanapę i wyszła do sypialni, trzaskając drzwiami. A ja zostałem w salonie, wpatrując się w listę rachunków, zastanawiając się, jakim cudem dopiero teraz to dostrzegłem.
To było jak kubeł zimnej wody
– Stary, ona cię robi w balona – powiedział Bartek, nalewając sobie piwa. – I jeszcze trzaska drzwiami, jakbyś to ty był winny.
Siedzieliśmy na balkonie jego mieszkania, z widokiem na ciemniejące miasto. Brat, jak zwykle, nie owijał w bawełnę.
– Nie chodzi o pieniądze – mruknąłem, bawiąc się etykietą od butelki.
– A o co? O to, że daje ci do zrozumienia, że jesteś frajerem, który za wszystko płaci?
Westchnąłem ciężko.
– Myślisz, że chodzi jej tylko o kasę?
Bartek oparł się o balustradę i spojrzał na mnie poważnie.
– Wojtek, powiedz mi jedno: gdybyś stracił robotę, nie mógł jej zabrać na wakacje, przestał opłacać kolacje w knajpach – myślisz, że dalej by z tobą była?
Poczułem, jak coś ściska mnie w żołądku.
– Nie wiem…
– No właśnie. Nie wiesz. Bo nigdy nie dała ci odczuć, że liczy się dla niej coś więcej niż wygodne życie.
Zamilkłem. Bartek wziął łyk piwa i pokręcił głową.
– Stary, wyobraź sobie inną sytuację. Masz dziewczynę, która cię kocha, ale zarabia mniej. Mimo to dorzuca się do czynszu, robi zakupy do domu, a nie tylko dla siebie, czasem też zaprasza cię do kina. Czy to nie brzmi jakoś... lepiej?
Patrzyłem na brata, czując, jak robi mi się zimno.
– Myślisz, że powinienem to zakończyć?
– Myślę, że powinieneś sprawdzić, czy w ogóle coś jeszcze dla niej znaczysz.
Następnego dnia postanowiłem to zrobić.
Postawiłem sprawę jasno
Siedziała na kanapie, malując paznokcie. Na stoliku obok leżała otwarta paczka nowych kosmetyków. Kolejne zamówienie, kolejne pieniądze wydane na siebie.
Usiadłem naprzeciwko.
– Musimy pogadać.
Westchnęła głośno, jakby już sam ton mojego głosu był dla niej ciężarem.
– O czym znowu?
– O nas. O tym, jak dzielimy życie. I wydatki.
Spojrzała na mnie spod uniesionych brwi.
– Serio? Jeszcze o tym? Myślałam, że już ci przeszło.
– Nie, nie przeszło – odparłem twardo. – Chcę, żebyśmy podzielili się kosztami mieszkania, rachunków, zakupów. Nie pół na pół, ale sprawiedliwie.
Pokręciła głową i zaczęła dmuchać na pomalowany paznokieć.
– Czyli co, teraz mam się dokładać do twojego życia?
Zacisnąłem zęby.
– A ja przez ostatnie lata nie dokładałem się do twojego?
Zamilkła.
– Justyna, ja cię kocham. Ale chcę wiedzieć, że ty jesteś ze mną, a nie z moim portfelem.
Prychnęła.
– Boże, dramatyzujesz. Gdybyś miał mniej pieniędzy, też bym z tobą była.
– Udowodnij mi to.
Przewróciła oczami, ale w jej spojrzeniu nie było czułości. Raczej irytacja.
– Nie mam na to teraz siły, Wojtek. Nie rozumiem, o co robisz aferę. Zawsze płaciłeś i było dobrze.
– Dobrze dla ciebie.
Nie odpowiedziała. Wstała, chwyciła telefon i poszła do sypialni.
W końcu się uwolniłem
Justyna stała w drzwiach sypialni, skrzyżowała ręce na piersi i przewróciła oczami.
– Serio, Wojtek? – syknęła. – Chcesz teraz robić z tego dramat?
Wziąłem głęboki oddech, czując, że to będzie ten moment. Ostateczny.
– Nie dramat, tylko rozmowę. – Spojrzałem jej prosto w oczy. – Chcę wiedzieć, czy jesteś ze mną, czy tylko z moimi pieniędzmi.
Prychnęła.
– O co ci w ogóle chodzi? Przecież wiesz, że cię kocham.
– Tak? To czemu nigdy nie zaproponowałaś, że się dorzucisz do rachunków? Czemu zawsze, gdy płacę, nawet nie udajesz, że sięgasz po portfel?
– Bo po prostu tak się ułożyło! Nigdy ci to nie przeszkadzało!
– Ale teraz przeszkadza. I chcę, żeby coś się zmieniło. – Skrzyżowałem ręce. – Tak jak mówiłem: podzielmy wydatki. Może nie po równo, ale sprawiedliwie. Albo…
– Albo co? – rzuciła wyzywająco.
– Albo to koniec.
Przez chwilę wyglądała na zaskoczoną. Jakby nie wierzyła, że naprawdę mogę to powiedzieć. Ale potem tylko się uśmiechnęła z politowaniem.
– Boże, Wojtek, nie wierzę, że serio robisz z pieniędzy warunek dla przetrwania naszego związku.
– Tak, robię. Bo jeśli dla ciebie to „tylko pieniądze”, to tym bardziej nie powinno być problemu.
Zamilkła.
Patrzyłem, jak w jej oczach coś się zmienia. Już nie była oburzona. Nie była nawet zła.
Była… zimna.
– Wiesz co? Może faktycznie to nie ma sensu. – Jej głos był lodowaty. – Nie zamierzam żyć według twoich nowych zasad.
Podniosła torbę z komody, chwyciła klucze i ruszyła do drzwi.
– To wszystko, Wojtek? Naprawdę w taki sposób kończysz?
– Nie ja. Ty.
Trzasnęła drzwiami.
A ja siedziałem w ciszy i czułem, że wreszcie uwolniłem się od kogoś, kto nigdy nie traktował mnie jak partnera. Tylko jak bankomat.
Wojtek, 32 lata