„Jestem spokojny, więc gdy żona mnie zdradziła, nie zrobiłem awantury. Po prostu znalazłem sobie kochankę”
„Telefon zostawiła na blacie w kuchni, obok kubka z niedopitą kawą. Nie chciałem. Naprawdę nie. Ale ekran zaświecił się nagle, a ja... po prostu spojrzałem: Myślę o twoim dotyku. Wczoraj było niesamowicie... I to nie było ode mnie. W tym jednym ułamku sekundy świat mi się zawalił”.

- Redakcja
Nie jestem z tych, co rzucają talerzami albo dramatycznie trzaskają drzwiami. Cichy jestem. Zawsze taki byłem. Nawet kiedy Sylwia jeszcze mówiła, że lubi we mnie to opanowanie, ten spokój. Tylko że potem z tego samego robił się zarzut – że za mało mówię, że znikam gdzieś w sobie. Tylko jak się mówi, gdy nikt nie słucha?
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się przytuliła. A może ja nie próbowałem? Nie wiem. To się rozmyło. Kiedyś to było inaczej. Pamiętam Sylwię z rozwianymi włosami, w sukience w kropki, jak tańczyła ze mną w kuchni do starych piosenek. Pamiętam, że potrafiliśmy milczeć, ale to było inne milczenie. Spokojne. Bliskie. Teraz jest cisza. Niepokojąca. Jakby ktoś coś ukrywał. Albo jakbyśmy oboje już dawno się pożegnali, tylko nikt nie powiedział tego na głos.
Odkryłem zdradę przypadkiem
To był zwykły wtorek. Deszczowy, nijaki. Sylwia brała prysznic – jak zawsze o tej samej porze, z tą samą nutą eukaliptusa w łazience. Telefon zostawiła na blacie w kuchni, obok kubka z niedopitą kawą.
Nie chciałem. Naprawdę nie. Ale ekran zaświecił się nagle, a ja... po prostu spojrzałem. „Myślę o twoim dotyku. Wczoraj było niesamowicie”. I to nie było ode mnie.
W tym jednym ułamku sekundy świat mi się zawalił. A potem serce zaczęło bić tak, że słyszałem je w uszach. Nie ruszyłem się. Nie dotknąłem telefonu. Patrzyłem tylko. Potem ekran zgasł. I już nic nie było.
Wróciła z łazienki, otulona ręcznikiem. Pachniała jak zawsze, a jednak dla mnie już inaczej.
– Dobrze się czujesz? – zapytała, zaglądając do lodówki.
– Tak – odpowiedziałem bez namysłu. – Jak zwykle.
Usiedliśmy do kolacji. Makaron z pesto. Ona go jadła. Ja tylko przekładałem widelcem po talerzu.
– Jutro mam spotkanie do późna – powiedziała nagle.
– Wiem – odparłem. – Mówiłaś wczoraj.
– A, tak – uśmiechnęła się lekko, ale spojrzenie miała gdzieś poza mną.
Poczułem, że coś we mnie pęka. Nie krzyknąłem. Nie spytałem. Nie zrobiłem nic. Zamiast tego, zacząłem obserwować.
Patrzyłem, jak chowa telefon pod poduszkę przed snem. Jak częściej się uśmiecha – ale nie do mnie. Jak wraca później, ale mówi, że korek. Jak zakłada nową bieliznę, choć mówi, że przecież „zawsze ją miała”.
Usiadła koło mnie Klaudia
– Może byś się czasem uśmiechnął? – rzuciła Sylwia przy śniadaniu, z nutą irytacji. – Chodzisz, jakby cię ktoś skrzywdził.
– Może po prostu nie mam powodu do śmiechu – odpowiedziałem spokojnie.
– Boję się zapytać, co ci znowu nie pasuje.
Zamilkłem. Nie miałem siły na teatr. Jej chłód już mnie nie zamrażał – byłem zimny od środka.
Kilka dni później wyjechałem służbowo na konferencję do Wrocławia. Teoretycznie nudna sprawa – prezentacje, wykresy, kolacje z ludźmi, z którymi niewiele mnie łączyło. Ale wtedy, drugiego wieczoru, usiadła koło mnie Klaudia.
– Można? Mam dość sztywniaków z tamtego końca sali – rzuciła, z uśmiechem i kieliszkiem czerwonego wina.
Spojrzałem na nią z zaskoczeniem. Miała coś w oczach, co mnie zaciekawiło. Zaczęliśmy rozmawiać. Najpierw o bzdurach – jak się nazywa hotelowy szampon, czy lepiej siedzieć blisko sceny, czy daleko. A potem... poszło dalej.
– Rozwód po dwunastu latach – powiedziała nagle. – Wydawało mi się, że jestem szczęśliwa. Ale to chyba najczęstsze złudzenie, prawda?
Skinąłem głową. Nie musiałem nic mówić.
– A ty? – spytała, patrząc prosto we mnie.
– Jestem żonaty. Ale nie wiem, czy to znaczy, że mam żonę.
Westchnęła cicho.
– Ludzie myślą, że rozwód to koniec. A to dopiero początek – powiedziała, dolewając sobie wina.
To był pierwszy wieczór od miesięcy, kiedy ktoś mnie naprawdę słuchał. I pierwszy raz od dawna, kiedy chciałem mówić.
Przekroczyłem granicę
Była późna godzina, ostatni wieczór konferencji. Znowu usiedliśmy razem. Klaudia przyszła w ciemnej, prostej sukience, bez makijażu, z lekko spiętymi włosami. Nie wyglądała jak ktoś, kto chce kogoś uwieść. A jednak coś między nami wisiało w powietrzu – nierozwiązane, niepokojące.
Rozmawialiśmy długo. O niczym i o wszystkim. I w pewnym momencie przestaliśmy mówić. Wyszliśmy na balkon hotelowy. Po prostu chcieliśmy być dalej od ludzi.
– Wiesz – powiedziała cicho – czasem człowiek nie zdradza ciałem, tylko sercem. A czasem odwrotnie.
Odwróciła się w moją stronę. I nagle jej dłoń dotknęła mojej. Nie szukała kontaktu. Po prostu – była. Blisko. Spojrzałem jej w oczy. Nie uciekła wzrokiem. To ja zrobiłem pierwszy krok. Pocałunek był delikatny. Krótki. Ale wystarczył. Żeby wszystko się zmieniło. Wracając do pokoju, czułem się tak, jakby ktoś inny prowadził moje ciało. Jakby nie ja podjąłem tę decyzję. Jakby to był sen.
Po powrocie rano Sylwia krzątała się w kuchni.
– Jak tam konferencja? – zapytała obojętnie, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
– Długo. Trochę męcząco.
– Mhm.
Nie spojrzała na mnie ani razu. A ja nie mogłem już spojrzeć na nią. Siedząc w samochodzie, zanim odpaliłem silnik, poczułem, jak drżą mi dłonie. Przekroczyłem granicę. Nie mogłem już wrócić do tego, kim byłem.
Coś we mnie się buntowało
Z Klaudią widywaliśmy się częściej, niż wypadało. Czasem pod pretekstem lunchu, czasem po pracy. Inni niczego się nie domyślali. Mnie samemu trudno było pojąć, jak to się stało, że ta relacja stała się czymś więcej. Że czekałem na jej wiadomość. Że sprawdzałem godzinę, licząc, kiedy znowu się zobaczymy.
Ale im więcej tego było, tym większy czułem niepokój. Klaudia była ciepła. Zainteresowana. Słuchała mnie, śmiała się, gdy mówiłem rzeczy, które Sylwię tylko irytowały. A jednak... coś we mnie się buntowało. Bo czy naprawdę chciałem zamienić jedną historię na drugą? Czy byłem gotów znów wszystko zaczynać?
Po jednym ze spotkań wróciłem do domu. Sylwia siedziała na kanapie, czytała coś na laptopie. Podniosła wzrok, jakby zdziwiona, że mnie widzi.
– Coś się stało?
– Nie. Po prostu... wróciłem.
Zamilkła. Zamknęła komputer.
– Gdybyś miała drugą szansę – zacząłem cicho – zrobiłabyś wszystko tak samo?
Nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie długo. Ale nie powiedziała nic.
Nie ma już nic do ukrycia
Nie wytrzymałem. Wszystko we mnie gotowało się od środka. Ten ciężar, który nosiłem od tygodni, urósł do rozmiarów, których nie dało się już zignorować. Klaudia czekała na decyzję. Sylwia... cóż, Sylwia udawała, że wszystko jest po staremu. Ale nie było. Nic nie było.
Pewnego wieczoru, kiedy zmywała naczynia, po prostu stanąłem obok i powiedziałem:
– Czuję się zdradzony.
Zamarła. Ręce w pianie. Talerz zsunął się z cichym stukiem do zlewu. Odwróciła się powoli.
– Co masz na myśli?
– Nie chodzi o kogoś konkretnego. Chodzi o ciebie. O to, że przestałaś być obok. Przestałaś mnie widzieć.
Zamilkła. Przez chwilę myślałem, że zaprzeczy, że się wścieknie. Ale tylko opuściła wzrok.
– Nie szukałam nikogo. Po prostu… zniknąłeś – powiedziała szeptem.
– Może przestałem mówić, bo nie chciałaś już słuchać – odpowiedziałem. – Może oboje się oddaliliśmy, tylko ty byłaś pierwsza, która zrobiła krok dalej.
Usiadła przy stole. Z oczu powoli zaczęły płynąć łzy.
– Zdradziłaś mnie? – zapytałem. Bez krzyku. Bez oskarżenia.
– Nie fizycznie. Ale chyba... tak – przyznała.
Skinąłem głową. I wtedy sam się przyznałem.
– Poznałem kogoś. To nic nie znaczyło. Albo... nie wiem, co znaczyło.
– Więc jesteśmy kwita? – zapytała. Słowa bolały.
– Nie wiem. Może jesteśmy po prostu skończeni.
I tak siedzieliśmy. Naprzeciwko siebie. Ze świadomością, że między nami nie ma już nic do ukrycia. Ale też nic, co można by jeszcze uratować.
Razem, ale osobno
Nie rozwiedliśmy się. Po prostu... przestaliśmy być razem. Dwoje ludzi, którzy mieszkają pod jednym dachem, ale już dawno nie dzielą życia. Sylwia wciąż wstaje rano o tej samej porze. Ja też. Robimy sobie nawzajem kawę, czasem wymienimy dwa zdania. Czasem mniej. Czasem nic.
Klaudia przestała się odzywać. Nie było wielkiego pożegnania. Po prostu, któregoś dnia, jej wiadomości przestały przychodzić. I ja nie pisałem. Bo wiedziałem, że nie mam nic do dania. Że najpierw muszę zrozumieć, kim się stałem.
Zacząłem wychodzić na spacery. Czasem bez celu, tylko żeby iść. Przesiadywać w parkach, w bibliotekach. Dużo czytam. Mniej mówię. Sam ze sobą mam dużo do przepracowania. Przestałem liczyć, co powinienem był zrobić inaczej. Przeszłość się nie zmieni.
Nie wiem, czy coś czuję do Sylwii. Może tylko żal. Że nie umieliśmy zawalczyć. Że uciekaliśmy w obojętność, w zaprzeczanie. Że każde z nas chciało czegoś innego, ale żadne nie powiedziało tego głośno.
Ale teraz jest cisza. Nie ta duszna i bolesna, jak kiedyś. Teraz to cisza spokoju. Pustki, ale własnej. Cisza po burzy, po której wszystko wygląda inaczej.
Oskar, 44 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pomogłam córce i wnukom, gdy po rozwodzie nie mieli dachu nad głową. Teraz żałuję, że wpuściłam ich do swojego domu”
- „W Zaduszki mąż urządził mi na cmentarzu scenę jak z kabaretu. Zamiast wspominać zmarłych, myślałam tylko o rozwodzie”
- „Mój mąż miewa humorki jak nastolatka. Na chrzcie córeczki zamiast się cieszyć, obraził się i trzasnął drzwiami”