„Kiedy dotykam żony, przypomina mi się zupełnie inne ciało. To popaprane, ale nie mogę przestać myśleć o teściowej”
„Czasem łapię się na tym, że zamiast patrzeć na Annę, śledzę spojrzenie Ireny. Że zbyt długo zostaję na kawie u mojej... teściowej. A kiedy dotykam żony w łóżku, przypomina mi się zupełnie inne ciało. Wiem, że to chore. Wiem, że powinienem to skończyć. Ale nie potrafię. Może nigdy nie potrafiłem...”.

- Redakcja
Gdyby ktoś mnie zapytał, czy jestem szczęśliwym mężem – nie wahałbym się. Odpowiedziałbym: tak. A przynajmniej próbuję nim być. Kocham Annę. Przynajmniej tak mi się wydawało. Dopóki nie wróciła do mojego życia… ona. Irena. Matka mojej żony. I jedyna kobieta, której nie potrafię zapomnieć, choć powinienem.
Poznałem Irenę, zanim jeszcze spotkałem Annę. Była wtedy na konferencji, a ja… młody, pewny siebie, zakochany w jej dojrzałości, pewności i tej cholernej tajemnicy, którą miała w oczach. Spędziliśmy razem jeden, szalony weekend. Bez pytań, bez przyszłości. Potem zniknęła. A kilka lat później wróciła niespodziewanie – jako matka mojej narzeczonej. Od tamtej pory żyję w kłamstwie. I wewnętrznym rozdarciu.
Czasem łapię się na tym, że zamiast patrzeć na Annę, śledzę spojrzenie Ireny. Że zbyt długo zostaję na kawie u „teściowej”. A kiedy dotykam żony w łóżku, przypomina mi się zupełnie inne ciało. Wiem, że to chore. Wiem, że powinienem to skończyć. Ale nie potrafię. Może nigdy nie chciałem tak naprawdę...
Nie chciałem tego przyznać przed sobą
– Michał, ty sobie chyba jaja robisz! – Anna stała w przedpokoju, z rękami skrzyżowanymi na piersi. – Jest druga w nocy. Gdzie, do cholery, byłeś?!
Zamarłem z kluczem w dłoni. Przez głowę przemknęła mi myśl, żeby wymyślić coś szybko – stłuczka, kolega, alkohol, wszystko byle nie prawda.
– Byłem u twojej mamy – powiedziałem głupio. I od razu pożałowałem.
– Znowu?! – Anna podniosła głos. – Co wy tam macie do omawiania tak długo? Przysięgam, jak jeszcze raz usłyszę „byłem u mamy”, to cię wywalę razem z walizkami!
– Przesadzasz…
– Nie, Michał! To ty przesadzasz! Mam wrażenie, że masz obsesję na jej punkcie. Zachowujesz się, jakbyś... jakbyś był zakochany!
Struchlałem. Dosłownie. Bo może w tym było więcej prawdy, niż chciałem przyznać nawet sam przed sobą.
– Dobrze się z nią dogaduję. To wszystko – wydukałem.
– Dobrze się dogadujesz?! – Anna parsknęła nerwowym śmiechem. – Michał… powiedz mi szczerze. Czy coś was kiedyś łączyło?
Zamilkłem. Serce tłukło mi się w piersi. W głowie wróciło wspomnienie tamtego hotelu, jej palce na mojej szyi, zapach jej perfum...
Nie odpowiedziałem. Po prostu nie potrafiłem. I to było gorsze niż każde „tak”.
– Milczysz. Wiesz co? To więcej, niż chciałam się dowiedzieć... – szepnęła Anna i poszła do sypialni, zostawiając mnie samego. Ze wstydem. I strachem.
Czułem się jak ostatni tchórz
Siedziałem na schodach prowadzących na piętro. Drzwi do kuchni były uchylone, więc słyszałem każde słowo. Nie powinienem podsłuchiwać. Ale i tak to robiłem. Czułem, że zaraz wszystko się wyda.
– Mamo, co wy, do cholery, przede mną ukrywacie?! – głos Anny był ostry jak brzytwa.
– Anno, nie podnoś głosu – odpowiedziała Irena, chłodno, jak zawsze, kiedy chciała zapanować nad sytuacją.
– Nie mów mi, jak mam się zachowywać! Widzę, jak na niego patrzysz! Jak się zachowujecie, kiedy jesteśmy razem! Jest coś między wami, prawda?
Irena milczała przez chwilę. Prawie słyszałem, jak przełyka ślinę.
– To twój mąż, Anno. I mój zięć. Nic więcej.
– Przestań! – Anna uderzyła ręką w stół. – Są rzeczy, których nie da się ukryć. Twoje spojrzenia, jego wymówki, wasze „niewinne rozmowy”. Cały czas jesteście razem. To jest jakaś chora sytuacja! Jak z jakiegoś absurdalnego serialu. Ale nie jestem głupia.
Znieruchomiałem. Czułem, że wszystko się wali, sekunda po sekundzie.
– Anno – głos Ireny nieco zadrżał – czasem... lepiej nie znać prawdy. Są sprawy, które powinny na zawsze zostać pogrzebane.
Siedząc w cieniu schodów, czułem się jak ostatni tchórz. Nie miałem odwagi wejść i przerwać tej sceny. Nie miałem odwagi powiedzieć prawdy. Ale wiedziałem jedno – to się właśnie wszystko dopiero zaczynało.
To nie był tylko jeden raz
Spotkaliśmy się wieczorem u Ireny. Sam zadzwoniłem. Wiedziałem, że to nieuniknione. Nie potrafiliśmy już dłużej udawać. Ona otworzyła drzwi bez słowa, w szlafroku, z włosami spiętymi w niedbały kok. Pierwszy raz od lat wyglądała na... zagubioną.
– Musimy z tym skończyć – powiedziałem, gdy tylko usiedliśmy przy stole.
– Z czym? – zapytała cicho, jakby jeszcze miała nadzieję, że uda się to przemilczeć.
– Z tą grą. Z tym udawaniem, że nic się nie stało. Że nie było nas. Ona coś przeczuwa. I nie przestanie drążyć, dopóki nie usłyszy prawdy.
– Nie możesz jej powiedzieć. Michał, błagam cię – Irena spojrzała na mnie z takim błyskiem w oczach, jaki znałem z tamtej nocy. – To zniszczy wszystko.
– Ale to i tak się rozpada. Widzisz to, prawda?
– To był tylko jeden raz. Tylko raz – wyszeptała. – Myślałam, że nigdy się nie spotkamy...
– Ale spotkaliśmy się. I to nie był tylko raz, Irena. To wracało za każdym razem, gdy byliśmy sami.
Nagle drzwi do kuchni otworzyły się z hukiem. Stanęła w nich Anna.
– O czym wy, do diabła ciężkiego, rozmawiacie?! – krzyknęła z taką mocą, że aż ściany zadrżały.
Zamarliśmy.
– Aniu… – zacząłem, ale głos uwiązł mi w gardle.
– Mówcie prawdę. Teraz! Bo przysięgam, nie zostanę tutaj ani minuty dłużej!
Spojrzałem na Irenę. Ona patrzyła na mnie. I wiedzieliśmy, że koniec udawania nadszedł definitywnie.
Żyliśmy w popapranym kłamstwie
– Poznałem ją... wiele lat temu – zacząłem cicho, patrząc w podłogę, jakbym tam mógł znaleźć lepsze słowa. – Byłem wtedy na konferencji. Ona też. Nie wiedziałem, kim jest. Była... po prostu kobietą. Nie twoją matką. Nie wtedy.
Anna zamarła, nie odzywała się. Tylko stała w miejscu, jakby próbowała zrozumieć, co słyszy.
– Spędziliśmy razem jeden weekend. Hotel, kolacja, rozmowy do świtu... i więcej. Potem... zniknęła. A kiedy spotkałem ciebie, i się zakochałem, nie miałem pojęcia, że ona jest z tobą związana. W dodatku tak blisko...
Irena odwróciła wzrok. Drżała jej dłoń.
– To nie miało się nigdy wydarzyć – powiedziała, z trudem łapiąc oddech. – Gdy dowiedziałam się, że Michał to twój partner… myślałam, że mi się przewidziało. Że to jakaś kara. Za grzechy...
– Ale później wiedzieliście. I mimo to… – Anna urwała, jej głos był już tylko szeptem. – Nic mi nie powiedzieliście. Żyłam w kłamstwie. W bagnie. W sama nie wiem czym!
– Próbowałem o tym zapomnieć – szepnąłem. – Naprawdę próbowałem. Ale coś we mnie... wracało. Ta przeszłość wracała, za każdym razem, gdy ją widziałem.
– Czy spałeś z nią, kiedy byliśmy razem? – Anna spojrzała mi prosto w oczy.
Zamarłem po raz setny. Zbyt długo milczałem.
– Nie mogę w to uwierzyć... – powiedziała i wybiegła z domu, zostawiając za sobą pustkę i ciszę, która bolała bardziej niż wszystkie jej krzyki.
Zawsze miała słabość do młodszych
Telefon milczał. Od dwóch dni. Ania nie wróciła do domu. Nie odebrała żadnego z moich połączeń, nie odpowiedziała na wiadomości. Siedziałem na kanapie w salonie, jakbym miał nadzieję, że nagle usłyszę dźwięk klucza w drzwiach. Ale wiedziałem, że to naiwność.
Zadzwoniłem do Tomasza. Nie miałem do kogo innego pójść.
– Wejdź – powiedział bez emocji, gdy tylko otworzył drzwi. – Wiedziałem, że przyjdziesz.
Usiadłem w fotelu. Milczeliśmy przez długą chwilę, jakby obaj nie mieli siły zaczynać tej rozmowy.
– Irena zawsze miała słabość do młodszych facetów – odezwał się w końcu. – Ale ty, Michał... ty byłeś jej zięciem. To już inna liga.
– Nie szukam wymówek – powiedziałem. – Wiem, że schrzaniłem wszystko.
– A wiesz, co jest najgorsze? – spojrzał mi prosto w twarz. – Że mogłem cię nawet polubić. Ale teraz… widzę tylko kogoś, kto zawiódł obie moje kobiety. Moje dziecko. I kobietę, z którą kiedyś dzieliłem życie.
– Myślisz, że tego nie wiem?
– W takim razie miej odwagę ponieść tego konsekwencje – rzucił sucho. – I zostaw Annę w spokoju, jeśli naprawdę ją kochasz.
Wyszedłem, dusząc w sobie wszystko. Wstyd, smutek, lęk. Nie miałem już nic. Nawet własnego głosu.
Skrzywdziłem dwie kobiety i siebie
Anna się wyprowadziła. Zabrała tylko walizkę i kilka pudeł z książkami. Nawet nie powiedziała mi, dokąd idzie. Później dowiedziałem się od wspólnej znajomej, że wynajęła małe mieszkanie na drugim końcu miasta. Nie chciała, żebym jej szukał. I szczerze? Nie wiem, czy jeszcze mam do tego prawo. A Irena... po prostu zniknęła. Zostawiła krótki liścik: „Musimy odpocząć od siebie. I od tego, co się wydarzyło. Nie dzwoń. Proszę”.
Nie dzwoniłem.
Zostałem sam w pustym mieszkaniu, które nagle wydawało się większe, chłodniejsze, jakby odcięte od życia. Wciąż znajduję jej rzeczy – gumkę do włosów na półce w łazience, wyszczerbiony kubek, w którym zawsze piła herbatę. I za każdym razem łapię się na tym, że to boli. Bardziej, niż powinno. Wiem, że to, co się wydarzyło, nie miało prawa się wydarzyć. Że skrzywdziłem dwie kobiety – jedną przez kłamstwo, drugą przez to, że nie potrafiłem jej zostawić w przeszłości. A najbardziej zawiodłem siebie. Miłość? Tak, może się zdarzyć dwa razy. Ale nie zawsze ta druga ma rację bytu. Czasem jest jak ogień, który pali nie po to, by ogrzać, ale by zniszczyć wszystko wokół. I właśnie taki ogień rozpaliłem. A teraz zostały tylko zgliszcza.
Michał, 40 lat
Czytaj także:
- „Teściowa ustawiła dziękczynny ołtarzyk dla byłej mojego męża. Może nie jestem synową ze snów, ale bez przesady”
- „Na komunii miał być przepych, ale teściowa wszystko zniszczyła. Wdzięcznością za błogosławieństwo nie nakarmię gości”
- „Syn i córka wyłudzali ode mnie pieniądze. Gdy dostałam spadek, byłam pewna, że wyciągną łapy po niego”