Reklama

Niektóre rozdziały życia powinny być opatrzone ostrzeżeniem: Uwaga, możliwe złamanie serca. Po tym, co przeszłam, zaczęłam się zastanawiać, czy moja potrzeba bliskości to siła, czy jednak słabość. Pracowałam jako graficzka freelancerka, żyłam w rytmie swoich projektów, kawy z mlekiem o 22:00 i cichych nocy, które jeszcze niedawno dzieliłam z kimś innym. Właśnie zakończyłam pięcioletni związek. Mój były – Jarek – twierdził, że się wypalił. Ja twierdziłam, że wypalił się, kiedy na jego telefonie znalazłam wiadomości do "Kasi od matematyki". Ale zostawmy to.

Reklama

Po kilku miesiącach samotności i życia z sercem jakby owiniętym w watę, założyłam profil na aplikacji randkowej. Długo tylko przeglądałam, odrzucałam. Aż trafiłam na Pawła. Jego zdjęcie nie było z tych sztucznie pozowanych – po prostu siedział na jakimś krześle z psem na kolanach. W opisie miał: “Zbyt uczciwy, żeby kombinować. Zbyt nieśmiały, żeby zaczepiać na żywo.”

Zaczęliśmy pisać. Godzinami. Śmiałam się przy nim – tego mi brakowało najbardziej. Miał dar uważnego słuchania i jeszcze większy dar mówienia tego, co człowiek chce usłyszeć. Po kilku tygodniach spotkań znał już historię o mojej babci Zosi, o traumie po przeprowadzce z Olsztyna i o tym, że w nocy lubię słuchać deszczu stukającego o szybę.

Po trzech miesiącach się oświadczył. W parku, na kocu, ze śniadaniem zrobionym własnoręcznie. Czułam wtedy, że mam znowu dom, tylko nowy. Inny. Lepszy. Paweł był troskliwy. Wstawał wcześniej, żeby mi zrobić kawę. Gotował. Pytał o moje lęki i nie wyśmiewał moich nawyków.

– A nie uważasz, że to wszystko idzie trochę za szybko? – zapytała mnie Magda, moja przyjaciółka, kiedy opowiadałam jej o planach przeprowadzki do mieszkania Pawła.

– Może... Ale ja się przy nim czuję dobrze. Jakby wszystko w końcu było na miejscu – odpowiedziałam, niepewna, czy bardziej przekonuję ją czy siebie.

Nie wiedziałam wtedy, że każde "na miejscu" można bardzo łatwo stracić. Wystarczy jedna wiadomość. Od nieznajomej.

Wiadomości od byłej

Tamtego dnia byłam w drodze po zakupy, kiedy telefon zawibrował w kieszeni płaszcza. Zatrzymałam się, schowałam się pod daszkiem kiosku i spojrzałam na ekran. Nieznany numer. Treść wiadomości: "Cześć. Wiem, że jesteś z Pawłem. Chciałam ci tylko powiedzieć, że powinnaś uważać. On potrafi dobrze grać. Gdybyś chciała wiedzieć więcej, napisz. Kinga."

Najpierw pomyślałam, że to pomyłka. Albo jakiś żart. Może była zazdrosna, może ktoś próbował coś namieszać. Przez chwilę rozważałam, czy w ogóle to pokazać Pawłowi, ale coś mnie powstrzymało. Wróciłam do domu i zachowywałam się normalnie. Paweł był jak zawsze czuły, przyniósł moje ulubione czekoladki i zaproponował wspólne gotowanie. Nie mogłam przestać myśleć o wiadomości, choć udawałam, że wszystko gra.

Odpisałam późnym wieczorem, kiedy Paweł oglądał film, a ja siedziałam z telefonem przy zlewie. "Nie wiem, kim jesteś, ale nie sądzę, żeby mnie to interesowało." Wysłałam i już miałam odłożyć telefon, kiedy przyszła kolejna wiadomość. "Nie interesuje cię, że twój narzeczony spotykał się ze mną jeszcze trzy tygodnie przed zaręczynami? Że zostawił mnie, mówiąc, że musi wszystko przemyśleć, a potem zobaczyłam wasze zdjęcie z pierścionkiem?"

Tym razem poczułam coś dziwnego. Nie strach. Raczej chłód. Nie odpisałam, ale nie mogłam zasnąć. Zaczęłam analizować różne sytuacje. Te dni, kiedy Paweł pisał, że musi zostać dłużej w pracy. Te momenty, kiedy pytał, czy może wyjść sam na spacer, bo potrzebuje czasu na przemyślenia. Dotąd uważałam to za urocze. Następnego dnia rano Paweł zaparzył mi kawę i usiadł naprzeciwko. Zauważył, że jestem zamyślona.

– Wszystko w porządku? – zapytał spokojnie.

– Dostałam wiadomość od kobiety, która twierdzi, że była z tobą jeszcze niedawno. Napisała, że miała z tobą związek, a ty zniknąłeś, po czym zaręczyłeś się ze mną – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Paweł skrzywił się, odłożył kubek na stół i pokręcił głową.

– Kinga? – zapytał.

Skinęłam głową.

– To wariatka. Przepraszam, ale nie mam innego słowa. Spotykałem się z nią krótko, ale to nie miało znaczenia. Gdy powiedziałem, że nie chcę kontynuować, zaczęła mnie nękać. Pisała, że mnie kocha, groziła, że coś sobie zrobi. A potem zamilkła. Myślałem, że dała sobie spokój. Nie wiem, jak dowiedziała się o tobie. Może przegląda moje media społecznościowe.

Patrzyłam, jak się denerwuje. Podnosił głos, gestykulował. Chciałam mu wierzyć. Chciałam, żeby to była prawda. Ale coś mi nie grało. Gdyby to było takie proste, czemu nie powiedział mi o niej wcześniej? Milczałam. I właśnie w tym milczeniu zrodziło się pierwsze poważne pęknięcie. Nie w nas. We mnie.

Spotkanie z Kingą

Napisałam do niej po dwóch dniach. Chciałam poznać jej wersję, choć czułam, że to mnie zaboli. Umówiłyśmy się w kawiarni niedaleko mojego mieszkania. Przyszła punktualnie. Szczupła, zadbana, ubrana na czarno. Wyglądała jak ktoś, kto długo czekał na to spotkanie.

– Nie jestem tu, żeby cię przekonywać. Po prostu uważam, że zasługujesz na prawdę – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy.

Zaczęła opowiadać. Ich związek trwał ponad rok. Twierdziła, że byli razem jeszcze miesiąc przed tym, jak Paweł mi się oświadczył. Mieszkali razem, rozstali się, bo Paweł zaczął się odsuwać. Mówił, że nie wie, czego chce. Zniknął bez słowa. Dopiero później dowiedziała się o mnie.

– Myślałam, że to tylko przejściowe. Że wróci – dodała, mieszając kawę. – A on po prostu przeniósł się do nowej kobiety.

Słuchałam, ale coraz więcej we mnie pękało. Nie wszystko, co mówiła, brzmiało spójnie. Czasem zbyt szczegółowo, innym razem jakby dopowiadała coś na siłę. Ale były fakty, których nie mogłam zignorować. Adres mieszkania Pawła sprzed kilku miesięcy. Zwyczaje, które znałam.

– I po co mi to wszystko mówisz? – zapytałam w końcu cicho.

– Bo ja też dałam się oszukać. A wiem, jak to boli, kiedy człowiek myśli, że buduje z kimś życie, a okazuje się, że wszystko było tylko jego wersją prawdy.

Po spotkaniu zadzwoniłam do Magdy. Opowiedziałam jej wszystko, ledwo panując nad emocjami. Powiedziała, że Kinga może mówić prawdę, ale też może chcieć się odegrać.

– Zaufaj sobie – powiedziała na koniec. – Ale nie bój się zadawać trudnych pytań.

Zamknęłam oczy. Po raz pierwszy naprawdę nie wiedziałam, co czuję.

Ostatnia rozmowa z Pawłem

Poprosiłam, żeby przyszedł wieczorem. Siedziałam już gotowa, z listą pytań w głowie, których jeszcze kilka dni temu nie odważyłabym się zadać. Przyszedł z dwoma kubkami herbaty. Postawił je na stole i spojrzał na mnie, jakby już wiedział, że to nie będzie zwykła rozmowa.

– Spotkałam się z Kingą – zaczęłam bez wstępów.

Zamarł na chwilę, ale szybko się opanował. Wziął głęboki oddech, przeczesał włosy palcami.

– I co ci naopowiadała? – zapytał z gorzkim uśmiechem.

– Powiedziała, że byliście razem do momentu, gdy mi się oświadczyłeś. Że mieszkałeś z nią. Że nie pożegnałeś się, tylko po prostu zniknąłeś.

– To nie tak – odpowiedział, cicho, ale stanowczo. – To był toksyczny związek. Zaczęło się niewinnie, ale potem była kontrola, kłótnie, pretensje. Nie miałem już siły. I tak, uciekłem. Nie poradziłem sobie z zakończeniem tego w dojrzały sposób. Ale nie zdradzałem cię. Kiedy zacząłem się z tobą spotykać, tamto już było dla mnie zakończone. Może nie fizycznie, ale emocjonalnie tak.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś o niej? – zapytałam, choć znałam już odpowiedź.

– Bo się bałem, że to zniszczy to, co mamy. Że spojrzysz na mnie inaczej.

Spojrzałam na niego. Mówił spokojnie, nie unikał mojego wzroku. W jego głosie było coś, co kiedyś dawało mi poczucie bezpieczeństwa. A teraz tylko mieszało w głowie.

– Może ci wierzę, może nie – powiedziałam w końcu. – Ale to nie zmienia jednego. Ja ci nie ufam.

Pokiwał głową. Przez chwilę myślał, że to tylko złość, że mi przejdzie. Ale widziałam, jak dociera do niego, że to coś poważniejszego.

– Chcę spróbować to naprawić – powiedział, cicho. – Zasługujemy na drugą szansę.

– A można kochać kogoś, komu się nie ufa? – zapytałam, bardziej siebie niż jego.

Zostawiłam go samego przy stole.

Decyzja

Minęło kilka dni. Nie pisałam do niego. On też nie dzwonił. W ciszy było coś bolesnego, ale też potrzebnego. Mogłam w końcu usłyszeć własne myśli, nie jego zapewnienia. Wiedziałam, że nie zostawię go przez Kingę. Ani przez te wiadomości. Zostawię go, bo od początku nie był ze mną do końca szczery.

Może mnie kochał. Może naprawdę chciał ze mną życia. Ale jednocześnie ukrywał część siebie. Zostawił niedopowiedzenia, które potem zamieniły się w rany. I teraz nie umiałam już odróżnić, co było prawdą, a co tylko historią, którą mi opowiedział. Napisałam mu krótką wiadomość. Poprosiłam, żeby spotkał się ze mną raz jeszcze. Przyszedł szybciej, niż się spodziewałam. W drzwiach wyglądał jak ktoś, kto liczy na cud.

– Więc? – zapytał, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz.

– Nie wrócę – powiedziałam, patrząc mu w oczy. – Nie dlatego, że jej uwierzyłam. Ale dlatego, że nie potrafię już wierzyć tobie.

– Ale przecież... wszystko możemy odbudować. Zaczniemy od początku – próbował. – Przecież jesteśmy zaręczeni. Kochamy się.

– Kocham cię. Ale to nie wystarczy. Od początku coś ukrywałeś. Zaczęło się od niedopowiedzeń. A ja nie potrafię budować przyszłości na czymś, co było niedokończone. Niewypowiedziane.

– Ja naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić – powiedział, ściszonym głosem. – Ja po prostu... nie wiedziałem, jak to powiedzieć. Bałem się, że cię stracę.

– I właśnie przez to mnie straciłeś.

Nie odpowiedział. Tylko skinął głową. I wyszedł.

Nie czuję się samotna

Nie płakałam tego wieczoru. Nie było we mnie złości. Raczej coś w rodzaju smutnego spokoju. Przez kilka dni unikałam wspólnych miejsc, nie otwierałam skrzynki mailowej, nie wchodziłam na aplikacje, gdzie jeszcze niedawno Paweł przysyłał mi serduszka i zabawne gify z kotami. Przyjaciółka zaprosiła mnie na weekend do siebie. Siedziałyśmy na balkonie, piłyśmy herbatę i słuchałyśmy ciszy. W pewnym momencie zapytała mnie, czy gdybym cofnęła czas, zrobiłabym to wszystko jeszcze raz. Odpowiedziałam, że tak. Bo przez te kilka miesięcy naprawdę czułam się kochana. Tylko że to uczucie nie wystarczyło, żeby zasypać przepaść, którą zostawiła prawda.

Zrozumiałam, że czasem nie chodzi o zdradę w klasycznym sensie. Czasem człowiek czuje się zdradzony przez to, co zostało przemilczane. Bo niedopowiedzenia nie są niewinne. Potrafią zasiać wątpliwość, która zjada zaufanie od środka. Nie żałuję, że go kochałam. Żałuję, że nie znałam całej historii, kiedy decydowałam się tę miłość przyjąć. Ale dziś wiem jedno – można wybrać siebie, nawet jeśli to boli. Można powiedzieć "nie", choć serce chce inaczej. Można odejść, nawet kochając. Zostałam sama. Ale nie czułam się samotna.

Karolina, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama