„Kiedy wydawało mi się, że dziecięce lęki już dawno mam za sobą, te nagle wróciły. Jeszcze silniejsze niż dawniej”
„– Pani doktor, co pani wyprawia? Weszła pani do stawu? W taki ziąb? Utopić się pani chciała? – Gdzie mgła? – spytałam. – Jaka mgła? – zdumiała się. – Żadnej mgły nie było. Wyciągnęła mnie z wody i pomogła wejść do samochodu. Trzęsłam się, ale nie tylko z zimna. Znowu drżałam ze strachu”.

- Lucyna, 28 lat
Kiedy zapadała noc, a z nią mgła, spinałam wszystkie mięśnie. Wiedziałam, że nie zmrużę oka i znowu okupię ją nerwami, mnóstwem strachu. Poza mną nikt inny się nie denerwował. Moi rodzice spokojnie spali w swoim łóżku, podobnie jak mój młodszy brat, a ja…
Nie rozumiałam, skąd ten lęk
Od kiedy byłam dzieckiem, bałam się mgły. Nie miałam pojęcia dlaczego. Rodzice tłumaczyli mi, że to tylko zawieszone w powietrzu kropelki wody, taki tańczący w powietrzu deszczyk. Witek nabijał się ze mnie, że chociaż jest młodszy, nie boi się ani burzy, ani mgły, a ja, jego durna starsza siostra, o mało nie umieram ze strachu. Też nie rozumiałam tego irracjonalnego lęku.
W okresie dojrzewania zrobił się ze mnie śpioch. Nie przeszkadzało mi nic, mogli obok strzelać z armaty, a ja spałam. Strach wtedy zniknął. Gdy wyprowadziłam się na studia do miasta, całkiem zapomniałam o tym, co działo się w dzieciństwie, o moim dziwnym lęku przed mgłą, nieuzasadnionym żadną traumą ani zasłyszaną historią. No ale kto zrozumie dzieci? Moja kuzynka ironizowała, że można złamać smarkaczowi życie, podając mu kakao w niewłaściwym kubku, więc mgła jest całkiem spoko jako wyzwalacz napadów lękowych. Mniejsza o powody, najważniejsze, że mi przeszło.
Wszystko wróciło
Kiedy niedawno tata zachorował na miażdżycę i zaczął mieć kłopoty z poruszaniem się, znalazłam pracę w przychodni weterynaryjnej w sąsiednim miasteczku i wróciłam do domu. Chciałam pomóc rodzicom, chciałam być blisko, zwłaszcza że Witek jeszcze studiował i nie mógł sobie pozwolić na zawalanie roku czy dwóch. Lubiłam moją pracę. Lubiłam ludzi, którzy przyjeżdżali do mnie w trosce o swoje zwierzęta. Czasem jeszcze trafił się ktoś, kto uważał, że zwierzęta są od roboty i powinny być wdzięczne za michę pomyj oraz wiadro wody, ale na szczęście takie myślenie przechodziło już do lamusa.
Niestety, wraz z powrotem na stare śmieci powrócił też strach. Na początku nie zwracałam na to większej uwagi. Kładłam wewnętrzny niepokój na karb stresu przeprowadzkowego, zmiany pracy, a przede wszystkim obaw o stan zdrowia taty. Mama też ostatnio się postarzała, schudła, zmizerniała. Przestałam się łudzić, gdy którejś nocy zauważyłam mgłę za oknem, a strach chwycił mnie za gardło lodowatą łapą. Upuściłam na podłogę szklankę z wodą i stałam jak słup soli.
Dosłownie wmurowało mnie w podłogę. Ledwie mogłam oddychać, a serce waliło mocno, ale tak dziwnie wolno, bardzo powoli. Dziwne, bo chyba wbrew fizjologii. Po chwili, która wydawała się wiecznością, strach odpuścił. Zatoczyłam się na ścianę, a potem pobiegłam do swojego pokoju po schodach i schowałam się pod kołdrę, zupełnie jak w dzieciństwie. Skoro mnie nie widać, mgła nic mi nie zrobi. Poczułam się trochę lepiej i bezpieczniej.
Zaczynałam się bać
Od tamtej pory strachy z dzieciństwa stały się dorosłymi strachami. Kiedy tylko robiło się mgliście, mnie paraliżowało. Sprawdzałam prognozę pogody i gdy zapowiadano mgły, starałam się wracać do domu wcześniej. Być w pobliżu łóżka i azylu pod kołdrą. Boże, to było żałosne, dorosła baba, która leczyła krowy, konie i świnie, bała się spędzić kilka minut na zewnątrz, kiedy tylko biały opar zaczynał się snuć przy ziemi.
– Ładnie dzisiaj jest, tak romantycznie… – powiedziała z rozmarzeniem Jola, wyglądając za okno.
Rzeczywiście, ładnie, wręcz pięknie. Przerażająco pięknie.
– Spadam do domu, okej? – spytałam, choć dziś już nie miałam nic do roboty w przychodni. – Zamkniesz?
– Jasne, leć.
Tego dnia miałam samochód u mechanika. Planowałam po prostu przejść się do domu, to niecała godzinka spacerkiem. Byłam taka odważna, bo w żadnej prognozie nie wspomniano nic o mgle. Była już zima, może śnieg nie padał, lecz w powietrzu czuło się lekki mróz, skąd więc mgła? Postanowiłam, że pójdę energicznym marszem. Jak dam radę, to pobiegnę. Byle mnie żadna macka oparu nawet nie musnęła. Dziś mój strach wydawał się silniejszy niż zwykle. Potrząsnęłam głową, żeby się opanować. Jestem dużą dziewczynką, dam radę.
Straciłam orientację
Szłam poboczem, mając nadzieję, że ktoś znajomy będzie jechał i mnie podwiezie bliżej domu, ale jak na złość droga była pusta. Zostałam sam na sam z mgłą, która podchodziła coraz bliżej. Starałam się iść szybko, od czasu do czasu podbiegając kawałek, ale nie zdołałabym przebiec prawie ośmiu kilometrów. Brak kondycji spowodowany nadużywaniem samochodu. Co jest? Nagle poczułam przeszywające zimno. Mgła zaatakowała znienacka i otoczyła mnie białym, szczelnym kokonem. Nie widziałam nawet własnych butów!
Nie minęło parę sekund, a po paru krokach zupełnie straciłam orientację. Rozglądałam się dookoła, ale nie miałam pojęcia, w którą stronę patrzę. Jeszcze brakowało, żebym wpadła pod samochód! Zaczęłam przesuwać stopami po podłożu, próbując wyczuć, czy idę po asfalcie, czy po trawiastym poboczu. Zimno kąsało boleśnie, wdzierało się pod kurtkę, przenikało do szpiku kości. Zgrabiały mi dłonie, stopy były jak kołki, cała się trzęsłam…
W głowie miałam tylko mgłę, która jak wata wygłuszyła wszystko, co działo się wokół mnie i we mnie. Było mi tak dobrze, tak błogo… Strach? Jaki strach? Nie mogłam sobie przypomnieć, bym kiedykolwiek bała się tej cudnej, miękkiej mgły. Zamknęłam oczy, pogrążając się w tym stanie coraz bardziej, chciałam zatonąć w nim całkowicie. To było takie dziwne...
Byłam o krok od nieszczęścia
– Pani doktor! Pani doktor, na miłość boską! Co pani wyprawia?! – głos, najpierw cichy, dobiegający jakby z oddali albo zza szyby, a potem głośniejszy i wyraźniejszy, przebijał się przez watę, która mnie otaczała. – Pani doktor!
Zamrugałam powiekami, ale nadal nie wiedziałam, co się dzieje. Szłam dalej, krok za krokiem, w przejmujące zimno, które było tak błogie? Jak zimno może być błogie? Wraz z pierwszą logiczną, samodzielną myślą przyszło otrzeźwienie. Dokąd ja właściwie idę?
Poczułam szarpnięcie za ramię. Obejrzałam się, szukając tego, kto mną targa, ale widziałam tylko mgłę. Tylko mgłę, w której chciałam… Która chciała mnie… Policzek, jeden i drugi, otrzeźwił mnie niemal natychmiast. Stałam po uda w wodzie, a za ramię trzymała mnie przejęta żona sołtysa. Rzeczywistość spadła na mnie w postaci zimna i przerażenia.
– Pani doktor, co pani wyprawia? Weszła pani do stawu? W taki ziąb? Utopić się pani chciała?
– Gdzie mgła? – spytałam.
– Jaka mgła? – zdumiała się. – Żadnej mgły nie było. Na Piaski poszło. Chodźmy stąd, bo zamarzniemy na śmierć! – pociągnęła mnie za sobą.
Wyciągnęła mnie z wody i pomogła wejść do samochodu, bo byłam prawie sztywna. Trzęsłam się, ale nie tylko z zimna. Znowu drżałam ze strachu. Nie miałam pojęcia, co się ze mną stało. Pamiętałam jedynie strzępki tego, co się wydarzyło. Jakim cudem zeszłam z drogi do strumyka, a nim doszłam aż do stawu?
Musiałam stąd uciec
Sołtysowa zawiozła mnie pod dom, do którego uciekałam, jakby goniło mnie sto diabłów. Od razu pozamykałam wszystkie drzwi i okna. Rodzice patrzyli na mnie jak na wariatkę, a ja trzęsłam się coraz bardziej i bardziej. Wiedziałam, że nie mogę tu zostać. To coś, co czai się we mgle, było tutaj, wciąż czekało i chciało mnie dopaść. Próbowało wykorzystać okazję i na pewno spróbuje ponownie. To coś przejęło nade mną władzę i raczej nie chciało mojego dobra. Tylko w mieście będę bezpieczna, tylko tam nie czułam lęku przed mgłą.
Poszukałam innej pracy i zamieszkałam tam, gdzie mgłę dało się oswoić. Byłam zła na siebie, że zostawiam rodziców, solennie im obiecywałam, że będę pomagać. Nie czułam się też dobrze z tym, że rezygnuję z pracy w przychodni z dnia na dzień, ale musiałam się ratować.
Nie będzie ze mnie żadnego pożytku, gdy mgła mnie wchłonie. W mieście nigdy nie byłam sama, nawet gdy nadchodziła mgła. Zawsze mogłam zostać na dodatkowy dyżur w lecznicy. Nie wiem, czy to coś mnie znajdzie. Czy nie upomni się o mnie, kiedy choć na chwilę stracę czujność. Czuję się lepiej, ale nie opuszczam gardy. Ciągle sprawdzam prognozę pogody, otaczam się ludźmi, którzy w razie czego wyrwą mnie z łap tego czegoś, co chce mnie skrzywdzić. Czemu? Nie wiem. Odpowiedź jest we mgle.