Reklama

Karola poznałam na przyjęciu u znajomych. Przystojny, wygadany, wesoły. Sypał opowieściami jak z rękawa, zabawiał towarzystwo. Patrzyłam na niego jak urzeczona, bo w niczym nie przypominał mojego byłego męża: spokojnego i nudnego jak flaki z olejem. Kiedy więc następnego wieczoru Karol zadzwonił i zapytał, czy pojadę z nim na kilka dni do Sopotu, zgodziłam się natychmiast.

Reklama

Nie, nie robiłam sobie nadziei na trwały związek. Byłam pewna, że to będzie miły, ale tylko przelotny romans. Wtedy jeszcze twardo stąpałam po ziemi i słuchałam głosu rozsądku. A ten głos mi mówił, że taki facet jak on nie będzie długo zawracał sobie głowy rozwódką zbliżającą się powoli do czterdziestki. Co prawda bardzo atrakcyjną i niezależną finansowo, ale jednak…

O dziwo, na wyjeździe do Sopotu się nie skończyło. Karol zaproponował kolejne spotkanie. A potem następne i jeszcze jedno. Trzeba przyznać, że umiał czarować. Zapraszał mnie na romantyczne kolacje, obsypywał kwiatami i drobnymi, ale przemyślanymi prezentami. I szeptał do ucha komplementy. Słyszałam, że z nikim mu nie było tak dobrze jak ze mną, że tylko ja go rozumiem, że po raz pierwszy w swoim czterdziestopięcioletnim życiu myśli poważnie o założeniu rodziny.

Nic nie wzbudzało moich podjerzeń. Dałam mu pieniądze bez słowa

Może gdyby był biedakiem bez grosza przy duszy lub chciał od razu pożyczyć ode mnie pieniądze, to zapaliłoby mi się w głowie czerwone światełko, a głos rozsądku krzyczałby: „Uważaj, to oszust!”. Ale Karol sprawiał wrażenie człowieka, który świetnie sobie radzi w życiu. Ubierał się w markowe ciuchy, nosił drogi zegarek, jeździł dobrym autem. No i zawsze płacił rachunki za nasze kolacje i wyjazdy. Dziś myślę, że fundowały je bezwiednie inne naiwne kobiety, ale wtedy coraz mocniej zaczynałam wierzyć, że los się do mnie uśmiechnął i spotkałam księcia z bajki.

Co prawda mój książę dość często znikał na kilka dni, ale nie widziałam w tym niczego niepokojącego. Na początku naszej znajomości uprzedził, że jego biznesy przynoszą zyski, ale wymagają częstych wyjazdów. Jakie to były biznesy, nie wiedziałam, ale się tym nie przejmowałam. Najważniejsze było, że Karol wracał. I rzucał mi się w ramiona szczęśliwy, że znowu się widzimy. A potem opowiadał, jaka wspaniała przyszłość nas czeka. Zakochałam się w nim jak wariatka i nie wyobrażałam sobie bez niego życia.

Zobacz także

Kiedy więc po pół roku znajomości poprosił mnie o kilka tysięcy pożyczki, bo brakowało mu do jakiejś inwestycji, dałam mu pieniądze, choć głos rozsądku mówił, żebym tego nie robiła. Oddał w terminie, więc pożyczyłam mu znowu, więcej. I po raz kolejny. Ostatnia pożyczka opiewała na prawie 20 tysięcy złotych, ale pieniądze także do mnie wróciły, i to przed czasem. To chyba wtedy ostatecznie uwierzyłam, że los naprawdę się do mnie uśmiechnął i zesłał mi księcia z bajki. Żyłam w tym przekonaniu przez następne pół roku.

Powiedziałam, że mogę mu pożyczyć pieniądze

Któregoś dnia Karol wrócił z kilkudniowego wyjazdu jakiś smutny, zmartwiony. Widziałam wyraźnie, że coś go gryzie. Najpierw nie chciał powiedzieć, o co chodzi, ale w końcu udało mi się z niego wyciągnąć, że ma kłopoty ze wspólnikiem. Ten drań oszukał Karola! Wyczyścił firmowe konta i zniknął z gotówką, choć miał pewnym ludziom zapłacić 200 tysięcy złotych. A teraz to Karol musiał oddać ten dług.

– To co teraz zrobisz? – spytałam.

– Muszę jakoś zorganizować te pieniądze. I to szybko. Ci ludzie nie lubią, jak ktoś zalega z płatnościami – skrzywił się.

– O Boże, coś ci grozi? – przeraziłam się.

– Nie, raczej nie. Powiedziałem, w czym rzecz, i obiecałem, że zapłacę. Ale nie będą czekać w nieskończoność.

– A masz czym zapłacić?

– No właśnie nie bardzo. Na prywatnym koncie mam tylko 50 tysięcy. Resztę muszę gdzieś pożyczyć. Zaraz zabiorę się do obdzwaniania znajomych. Na pewno ktoś mnie poratuje…

Powiedziałam wtedy, że nie musi do nikogo dzwonić, bo przecież ja mogę mu pożyczyć brakującą kwotę. Nieźle zarabiam, mam dobrą historię kredytową, więc bank na pewno nie będzie robił problemów i dostanę te 150 tysięcy.

Karol na początku nie chciał o tym słyszeć. Mówił, że nie chce mnie wciągać w swoje sprawy zawodowe, robić mi kłopotu, ja jednak nalegałam. W końcu się zgodził.

– Jesteś najwspanialszą kobietą pod słońcem – przytulił mnie. – Nie sądziłem, że spotkam kogoś takiego jak ty.

Bank rzeczywiście nie odmówił mi kredytu. Trzy dni później miałam w ręku 150 tysięcy. Wręczyłam je Karolowi. Natychmiast zaczął się zbierać. Stwierdził, że tamci ludzie już czekają i musi do nich jechać.

– Oddam wszystko co do grosza. Za miesiąc, najdalej półtora – zapewniał.

– O rany, przecież wiem… – machnęłam ręką. – Lepiej powiedz, kiedy się zobaczymy.

– Jak zwykle, za kilka dni. Załatwię sprawę i wracam. A wtedy gdzieś się razem wybierzemy – obiecał.

Już wychodził, kiedy nagle się zatrzymał.

– O rany, byłbym zapomniał! – powiedział i wyciągnął z kieszeni kopertę.

– Co to jest? – zdziwiłam się.

– W środku jest oświadczenie. Musisz mieć dowód na to, że pożyczyłaś mi pieniądze. Przecież jeszcze nie jesteśmy po ślubie…

– Ojej, to niepotrzebne, ufam ci – zaczerwieniłam się na wspomnienie o małżeństwie.

– Potrzebne, potrzebne. Schowaj gdzieś do szuflady, żeby się nie zapodziało. Tak na wszelki wypadek – cmoknął mnie na pożegnanie i zniknął za drzwiami.

Nawet nie zajrzałam do tej koperty, po prostu włożyłam ją do szuflady.

Przez następne dni z niecierpliwością czekałam na Karola. Ale on nie wracał. Komórka też niestety milczała. Wcześniej, gdy był na wyjeździe, dzwonił do mnie przynajmniej raz dziennie. A wtedy nic, cisza. Ja też nie mogłam się z nim skontaktować. Gdy wystukiwałam jego numer, słyszałam tylko komunikat: „Abonent niedostępny”. Byłam przekonana, że coś złego mu się stało. Miał wypadek albo tamci ludzie go skrzywdzili za to, że za późno im zapłacił. Oczami wyobraźni już widziałam, jak leży nieprzytomny w szpitalu, podłączony do jakichś urządzeń. Albo nawet… Aż bałam się dokończyć.

Dziewczyno, przecież to na kilometr śmierdzi oszustwem!

Najgorsze było to, że nie miałam pojęcia, co robić, by go odnaleźć. Obdzwaniać szpitale? Iść na policję? Tylko w jakim rejonie kraju? Przecież nawet nie wiedziałam, dokąd pojechał. W desperacji zadzwoniłam do przyjaciółki i poprosiłam, żeby do mnie przyjechała. Iwona zawsze wspierała mnie w trudnych chwilach, więc miałam nadzieję, że i tym razem coś wymyśli.

Iwona zjawiła się po półgodzinie. Gdy usłyszała, w czym rzecz, aż złapała się za głowę.

– Nie wierzę… Naprawdę dałaś Karolowi 150 tysięcy?

– Dałam. I co z tego? To nie ma żadnego znaczenia. Powiedziałam ci o tym, bo boję się, że ci ludzie, którym miał zapłacić, go skrzywdzili – zdenerwowałam się.

– Dziewczyno, przecież to na kilometr śmierdzi oszustwem! Facet najpierw zdobył twoje serce i zaufanie, a potem dobrał się do pieniędzy…

– Co ty opowiadasz! – oburzyłam się. – Karol nie jest taki. Kocha mnie i…

– Błagam cię, przejrzyj na oczy. To stary numer. Niektórzy faceci potrafią żyć jednocześnie z kilkoma kobietami. Jak siedzą u jednej, to pozostałe myślą, że ich ukochany jest w delegacji lub załatwia interesy. Coś mi się wydaje, że ty właśnie na takiego trafiłaś – westchnęła.

– Słuchaj, jeśli przyjechałaś po to, żeby mnie obrażać, to wracaj do domu! – wrzasnęłam. – Liczyłam na to, że pomożesz mi szukać Karola. A ty co?! Nazywasz go oszustem.

– No już dobrze, przepraszam… Może to faktycznie uczciwy człowiek i przesadziłam z tymi oskarżeniami. Tylko musimy od czegoś zacząć to szukanie Karola. Znasz kogoś z jego rodziny? Kogo mógł powiadomić szpital?

– Karol niewiele mówił o swoich bliskich. Wiem tylko, że jego rodzice nie żyją.

– No dobrze, to może kogoś znajdziemy dzięki portalom społecznościowym. Wchodziłaś na jego profile? – spytała.

– Nie, bo ich nie ma. Tłumaczył, że nie lubi takiego rozgłosu, że ceni sobie prywatność.

– Aha… To może jakiś adres zamieszkania?

– Wcześniej Karol gdzieś coś wynajmował. Ale od kilku miesięcy mieszka u mnie.

– Czyli nie mamy żadnego punktu zaczepienia – podsumowała.

– Nie mamy – posmutniałam.

I nagle mnie olśniło. Oświadczenie! Tam na pewno będą wszystkie dane. Przyniosłam z kuchni kopertę i podałam Iwonie.

– Co to jest? – zapytała.

– Oświadczenie Karola, że pożyczył ode mnie pieniądze. Sam mi je wręczył. Nie musiałam nawet prosić – podkreśliłam.

Iwona zaczęła czytać i nagle pobladła.

– Czytałaś wcześniej ten papierek?

– Nie, nie było czasu… A co?

– Bo gdybyś przeczytała, to może byś zauważyła, że pan Karol co prawda pisze o długu, ale takim, który ty u niego zaciągnęłaś. A to cwaniaczek! Spodziewał się, że nawet jeśli rzucisz okiem na papierek, to dostrzeżesz tylko to 150 tysięcy złotych, a tego, co najważniejsze, nie!

– Co ty opowiadasz? To jakaś pomyłka! Nigdy nie brałam od niego żadnych pieniędzy! – wyrwałam jej kartkę.

Nie mam pojęcia, ile czasu gapiłam się na ten papierek. Przez głowę przelatywały mi tysiące myśli. Analizowałam zachowanie ukochanego, przypominałam sobie wszystkie jego słowa, gesty. I im dłużej to trwało, tym z coraz większą jasnością zaczęło docierać do mnie, że to wszystko była gra, manipulacja, a Karol jest oszustem!

– Słuchaj, moim zdaniem powinnaś zgłosić się na policję. Założę się, że nie tylko ciebie tak naciągnął – wyrwał mnie z zamyślenia głos przyjaciółki.

– Zgłoszę się, ale nie dzisiaj. Na razie chcę zostać sama – spojrzałam wymownie w stronę drzwi.

Nie chciałam, żeby Iwona widziała, jak się rozklejam, roniąc łzy nad swoją naiwnością i głupotą.

Nie poszłam na policję. Uznałam, że to bez sensu. Przecież nie miałam żadnych dowodów przeciwko Karolowi. Jego słowo przeciwko mojemu. No i był jeszcze wstyd. Tak wielki, że nie wiedziałam, gdzie się schować. Przecież nie byłam naiwną nastolatką, tylko kobietą z bagażem doświadczeń. A do tego wykształconą, na stanowisku… Dobijała mnie też świadomość, że Karol najprawdopodobniej uniknie kary. Gdy już trochę ochłonęłam, zajrzałam na fora internetowe, na których oszukane kobiety opowiadały o swoich potyczkach z wymiarem sprawiedliwości. Okazało się, że policjanci traktują je jak idiotki, które zasłużyły sobie na to, co je spotkało.

Reklama

Chciałam jak najszybciej o wszystkim zapomnieć

Dochodzenia trwają miesiącami, a nawet latami, wiele spraw jest umarzanych z powodu niewykrycia sprawcy, choć ten paraduje sobie po ulicach, śmiejąc się wszystkim w nos. A nawet jeśli taki drań trafi przed sąd, to dostaje śmieszny wyrok. Na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy trafili za kratki. I od żadnego nie udało się odzyskać pieniędzy, bo choć żyją jak królowie, to oficjalnie nie mają niczego. Po co więc miałam wystawiać się na pośmiewisko? Po co miałam narażać się na złośliwe komentarze? Po co miałam walczyć, skoro byłam skazana na przegraną? Moja duma i tak już ucierpiała. Niepotrzebne mi były kolejne ciosy. Chciałam jak najszybciej o wszystkim zapomnieć.

Mówi się, że czas leczy rany. Moje nie zagoiły się do dziś, choć od tamtych wydarzeń minęły już cztery lata. Każdego miesiąca, gdy bank ściąga pieniądze na spłatę kolejnej raty pożyczki, przed oczami staje mi Karol i przypomina mi się, jaka byłam głupia i naiwna. Zastanawiam się, jak mogłam uwierzyć w te fałszywe, niby czułe słówka i gesty. Najgorsze jest to, że po tamtej przygodzie nie potrafię już zaufać żadnemu mężczyźnie. W każdym widzę oszusta, który chce mnie zranić. Iwona twierdzi, że powinnam wreszcie oddzielić przeszłość grubą kreską i otworzyć się na nową miłość. Bo miałam pecha, że trafiłam na Karola, bo nie wszyscy faceci są źli, bo inaczej do końca życia będę sama. Ale jak mam to zrobić, skoro moje serce wciąż krwawi?

Reklama
Reklama
Reklama