Reklama

Nie wiem, czy to ja jestem dziwna, czy to życie bywa tak bardzo poplątane. Gdyby ktoś mi pół roku temu powiedział, że będę siedzieć w swoim pokoju i patrzeć na ścianę, rozmyślając, czy zakochałam się w... teściu, roześmiałabym się mu w twarz. A jednak.

Reklama

Mam na imię Karolina. Jestem – a raczej byłam – zakochana w Kamilu. Wyszłam za niego z miłości, ale dziś... nie jestem już taka pewna, co tak naprawdę wtedy czułam.

Po ślubie zamieszkaliśmy w jego rodzinnym domu – z jego rodzicami. Mieliśmy osobne piętro, pełną swobodę. Ale mimo tej swobody, zaczęłam się czuć, jakby wszystko było nie do końca moje. Jakbym musiała stale udowadniać, że zasługuję, by tu być.

Marek – mój teść – od początku był inny, niż sobie wyobrażałam. Mężczyzna po pięćdziesiątce, zawsze elegancki, z klasą. Miał ten typ spojrzenia, którym jakby przeszywał człowieka na wylot. Zawsze obecny. Nawet kiedy nie mówił nic – czułam jego wzrok. Już w dniu ślubu złapałam go na tym, jak mi się przyglądał. Zbyt długo, zbyt intensywnie. Uśmiechnął się wtedy do mnie – nie tak, jak uśmiecha się teść do synowej. Ten uśmiech miał w sobie coś, co zostaje w głowie na dłużej.

Kamil? Cóż... Jest w pracy codziennie od rana do późnego wieczora. Coraz rzadziej rozmawiamy. Coraz mniej w nim zainteresowania. Czasem mam wrażenie, że tylko ja się staram. Ale może to ja się po prostu zmieniłam?

– Karolina, możesz podać mi sól? – zapytał Kamil przy kolacji, nie podnosząc wzroku znad telefonu.

Podałam mu solniczkę, obserwując, jak jego palce przesuwają się po ekranie.

Jak minął ci dzień? – zapytałam, próbując nawiązać rozmowę.

– Normalnie – odpowiedź była krótka, jakby wypowiedziana mimochodem.

– Może w weekend pójdziemy gdzieś razem? Kino, spacer?

– Zobaczymy. Nie wiem, jak z robotą. Mogę być zajęty.

Cisza zawisła nad stołem. Wzięłam kolejną łyżkę zupy, chociaż już nic nie czułam.

Wszystko gra? – zapytał po chwili, jakby zorientował się, że coś jest nie tak.

– Tak, wszystko w porządku – skłamałam.

Ale nic już nie grało.

Zostaliśmy sami w domu

W piątkowe popołudnie zostałam w kuchni sama. Teściowa, Maria wyszła do koleżanki, Kamil jeszcze nie wrócił z pracy. Wstawiłam wodę na herbatę, kiedy usłyszałam kroki. Marek wszedł cicho, jakby nie chciał mnie przestraszyć.

Nie uciekaj – powiedział, widząc, że chcę się zająć czymś w szafce. – Usiądź, napijesz się ze mną herbaty?

Usiadłam z wahaniem. Marek nalał wrzątku do kubków i postawił jeden przede mną. Pachniała miętą.

– Karolina... – zaczął, opierając się o blat. – Wiesz, cieszę się, że jesteś z nami. Nie każda dziewczyna dałaby radę tu mieszkać, z teściami. A ty? Jesteś najlepszym, co spotkało tę rodzinę.

Zdziwiłam się. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Uśmiechnęłam się lekko, skrępowana.

– Dziękuję... – wydusiłam. – Staram się.

– Wiem – spojrzał na mnie dość długo. Za długo. Czułam to spojrzenie na skórze. – Kamil ma szczęście. Ale czasem mam wrażenie, że... nie do końca to rozumie.

Znieruchomiałam. Czy to było tylko wrażenie, czy właśnie ocenił własnego syna?

On... dużo pracuje – odpowiedziałam wymijająco.

Teść kiwnął głową, po czym odwrócił wzrok i zaśmiał się cicho.

– Wiesz... jak pierwszy raz cię zobaczyłem, pomyślałem, że nie mogę oderwać wzroku. Mówię to jako ojciec Kamila, ale też... jako facet.

Zamarłam.

Panie Marku... – zaczęłam, ale głos mi zadrżał. Nie mogłam się przemóc, by mówić do niego „tato”.

– Przepraszam – westchnął. – Nie powinienem. Po prostu... Czasem coś człowieka przerasta.

Nie odpowiedziałam. Herbata wystygła.

Wcale nie żałowałam

„To nic nie znaczy” – mówiłam sobie w myślach, idąc następnego dnia do kawiarni z Martą. – „Może po prostu był miły. Może wypił wcześniej coś mocniejszego”.

Ale im więcej o tym myślałam, tym bardziej coś we mnie się buntowało. Przecież to nie był pierwszy raz, kiedy czułam się przy nim nieswojo. Zawsze stał za blisko. Jego spojrzenie... nie było spojrzeniem teścia.

On się w tobie podkochuje – powiedziała Marta bez ogródek, gdy jej wszystko opowiedziałam. – I nie mów, że tego nie czułaś.

Zamilkłam. Bo to czułam. I co gorsza – nie było mi z tym tylko źle.

– Karola... a ty? Ty coś czujesz?

Spojrzałam przez okno kawiarni. Przechodził jakiś starszy pan z bukietem dla żony. Może ich życie też kiedyś się poplątało?

– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Czuję, że... jestem mu wdzięczna. Że mnie widzi. A nie tylko mija, jak Kamil.

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Czekałam, aż Kamil przyjdzie do sypialni. Przyszedł późno. Nawet nie spojrzał w moją stronę. Zasnął, odwrócony plecami.

W weekend znowu zostałam sama w domu. Schodziłam po schodach, kiedy zderzyłam się z Markiem.

– Przepraszam – mruknęłam, chcąc go minąć.

Ale on położył mi dłoń na ramieniu. Przeszył mnie dreszcz.

Nie musisz się mnie bać – powiedział cicho.

– Nie boję się – skłamałam.

To nie był strach. To było coś gorszego – ciekawość. I to, że jego dotyk... nie był mi obojętny.

Wyznał mi coś zaskakującego

Było duszne, licowe popołudnie. Teściowa pojechała do siostry, Kamil miał dyżur w pracy. Kręciłam się po ogrodzie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nagle usłyszałam szelest – to Marek przycinał winorośl. Miał koszulę rozpiętą pod szyją, rękawy podciągnięte do łokci.

Chcesz pomóc? – zapytał, gdy mnie zauważył.

Pokręciłam głową.

– Nie potrafię. Tylko bym popsuła.

– To przesuń się – uśmiechnął się – bo jeszcze cię przypadkiem podleję.

Zaśmiałam się. On też. A potem było już jakoś... łatwiej.

Usiedliśmy na ławce w cieniu wiśni. Czułam zapach jego wody kolońskiej i mokrej ziemi. Przez chwilę milczeliśmy.

– Karolina... – odezwał się nagle. – Czuję, że muszę ci coś powiedzieć.

Zamarłam.

– Wiem, że to, co powiem, jest... niewłaściwe. Ale nie mogę już tego dusić w sobie.

Odwróciłam głowę, serce zaczęło mi bić jak oszalałe.

– Od dnia waszego ślubu wiedziałem, że jesteś kobietą, która nie powinna być tylko synową. Wiem, jak to brzmi. Ale zakochałem się wtedy. Od razu.

Nie oddychałam. Nie byłam w stanie.

– Marek... – wyszeptałam, ale zabrakło mi słów.

Nie oczekuję niczego – dodał szybko. – Chciałem tylko, żebyś wiedziała.

Nasze twarze były zbyt blisko. Nieporadna cisza dusiła nas oboje. Miałam wrażenie, że jeśli teraz się poruszę, coś się stanie. Coś nieodwracalnego. I wtedy zadzwonił telefon. Na ekranie: „Kamil”.

– Muszę iść – szepnęłam i zerwałam się na równe nogi.

Nie spojrzałam już na Marka. Ale czułam jego wzrok jeszcze długo po tym, jak weszłam do domu.

Unikałam go jak mogłam

Od tamtej rozmowy w ogrodzie unikałam teścia jak ognia. W kuchni byłam tylko wtedy, gdy wiedziałam, że go nie ma. Schodziłam na śniadanie, kiedy już wychodził. Przemawialiśmy do siebie tylko w obecności teściowej.

Ale to niczego nie zmieniło. W nocy śniło mi się jego spojrzenie. Czułam dotyk jego dłoni na ramieniu, jak wtedy pod winoroślą. Rano budziłam się z uczuciem winy, które nie mijało przez cały dzień. Nie mówiłam nic Marcie. Nie powiedziałam nic nikomu.

A Kamil? Ostatnio coraz częściej milczał. Jadł kolację w pośpiechu, potem zamykał się z laptopem w sypialni. Zapytałam raz, czy wszystko u niego w pracy w porządku. Odpowiedział: „Tak. Normalnie”.

Wieczorem siedzieliśmy przy wspólnej kolacji. Teściowa coś opowiadała, a ja czułam napięcie rosnące z każdą minutą. Nie między mną a Kamilem. Między mną a Markiem. Nasze spojrzenia stykały się przypadkiem. Za długo. Za często.

Nagle poczułam jego dłoń na moich plecach. Delikatny dotyk – jakby chciał się upewnić, że jestem prawdziwa. Zadrżałam. Szybko wstałam od stołu, tłumacząc się bólem głowy. Teść wyszedł za mną chwilę później. Spotkaliśmy się na korytarzu.

Nie powinniśmy – powiedziałam cicho, zanim zdążył się odezwać.

– Wiem – skinął głową. – Ale powiedz... gdybym był kimś innym? Gdybyś spotkała mnie wcześniej?

Zabrakło mi słów.

Karolina...

Zrobił krok bliżej. Nasze twarze dzieliły centymetry. Patrzył mi w oczy tak, że nie mogłam się ruszyć. I wtedy zza drzwi usłyszeliśmy głos Marii:

– Marek, przyniesiesz mi wodę?

Odsunął się. Ja uciekłam do pokoju, cała w drgawkach.

Nie mogłam od tego uciec

Przysięgałam sobie, że tam nie pójdę. Że nie zrobię tego kroku. Ale kiedy teściowa i Kamil wyszli na zakupy, a dom pogrążył się w ciszy, stopy same mnie tam zaniosły. Była kolejna gorąca letnia noc.

Stanęłam pod drzwiami jego pracowni. Zapukałam niepewnie.

– Proszę – usłyszałam jego głos.

Otworzyłam. Teść siedział przy biurku, coś rysował, ale gdy mnie zobaczył, odłożył ołówek i wstał.

– Karolina...

Nie wiem, dlaczego przyszłam – powiedziałam od razu, bardziej do siebie niż do niego.

Podszedł. Nie dotykał mnie. Ale to było jeszcze gorsze. Bo tylko patrzył. Tak, jakby mnie znał lepiej niż ja sama siebie.

– Też się dziwię – odezwał się w końcu. – Ale prawda jest taka, że czekałem. Cały dzień. Cały tydzień.

Zacisnęłam palce na poręczy krzesła. Powinnam wyjść. Ale nie mogłam.

– Nie powinniśmy... – zaczęłam, ale to były tylko puste słowa.

On zrobił krok. Potem drugi. Stanął tuż przede mną. Patrzyłam w jego oczy i wiedziałam, że jeśli teraz nie odwrócę się i nie ucieknę, to się stanie. Nie uciekłam. Jego usta dotknęły moich. Delikatnie. Z wahaniem. Ale ja już nie miałam siły udawać. Odpowiedziałam. Całe moje ciało płonęło.

Pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny, głęboki, głodny. Wsunął palce w moje włosy, przyciągnął mnie bliżej.

– Karolina... – wyszeptał, gdy wreszcie oderwaliśmy się od siebie. – Nie powinniśmy... ale nie potrafię udawać, że cię nie pragnę.

Wyrwałam się z jego objęć. Patrzyłam na niego z rozpaczą.

– I co teraz? – zapytałam.

– Nie wiem. Ale wiem, że to nie był tylko impuls.

Wtedy zrozumiałam – ja też nie chcę udawać.

Nie wiem, co będzie dalej

Minął tydzień, odkąd się pocałowaliśmy. Nie rozmawialiśmy o tym ani razu. Ja milczałam. On też. Kamil wciąż wracał późno, a kiedy był w domu – był daleko. Nawet gdy siedział obok mnie.

Pewnego wieczoru zszedł do kuchni po wodę i zastał mnie przy stole. Siedziałam z pustym kubkiem w dłoni. Spojrzał na mnie, jakby pierwszy raz widział.

– Karolina, wszystko w porządku?

Chciałam odpowiedzieć. Powiedzieć prawdę. Ale tylko skinęłam głową. Co miałam powiedzieć? Że zakochałam się w jego ojcu? Że jego dotyk sprawił, że przypomniałam sobie, jak to jest czuć?

Teść wszedł w tym momencie. Ich spojrzenia się spotkały. Potem obróciły się ku mnie.

– Idę spać – wyszeptałam i wstałam.

Zostawiłam ich samych w kuchni. Może to był mój sposób, by coś im powiedzieć. A może tylko ucieczka. Do dziś nie wiem, co zrobili potem. Ani co ja zrobiłam naprawdę. Ale jedno wiem na pewno: coś pękło. I już się nie sklei.

Karolina, 30 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama