„Kiedy ja czekałam wiernie, aż wróci z delegacji, mąż nie próżnował. Od kiedy interesy robi się na plaży z kochanką”
„Coraz częściej czułam się samotna, jakby coś wymykało mi się z rąk. Wmawiałam sobie, że przesadzam, że przecież mnie kocha. Ale ten niepokój... był jak cichy szept w nocy, którego nie da się zignorować. I wtedy po raz pierwszy pomyślałam: a co jeśli on ma kogoś innego? Czy on coś ukrywał?”.

- Redakcja
Czasem mam wrażenie, że moje małżeństwo jest jak pięknie zapakowany prezent – z zewnątrz idealne, a w środku… nic ciekawego. Piotr zawsze był moim marzeniem – przystojny, pewny siebie, zaradny. Kochaliśmy się, planowaliśmy przyszłość, a potem… on zaczął znikać. Delegacje – tak tłumaczył. Dla pracy, dla nas. Wracał późno, zmęczony, z głową pełną telefonów i projektów, a ja? Siedziałam w naszym pięknym mieszkaniu i wpatrywałam się w telefon, czekając na wiadomość, że wszystko w porządku.
Coraz częściej tego telefonu nie było. Coraz częściej czułam się samotna, jakby coś wymykało mi się z rąk. Wmawiałam sobie, że przesadzam, że przecież mnie kocha. Ale ten niepokój... był jak cichy szept w nocy, którego nie da się zignorować. I wtedy po raz pierwszy pomyślałam: a co jeśli on... ma kogoś innego?
Nie miałam odwagi go sprawdzić
– Piotr, znowu wyjeżdżasz? – powiedziałam cicho, próbując ukryć drżenie w głosie. Siedział na brzegu łóżka, zapinając zegarek, jakby się spieszył. Jakby każdy nasz poranek był dla niego tylko punktem do odhaczenia przed kolejnym dniem pracy.
– Marta, nie zaczynaj… Przecież wiesz, że muszę jechać.
– Ale nie pamiętam już, kiedy ostatni raz spędziliśmy weekend razem… – odezwałam się ciszej, niemal szeptem, bo bałam się, że jeśli powiem to głośniej, to rozpadnę się na kawałki.
Piotr westchnął, odwrócił się w moją stronę, ale jego spojrzenie było zimne, obce.
– To moja praca. Nie rozumiesz? – syknął, a ja poczułam, jak coś mnie ściska w środku.
– Rozumiem. Tylko... Czemu zawsze tak się denerwujesz, kiedy pytam o te wyjazdy? – zapytałam, nie potrafiąc dłużej udawać, że nic mnie nie rusza.
Piotr zerwał się nagle z miejsca, podniósł głos:
– Bo mam tego dość! Może po prostu mi nie ufaj, skoro tak ci lepiej!
Stałam w miejscu, jakby ktoś mnie spoliczkował.
– Piotr... ja po prostu się martwię… – wyszeptałam, ale on już sięgał po teczkę, nerwowo wciskając w nią swoje papiery.
– Nie mam teraz czasu. Spóźnię się na spotkanie – rzucił przez zaciśnięte zęby i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą.
Usiadłam na łóżku, patrząc w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział. Serce waliło mi w piersi, a w głowie kłębiły się pytania: Dlaczego się tak zachowuje? Czy to ja przesadzam? A może… naprawdę coś ukrywa? Wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić, co robi Piotr, kiedy mówi, że jest w delegacji. Ale jeszcze nie miałam odwagi. Na razie.
Chciałam uciszyć te cholerne podejrzenia
Zadzwoniłam do Karoliny późnym popołudniem, siedząc na kanapie z kubkiem herbaty w dłoni. Długo się wahałam – ale po tej kłótni z Piotrem coś ostatecznie we mnie dojrzało. Musiałam wiedzieć. Musiałam usłyszeć cokolwiek, co potwierdzi albo uciszy te cholerne podejrzenia.
– Cześć, Karolina – zaczęłam, starając się, by mój głos brzmiał zwyczajnie. – Wiesz może… Gdzie dokładnie jest ta delegacja Piotra? Wspominał coś, ale wiesz, jak to on – czasem mówi za szybko, a ja potem zapominam.
Cisza w słuchawce trwała ułamek sekundy, ale była gęsta, ciężka.
– No… delegacja… w Gdańsku chyba, prawda? – odpowiedziała z dziwnym tonem. Jakby zastanawiała się, co powiedzieć.
– Tak, chyba tak… – powtórzyłam, dusząc w sobie narastający niepokój.
Karolina odchrząknęła i dodała szybko, jakby chciała zmienić temat:
– A co, sprawdzasz go?
– Nie… Po prostu… martwię się. Ostatnio jest taki nieobecny… – przyznałam, a głos mi zadrżał.
Karolina przez chwilę milczała. Słyszałam jej oddech w słuchawce, cichy, płytki.
– Marta, nie wchodź w to… – powiedziała w końcu. – Piotr ci mówi wszystko, prawda? Nie powinnam się wtrącać.
– Wtrącać? – powtórzyłam, czując, jak serce zaczyna mi walić. – Karolina, ty coś przede mną ukrywasz?
– Nie… – wyszeptała. – Naprawdę, Marta, nie mogę z tobą o tym rozmawiać…
Rozłączyła się.
Patrzyłam w telefon jak sparaliżowana. Drżące dłonie zacisnęły się w pięści, a w mojej głowie pojawiło się jedno słowo i migało jak wielki neon: zdrada.
Wierzyłam jak idiotka w jego kłamstwa
Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, a jego telefon leżał na szafce, jak bomba zegarowa. W końcu nad ranem, gdy Piotr jeszcze spał, sięgnęłam po niego. Nie chciałam, ale musiałam. Otworzyłam galerię zdjęć. I wtedy… świat mi zawirował przed oczami.
Plaża. Słońce. Piotr w jasnej koszuli, uśmiechnięty, z drinkiem w ręce. A obok… Karolina. W bikini, z opaloną skórą, z jego ręką na biodrze. Kolejne zdjęcie – razem w restauracji, świece, wino. Potem – selfie w lustrze hotelowego pokoju.
Czułam, jak zaciska mi się gardło. Serce biło jak szalone, oddech urywał się w piersi. Zsunęłam się z łóżka, telefon wypadł mi z dłoni, a Piotr nagle się obudził.
– Marta? Co się dzieje? – zapytał zaspanym głosem, siadając.
Podniosłam telefon i podałam mu go bez słowa, palcem wskazując zdjęcia. Patrzył przez chwilę, zbladł, a potem…
– To nie jest to, co myślisz… – zaczął, a mnie aż ścisnęło w środku.
– Nie? To co to jest, Piotr? Wyjazd służbowy, tak? Wakacje w raju z Karoliną? – głos mi drżał, a oczy paliły od łez.
– Marta, daj mi to wyjaśnić… – mówił zbyt szybko, zbyt nerwowo. – To się po prostu wydarzyło, rozumiesz? My… to była chwila, impuls…
– Impuls? – wykrzyczałam, patrząc na niego jak na obcego. – Przez tydzień leżeliście na plaży i piliście drinki z palemką! A ja tu czekałam jak idiotka, wierząc w twoje kłamstwa!
Piotr próbował podejść, dotknąć mojej ręki, ale cofnęłam się gwałtownie.
– Nie dotykaj mnie! Nie teraz...
Stałam tam, cała w drżeniu, patrząc na człowieka, którego kochałam… i którego już nie znałam.
Wygadywał jakiś bzdury i puste słowa
Płakałam tak, jak nigdy wcześniej. Cicho, głośno, w poduszkę, na podłodze, pod prysznicem. Łzy ciekły same, bez pytania, jakby całe moje ciało musiało się oczyścić z tego, co się właśnie wydarzyło.
Piotr krążył po mieszkaniu jak cień. Coś próbował mówić, tłumaczyć, ale ja go nie słuchałam. Każde jego słowo było jak sól na ranę. „To tylko raz”, „To się samo wydarzyło”, „Nie chciałem cię zranić”... Bzdury. Puste słowa człowieka, który zdradził mnie z kobietą, którą znałam, z którą rozmawiałam, której ufałam.
Siedziałam na kanapie, patrząc tępo w ścianę, a jego głos rozmywał się w tle.
– Marta, musimy to przegadać. To się nie liczy. Ja... ja cię kocham – mówił.
– Kochasz mnie? – zapytałam, odwracając głowę powoli, jakby to było coś nowego, coś, co mówi do mnie zupełnie obcy człowiek. – Nie wyglądasz na zakochanego, Piotr. Na tych zdjęciach... wyglądasz na szczęśliwego. Z nią.
Milczał. Po raz pierwszy nie miał nic do powiedzenia. A ja... patrzyłam na niego i czułam, jakby coś we mnie umierało. Jakby to, co budowaliśmy przez tyle lat, wyparowało w jednej chwili.
W głowie kłębiły mi się pytania, które nie dawały spokoju: Czy to moja wina? Czy byłam zbyt nudna? Za mało atrakcyjna? Czy za bardzo się starałam?
– Wiesz, Piotr… – powiedziałam, a mój głos był cichy, ale zimny jak lód – …już nie jesteś moim mężem. Nie po tym wszystkim.
Odwrócił wzrok, jakby bał się spojrzeć mi w oczy. I wtedy zrozumiałam, że to koniec. Że cokolwiek jeszcze powie – już nie ma znaczenia.
Przestałam być dla niego wystarczająca
Wysłałam jej wiadomość. Krótko, bez żadnych tłumaczeń. "Spotkajmy się. Muszę z tobą porozmawiać. Dziś. 18:00. Park przy fontannie." Przyszła. Ubrana jak zawsze – perfekcyjnie, nonszalancko. Jeansy opinające biodra, elegancki płaszcz, usta w odcieniu czerwonego wina. Uśmiechnięta.
– Cześć, Marta – rzuciła, jakbyśmy były starymi znajomymi, a nie kobietami, które stały po dwóch stronach nad przepaścią.
– Oszczędź sobie – powiedziałam ostro. – Powiedz mi lepiej, jak długo to trwało?
Karolina westchnęła, jakby miała dość całej tej sceny.
– Marta… Piotr potrzebował kogoś, kto go zrozumie. Kto da mu trochę luzu. Ty zawsze byłaś taka… spięta. Praca, dom, obowiązki. A on… on potrzebował oddechu.
Te słowa przebiły mnie na wylot. Stałam przed nią z otwartymi ustami, czując, jak coś we mnie wrze.
– Luzu? Oddechu? – powtórzyłam, czując, jak głos mi drży. – A ja? Co ze mną? Z naszymi wspólnymi planami? Ze wszystkim, co razem budowaliśmy?!
Karolina wzruszyła ramionami.
– To nie moja wina, że przestałaś być dla niego wystarczająca.
Poczułam, jak robi mi się ciemno przed oczami. Serce waliło jak oszalałe. Miałam ochotę uderzyć ją w tę jej idealną twarz, ale zamiast tego zacisnęłam pięści, odwróciłam się i odeszłam. Nie obejrzałam się za siebie. Nie chciałam widzieć jej triumfującego uśmiechu. Wiedziałam, że muszę się odciąć. Dla siebie.
To był koniec i początek mojej historii
Siedziałam na kanapie, w tym samym miejscu, w którym jeszcze kilka dni wcześniej czekałam na Piotra. Teraz już na nic nie czekałam. Patrzyłam przed siebie, na stół, na pustą filiżankę, i czułam, jak całe moje życie rozpadło się w drobny mak. Płakałam długo i mocno. Próbowałam zrozumieć, co poszło nie tak? Czy to była moja wina? Czy miałam zbyt dużo oczekiwałam? Czy byłam zbyt przewidywalna, zbyt… zwyczajna? Ale każda odpowiedź, którą znajdowałam, bolała tak samo. Bo prawda była prosta – Piotr mnie zdradził. Kłamał prosto w oczy, a ja wierzyłam w te kłamstwa, bo było mi wygodnie.
Teraz siedziałam sama, słuchałam ciszy, która jeszcze niedawno wydawała mi się bezpieczna. Teraz była tylko pusta. I wiedziałam, że muszę podjąć decyzję. Nie mogłam żyć w tym zawieszeniu, w tej mgle, w tym bólu. Musiałam wybrać. I wybrałam siebie. Spakowałam walizki Piotra, wystawiłam je za drzwi. Powiedziałam mu, że to koniec. Nie płakałam już przy nim. Byłam spokojna. Pustka w środku była ogromna, ale wiedziałam, że to jedyne, co mogłam zrobić.
Przez wiele dni czułam się zagubiona. Każdy poranek zaczynał się od tej samej myśli: „Czy to się naprawdę wydarzyło?” A potem przychodziła fala smutku, gniewu, żalu... Ale mijały tygodnie. Powoli, nieśmiało, zaczynałam oddychać lżej. Uczyłam się żyć na nowo. Samotnie, ale z podniesioną głową. Zrozumiałam, że nie mogłam zmienić Piotra. Nie mogłam zatrzymać kogoś, kto już od dawna był gdzieś indziej. Ale mogłam zmienić siebie. I to właśnie zrobiłam.
Patrząc teraz wstecz, wiem, że to, co wtedy wydawało się końcem świata, było początkiem nowej historii. Mojej historii.
Marta, 34 lata
Czytaj także:
- „Moja synowa jest moją powiernicą. Tak obgadywałyśmy naszych facetów, że mężowie wręczyli nam tajemnicze koperty”
- „Zięć to takie lelum polelum, że musiałem mu pokazać, jak być twardzielem. Córka przestanie patrzeć na niego jak na Boga”
- „Moja jędzowata teściowa pozjadała wszystkie rozumy i weszła mi na głowę. Podniosłam gardę i 1 zdaniem utarłam jej nosa”