Reklama

Kiedy kuzynka zaprosiła mnie na piąte urodziny swojej córki, byłam bardzo zaskoczona. Nie utrzymujemy z Patrycją bliskich kontaktów. Ostatni raz widziałyśmy się i rozmawiałyśmy na chrzcinach małej. A potem nic, cisza. Nie płakałam z tego powodu, bo nigdy nie przepadałam za Patrycją. Uważałam, że jest cwana i bezczelna, i wcale nie ukrywałam swojego zdania. W przeszłości kilka razy powiedziałam jej prosto z mostu, co o niej myślę. Nie była zachwycona…

Reklama

Daj znać, co wybrałaś

Kiedy więc wyskoczyła z tym zaproszeniem, omal telefon nie wypadł mi z ręki.

– Nie pomyliłaś przypadkiem numerów? – zapytałam szczerze.

– Nie żartuj! Tak dawno u nas nie byłaś. Czas najwyższy to nadrobić. No i Milenka chce cię wreszcie poznać. Już jej mówiłam, jaką ma wspaniałą ciocię – przekonywała.

– To bardzo miłe… – byłam zdziwiona tą nagłą serdecznością.

Zobacz także

– Znaczy, że przyjdziesz?

– A kiedy to będzie?

– Za miesiąc. Uprzedzam wcześniej, żeby goście nie planowali w tym czasie czegoś innego – wyjaśniła Patrycja.

– Chyba nie mogę odmówić…

– Świetnie! W takim razie stawiam przy twoim nazwisku plusik. I zaraz przyślę ci mailem listę prezentów. Koniecznie do niej zajrzyj!

– Po co? – nie zrozumiałam.

– O rany, to dla dobra Milenki. Będzie zawiedziona, jeśli dostanie takie same podarunki lub coś, czego nie lubi. Przygotowałam więc małą ściągawkę. Każdy z gości wybierze, co kupi, a ja odhaczę to na liście. Nic się nie zdubluje. Świetny pomysł, prawda?

– Chyba tak… – odparłam niepewnie.

Pierwszy raz spotykam się z czymś takim. No bo jak to: lista prezentów dla pięcioletniego dziecka? Na ślub to rozumiem, ale…

– No właśnie. W takim razie sprawdzaj pocztę i daj znać, co wybrałaś – zaszczebiotała Patrycja i się rozłączyła.

Nie dajmy się zwariować

Lista prezentów przyszła jeszcze tego samego dnia. Nie powiem, kuzynka się napracowała. Opisała każdą propozycję bardzo szczegółowo, do większości dodała nawet zdjęcia, żeby nikomu nic się nie pomyliło. Gdy jednak przejrzałam listę, to omal z krzesła nie spadłam. Były na niej same firmowe ubrania i gadżety. Raz, że bardzo drogie, dwa – mające raczej wprawić w dobry nastrój mamusię, a nie dziecko. Wyjątkiem był chyba tylko różowy rowerek z wiklinowym koszykiem za, bagatela, prawie 800 złotych. Wyobrażacie to sobie? W głowie mi się nie mieściło, że można żądać tak drogich prezentów z okazji piątych urodzin! I to od ludzi, którym się wcale nie przelewa. Tak mnie to wkurzyło, że aż poleciałam do swojej siostry. Podejrzewałam, że ona też dostała zaproszenie na imprezę i oczywiście listę. Chciałam wiedzieć, co myśli na ten temat i co zamierza zrobić.

Marysia była oburzona zachowaniem Patrycji. Podobnie jak ja nie mogła uwierzyć, że można być tak bezczelnym!

– A to cwana bestia! – aż kipiała. – Nie chce wydawać własnych pieniędzy na drogie rzeczy dla dziecka, to wymyśliła sobie, że goście jej wszystko sfinansują… Ale nie ze mną te numery. Piąte urodziny to nie wesele! Kupię małej to, co uważam za stosowne, a nie to, co wymyśliła sobie jej mamusia.

– Oj, Patrycja nie będzie tym zachwycona. Wiesz, jaka ona jest… – westchnęłam.

– Szczerze? Mam to gdzieś! – zaperzyła się siostra. – To moje pieniądze, ja je zarobiłam, więc mam prawo wydać je na co chcę. A poza tym to Milenka ma się cieszyć z prezentów, a nie jej mamusia!

– Masz rację. Nie możemy dać się zwariować – odparłam zadowolona, że nie tylko ja nie zamierzam spełniać zachcianek kuzynki.

Bez zastanowienia wyrzuciłam listę prezentów do kosza. Postanowiłam, że podaruję Milence jakąś fajną zabawkę edukacyjną lub zestaw książeczek. Musiałam tylko powiedzieć o tym Patrycji. Czekała przecież na wiadomość, co wybrałam z jej superlisty.

Skontaktowałam się z nią następnego dnia. Gdy usłyszała mój głos, bardzo się ucieszyła.

– I na co się zdecydowałaś? Mam nadzieję, że nie na bon zakupowy na 250 złotych do sklepu dziecięcego, bo już jest zarezerwowany. Kilka innych prezentów zresztą też…

– Wybacz, ale na nic – przerwałam jej.

– Jak to? – zdziwiła się

– Dokładnie przejrzałam twoją listę i nie znalazłam na niej niczego interesującego. Dlatego postanowiłam, że podaruję małej zestaw plastyczny. To idealna zabawka dla dziecka w jej wieku. Bardzo rozwijająca.

– Zestaw plastyczny? No, nie wiem, czy Milenka się ucieszy – jęknęła zawiedziona.

– Na pewno bardziej niż z firmowego szlafroczka plażowego. Raz, że dla małego dziecka ubranie to żaden prezent, dwa, nie zna się jeszcze na metkach – nie kryłam złośliwości.

– Co masz na myśli? – nadąsała się Pati.

– Nic takiego. Zobaczysz, twoja córka będzie zachwycona farbkami, kredkami i plasteliną. Wszystkie dzieci uwielbiają rysować, malować i lepić – ucięłam i szybko się pożegnałam.

Tak, tak… Nie ma co ryzykować

Nie zamierzałam wdawać się w dyskusje z kuzynką. Bałam się, że jak dalej będzie kręcić nosem na mój prezent, to nie wytrzymam i powiem jej, co myślę o tej liście. I w ogóle zrezygnuję z przyjęcia. Nie zamierzałam jednak sprawić przykrości Milence. Mała spodziewała się przecież, że pozna ciocię. Nie chciałam, żeby czuła się zawiedziona. Kupiłam więc jej najładniejszy zestaw plastyczny, jaki znalazłam, zapakowałam w różowy papier i czekałam na dzień, w którym będę mogła go wręczyć.

Nie doczekałam się. Dwa dni przed urodzinami Patrycja odwołała przyjęcie.

– Co się stało? – zdziwiłam się.

– Ach, Milenka złapała jakąś paskudną infekcję. Jest rozpalona, źle się czuje.

Lekarz twierdzi, że musi leżeć w łóżku, dużo odpoczywać, spać… Więc sama rozumiesz. Przepraszam – tłumaczyła przez telefon.

– No jasne, nie ma o czym mówić. Szkoda tylko, że zachorowała akurat teraz. Pewnie bardzo cieszyła się na imprezę.

– Rzeczywiście, biedulka, od tygodnia nie mówiła o niczym innym. Ale cóż, zdrowie jest najważniejsze, prawda?

– Tak, tak… Nie ma co ryzykować. A uprzedziłaś moją siostrę? Bo jeśli nie, to ja do niej zadzwonię i powiem, co i jak.

– Nie trzeba. Już dzwoniłam.

– W takim razie ucałuj Milenkę ode mnie i powiedz, że życzę jej zdrowia. I że odwiedzę ją przy najbliższej okazji – odparłam.

Następnego dnia wysłałam prezent kurierem, żeby mała dostała go na czas i poczuła się urodzinowo. I pewnie wkrótce zapomniałabym o całej sprawie, gdyby nie kuzyn, rodzony brat Patrycji. W przeciwieństwie do niej Piotrek to sympatyczny, ciepły facet, więc w rodzinie wszyscy bardzo go lubili. Spotkaliśmy się na imieninach mojej mamy. Od małego był potwornym żarłokiem, więc od razu zabrał się za jedzenie. Wcinał, aż mu się uszy trzęsły.

Mała aż piała z zachwytu!

– Widzę, że ci smakuje – roześmiałam się.

– Wspaniałości! Prawdziwe wspaniałości! Nie to, co u Patrycji. Kupę forsy wydałem na prezent, a dostałem tylko mały kawałek tortu i filiżankę kawy. Myślałem, że z głodu i pragnienia umrę – wziął kolejny plasterek pieczonego schabu.

– To Patrycja robiła ostatnio jakąś imprezę? – zdziwiłam się.

– Uhm… Urodziny Milenki… Piąte… Myślałem, że się tam spotkamy… Pati mówiła, że cię zaprosiła. Ale podobno odmówiłaś – tłumaczył między kolejnymi kęsami.

– Ja? Co ty opowiadasz? To ona w ostatniej chwili odwołała zaproszenie. Powiedziała, że Milenka jest bardzo chora i nie może przyjmować gości – odparłam.

Piotrek spojrzał na mnie zdumiony.

– To nieprawda. Była zdrowa jak ryba. I bardzo, bardzo zawiedziona. Matka obiecała jej, że przyjdzie wielu gości, dostanie mnóstwo ślicznych rzeczy. A zjawiło się zaledwie kilka osób. Prezenty też jej się nie spodobały. Od początku mówiłem Pati, że ta jej durna lista nie ucieszy małej i wystraszy gości. Ale ona jak zwykle była mądrzejsza. I co? Wyszło na moje. Milenka siedziała przez całe popołudnie skrzywiona, jakby kilogram cytryn zjadła. Gdyby kurier nie przyniósł takiego fajnego zestawu plastycznego, toby się chyba bidulka popłakała… – odparł.

– Ten zestaw był ode mnie – wtrąciłam.

– Naprawdę? Miałaś nosa. Mała aż piała z zachwytu! – przyznał Piotrek.

– No widzisz? Ale twojej siostrze nie spodobał się mój pomysł. No tak, pewnie dlatego skłamała o chorobie Milenki i odwołała zaproszenie na przyjęcie. Uznała, że skoro nie chcę kupić prezentu z listy, to nie zasługuję na to, by w imprezie uczestniczyć – powiedziałam.

Piotrek zmarszczył brwi.

– Wiesz co? W zasadzie kocham Patrycję. Ale czasem zastanawiam się, czy rzeczywiście jest moją biologiczną siostrą. Może podmienili ją kiedyś w szpitalu? – zapytał.

Reklama

Prawdę mówiąc, mnie dużo wcześniej to przyszło do głowy…

Reklama
Reklama
Reklama