Reklama

Kiedyś miałem biurko przy oknie na szesnastym piętrze, widok na miasto i grafik wypełniony spotkaniami. Byłem kierownikiem projektów w dużej firmie IT. Lubiłem to. Ale potem przyszedł ten dzień, kiedy Karolina zadzwoniła z informacją, że ma szansę na duży awans. Lena miała wtedy kilka miesięcy, Kuba chodził do przedszkola. Usiedliśmy wieczorem w kuchni i podjęliśmy „dojrzałą decyzję”. Ona pójdzie w karierę, ja zostanę z dziećmi. „To nasza wspólna inwestycja w rodzinę” – tak to wtedy nazwaliśmy.

Pamiętam, jak pierwszy raz sam wszystko ogarniałem. Lena – płakała, ja zgrzany, z pieluchą w ręce. I pamiętam, jak po tygodniu poczułem, że dzieci naprawdę mnie potrzebują. Że mogę im coś dać. Przestałem patrzeć na zegarek. Byłem obecny. To miało sens.

Minęło kilka lat. Dziś mam 38 lat, nie mam konta na LinkedIn, nie umiem korzystać z nowych narzędzi w branży, którą kiedyś znałem od podszewki. Nie mam co wpisać w CV. Mam za to lodówkę, którą trzeba zapełnić, pranie do zrobienia i dwójkę dzieci, które kocham jak tlen. Mam też żonę, która wraca z pracy późno, rzuca torbę w kąt i coraz częściej patrzy na mnie jak na... ciężar. A ja? Ja nie mam odwagi zadać jej jednego, prostego pytania:

– Karolina... co dalej ze mną?

Bo wiem, że odpowiedź może mi zburzyć wszystko, co mi zostało.

Powiedziałem jej o moich planach

– Karolina, chciałbym z tobą pogadać – zacząłem niepewnie, kiedy dzieci już spały, a ona otworzyła laptopa przy stole, stukając w klawiaturę z głośnym westchnieniem.

– Teraz? Tomek, serio? Miałam koszmarny dzień – odpowiedziała, nie podnosząc wzroku.

– Wiem, ale… musimy. Już dawno powinniśmy – powiedziałem, siadając naprzeciwko. – Myślałem ostatnio o tym, żeby wrócić do pracy. Choćby na pół etatu. Albo jakieś kursy… może byś mi pomogła coś znaleźć?

W końcu spojrzała. Zaskoczona. Może nawet lekko poirytowana.

– Tomek, ty w ogóle wiesz, jak teraz wygląda rynek IT? Jakie są wymagania? Ty siedziałeś pięć lat w domu. Chcesz wrócić do projektów, których już nie rozumiesz?

– Ale nie chcę być tylko dodatkiem do twojego życia. Przecież kiedyś to był nasz wspólny plan… – zacząłem, ale przerwała mi ostro:

– Może trzeba było nie rezygnować. Nikt ci nie kazał!

Zamilkłem. Serio? „Nikt nie kazał”? Przecież to ona przyniosła mi wtedy umowę do przejrzenia, sama mówiła, że „to nasza inwestycja”. A teraz?

– Mówiliśmy, że to najlepsze dla dzieci. Że ty zarobisz więcej, ja ogarnę dom. Zgodziłem się, dla nas – rzuciłem przez zaciśnięte zęby.

– No właśnie. Dla dzieci. I to się udało, prawda? Mają stabilność. Ale ja nie mogę cię ciągle utrzymywać, Tomek. Nie jestem bankiem.

Nie odpowiedziałem. Patrzyłem tylko, jak wraca do stukania w klawiaturę, jakby właśnie zamknęła jakiś temat. A mnie? Mnie się coś wewnątrz złamało.

Czuję się jak pasożyt

– Cześć, Basiu… Masz chwilę? – zapytałem, kiedy usłyszałem jej głos w słuchawce. Nie chciałem dzwonić wieczorem, ale… nie miałem nikogo innego.

– Tomek, pewnie. Wszystko okej? – jej ton od razu zrobił się czujny.

– Nie wiem – odpowiedziałem szczerze. – Czuję się jak… jak pasożyt.

– Co ty wygadujesz?

– Bo tak to wygląda. Siedzę w domu, Karolina zarabia, dzieci w szkole… A ja jestem jak duch. Nawet nie mam własnych pieniędzy.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– A ona pamięta, że to był jej pomysł? – zapytała cicho. – Że sama cię namawiała?

– Też tak kiedyś myślałem. Ale wczoraj powiedziała, że nikt mnie nie zmuszał, że sam zrezygnowałem. Że nie może mnie wiecznie utrzymywać.

Basia westchnęła ciężko.

– Tomek… Ty rzuciłeś dobrze płatną pracę, żeby się zająć domem, dziećmi, bo Karolina miała szansę na awans. I ona cię wtedy przekonywała, że to ma sens. Że jak dzieci będą starsze, to wrócisz na rynek. A teraz udaje, że nic takiego nie było?

Zacisnąłem dłoń na słuchawce. Wracały do mnie obrazy – Karolina siedząca przy stole, z arkuszami, licząca koszty przedszkola, niań, godzin pracy. Jak mówiła: „Jeśli ty zostaniesz z dziećmi, ja skupię się na karierze. W dłuższej perspektywie to lepsze dla nas wszystkich”.

– Czuję się, jakby ktoś mnie wymazał z własnego życia – powiedziałem. – Jakbym był tylko elementem scenografii, którą można wymienić.

– Ty nie jesteś żadnym dodatkiem – powiedziała Basia ostro. – Poświęciłeś się. To nie to samo, co się poddać.

Zacisnąłem powieki. Tylko że… czy ona – Karolina – w ogóle to jeszcze widzi?

To był „błąd”?!

Kiedy wróciłem z zakupami wcześniej niż planowałem, drzwi do salonu były przymknięte, a z wnętrza dobiegał głos Karoliny. Mówiła przez telefon, chyba do koleżanki.

– …i serio, ja już nie mam siły. On nic nie robi. Ja wszystko dźwigam. Kariera, dom, rachunki. A on? Herbatki z sąsiadką i przedszkole. Mam dość. To był błąd, że mu pozwoliłam zostać w domu…

Zastygłem.

„Błąd”? „Pozwoliłam”?

Nagle coś we mnie pękło. Wszedłem bez pukania. Karolinę zatkało.

– Naprawdę uważasz, że nic nie robię? Że byłem… błędem? – zapytałem, spokojnym, zimnym głosem. Ręce mi drżały, ale w środku czułem tylko pustkę.

– Tomek… To nie tak…

– A jak? Bo z tej rozmowy wynikało dokładnie tak. Że jestem kulą u nogi. Że żałujesz swojej decyzji. A przecież to był nasz plan!

Karolina westchnęła. Już się nie tłumaczyła. Już nie udawała.

Nie mam siły ciągnąć cię za sobą, Tomek. Jestem zmęczona. Naprawdę. Ty zostałeś w miejscu. A ja… nie mogę być wszystkim dla wszystkich.

– Czyli mam sobie coś znaleźć. Jak psa, którego się nie chce karmić, to niech zacznie polować? – próbowałem się zaśmiać, ale wyszedł tylko dziwny odgłos.

– Nie o to chodzi…

– Właśnie o to – przerwałem. – Ty już nie jesteś ze mną. Ty tylko mnie tolerujesz.

Milczenie. Po chwili Karolina sięgnęła po laptopa. A ja… siedziałem w kuchni, patrząc na podłogę. I czułem się, jakbym nagle zniknął.

W środku czułem wstyd

Spotkałem Marka przypadkiem, w kolejce po hot-doga pod biurowcem, gdzie kiedyś obaj pracowaliśmy. On w garniturze, z torbą na ramię. Ja w dresie, z plecakiem pełnym zakupów. Gdy mnie zobaczył, aż się cofnął o krok.

– Tomek?! – uśmiechnął się szeroko. – Stary, co za spotkanie! Myślałem, że wyjechałeś albo… nie wiem, zmieniłeś branżę?

– Nie, nie… po prostu na jakiś czas zniknąłem – odpowiedziałem półżartem. – Zająłem się domem. Dziećmi.

– Aaa, no tak. Coś mi kiedyś mignęło na profilu – powiedział niepewnie. – I jak? Wszystko okej?

Zacząłem coś mamrotać, że tak, że „dzieci fajne”, że „dużo roboty”, ale widziałem, że Marek nie wie, co powiedzieć. Milczenie zrobiło się niezręczne. W końcu on pierwszy się przełamał:

– Wiesz… szkoda, że zniknąłeś tak nagle. W firmie długo jeszcze wspominali twoje projekty. I, szczerze? Wciąż mógłbyś coś robić w branży. Ale dziś… nie wiem. Dużo się pozmieniało. Inne narzędzia, nowe zasady, to już zupełnie inna bajka.

– Nie mam nawet aktualnego CV – przyznałem.

– Kurczę… To trzeba by od podstaw. Ale ty zawsze byłeś ogarnięty, może jakaś akademia, kursy online?

Skinąłem głową, choć w środku czułem tylko wstyd. Jakby cały świat gdzieś pobiegł, a ja utknąłem w miejscu.

– Daj znać, jakbyś czegoś potrzebował – dodał Marek, ale brzmiało to jak frazes.

Kiedy odszedł, zostałem z tym hot-dogiem w ręku i jednym pytaniem w głowie:

– Od czego ja mam zacząć?

Rozmowa z Karoliną

Karolina weszła do kuchni, gdy właśnie zmywałem talerze po obiedzie. Dzieci oglądały bajki, było cicho, niemal domowo. A ja wiedziałem, że jeśli nie powiem tego teraz, to nie powiem już nigdy.

– Musimy pogadać – zacząłem. Nie patrzyła na mnie, wyciągała rzeczy ze zmywarki. – Ja już dłużej nie mogę. Czuję się porzucony i niepotrzebny.

Zastygła. Z talerzem w dłoni.

– Porzucony? – powtórzyła z niedowierzaniem.

– Tak. Jakbyś mnie zostawiła dawno temu, tylko jeszcze razem mieszkamy. Jakby moje życie, moje poświęcenie… nic nie znaczyły.

Karolina odłożyła naczynia. W końcu spojrzała mi w oczy.

– Ja cię nie porzuciłam, Tomek. To ty sam się odsunąłeś. Wybrałeś łatwiejszą drogę. A ja musiałam ciągnąć wszystko. I robię to do teraz.

– Łatwiejszą drogę? – wybuchłem. – Ty myślisz, że było mi łatwo zrezygnować z pracy, z tego kim byłem? Myślisz, że siedzenie w domu to wakacje? To ja nie spałem po nocach, kiedy Lena ząbkowała. Ja byłem na zebraniach, gotowałem, robiłem zakupy, ogarniałem wszystko, kiedy ty latałaś po konferencjach.

– I co teraz? – zapytała cicho. – Mam ci to spłacić? Oddać zaległą wdzięczność?

W jej oczach nie było już złości. Tylko zmęczenie. I jakaś… obcość. Jakbyśmy byli dwójką ludzi, których kiedyś coś łączyło, ale dziś nie ma już śladów po tym ogniu.

– Nie o spłatę chodzi – powiedziałem w końcu. – Chciałem tylko, żebyś pamiętała, że to było nasze. Nasza decyzja. A nie mój błąd.

Nie odpowiedziała. Wróciła do zmywarki, jakby rozmowa się zakończyła. Ale dla mnie to był dopiero początek.

Od czego zacząć?

Siedzę przed komputerem. Na ekranie kilka zakładek z ofertami pracy. Junior, staż, praktyki – brzmią, jakby dotyczyły kogoś innego niż ja. Nie mam CV, nie mam portfolio. Mam przerwę w zawodzie dłuższą niż wszystko, co do tej pory osiągnąłem. A jednak klikam. Przeglądam. Czytam. Może zacznę od kursu? Może napiszę do Marka?

Z kuchni dochodzi śmiech Leny. Kuba opowiada jej coś, pewnie znowu o dinozaurach. Oparłem głowę o dłoń. Dla nich wstałem dzisiaj rano. Dla nich ogarnąłem śniadanie, dla nich zrobiłem pranie, dla nich próbuję coś zmienić. Ale co z sobą?

Zrezygnowałem z kariery dla dobra naszej rodziny. Zrobiłem to, wierząc, że budujemy wspólnie coś trwałego. Że kiedy minie czas pieluch i nocnych pobudek, wrócę do swojego życia. Tyle że... ono już nie było takie jak wcześniej. Został dom, kredyt, rozbita relacja i ja – facet, który nie potrafi się odnaleźć.

Nie wiem, co będzie. Nie mam planu. Ale dziś – po raz pierwszy – klikam „Wyślij CV”. I nawet jeśli nikt nie odpowie od razu, to przynajmniej coś robię, choćby dla siebie.

Tomasz, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama