„Julita była delikatna jak kryształowy anioł. Dla niej posunąłem się do najgorszego”
„Kacper skrzywdził wiele kobiet, ale one wiedziały, na co się piszą. Jedną ofiarę wytypował niezbyt roztropnie. Mąż Julity postanowił się zemścić”.
- Marzena, 34 lata
Kacper był niewysoki, z wąską klatą, na pierwszy rzut oka mało wysportowany. I z nieciekawą twarzą (w mojej opinii), w której jedynym wartym wspomnienia elementem był piękny uśmiech. Być może to on właśnie był sekretem niezwykłego wpływu Kacpra na płeć przeciwną.
Ten niewyględny trzydziestopięciolatek potrafił bowiem zdobyć każdą kobietę, na której spoczęła jego uwaga. Jakim cudem? On się zakochiwał. Przynajmniej tak twierdził. Nie zależało mu jedynie na zaciągnięciu kobiety do łóżka, on chciał jej całej.
I nie lubił łatwych zdobyczy, więc jego wybrankami były zawsze mężatki. Kiedy wziął taką na cel, tak ją czarował, uwodził i zdobywał, tak przekonywał, że jest dla niego jedna jedyna, że kobieta nie tylko szła z nim do łóżka, ale i zakochiwała się bez pamięci, i była gotowa opuścić dla niego męża i dzieci.
Romans z mężatką trwał tak długo – czasem kilka tygodni, bywało że kilka miesięcy – aż mężczyzna się nasycił. Wtedy tracił zainteresowanie, miłość się rozpływała, a on wyruszał na poszukiwanie kolejnej zdobyczy, zostawiając za sobą spalone zgliszcza kobiecego serca.
No i się doigrał
Pewnego dnia znaleziono go powieszonego u powały w jego własnej sypialni. Z początku policja uważała, że to samobójstwo. Potem ktoś przytomnie zauważył, że sufit jest na wysokości trzech metrów, łóżko stoi daleko pod ścianą, a w okolicy stóp wisielca nie ma stołka. To jak się powiesił?
Czyli morderstwo. Ściągnięto specjalistów z województwa, przyjechał prokurator i zaczęło się śledztwo. A pół miasteczka zachodziło w głowę: dlaczego ktoś zabił tego miłego, spokojnego mężczyznę? Przecież z pewnością nie miał wrogów.
Wbrew pozorom nie od razu wyszło, jaki to był gagatek z tego naszego nauczyciela klas początkowych. Mężatki przecież nie wywieszały ogłoszeń o swoim romansie. A Kacper był równie dyskretny.
Sekret wyszedł na jaw za sprawą Tadeusza, listonosza. Ktoś przypomniał sobie, że widział, jak obaj – listonosz i nauczyciel – kłócili się w parku. Tadeusz nawet pchnął Kacpra w pierś.
Tadeusz, przyciśnięty podczas przesłuchania, puścił farbę.
– Bo on niszczył małżeństwo mojej siostry. Widziałem esemesy, jakie do niej pisał. A ona miała dobrego męża, małe dziecko. Więc powiedziałem mu, żeby się odwalił, bo mu kości porachuję.
– I co, odwalił się? – spytał przesłuchujący listonosza śledczy.
– A pewnie! – mężczyzna popatrzył groźnie. – To tchórz był, panie komisarzu.
Kiedy jednak przesłuchano Alinę, siostrę listonosza, okazało się, że groźba Tadeusza sprawiła, że kobieta wreszcie… poddała się namowom uwodziciela. Wzruszyła ją jego odważna, niebojąca się kary miłość. Kacper naprawdę wiedział, jak grać na uczuciach kobiet.
To właśnie Alina powiedziała, że nie była ani pierwszą, ani ostatnią zdobyczą miejscowego uwodziciela.
– Wiem, że przede mną była Julita, żona aptekarza. Po mnie Marysia ze spożywczego – przyznała.
– Czyli… – śledczy przejrzał notatki.
– Matki dzieci z klasy, którą uczył?
Młoda kobieta wzruszyła ramionami.
– Do nas miał najłatwiejszy dostęp. Mężów nie dziwiły jego telefony. W końcu był nauczycielem dziecka.
– A panie nie były o siebie zazdrosne? – drążył komisarz, już widząc w tunelu zbliżające się światełko motywu.
Zemsta porzuconej kochanki?
– Pyta pan, czy nie chciałam go zabić, kiedy powiedział, że już mnie nie kocha? Byłam zła, nie ukrywam. Stłukłam parę szklanek. Zrobiłam awanturę mężowi o skarpetki pod krzesłem. Obraziłam się na mamę, bo powiedziała, że zachowuję się jak trzynastolatka, która właśnie się dowiedziała, że jej idol z boysbandu się ożenił. Dopiero ona mi wyjaśniła, że miłość Kacpra nie była prawdziwa. Że była feromonem, na który wabił samiczki. Że ten facet nie jest wart mojej tęsknoty. Że miłość mojego męża, choć nie tak barwna, jest bardziej prawdziwa. Powiedziała też, żebym nie winiła się za chwilę słabości. Feromony to potężna broń natury, przed którą nie da się obronić. Więc moja chęć uduszenia fagasa zniknęła razem z moją fascynacją. Ale czy tak było w przypadku jego każdej zrobionej w trąbę kochanki, to nie wiem.
Mając dwa nazwiska, śledczy poprosili o rozmowę dwie kobiety.
Maria., trzydziestosześcioletnia ekspedientka w sklepie spożywczym, stwierdziła, że nie traktowała romansu zbyt poważnie. Wiedziała, co jest grane.
– Nie urodziłam się wczoraj i jako nastolatka nie byłam grzeczna – wyjaśniła prokuratorowi. – Znam takich jak on, wyczuwam na kilometr. To ja nim manipulowałam, a nie on mną. Gdyby miał czekać, aż się w nim zakocham, do tej pory tańczylibyśmy gonionego. Udawałam miłość, ale świetnie się bawiłam. Bardzo było miło dla odmiany być w centrum zainteresowania mężczyzny. A Kacper potrafił sprawić, że kobieta czuła się jak pępek świata. W końcu jednak miałam dość. Mój mąż zaczął się niepokoić. Nie zniosłabym, gdyby się dowiedział, że go zdradzam. Bo to jego kocham. Nie wierzy mi pan? Dla mnie seks nie ma nic wspólnego z miłością… Co pan tak patrzy. To od was, mężczyzn, się tego nauczyłam.
Julita, bibliotekarka w domu kultury, była całkiem inna od hożej, pewnej siebie sklepowej. Delikatna brunetka o południowej urodzie i krótko przyciętych kręconych włosach miała w sobie coś eterycznego. Człowiek oczekiwał, że zacznie mówić poezją. Kiedy ona siedziała w pokoju przesłuchań, opowiadając, że owszem, miała romans z Kacprem, i tak, była nim oczarowana, ale kiedy porzucił ją dla Aliny, odczuła ulgę – na korytarzu komisariatu, jak tygrys w klatce, krążył jej mąż, aptekarz.
– Ulgę? Dlaczego? – spytał prokurator.
– To było dla mnie zbyt intensywne – wyjaśniła, mnąc w dłoniach chusteczkę z materiału. – Pragnęłam tego i jednocześnie chciałam, by się skończyło.
– Jak długo trwał wasz romans?
– Dwa miesiące i trzy dni – padła szybka odpowiedź. – Już zapominam – Julita uśmiechnęła się niespodziewanie. – Wcześniej mimo wszystko bolało. Ale teraz, kiedy odszedł, zabrał ze sobą swoją energię. Już o nim nie śnię. Zapominam.
Kiedy Julita wychodziła z komisariatu, jej mąż, Zbigniew, obejmował ją silnym ramieniem. Miało się wrażenie, że jest dla niej parasolem ochronnym.
Delikatna jak kryształowy anioł
– Myśli pani, że on wiedział? – spytał mnie prokurator. – Jakoś nie chce mi się wierzyć, że denat przez lata obrabiał mężatki i żaden mąż się o tym nie dowiedział. Zwłaszcza że kobiety o sobie wiedziały.
– Nie wszystkie – odparłam.
Odeszłam od okna i zaczęłam zbierać szklanki z niedopitą kawą z biurka. Moje obowiązki jako asystentki komendanta komisariatu obejmowały także sprzątanie.
– Niektóre myślały, że naprawdę są jedyne. I kiedy je porzucał, nie rozumiały dlaczego. Cierpiały.
– Założę się, że ta bibliotekarka do nich należy. Wygląda na taką, która nie ma kontaktu z plotkami.
– Ma pan rację – zgodziłam się. – Jest trochę nie z tego świata. Gdyby nie jej mąż, który ją kocha nad życie i ochrania przed światem, chyba by sobie nie poradziła. Poetka, malarka, te sprawy.
Prokurator myślał nad czymś intensywnie, drapiąc się po łysinie.
– A jej mąż? Jaki jest?
Zastanowiłam się.
– Hmmm… To człowiek towarzyski. Aptekarz. Zna wiele ludzkich tajemnic. Jak dawne zielarki potrafi uwarzyć miksturę, która rozwiąże dany problem. Zarówno kobiet, jak i nieostrożnych mężczyzn. Rozumie pan.
Prokurator zmarszczył brwi, a potem obejrzał raport z sekcji Kacpra.
– W jego organizmie znaleziono barbiturany. A na ciele nie było śladów walki. A co, gdyby morderca najpierw oszołomił denata, a dopiero potem go powiesił?
– Chce pan spytać aptekarza, komu wydał leki bez recepty – oświeciło mnie.
Ale on pokręcił głową.
– Nie. Chcę spytać, dlaczego zabił człowieka, który uwiódł jego żonę, tak długo po tym, jak ją porzucił. Z pewnością nie było to morderstwo w afekcie.
Zbigniew z początku wyśmiał teorię prokuratora, ale kiedy jego żona przyznała, że mąż wiedział o romansie, zrezygnował z oporu.
– Julita jest delikatna jak kryształowy anioł – zaczął mówić. – Robiłem wszystko, żeby była szczęśliwa. Nawet kiedy się zorientowałem, że ma romans, nic nie powiedziałem, bo ją to cieszyło. Była pełna życia, pomysłów. Wiedziałem, że Kacper w końcu odejdzie, tak jak odchodził od innych kobiet. Byłem gotów ją pocieszać, wspierać. Nie sądziłem jednak, że Julita będzie chciała popełnić samobójstwo. Kiedy ją odratowałem, wyznała mi, że zakochała się, miała romans, a teraz kochanek ją porzucił. A ona się dowiedziała, że była jedną z wielu. A nie jedyną, jak jej mówił…
– Czuła wstyd. Głęboki, paraliżujący. Nie chciała spać, bo śniły jej się spotkania z kochankiem. Nie mogła patrzeć mi w oczy, bo nie czuła się godna mojej miłości. Powiedziała mi, że dopóki on chodzi po tej ziemi i pamięta, na co mu ona pozwalała i jak bardzo się upokorzyła, ona będzie próbowała się zabić. Bo nie mogą być jednocześnie po tej stronie życia. Więc go zabiłem. I nie czuję żalu, bo moja żona wreszcie dobrze śpi i uśmiecha się do mnie.