Reklama

Z siostrą zobaczyłam się pierwszy raz po siedemnastu latach, po pogrzebie mamy. Alicja przyjechała następnego dnia, tłumacząc się, że nie było biletów na samolot. Ale ja wiedziałam, że kłamała. Mimo że nieco utyła i postarzała się, wciąż jej powieki drżały przy kłamstwie, jakby dawały znać, że one się absolutnie nie zgadzają.

Reklama

Stała w korytarzu domu nieco zagubiona, patrząc w górę schodów z dziwnym wyrazem twarzy.

– Możesz zająć sypialnię rodziców – powiedziałam. – Ja śpię w naszym dawnym pokoju.

– Później – mruknęła i zaciągnęła walizkę na kółkach do saloniku. Tam ciężko opadła na kanapę.

Poszłam do kuchni zrobić herbatę i coś do jedzenia. Dzień był ciężki, wyczerpujący i wreszcie poczułam ślad głodu. Ale nie miałam czasu na zakupy i w lodówce było pusto. W zamrażarce znalazłam za to zapiekankę z kurczaka, popisowe danie mamy. Na folii aluminiowej widniał napis czarnym flamastrem: „Dla moich córek”. Wiedziała, że umiera i chciała na koniec po raz ostatni zaopiekować się swoimi dziećmi. Opadłam na krzesło przy kuchennym stole i, gapiąc się na dowód matczynej miłości i tęsknoty, rozpłakałam się. Pierwszy raz od lat.

Kiedyś, dawno temu, byliśmy szczęśliwą rodziną. Mama, tata, my dwie. Alicja była ode mnie o dwa lata starsza, pierworodna, ulubienica taty. To ją zabierał na wyprawy po lesie, ją uczył jeździć na rowerze i wbijać gwoździe. Ja byłam córeczką mamy. I szczerze? To mi pasowało. Mama była miękka, ślicznie pachniała, i dawała smakołyki. No i kochała bezwarunkowo. A ja od dziecka czułam, że taka miłość jest o wiele cenniejsza od interesownego, ambitnego uczucia ojca. W końcu okazało się, że miałam rację.

Ojciec marzył o synu

Alicja tego nie rozumiała. Uważała się za lepszą, bo tata ją wybrał. Była z tego dumna. Co było czasem powodem naszych sprzeczek. Bo ona nie rozumiała, że mnie to nie obchodzi. Uważała, że jej zazdroszczę, ale nie chcę się do tego przyznać. I to ją najbardziej wściekało.

Kiedy miałam dziesięć lat, mama zaszła w niespodziewaną ciążę. Dla wszystkich była to niespodzianka, bo lekarze zarzekali się, że już więcej dzieci nie będzie mogła mieć. Ale widać nie znali się. W dodatku miał się urodzić chłopiec. Świat stanął na głowie.

Widzicie, mój ojciec marzył o synu. Gdy okazało się, że marzenie się nie spełni, przełknął gorzką pigułkę i uznał, że najstarsza córka musi mu wystarczyć. Jednak kiedy pojawił się syn, córki przestały dla niego istnieć. Mnie to mało obeszło, ale dla Alicji to była tragedia.

Miała trzynaście lat, kiedy urodził się Adam. Najgorszy wiek na utratę miłości uwielbianego rodzica. To uderzyło w jej pewność siebie, w obraz jej samej. Czasem, gdy leżałyśmy w naszym pokoju na łóżku, obok siebie, mówiła, że nienawidzi tego, że jest dziewczyną. I że nienawidzi Adama. Mówiłam jej wtedy, żeby tak nie mówiła, bo to nieprawda. To przecież taki słodki dzieciak. Nie jego wina. Milczała.

Nasza rodzina się rozpadła

Gdy Adam miał trzy lata, zaginął. Było lato. Bawił się w ogródku, w piaskownicy, którą zrobił mu tata. Ja byłam u koleżanki po drugiej stronie miasta, miałam tam zanocować. Alicja uczyła się angielskiego w pokoju na piętrze, ojciec był w pracy, a mama w kuchni szykowała obiad. Kiedy po kilku minutach uniosła głowę znad deski do krojenia i spojrzała przez okno kuchenne do ogrodu, piaskownica była pusta. Nie od razu się zaniepokoiła – trzylatek mógł pobiec za motylkiem w głąb ogrodu, który otoczony był wysoką siatką. Było bezpiecznie.

Tylko że Adaś zniknął i… nigdy się nie odnalazł. Ojciec do swojej śmierci osiem lat później szukał syna. Rzucił pracę, wszystkie oszczędności wydał na prywatnych detektywów, na nagrody dla kogoś, kto coś widział, wiedział. Dawał się oszukiwać, bo choć wszystko już w nim umarło – miłość do żony, ambicje zawodowe – to wciąż tkwiła w nim nadzieja, że znajdzie syna. W końcu rozpacz i obsesja odebrały mu rozum i rozsądek.

Mama zamknęła się w sobie. Wpadła w depresję. Przestała się nami opiekować – jakby zniknięcie Adasia wyssało z niej wszystkie siły. Byłam zrozpaczona jak Alicja. Wtedy wkroczyła siostra taty i wzięła mnie do siebie. Siedemnastoletnia Alicja uznała, że jest wystarczająco dorosła, by zatroszczyć się sama o siebie. Najpierw wyjechała do stolicy, a potem do Szwecji.

Tak rozpadła się nasza rodzina. Z czasem mama poniekąd wróciła do siebie, ale nigdy nie chciała się zgodzić, bym przyjechała do domu. Kategorycznie tego zabraniała. A ponieważ nie ruszała się z niego na krok, to więcej jej nie widziałam. Stała się dla mnie głosem w telefonie, który powtarzał, że bardzo mnie kocha, i że właśnie dlatego nie mogę przyjechać. Nie wyjaśniła, co ma na myśli, choć pytałam. I nigdy nie pytała o Alicję. Uznałam, że rozmawia z nią jak ze mną i wszystko wie.

W końcu i ten kontakt się urwał. Musiałam odsunąć przeszłość, by zbudować swoją przyszłość, do czego usilnie namawiała mnie stryjenka Katarzyna. Mówi się, że czas zatacza koło. Znów stałam w rodzinnym domu, w salonie siedziała moja siostra. Ale tak naprawdę było inaczej. Nie było taty, mamy, a i my byłyśmy sobie niemal obce – więc może to nie koło, ale spirala? Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki…

Wszyscy mnie zostawili

– Nie dam rady – usłyszałam głos siostry. Stała w progu kuchni, blada, drżąca. – Wyjeżdżam stąd.

– Dopiero przyjechałaś – zdziwiłam się.

– Jutro musimy iść do notariusza, ten dom.

– Nie chcę go. Niczego nie chcę – powiedziała gwałtownie. – W ogóle nie powinnam była przyjeżdżać. Nie wiem, co mi odbiło…

Otworzyła drzwi wejściowe i pociągnęła za sobą walizkę. Szłam za nią, zdumiona. Alicja zatrzymała się przy swoim samochodzie, otworzyła bagażnik i wsadziła walizkę. Zatrzasnęła klapę.

– Nie rozumiem – wykrztusiłam z siebie wreszcie. – Alicja, muszę z tobą porozmawiać. Wiesz, że mama zabraniała mi tu przyjeżdżać? I mówiła, że to dlatego, że mnie kocha. Rozumiesz coś z tego? I w ogóle… – poczułam, że coś we mnie pęka. Że nagle te wszystkie lata samotności, tęsknoty, rozpaczy przelewają się przez mur, jaki musiałam zbudować, żeby się nie załamać jak mama. – Nie rozumiem, dlaczego wszystko się posypało tylko dlatego, że Adam zniknął. Ojciec miał obsesję, okej. Ale mama? Dlaczego tak ją to uderzyło, że się wycofała? Zapomniała, o mnie. O tobie. I ty… Zostawiłaś mnie i odeszłaś. Bez słowa. Wszyscy mnie zostawili…

Rozpłakałam się. Drugi raz tego wieczora. Stałam i płakałam, aż poczułam ciepłe ramiona siostry, które mnie objęły i przytuliły.

– Chcę zrozumieć – wyszlochałam. – To mnie najbardziej dobija, że nie rozumiem. Czy to moja wina?

– Nie, Alu. Moja. To wszystko moja wina. Chcesz znać prawdę? – ramiona Alicji napięły się i przycisnęły mnie do siebie mocniej. Mówiła z ustami w moich włosach. – Nienawidziłam go. Adama. Za to, że zabrał mi ojca, jego miłość, jego uwagę. Ojciec obiecał, że opłaci mi studia w Szwecji, pamiętasz. Uczyłam się języków jak szalona. Tamtego dnia dowiedziałam się, że nic z tego nie będzie, bo on musi zbierać pieniądze na szkoły dla swojego syna. A ja mogę iść na studia, jak się dostanę na państwowe, za darmo. Pamiętam, że stałam przy oknie pokoju i patrzyłam, jak ten mały złodziej bawi się w piaskownicy. Taki niewinny, radosny blondynek. Potwór, który odebrał mi to, co miałam najcenniejsze. Ojca i przyszłość. Patrzyłam i czułam, że ogarnia mnie jakaś taka wewnętrzna niezgoda. Potężna, nie do odparcia. Jakbym na chwilę oszalała. Zeszłam do ogrodu, i.. - więcej z siebie nie wydusiła.

Szlochała jak obłąkana. Chciałam się wyrwać z objęć Alicji, ale ona trzymała mnie mocno. Jej szept wywoływał we mnie mdłości.

– Mama widziała wszystko z okna kuchni. W końcu wybiegła. Krzyczała bezgłośnie. Uderzyła mnie w twarz, i wtedy się ocknęłam. Byłam w jakimś amoku…

– Mama wiedziała? – wyszeptałam.

– Chciałam, żeby wezwała policję, ale stwierdziła, że straciła jedno dziecko, i nie odda drugiego. Że tak naprawdę to była wina ojca. I jej, że mu pozwoliła tak traktować córki. Ukryła ciało Adama w sekretnej niszy za piecem w piwnicy. Nikt o niej nie wiedział. Pewnie wciąż tam jest. A ja mam wrażenie, że on mnie obserwuje… Ohydne uczucie. Nie mogę tu być. Nigdy nie wróciłam. I nigdy potem nie rozmawiałam z mamą.

W końcu mnie puściła i odwróciła się. Stałam nieruchomo, zmartwiała, sparaliżowana szokiem. Chciałam znać prawdę, ale nie taką! Patrzyłam, jak Alicja szuka czegoś w torebce.

– Nie mam kluczyków. Przecież miałam… – spojrzała na dom. – Pewnie zostały na stoliku w korytarzu, choć przysięgłabym, że wsadziłam do torebki.

Alicja westchnęła i wróciła do domu. Otworzyła na oścież drzwi, weszła do środka i wtedy w korytarzu wybuchł ogień. Usłyszałam krzyk. A potem dom stanął w płomieniach. Nagle, jakby ogień tlił się w ukryciu, by wybuchnąć z całą mocą w jednej chwili.

Reklama

Wciąż stałam nieruchomo jak posąg, gdy przyjechała straż pożarna. Słyszałam wołania, ktoś usunął mnie z drogi, o coś mnie pytał. Nie reagowałam. Nawet gdy karetka wiozła mnie do szpitala, wciąż widziałam pod powiekami drobną postać chłopca, która trzymała za nogę moją siostrę, by nie mogła uciec z płonącego domu.

Reklama
Reklama
Reklama