Reklama

Bardzo lubię Kasię, ale jej postępowanie jest dla mnie zupełnie nie do ogarnięcia. Obie jesteśmy w podobnym wieku, dobijamy do czterdziestki, jednak moja przyjaciółka wciąż o każdej, nawet najmniejszej decyzji do podjęcia dyskutuje z rodzicielką. Co gorsza, prosi ją o przyzwolenie i postępuje tak, jak mama powie w kwestiach istotnych, jak i tych, które prawie w ogóle nie są znaczące. Zdaję sobie z tego sprawę, ale mimo to za każdym razem jej zachowanie wprawia mnie osłupienie. Tak samo było całkiem niedawno. Wybrałam jej numer, żeby zaproponować wyjazd na parę dni na działkę.

Reklama

Najważniejsza była mamusia

– Weź dzieci, trochę ubrań i tyle, całą resztę mam u siebie – namawiałam Kaśkę. – Organizuję ognisko, a śpiwory i koce czekają. W sumie przy takiej aurze nawet poszewka wystarczy.

– Brzmi ekstra, ale muszę to jeszcze przemyśleć – odparła z wahaniem w głosie, a ja od razu wiedziałam, co się święci. – Skonsultuję to z mamą, bo Marysia znów ostatnio niedomagała zdrowotnie, a w przypadku siedmioletniej dziewczynki taka infekcja to nic dobrego...

– Kasia, no weź, jesteś już dorosła, na pewno potrafisz sama zająć się swoimi dziećmi jak trzeba – powiedziałam, starając się ukryć irytację. – Poza tym masz Michasia, który jest starszy, więc to nie jest pierwszy raz, kiedy opiekujesz się chorym maluchem w tym wieku.

– Tak, ale babcia na pewno wie lepiej – odpowiedziała. – Daj mi chwilę, skonsultuję z nią i dam ci znać, co i jak.

Zobacz także

Niedługo później oddzwoniła i oznajmiła, że jednak zrezygnują z tego wypadu, gdyż jej rodzicielka stwierdziła, iż to zbyt wcześnie, a Marysia wciąż nie doszła do siebie i taka nagła odmiana mogłaby doprowadzić do nawrotu dolegliwości. Usiłowałam jej przetłumaczyć, że jest zupełnie odwrotnie – po przebytej infekcji pediatrzy wręcz polecają wyjazd w inne strony i zmianę klimatu. Niemniej nie miałam najmniejszych szans, bo skoro tak uważa jej matka...

Kaśkę znam od liceum, byłyśmy razem w jednej klasie. W tamtym czasie myślałam, że ma wspaniałe relacje z mamą, bo zawsze była jej taka podporządkowana. Wtedy nie wydawało mi się to dziwne, choć inni moi koledzy zwykle w tym wieku sprzeciwiali się rodzicom. Ona zaś konsultowała z mamą praktycznie każdą decyzję – pytała o to, czy może pójść do kina, konsultowała wybór filmu, radziła się też, jakie ciuchy wybrać, a nawet w jakiej fryzurze będzie wyglądać najlepiej. Sądziłam, że są z mamą prawdziwymi przyjaciółkami i mogą sobie wzajemnie ufać. Trochę jej tej relacji zazdrościłam.

Dosłownie wszystko z nią uzgadniała...

Z biegiem czasu wyciągnęłam jednak zupełnie odmienne wnioski. Mama Kaśki, pani Ania, to nie jest przyjaciółka. To despotka, przekonana o swojej nieomylności, a na dodatek zdołała to wpoić córce. Tak czy inaczej, moja przyjaciółka nie dość, że nie stawiała temu oporu, to jeszcze z pokorą i wdzięcznością słuchała poleceń mamy, a nawet sama prosiła ją o wskazówki i rady.

Gdy zbliżały się ostatnie chwile nauki w szkole średniej, w końcu zdecydowałam się poruszyć z kumpelą ważny temat. Szykowałyśmy się bowiem do balowania po egzaminach dojrzałości, a Kasia przez komórkę radziła się mamy, czy na pewno musi założyć pończochy na nasze wyjście.

– Wiem, że to nie moja sprawa, ale powiedz szczerze, czy nie uważasz, że trochę przesadzasz? – odważyłam się zadać pytanie. – Wiesz, mamy maj, a co za tym idzie, jest ciepło, więc raczej nie złapiesz kataru. No i chyba sama czujesz, czy marzniesz, czy nie, prawda?

– Ech, mam tego świadomość, ale już takie zachowanie weszło mi w nawyk – odparła. – Mama od zawsze udzielała cennych rad i wsparcia, a ja po prostu czuję się pewniej, kiedy mam od niej wskazówki.

– Okej, niby trochę rozumiem, o co chodzi, ale dla mnie to lekka przesada – stwierdziłam. – W końcu ty pytasz ją o zdanie w dosłownie każdej kwestii.

Najwyraźniej poczuła się niezręcznie i się na mnie chyba trochę obraziła, bo ponad tydzień nie gadałyśmy. Ale potem jakoś się unormowało. Liczyłam na to, że z biegiem czasu zmądrzeje i zacznie sama o sobie decydować. No a przynajmniej, że przestanie tę mamę o wszystko pytać! Ale gdzie tam, nic z tego nie wyszło.

To pani Ania wybrała jej studia i to też ona miała wpływ na akceptację planów wakacyjnych czy dobór kreacji na imprezy. Gdy Kaśka nawiązała znajomość z Jarkiem, jak się później okazało, swoim przyszłym mężem, ponownie nabrałam nadziei, że wreszcie coś się zmieni. Przyznam, że w tamtym okresie nasze kontakty nieco osłabły, bo obie byłyśmy pochłonięte licznymi obowiązkami na uczelni, własnymi znajomymi i chłopakami. Widywałyśmy się więc dość rzadko, także nie miałam sposobności, by przekonać się na własne oczy, jak wygląda jej relacja z mamą.

Powoli odzwyczajałam się do tych niecodziennych zachowań Kasi, więc zapewne dlatego jej słowa tak mocno mnie zaskoczyły.

– Jarek poprosił mnie o rękę – zakomunikowała podczas naszego spotkania przy kawie. – No i powiedziałam „tak”. Ślub odbędzie się w sierpniu, bo mama twierdzi, że to czas, kiedy upały są już dużo rzadsze, a nadal jest przyjemna temperatura. Zdecydowała się już też na konkretną restaurację, a teraz wybieramy, co pojawi się w menu.

– To znaczy ty wspólnie z Jarkiem? – zapytałam nieco oszołomiona wiadomością, że to znowu mama wybrała datę ślubu i miejsce przyjęcia.

– Wiesz, to jest przecież moja mama – odparła trochę zaskoczona, jakby spodziewała się, że będę wiedziała. – Strasznie się przejęła i mocno udziela w przygotowaniach.

A wy? Jakie macie plany? – dopytywałam.

– No jak to jakie? Pobierzemy się przecież – oznajmiła, nie zwracając uwagi na resztę moich pytań.

Zupełnie tego nie pojmowałam

Jak się później okazało, nie było mi dane tego zrozumieć. Nie mam pojęcia, w jaki sposób Jarek, małżonek Kaśki, to wszystko dotąd znosił. Jego wybranka serca o każdej decyzji, która dotyczyła ich, dyskutowała z rodzicielką: począwszy od terminu i miejsca urlopu, przez wybór mebli i akcesoriów do mieszkania, aż po to, co dokładnie przyrządzić na obiad. Kiedyś Kaśka zwierzyła mi się w sekrecie, że zdarza jej się prosić matkę również o wskazówki odnośnie życia intymnego z mężem… To po prostu zrobiło się chore.

Szczerze mówiąc, wciąż podziwiałam Jarka i gdy po dziewięciu latach doszedł do wniosku, że czas zakończyć małżeństwo z Kaśką, to nie zrobiło to na mnie w ogóle wrażenia. Ale dla niej było to jak grom z jasnego nieba.

A ja naiwna sądziłam, że mnie kocha – szlochała, wtulając twarz w moje ramię. – Tak fajnie nam się układało. Moja mama jest wściekła na niego i mówiła mi, że...

– Kaśka, a może on po prostu nie był w stanie już dłużej znieść tego, że non stop pytasz mamuśki o radę w każdej możliwej sprawie?! – wyrzuciłam z siebie w końcu to, co leżało mi na sercu. – Przecież to jakieś szaleństwo! Byliście, a właściwie wciąż jesteście, małżeństwem i to tylko wy we dwoje powinniście decydować o sprawach dotyczących waszego życia! A tu ciągle w waszej relacji był ktoś trzeci, na dodatek to jego teściowa. I ty się dziwisz, że w końcu uznał, że dość?!

– Przecież ona nie chciała źle. Nigdy nie dawała złych rad – biadoliła moja przyjaciółka.

– Nic z tego nie rozumiesz – ogarnęło mnie zwątpienie. – Jarek na sto procent wolałby mieć wolną rękę w sprawach, które dotyczą jego najbliższych. Pozwoliłaś mu chociaż raz na to? Nie wydaje mi się! Znam cię na tyle dobrze, że jestem pewna, że radzisz się mamy nawet w takich kwestiach jak to, w co on ma się ubrać na daną okazję, co ty masz na siebie włożyć, czy lepiej ugotować na obiad zupę pomidorową czy ogórkową i o której godzinie powinniście opuścić imprezę i wrócić do domu.

Szkoda, że nie załapała, o co mi chodziło. Rozwiedli się, a ona nie przestała zasięgać rady matki w każdej sprawie. Pytała ją, w co ubrać maluchy, gdy idą do przedszkola albo czy ma pozwolić im jechać na kolonie... Zwierzała się jej też ze wszystkiego, co działo się wokół. Dowiedziałam się o tym zupełnie przypadkowo, kiedy opowiedziała mi, jakie zdanie ma jej mama na temat mojej sprzeczki z mężem Michałem.

Zastanawiam się, co będzie, gdy matki zabraknie...

– No żartujesz, po co jej o tym mówiłaś? – zareagowałam ze zdumieniem.

– No jak to? Przecież ona wie o wszystkim, co się u mnie dzieje.

– Serio, nawet o tym, że miałam sprzeczkę z Michałem?! – wkurzyłam się na przyjaciółkę. – A może ja nie chcę, żeby o tym wiedziała? Nie pomyślałaś w ten sposób? Ufam tobie i mówię ci o różnych sprawach, ale to nie oznacza wcale, że masz to rozpowiadać na prawo i lewo!

Nie da się ukryć, że od tamtego momentu moje relacje z Kasią troszkę straciły na sile i już nie dzielę się z nią swoimi sprawami. Szczerze mówiąc, niesamowicie wkurza mnie to, jak jest podporządkowana i uzależniona od swojej mamy. Sama Kaśka też z tego powodu płacze, bo to ciągłe ingerowanie pani Ani w życie córki niszczy jej kontakty z przyjaciółmi, a nawet z własnymi dziećmi. Mimo to nie jest w stanie się od niej odciąć. Wręcz na odwrót – bez przerwy zasięga u niej porad, dokładnie tak, jak w przypadku propozycji wyjazdu na działkę.

Szczerze mówiąc, staram się to jakoś znosić, ale robię tak z coraz większą trudnością. Przecież ta kobieta jest już prawie czterdziestolatką! Aż strach się bać, co będzie, gdy kiedyś zabraknie mamy. Nawet nie chcę o tym myśleć.

I zastanawia mnie jeszcze jedno – czy Kasia w ogóle ma świadomość, że to właśnie przez te rzekomo najwspanialsze rady matki nie ma prawie w ogóle nikogo na tym świecie?

Facet się z nią rozstał, a z dawnych znajomych została zaledwie garstka, łącznie ze mną. Dzieciaki pewnie też opuszczą gniazdo, jak tylko dorosną i nie będą chciały żyć pod pantoflem i nadzorem mamy. Zastanawiam się, czy wtedy w końcu coś do niej dotrze. Ale boję się, że to będzie już zbyt późno...

Reklama

Marta, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama