Reklama

Pracuję w dużej firmie, która ma przedstawicielstwa w kilkunastu miastach. Parę razy do roku szefowie filii spotykają się na naradach, zazwyczaj w jakimś hotelu. Po części oficjalnej zwykle odbywa się jakaś impreza.
Szefową oddziału w Rzeszowie zostałam trzy lata temu. Wtedy po raz pierwszy pojechałam na zjazd kierowników. Piotr od lat szefował w Poznaniu. Był starszy, miał dłuższy staż – wziął mnie pod swoje skrzydła. Rzeczywiście, bardzo mi wtedy pomógł. Na trzecim z kolei moim zjeździe nasze szalone tańce skończyły się w jego pokoju.

Reklama

Kusiło, żeby dostać od Piotra błogosławieństwo

Spotykaliśmy się kilka razy w roku. Na zjazdach, wigilii. Kilka razy byłam służbowo w Poznaniu – wtedy Piotr odwiedzał mnie w hotelu. Dużo rozmawialiśmy przez telefon, nocami pisaliśmy do siebie dość pikantne maile.
Trzy miesiące temu zostałam wezwana przez szefa do centrali. Jechałam tam lekko przestraszona. W końcu w firmie ciągle mówiło się, że niektóre filie będą likwidowane…

– Pani Anno. Pani oddział ma bardzo dobre wyniki. A ponieważ ja zmieniam stanowisko – rekomendowałem panią naszym szefom na mojego następcę. To się wiąże z przeprowadzką do Warszawy, więc rozumiem, że musi się pani zastanowić – powiedział mój szef.

Byłam w szoku. Takiej propozycji się nie spodziewałam. Wśród wszystkich regionalnych kierowników byłam najmłodsza i wiekiem, i stażem.

– Ale… Dlaczego ja?

Zobacz także

– Obserwuję panią od dawna, pani Anno. I po prostu wiem, że doskonale się pani sprawdzi. Proszę mi zaufać.

Wróciłam do domu i zaczęłam myśleć. Nie zastanawiałam się wcześniej, czy chcę mieszkać w Warszawie. Z drugiej strony wiedziałam, że w Rzeszowie nie mam zbyt wielu możliwości rozwoju. Trochę jednak przerażał mnie pomysł, że mam zostać przełożoną moich koleżanek i kolegów. No i Piotra. Zastanawiałam się, czy powinnam do niego zadzwonić i mu powiedzieć o tej propozycji. Wprawdzie obiecałam szefowi, że na razie się nikomu nie wygadam, ale bardzo mnie kusiło, żeby dostać od Piotra błogosławieństwo. W końcu jednak nie zadzwoniłam. Za to po nieprzespanej nocy podjęłam decyzję. Zadzwoniłam rano do szefa.

– OK, zgadzam się. Raz kozie śmierć.

Czy to jest jakiś ponury żart?

O moim awansie szef miał poinformować na naszym najbliższym spotkaniu. Zaraz po przyjeździe do hotelu poszłam do pokoju Piotra. Uznałam, że jednak powinien się dowiedzieć jako pierwszy. A o tym, co dalej, porozmawiamy wieczorem.

– Tęskniłem – Piotr nie dał mi dojść do głosu. Wciągnął mnie do pokoju i zaczął całować.

– Zaczekaj, proszę. Muszę ci o czymś powiedzieć, to ważne.

Piotr zamarł. Odsunął się ode mnie i dość obcesowo spytał:

– Chyba nie jesteś w ciąży?

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

– Gorzej – zażartowałam.

Po chwili okazało się jednak, że mój news naprawdę był dużo gorszy.

– Kim będziesz? Czy to jest jakiś ponury żart? Ktoś zwariował?! – Piotr zrobił się purpurowy na twarzy i prawie krzyczał.

Wiele się spodziewałam, ale na pewno nie takiej reakcji. Piotr złapał mnie za ręce i potrząsnął.

– Ty mówisz, ku…a, serio?

Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby Piotr przeklinał. A teraz zrobił to już drugi raz w ciągu kilku minut. Poczułam się bardzo nieswojo.

– Muszę iść. Porozmawiamy, jak ochłoniesz – powiedziałam.

Piotr otworzył przede mną drzwi, a gdy wyszłam, trzasnął nimi tak, że pewnie wszyscy w hotelu słyszeli.

Ustawiła się do mnie kolejka

Cała się trzęsłam. Poszłam do siebie do pokoju i z minibaru wyciągnęłam buteleczkę wódki. Musiałam się uspokoić. Później umyłam zęby, poprawiłam makijaż i zeszłam na dół.

W sali konferencyjnej gromadzili się już koledzy i koleżanki. Witałam się ze wszystkimi i zastanawiałam, jak przyjmą nowinę. Większość z nich miała żony, mężów, dzieci w wieku szkolnym. Pewnie wcale nie byliby chętni, żeby się przeprowadzać do stolicy. Ale domyślałam się, że każdy poczuje się urażony, że chociaż nie dostał propozycji.
Nasz obecny szef był niewiele starszy ode mnie. Ale przyszedł do firmy z zewnątrz. Mnie – do niedawna ich koleżankę – pewnie będzie trudniej wszystkim zaakceptować.

Zastanawiałam się, czy chociaż na koleżanki mogę liczyć. Czy zadziała solidarność jajników czy wręcz przeciwnie – górę weźmie babska zazdrość? Za chwilę miałam się przekonać. W sali pojawił się szef.

– Kochani. Są już chyba wszyscy. To zaczynajmy. Mam dla was dwie wiadomości, dobrą i złą. Zacznę od złej. Zostawiam was. Przechodzę do innego departamentu. Czas na nowe zadania – powiedział.

Sala zaczęła buczeć. Ludzie szeptali między sobą, słychać było komentarze: „no szkoda”, „ale jak to”. Szef uciszył wszystkich gestem ręki.

– Za to dobra wiadomość jest taka, że zastąpi mnie osoba doskonale wam znana. Jedna z was. Jesteśmy już po rozmowach. Z przyjemnością więc oświadczam, że waszą nową szefową jest od dziś Anna! Pani Aniu, zapraszam tu do mnie – powiedział.

Zapadła głucha cisza. Spojrzałam na Piotra. Siedział wściekły, twarz miał tak czerwoną, że zastanawiałam się, czy zaraz nie dostanie wylewu. W końcu szef zaczął bić mi brawo. Powoli dołączyli się wszyscy, oprócz Piotra. Ale pewnie tylko ja to zauważyłam.

– Gratulacje – jako pierwszy zreflektował się Adam z Opola. Podbiegł i mnie uścisnął.

Wtedy inni uznali, że nie mogą być gorsi. Ustawiła się do mnie kolejka. Trudno było mi ocenić, czyje gratulacje były szczere. O tym pewnie przekonam się w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Po kilku minutach udało nam się wrócić do porządku obrad. Byłam przygotowana, zebranie prowadziłam sprawnie. Szef siedział z boku i się nie wtrącał. Odezwał się dopiero na zakończenie:

– Dziś wieczorem zapraszam wszystkich na pożegnanie. I opijanie awansu Anki. Widzimy się o dwudziestej w barze hotelowym.

Kwestionował każdy mój pomysł

Próbowałam się dodzwonić do Piotra. Chciałam z nim poważnie porozmawiać, bo zrozumiałam, że chyba nie będziemy się mogli dalej spotykać. To byłoby nieprofesjonalne. Ale Piotr nie odbierał. Zapukałam do jego pokoju. Cisza. Dałam spokój. Pomyślałam, że w końcu pewnie się ogarnie i przyjdzie na imprezę. Do północy się nie zjawił. Atmosfera była lekko wymuszona i sztywna. Uznałam, że pora iść spać. Jutro miałam przedstawić moją strategię na następny rok, więc wolałam być w dobrej formie. Rano po śniadaniu szef wrócił do Warszawy. Powiedział do mnie:

– Zostawiam ich w pani rękach. Powodzenia.

Gdy wszyscy się zeszli, włączyłam komputer, rzutnik i zaczęłam prezentację. Już przy drugim slajdzie Piotr miał pytanie. Potem kolejne. Po kilku minutach na każde moje zdanie on miał cztery własne. Kwestionował każdy mój pomysł, komentował wszystkie propozycje. „To nie przejdzie”. „Tak się nie robi”. „To naiwne i dziecinne”. „Przerabialiśmy to pięć lat temu. Nie wyszło. Ale skąd mogłaś wiedzieć, wtedy jeszcze byłaś na studiach”. Starałam się zachować spokój, ale zaczęły mi się trząść ręce. Coraz częściej się plątałam, w końcu przez pomyłkę zamknęłam prezentację.

– Czy ty w ogóle wiesz, co robisz? – zaatakował mnie Piotr. – Jesteś kompletnie nieprzygotowana! To jest jakaś farsa.

Nie wytrzymałam. Czułam, że zaraz się rozpłaczę przy wszystkich. Przeprosiłam i pobiegłam do łazienki. Zamknęłam się w kabinie i bardzo długo starałam się uspokoić. Później opryskałam twarz wodą. Boże. Bałam się, że Piotr przyjmie mój awans źle. Ale aż tak? I co będzie dalej?

Wróciłam do sali. Odpaliłam sprzęt i próbowałam prowadzić dalej prezentację. Ale Piotr postanowił nie odpuszczać. W końcu nie wytrzymał Adam.

– Chłopie, wyluzuj – wrzasnął i walnął pięścią w stół. – Daj Ance dokończyć, nie zachowuj się jak gówniarz. Powiesz, co myślisz o jej pomysłach, jak będzie czas na dyskusję.

Piotr zerwał się z krzesła i wybiegł. Dokończyłam prezentację. Przez kwadrans w spokoju dyskutowaliśmy. Padały pytania, propozycje. Starałam się słuchać, notować, ale cały czas kątem oka obserwowałam drzwi. Miałam nadzieję, że Piotr już się nie zjawi. Niestety. Nagle drzwi się otworzyły i wtoczył się do środka. Chyba ostatnią godzinę spędził w barze.

– No i jak tam, lizusy? Jak wam idzie włażenie w d… nowej szefowej? Jakoś wczoraj wieczorem też nie byliście zachwyceni awansem tej gówniary. A teraz co? Nagle wam się podoba?

Adam zerwał się z krzesła.

– Piotr, chyba jednak powinieneś wrócić do pokoju. Jutro mi za to podziękujesz – powiedział Adam, złapał go pod ramię i wyprowadził.

Skończyłam spotkanie. Na korytarzu kilka osób podeszło do mnie porozmawiać. Chyba koledzy powoli godzili się z moim awansem.

– Anka. Masz chwilę? – zapytał Adam.

– To, co wyprawiał dziś Piotr, było straszne. Nie powinnaś tego puścić płazem. Moim zdaniem mogłabyś go nawet zwolnić dyscyplinarnie. Nikt by się nie zdziwił. Na razie położyłem go do łóżka. Zabrałem mu kluczyki, recepcjonista ma mu je oddać dopiero rano. Wiesz, twój awans mnie zaskoczył, jak wszystkich. Ale po namyśle uważam, że zasłużyłaś na niego. I że sobie świetnie poradzisz. Gratulacje.

Zrobiło mi się trochę lżej. Po drodze do domu zaczęłam wierzyć, że sobie poradzę. I że będzie dobrze.

Będzie grał wzorowego pracownika

Kiedy wróciłam, zrobiłam sobie drinka i zaczęłam się zastanawiać, co z mieszkaniem. Sprzedać, wynająć? Czy ja w ogóle jeszcze wrócę do Rzeszowa? Nagle moja komórka zapiszczała. Potem kolejny raz i kolejny. Ikonka na ekranie pokazała, że mam trzy nowe maile.

Weszłam do poczty. Wszystkie wiadomości były od Piotra. W dwóch pierwszych były same inwektywy. Opinie na temat mojego prowadzenia się i domysły, w jaki sposób dostałam ten awans. „Znam takie jak ty. Dla kariery zrobią wszystko…”. Trzeci mail był inny. Zawierał pogróżki. „A jeżeli wydaje ci się, że możesz mnie zwolnić albo na mnie naskarżyć, pamiętaj, że mam wszystkie twoje maile. Kilka kliknięć myszką i trafią do całej firmy. Już widzę, jak te wszystkie palanty się ślinią, czytając o tym, jak, ile razy i gdzie chciałabyś mnie mieć”.

Wystraszyłam się. Boże… Jaką ja byłam idiotką, że wypisywałam w mailach takie rzeczy. I to ze służbowego konta. Z drugiej strony – gdyby rzeczywiście Piotr spełnił swoje pogróżki, to oznaczałoby także koniec jego kariery w firmie, nie tylko mojej. Postanowiłam poczekać. Nie wykonywać gwałtownych ruchów. Przez dwa miesiące nie miałam z Piotrem prawie żadnego kontaktu. Na służbowe maile odpowiadał sucho i w terminie. Widać było, że będzie grał wzorowego pracownika. Jego oddział miał dobre wyniki, nie było się do czego przyczepić. Zresztą miałam mało czasu, żeby o nim myśleć.

Przeprowadziłam się do Warszawy, na razie do wynajętego przez firmę lokum. Szukałam kupca na mieszkanie w Rzeszowie i rozglądałam się za nowym, w stolicy. Uwierzyłam, że najgorsze już za mną. Jakiś czas później zapowiedziałam kolejne spotkanie szefów filii. Po kilku minutach przyszedł mail od Piotra. Trochę się bałam, otwierając go. Ale po chwili kamień spadł mi z serca.

Piotr pisał, że z powodu ważnych spraw rodzinnych nie będzie mógł przyjechać. I przyśle swojego zastępcę.
Kiedy dotarłam do hotelu, rozejrzałam się po parkingu. Nie zauważyłam samochodu Piotra. Będzie dobrze. Ale gdy zaczęliśmy spotkanie, okazało się, że z Poznania nie ma jednak nikogo. Zaczęłam mieć złe przeczucia. Po kwadransie drzwi się otworzyły i wszedł Piotr. Zobaczył, że zamarłam na jego widok. Musiało mu to sprawić wielką przyjemność.

– Przepraszam za spóźnienie. Miałem przysłać zastępcę, ale jednak uznałem, że nasze zebrania są zbyt ważne. I że nie może mnie zabraknąć. No i nie chciałem sprawić zawodu szefowej. Mam nadzieję, że wiele mnie nie ominęło?

Piotr rozsiadł się na krześle i ostentacyjnie przywitał się z siedzącymi obok kolegami. Potem przez kilka minut był zajęty swoją komórką. Miałam wrażenie, że nie słucha, co mówię. Myliłam się.

– Zaraz, zaraz. Możesz pokazać jeszcze raz poprzedni slajd? O tak, ten. Co to są za liczby? Skąd ty je wzięłaś? Z kosmosu? Przecież to się kupy nie trzyma…

Po prostu wsiadłam i odjechałam

Zrozumiałam, że nie ma przebacz. Że zabawa zaczyna się od nowa. Przez pół godziny próbowałam z nim dyskutować. Na spokojnie. Ale Piotr mnie znał. Widział, że jestem na granicy. Że jeszcze chwila i nie wytrzymam.
Pokazałam kolejny slajd. Nawet nie zdążyłam go omówić. Piotr zerwał się z krzesła, rozłożył ręce i dramatycznym głosem zapytał:

– Czy naprawdę zamierzacie słuchać dłużej tych bzdur? Przecież my tu tylko marnujemy czas. Nasza nowa szefowa karmi nas banałami, które wszyscy znamy od dawna. Jak nie masz do powiedzenia nic odkrywczego, to po co marnujesz nasz czas? – ostatnie zdanie wygłosił, stojąc oparty o moje biurko i patrząc mi w oczy.

Nie wytrzymałam. Strzeliłam go w twarz z całej siły. Zapadła cisza. Piotr dramatycznie opadł na podłogę. Ale przynajmniej wreszcie milczał. Powoli odpięłam mój komputer i schowałam go do torby.

– Przepraszam – powiedziałam i wyszłam. Moja walizka była ciągle w aucie, więc po prostu wsiadłam i odjechałam. Nie skierowałam się jednak do Warszawy, tylko do Rzeszowa.

Usiadłam w moim ulubionym fotelu. Nalałam sobie wina. Odpaliłam komputer i napisałam wypowiedzenie. Gdy wcisnęłam enter, po raz pierwszy od kilku miesięcy poczułam spokój.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama