„Kiedy mąż porzucił mnie dla młódki, myślałam, że jestem zerem. A potem zrobiłam coś, co zmieniło moje życie”
„Maks wystąpił o rozwód. Wina była po jego stronie i zgodził się na alimenty w wysokości 800 złotych na miesiąc. Wszystko uległo drastycznej zmianie. To było ciężkie dla mnie do zrozumienia i zaakceptowania. Jednego dnia miałam męża, życie i cały świat miał sens, a następnego zostałam z niczym”.

- listy do redakcji
To banał i tragifarsa, ale gdy mój mąż odszedł do innej, moje życie się skończyło, a cały świat przestał istnieć. Byłam totalnie zdruzgotana, bo to było z zupełnego zaskoczenia. Niczego nie przeczuwałam, nic nie podejrzewałam. A jednak. Przez 20 lat naszego związku myślałam, że jesteśmy całkiem udaną parą. Niestety realia były brutalne, a ja żyłam w jakiejś iluzorycznej bańce. Niczego nieświadoma, jak dziecko we mgle. To wszystko mnie zupełnie przerosło.
Gdy Maks opuścił mieszkanie, wystąpił o rozwód. Wina była po jego stroni i zgodził się na alimenty w wysokości 800 złotych na miesiąc. Wszystko uległo drastycznej zmianie. To było ciężkie dla mnie do zrozumienia i zaakceptowania. Jednego dnia miałam męża, życie i cały świat miał jakiś sens, a następnego byłam zupełnie sama, bez przyszłości, a świat przestał istnieć. Mieliśmy syna, który wyjechał na studia do Warszawy, ale nie zamierzał wcale wracać do naszej małej miejscowości.
Nigdy nie myślałam o sobie
Ten czas chwilę po tym jak się rozstaliśmy, to było coś, co było moim najgorszym koszmarem. Wydawało mi się momentami, że to nie jest prawda, że zaraz otworzę oczy i okaże się, że to był jakiś chory sen. Że wszystko wróci do normy i będzie tak jak dawniej. Myślałam, czym zawiniłam, że zostałam tak strasznie ukarana, że musiałam zrobić coś tak złego, że teraz oto mam za swoje… Byłam złamana, zamknęłam się w domu jak w trumnie i nic mi się już nie chciało.
Co w ogóle można zrobić po czymś takim? Ja jakiś czas temu zrezygnowałam z pracy zawodowej, poświęciłam się wychowywani dziecka, później dbałam o dom i byłam trochę w nim zamknięta, jak w złotej klatce. Maksymilian mówił mi, że spokojnie będzie mnie utrzymywał razem z synem, a ja ufałam mu w każde słowo…
Tworzyłam dla moich obu mężczyzn miły, wypielęgnowany i bezpieczny dom. Wszystko moi panowie mieli podane na tacy. Byli rozpieszczenie przeze mnie do granic możliwości. Było to moim głównym celem życiowym, moją misją. Ale ostatecznie nic mi z tego nie przyszło. Nie doceniono ani mnie, ani mojej pracy. Byłam głupią gęsią, która nie myślała ani troszeczkę o sobie i zawierzyła swój los całkowicie w ręce męża. Mąż był szczodry, nigdy mi niczego nie skąpił i wszystkiego mieliśmy pod dostatkiem. Do pewnego momentu! Wystarczyło, że spotkał znacznie młodszą kobietę i to, co mieliśmy razem, roztrzaskało się w drobny mak.
Czułam się jak nikt, jak zero. Gdyby było inaczej, Maks, nigdy by mnie nie zostawił. Jedyne, do czego się mogę nadać to gary! Nie ma we mnie żadnej wartości, żadnego talentu, nic.
– Gosia, co ty pleciesz?! – wściekła się moja matka. – Od zawsze ci powtarzałam, że trzeba iść do pracy, mieć jakąś swoją kasę, przyjaciół. A ty nic – wykrzywiła się, niemal z obrzydzeniem, mówiąc to. – Chciałaś gotować i podawać jedzenie swoim mężczyznom, to masz teraz za swoje…
– Wtedy wydawało mi się, że to dobry kierunek, że dbam o dom, o bliskich, że wykonują pożyteczną pracę, którą ktoś musi wykonać… – próbowałam to jakoś obronić, ale instynktownie wiedziałam, że matka ma sporo racji. – Teraz nawet ty jesteś moim wrogiem…
– Nie jestem – zaprzeczyła. – Ale strasznie żałuję, że tak to się dla ciebie potoczyło. Miałaś taki talent, tak pięknie malowałaś, potrafiłaś ulepić wszystko z plasteliny. Myślałam, że pójdziesz w jakimś kierunku artystycznym.
– Ale mamo! To było sto lat temu, kto teraz mnie zatrudni, jak mam 42 lata na karku? Co ja mam teraz ze sobą zrobić? Bez zawodu, bez doświadczenia…
– Samo tu się nic nie rozwiąże, moja droga – mama próbowała jakoś pomóc. –Wszystko się jeszcze ułoży, Gosieńko, wierzę w to, że Pan Bóg ma dla nas jakiś swój plan…
Mama całe życie wierzyła w takie optymistyczne banialuki. Nawet gdy już jest po 70., ma wciąż dużo wigoru. Niejedna dużo młodsza osoba bywa mniej energiczna, niż ona. Jak ona to robi? Nie mam zielonego pojęcia.
Wracałam bardzo powoli, nie miałam nawet siły podnosić stóp. Patrzyłam na swoje odbicie w wystawach sklepowych. Wyglądałam tam jak nie ja. Okropnie źle ubrana, tragicznie uczesana, ze zgorzknieniem wymalowanym na zmęczonej twarzy. Nie ma się co dziwić, że Maks poleciał na pierwszą lepsza zadbaną babę… Patrzyłam w domowym lustrze jeszcze dłużej na siebie i doszłam do wniosku, że tak straszliwie zaniedbana i zapuszczona, to jeszcze nie byłam. I naszła mnie myśl, że koniecznie trzeba to zaraz naprawić. I na tę myśl pierwszy raz od rozstania uśmiechnęłam się szeroko. Mama chyba padnie, jak mnie zobaczy. Sprawdziłam swoje oszczędności i uznałam, że mogę ruszać do salonu fryzjerskiego.
Nagle wpadłam na genialny pomysł
– W brązie i z jaśniejszymi refleksami będzie pani wyglądała idealnie… – zaproponowała fryzjerka w bardzo młodym wieku. – Musi być do tego także grzywka? Zgodzi się pani na to? Nalegam!
– Koniecznie… – odpowiedziałam. – Niech pani robi, co trzeba. Widzę, że zna się pani na rzeczy.
Kiedy wyszłam z salonu w nowej fryzurze i w nowym kolorze włosów od razu poczułam się odmieniona. Nie tylko z zewnątrz, ale i wewnętrznie. Wcześniej miała długie pasma w jakimś takim myszowatym kolorze, zwykle związane w niedbały kok lub kucyk. Modne krótsze włosy od razu mnie odmłodziły.
– Przepięknie pani w tym cięciu, a kolor dobrany, nieskromnie powiem, mistrzowsko – pani fryzjerka była zachwycona swoim dziełem.
Jak szaleć to szaleć, po fryzurze, przyszedł czas na zakupy ubraniowe. Co prawda poszła do lumpeksu, ale trafiłam tam idealnie na markowe jeansy i kilka t-shirtów, które wyglądały naprawdę modnie i nowocześnie.
Po wyjściu z salonu poszłam za ciosem i kupiłam sobie kilka ciuchów. Wprawdzie w lumpeksie, lecz miałam szczęście, bo upolowałam fajne dżinsy i kilka koszulek, które idealnie pasowały do kompletu.
Na wystawach sklepowych widziałam mnóstwo koralowych naszyjników, wisiorków z kulek w rozmaitym rozmiarze. I tak sobie pomyślałam… że byłabym w stanie zrobić sama coś takiego. Poszła za ciosem, kupiłam od razu rzeczy, które były do tego niezbędne. Wystarczyły motki dekoracyjnego sznurka, specjalna plastelina, która nie brudzi do tych kuleczek. Gdy wróciłam do domu, od razu zaczęłam je robić. Cudownie, że mama mi przypomniała o tym, co kiedyś było moim konikiem. Miałam jednak odrobinę talentu, nie byłam taka bezwartościowa, jak o sobie myślałam wcześniej.
Od pomysłu do realizacji
Początkowo nic nie wychodziło mi tak, jak chciałam, ale metodą prób i błędów doszłam do jako takiej wprawy. Mięciutka masa dała się wypiekać w piekarniku i to był strzał w dziesiątkę. Wieczorem padłam i spałam do rana, pierwszy raz od dawna. A rano pomyślałam, że chciałabym sprzedawać różnorodne korale. Sprawdziłam od razu, jak moje kulki wyglądają po wypiekaniu i wystygnięciu. Były wspaniałe. Odpowiednia twardość, połysk, naprawdę ekstra. Zaczęłam nawlekanie i wiązanie fantazyjnych węzełków. Połączyłam i gotowe! Byłam bardzo dumna z moich pierwszych korali. Były całkiem, całkiem. Wyszykowałam się, założyłam nowe ciuchy i uczesałam włosy. Strzyżenie nadal wyglądało rewelacyjnie. Chciałam zrobić wrażenie na matce.
– Gośka, to ty? – nie poznała mnie Ten jej szok i niedowierzanie sprawiło mi sporo radości.
– Wyglądasz niesamowicie!
– Jak fryzura? – chciałam więcej komplementów.
– Gośka, naprawdę rewelacja! – odparła mama. – Pięknie.
– Przygotowałam dla ciebie małą niespodziankę…
Wyjęłam te moje korale. Były w takich odcieniach, które moja mama lubiła najbardziej
– Kochanie, nie trzeba było? Po co wydawałaś pieniądze teraz …
Założyła je na szyję i przejrzała się w lustrze.
– Przepiękne, Gosiu. Wydałaś pewnie majątek…
– A nie, bo sama je zrobiłam dla ciebie.
– Nie wierzę! Naprawdę?
–Tak, myślisz, że ktoś chciałby je kupić? – zapytałam nieśmiało.
–Oczywiście! – zakrzyknęła.
– Zrób dla mnie koniecznie dwa sznureczki. Moje przyjaciółki mają niebawem urodziny i na pewno bardzo się ucieszą z takiego prezentu! – Wiedziałam, że dasz sobie radę. Kto wie, może ten rozwód, ci jeszcze wyjdzie na dobre?
Nabrałam pewności siebie
Wówczas jeszcze nie podejrzewałam, jak prorocze były to słowa! Bo gdyby mi ktoś wcześniej powiedział, że rozstanie z mężem wyjdzie mi na dobre, tobym nigdy, przenigdy nie uwierzyła. To, co powiedziała, było niczym proroctwo. Nie przypuszczałam kiedyś nawet, że odejście mojego męża, będzie początkiem dla mnie czegoś zupełnie nowego i dobrego. Nadal nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Najpierw moi znajomi kupowali te moje koralowe naszyjniki. Spotkałam też na swojej drodze pewną miłą właścicielkę galerii, której spodobały się moje produkty. Zatrudniła mnie u sobie i we dwie dopiero zaczęłyśmy tworzyć całe kolekcje, z bransoletkami i kolczykami. Zorganizowałyśmy także wystawę tych naszych koralowych dzieł.
Gdy zaczęłam tworzyć i sprzedawać swoje korale, zrobiłam się bardziej pewna siebie. Zaczęłam o siebie dbać i dobrze się czuję ze sobą. Czuję się ładna i zadbana. Zdobyłam też małe grono nowych przyjaciół. Wydaje mi się, że każdy ma w sobie ukryty jakiś talent. Tylko nie zawsze wiemy, jak go wydobyć. Ale żaden nie powinien zostać zmarnowany! Ale najpierw trzeba w siebie uwierzyć.
A jeśli chodzi o mojego eks małżonka… podobno nic nie wyszło mu z tego związku z młodziutką kochanką i już nie są razem. Nie jestem złośliwa i chyba nie chcę, żeby mu się nie wiodło, ale… no, to było po prostu zabawne. Jak to się w życiu dziwnie plecie… Maks był u mnie kilka razy w galerii i widziałam, że był w lekkim szoku, kiedy zobaczył mnie w nowej odsłonie. Czułam, że chciałby wrócić, ale cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało naraz. A ja już po prostu nie chcę.
Małgorzata, 42 lata
Czytaj także:
- „Byłam dumna z córki, bo studiowała prawo. Mina mi zrzedła, gdy oprócz dyplomu przyniosła kiełkujące nasionko”
- „Mąż zmarł, a ja wpadłam w ramiona jego brata. Może i nie jestem samotna, ale pokochać go nie umiem”
- „Mój 30-letni brat nie pracuje, ale ciągle dostaje prezenty od rodziców. Ja mogę liczyć na ochłapy z pańskiego stołu”