Reklama

Choć nie jesteśmy już nastolatkami, nasze pragnienia i kłopoty wcale nie różnią się od tych, które mają znacznie młodsze dziewczyny. Zazwyczaj dotyczą one mężczyzn. Co miesiąc organizujemy wspólne spotkania. Cztery kobiety po sześćdziesiątce o młodzieńczym usposobieniu, prowadzące normalne życie rodzinne. Wszystkie mamy mężów, dorosłe dzieci, a dwie spośród nas cieszą się już wnukami.

Reklama

Jesteśmy zgraną paczką

Pieczemy dla siebie ciasta z okazji imienin, dzielimy się przepisami na pyszne dania, a gdy któraś z nas choruje, pędzimy do niej z domowym rosołkiem. Nasza przyjaźń jest autentyczna i głęboka. Zdarza się nam czasem pokłócić, ale nigdy nie wdajemy się w poważne spory. Życie jest zbyt cenne, by marnować je na głupie sprzeczki.

Najmłodsza z naszej paczki Patrycja, nazywana pieszczotliwie Pączusią, to bardzo otwarta i gadatliwa babeczka, która wprost uwielbia plotkować, ale ma złote serce. No i zawsze ma przy sobie trochę gotówki, co pod koniec miesiąca bywa nie do przecenienia. Nigdy nie odmówi pożyczenia paru groszy. Ma też świetną rękę do gotowania. Kocha seks i uwielbia o nim rozmawiać. Jest pulchniutka, ma rumiane policzki i wygląda smakowicie. Nic więc dziwnego, że jej mężulek ciągle patrzy na nią tak, jakby był głodny…

Kaśka to z kolei babka, która ma faceta gbura i niesamowite kompleksy. Wygląda super, panowie na nią lecą, ale ona nigdy nie pośle im uśmiechu, nie zagada, nie poflirtuje, bo sądzi, że to nie w jej stylu. Potajemnie faszeruje się ziołowymi tabletkami na uspokojenie. Koniaczek to jej dobry kumpel – dopiero po jednym kieliszeczku rozkręca się i sypie dowcipami.

No i jest jeszcze Alicja – nasza przemądrzała koleżanka, która zawsze wie najlepiej. Gdyby nie jej niezwykłe poczucie humoru, to ciężko byłoby z nią wytrzymać, na całe szczęście umie śmiać się sama z siebie.

Zobacz także

Trochę się martwiłam

Mieszkam sama w największym mieszkaniu, dlatego co chwilę wpada do mnie któraś koleżanka, bo u mnie nikomu nie przeszkadzamy. Mam swój własny kąt, w którym można gadać do późna, a jak któraś ma ochotę dłużej posiedzieć, to rozkładam kanapę i daję jej prześcieradło i kołdrę.

W ostatnim czasie Pączusia sprawiała wrażenie przygnębionej. Wszystkim nam to dało się we znaki, bo siedziała markotna i niewiele się odzywała.

– Dolegliwości z wątrobą czy woreczkiem żółciowym? – dopytywałyśmy, bo powszechnie wiadomo, że Pączusia miewa problemy z układem pokarmowym, a jej apetyt jest iście wilczy.

– Nie, skąd, czuję się świetnie. To tylko drobne problemy. Jest ok.

Nie drążyłyśmy tematu.

Jak zechce, to opowie nam o tym – powiedziała Tola. – Nie wtykamy nosa w nie swoje sprawy.

Ja i Tola wybrałyśmy się do sanatorium, żeby podreperować zdrowie. Kaśka postanowiła zostać w domu, choć początkowo planowała jechać z nami. Zmieniła jednak zdanie.

– Wybaczcie mi, ale nie dam rady – wyjaśniała. – Muszę ogarnąć remont mieszkania, a przecież wiecie, jaka z mojego faceta jest niezdara! Muszę sama wszystkiego dopilnować.

W tym okresie Pączusia miała wypoczywać w ciepłych krajach. Mąż co roku sprawiał jej prezent w postaci egzotycznych wczasów. Przyjeżdżała z nich z piękną opalenizną, zgrabniejszą sylwetką oraz mnóstwem fotografii i upominków.

Coś mi tu nie pasowało

Gdy tylko wróciłyśmy z sanatorium, próbowałyśmy się do niej dodzwonić, ale bez skutku. Wieczorem i kolejnego dnia również nikt nie odbierał. Nie było sensu dalej głowić się, o co chodzi, więc razem z Tolą zdecydowałyśmy się do niej pojechać. Przed wyjazdem skontaktowałam się jeszcze z Kaśką.

– Słuchaj, masz może jakieś info co słychać u Pączusi? – zagadnęłam.

– Czemu pytasz?

– Bo próbuję się dodzwonić, ale bez skutku. Wpadłaś może na nią w ostatnim czasie?

– Oj nie, cały czas miałam jakieś sprawy na głowie, no i wyjazd… – odparła.

– Wyjazd? A podobno czekał cię remont mieszkania!

– Cóż, nastąpiła zmiana planów. Pogadamy o szczegółach, jak się zobaczymy – ucięła temat.

Pojechałyśmy więc do Pączusi. Zaskoczyło nas, że choć był środek dnia, a na niebie wisiały chmury zasłaniając słońce, to w oknach miała opuszczone rolety. Próbowałyśmy przez jakiś czas pukać do drzwi, aż w końcu Tola stwierdziła:

– Dajmy sobie spokój. Widocznie wyszła z domu albo nie ma ochoty na pogaduchy. Jej wybór!

Coś się stało

Nagle drzwi się uchyliły… W drzwiach stanęła Pączusia niczym widmo. Blada, w poplamionym dresie.

– Rany, co jest grane? – obie krzyknęłyśmy niemal jednocześnie, ale nie mogłyśmy nic więcej powiedzieć, bo Pączusia wybuchnęła takim płaczem, że nie dało się z niej wydobyć ani słowa.

Coś tam mamrotała o mężu, że to już po wszystkim i że coś umarło. Przecież Kazio za nią szalał!

– Rozumiesz coś z tego? O czym ona mówi? Kto kopnął w kalendarz? Kiedy to się stało? – Tola usiłowała ogarnąć ten słowotok.

– Pączuś, ogarnij się! – poprosiłam.

Trochę to trwało, nim nasza przyjaciółka doszła do siebie i wyjaśniła, co zaszło. Jej ukochany mężulek porzucił ją dla jakiejś innej baby. Facet, który całe życie rozpieszczał ją jak księżniczkę, po prostu ją zostawił i padł w ramiona kochanki.

– No i zgadnijcie, do kogo poszedł? – Pączusia ledwie dukała przez zasmarkany nos, ale w jej oczach pojawił się groźny błysk. – Nie zgadniecie!

– Gadaj wreszcie!

– Do Zośki, wyobrażacie sobie?!

Wylałam na siebie całą kawę.

– Gadasz od rzeczy! Nie, to niemożliwe!

– Mówię ci, że tak! Od jakiegoś czasu miałam przeczucie, że coś się kroi, ale ciężko było w to uwierzyć. Straszne świństwo, potraficie to pojąć?

To było jak z telenoweli

– Zofia wpadała do nas w odwiedziny i gadała o swoim facecie w obecności mojego męża – relacjonowała Patrycja. – Jakie to z niego chamidło i prostak i jak ją zaniedbuje pod kołdrą. Strasznie jej współczułam. Doradzałam nawet, żeby poszukała jakiegoś lekarza, bo na pewno istnieją na to jakieś metody. Ale ze mnie idiotka!

– Ja bym ją przepędziła na cztery wiatry – Tola była stanowcza. – Nie rozmawia się o takich intymnych kwestiach dotyczących czyjegoś faceta.

Kasę jej dawałam na wizytę u fryzjerki i kosmetyczki, żeby wyglądała atrakcyjnie dla swojego faceta! A Kazik dziesięć dni temu się spakował i wyniósł – szlochała Pączusia. – Zabrał swoje graty i tyle go widziałam. Słyszałam, że wynajął małe mieszkanko i tam jest razem z Zośką.

– Skąd masz takie informacje?

– Bo jej mąż zadzwonił do mnie wczoraj.

Nie mogłyśmy nic doradzić Pączusiowi. Kobieta w takim dołku nie słucha żadnych logicznych argumentów, więc jedyne, co mogłyśmy zrobić, to być przy niej. Zmieniałyśmy się z Tolą w opiece nad nią. Gdy postanowiła sprzątać, aby odreagować stres, my pomagałyśmy jej w czyszczeniu po raz kolejny lśniącej wanny. Pewnego razu nawet się upiła, ale cóż, takie jest życie. Radziłyśmy sobie z jej kacem i nie trułyśmy jej głowy gadaniem w stylu „ale po co ci to było?”. Jedynie namawiałyśmy ją, aby dobrze przemyślała decyzję o rozwodzie.

– Nie ma co działać pochopnie! Bez nerwów. Zawsze będziesz miała czas, żeby wziąć rozwód. Czas gra na twoją korzyść – powtarzałam jej z pełnym przekonaniem.

To było niespodziewane

– Nawiązałam kontakt z mężem Zofii – powiedziała pewnego dnia. – Zamierzamy współpracować. Doprowadzimy tę dwójkę do ruiny, zostawimy ich bez grosza przy duszy. Odechce im się miłostek!

I faktycznie połączyli siły, bo obydwoje aż pałali pragnieniem odwetu. Co drugi dzień odbywali narady, biegali po prawnikach, pisali pozwy sądowe, całe dnie spędzali w swoim towarzystwie.

Zupełnie bez zapowiedzi Pączusia wyrzuciła z siebie:

– Moje drogie, musicie wiedzieć, że Zośka to nie tylko wredna jędza, ale do tego niezbyt mądra! A ten jej mąż? Całkiem, całkiem, nie ma co narzekać.

Tola i ja nadstawiłyśmy uszu. Doskonale wiedziałyśmy, co oznacza taka mina Pączusi – błyszczące, rozmarzone oczy i zaróżowione policzki. Bez wątpienia coś było na rzeczy. Nie myliłyśmy się. Po kilku tygodniach wpadła po uszy. Wciąż dążyła do rozwodu, ale zupełnie z innych przyczyn. Jej serce i łóżko zajął zdradzony mąż Zośki.

Wyglądali na zadowolonych

– Słuchaj, Pączusiu – dociekałyśmy – a jak on sobie radzi w tych kwestiach? Czy faktycznie jest taki niezdarny, jak mówiła Zośka?

Nie pisnę ani słówka. Raz już się nacięłam na takich wyznaniach, więc dość tego. To, co się dzieje pod pierzynką, zostaje między nami!

Jednak musiało być całkiem przyjemnie, bo Pączusia nabrała wigoru, pojaśniała na twarzy, wypiękniała i zaczęła dbać o siebie. Szczerze mówiąc, trochę byłyśmy nawet zazdrosne.

– To zaskakujące – powiedziała Tośka. – facet ją zostawił, choć zawsze adorował niczym boginię. Połkała, pojęczała trochę, i co? Już ma następnego! Nam by raczej tak dobrze nie poszło.

– Najwyraźniej każdy chłop od czasu do czasu woli pączusie! – odparłam. – A my to takie fit … Ale nie bądź zazdrosna! Prawdziwym smakoszom i tak w zupełności wystarczymy!

Reklama

Justyna, 62 lata

Reklama
Reklama
Reklama