„Kiedyś kochałam święta i czekałam na nie cały rok. Od 2 lat przez rodziców aż mnie mdli na samą myśl o Wigilii”
„Zawsze spędzaliśmy Wigilię we trójkę z rodzicami, ale raz postanowili doprosić kogoś jeszcze. Z początku nie wiedziałam, kogo się spodziewać, ale gdy tajemnica się rozwiązała, zamarłam. Takiej niespodzianki nie przewidziałam, a okazało się, że zmieni ona całe moje życie”.

- Redakcja
Święta zawsze kojarzyły mi się z czymś bezpiecznym. Pachniały cynamonem, choinką i barszczem, a w głowie na samą myśl dźwięczały ukochane kolędy. Co roku razem z rodzicami ubieraliśmy drzewko, a mama dbała o to, żeby na stole nie zabrakło dwunastu potraw, chociaż nigdy ich nie przejadaliśmy do końca. Tata jak co roku marudził, że w telewizji znowu te same świąteczne filmy w kółko, a potem i tak oglądał je wszystkie od początku do końca. Było ciepło, znajomo i spokojnie, ale do czasu. Od dwóch lat nie czekam już na Wigilię, a wszystko przez jeden wieczór i jedną niespodziankę.
Wszystko było jak zawsze
Wigilia przypadała wtedy w sobotę, więc już od rana kręciłam się po domu w rozciągniętym swetrze, pomagając mamie w kuchni. Tata tradycyjnie układał sztućce, jakby od tego zależało powodzenie całych Świąt. Nawet się z niego podśmiewaliśmy, kiedy poprawiał serwetki o pół centymetra. W tle leciały kolędy, a w salonie błyskały lampki na choince, której zapach mieszał się z gorącym barszczem.
Z kuchni dobiegał dźwięk chochli stukającej o garnek, a mama podśpiewywała coś pod nosem. Zawsze miała świetny humor w Święta. Co chwilę wołała mnie, żebym spróbowała czegoś z garnka. Wtedy jeszcze wszystko wydawało się normalne. Bezpieczne.
– Ola, weź te uszka do drugiego pokoju. Tylko nie rozchlap! – zawołała z kuchni.
Zrobiłam, co kazała. Niosłam misę z uszkami z taką ostrożnością, jakby trzymała w niej szkło. Po drodze zatrzymałam się przy choince. Przypomniałam sobie, jak jako dzieciak zjadałam wiszące na niej cukierki i wpychałam puste papierki z powrotem, żeby nikt się nie zorientował. Tata udawał wtedy, że się złości.
– Znowu ktoś objadł drzewko! – wołał teatralnie.
W tamten wieczór też żartował. Uśmiechał się, poprawiał marynarkę, zaglądał do piekarnika, jakby czekał na coś więcej niż tylko karpia. Nie czułam wtedy niczego dziwnego. Miałam plan, by później rzucić się na pierogi i obejrzeć jakiś film z rodzicami, otulona cieplutkim kocem. Jak co roku. Nie miałam pojęcia, że to będzie ostatnia Wigilia w tym składzie. Około siedemnastej mama oznajmiła bowiem, że zaraz przyjdzie „gość”. Gość? W Wigilię? Nigdy nikogo nie zapraszaliśmy, więc zaczęłam mieć dziwny niepokój.
Nie wiedziałam jak zareagować
Kiedy spytałam, kto ma przyjść, mama rzuciła krótko: – Niespodzianka.
Nie lubię niespodzianek. Nigdy nie lubiłam, bo od razu czułam napięcie. Tym razem również je odczuwałam i to w większym niż zwykle natężeniu, bo mama chodziła jakaś zbyt spięta, a tata co chwila zerkał na telefon. Usiedliśmy do stołu bez kolęd, bez opłatka. Tylko cisza i talerz dla „nieznajomego”.
– Może zacznijmy bez niego? – zaproponowałam, ale tata pokręcił głową.
– Chwileczkę jeszcze.
Minęło dziesięć minut, potem piętnaście, aż w końcu ktoś zapukał. Mama zerwała się z miejsca i pobiegła do drzwi. Po chwili wróciła z kimś, kto zniszczył mi całe Święta. W progu stanął chłopak. Wyższy ode mnie, chudy, z nieśmiałym uśmiechem i prezentem owiniętym w czerwony papier. Przez chwilę patrzyłam na niego bez słowa, a potem przeniosłam wzrok na rodziców.
– Ola, poznaj Kubę – powiedział tata.
Stałam jak wryta, próbując pojąć, co tu się dzieje.
Mama spojrzała na tatę, potem znów na mnie, aż wydusiła z trudem:– Kochanie… Kuba to twój przyrodni brat.
Zrobiło mi się gorąco. Spojrzałam na nich, potem na niego. Nie wiedziałam, czy to jakiś żart, czy może święta naprawdę zmieniły się w koszmar.
To wszystko mnie przerastało
Siedziałam przy stole z zaciśniętymi pięściami pod blatem. Z karpia zrobiła się breja, której nikt nie tknął. Nawet barszcz ostygł, choć mama wciąż próbowała zachowywać się tak, jakby wszystko było w porządku. Tylko że nie było. Obok mnie siedział Kuba – „brat”, o którym dowiedziałam się dwadzieścia minut wcześniej. Patrzył na mnie z ukosa, jakby sam nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy wstać i uciec.
– Dlaczego teraz? – zapytałam, starając się, żeby mój głos nie zadrżał. – Czemu nikt mi wcześniej nie powiedział?
Tata westchnął i spojrzał na mnie ze wstydem: – To nie było proste. Byliśmy młodzi… to się wydarzyło, zanim ty się urodziłaś. Dowiedzieliśmy się o Kubie dopiero rok temu.
– Rok temu?! A ja się dowiaduję teraz? W Wigilię? Serio?
Mama dotknęła mojej ręki: – Chcieliśmy ci powiedzieć inaczej. Powoli, ale Kuba bardzo chciał cię poznać i pomyśleliśmy, że Wigilia to dobry moment, żeby w końcu być razem. Jak rodzina.
– Tylko że nie jesteśmy razem. Nie jesteśmy prawdziwą rodziną. Jesteśmy trzema osobami, które udają, że się znają, i czwartą, której nie chciałam nigdy spotkać.
Wstałam od stołu i wyszłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Za ścianą usłyszałam, jak mama zaczyna płakać, a tata próbuje ją pocieszyć. Kuba został przy stole. Może nadal wierzył, że to będą jego pierwsze „normalne” święta. Dla mnie już się skończyły.
Musiałam pozbierać myśli w samotności
Zamknęłam się w pokoju i siedziałam na podłodze oparta o łóżko. Choinka w moim kącie migała na niebiesko, jakby się ze mnie śmiała. Z kuchni dobiegały odgłosy sztućców, potem ktoś puścił kolędy. Chyba myśleli, że jeszcze da się uratować tę Wigilię, ale mnie już nie było na to stać. Nie zamierzałam udawać, że wszystko gra, skoro nagle pojawił się chłopak, który miał być moim bratem. Po godzinie ktoś zapukał. Myślałam, że to mama, ale to nie była ona.
– Ola? Mogę? – to był Kuba. Głos miał niepewny, prawie szeptał.
Nie odpowiedziałam, ale i tak powoli wszedł. Trzymał w ręku ten sam prezent, który przyniósł wcześniej. Usiadł na podłodze naprzeciwko mnie.
– To głupie, wiem. Ja też nie wiedziałem o tobie. Dowiedziałem się dopiero rok temu. Moja mama mi powiedziała o twoim... naszym ojcu. Najpierw trochę się wściekłem, a potem ochłonąłem i zechciałem go poznać. Jego i jego rodzinę. Trochę też moją.
Spojrzałam na niego po raz pierwszy bez złości. Może i wyglądał jak obcy, ale mówił szczerze.
– Myślałem, że będzie inaczej. Że jak cię poznam, to będzie jak na filmach. Rodzeństwo przyrodnie, które poznaje się po latach i zaprzyjaźnia.– Wzruszył ramionami. – Ale to nie film, nie?
Milczałam. Chciałam coś powiedzieć, coś złośliwego, ale nie wyszło. Poczułam, że gardło mam ściśnięte.
– Nie chcę cię zastąpić. Ani wcisnąć się w twoją rodzinę. Po prostu chciałem cię poznać. Nic więcej.
Postawił prezent przede mną i wyszedł. Nie otworzyłam go. Jeszcze nie.
Następnego dnia wstałam późno
W całym domu panowała nienaturalna cisza, taka, która w święta powinna nie istnieć. Żadnych rozmów, śmiechu, zapachu kawy ani smażonych pierogów. Tylko ślady po tym, co wydarzyło się wieczorem wcześniej. W kuchni zastałam mamę siedzącą w milczeniu przy stole. Spojrzała na mnie z nadzieją, ale nic nie powiedziała. Nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę.
Kuba spał w pokoju gościnnym. Zostawił swój prezent pod moimi drzwiami. Mały, niepozorny pakunek z naklejką w kształcie renifera. Otworzyłam go dopiero po południu, kiedy zostałam sama w domu. W środku była ramka ze zdjęciem – nie z internetu, tylko wyraźnie zrobionym przez niego. Przedstawiała dwie ławki w parku. Jedna była pusta, druga zajęta przez chłopaka czytającego książkę. Do zdjęcia był dopisany ręcznie cytat: „Nie musimy siadać razem. Wystarczy, że wiem, że jesteś obok”.
Nie wiem, czemu, ale wtedy się popłakałam. I to tak naprawdę. Nie ze złości. Z ulgi. Z poczucia, że już nigdy nie wrócą te święta, które znałam, ale może mogę jeszcze zbudować jakieś inne. Inne nie znaczy gorsze, prawda? Wieczorem zeszłam na dół. Tata udawał, że nie zauważył moich czerwonych oczu. Mama podała mi kubek z kompotem. Kuba był już ubrany i trzymał w ręce kurtkę.
– Możemy się kiedyś spotkać? – zapytał cicho. – Tylko my dwoje, na spokojnie. Bez kolacji i bez opłatka.
Skinęłam twierdząco głową, ale nie miałam siły nic odpowiedzieć. Po chwili Kuba wyszedł, a ja po prostu położyłam się do łóżka, jakby zeszły ze mnie wszystkie siły. Musiałam wszystko na nowo poukładać w głowie.
Od tamtej Wigilii minęły dwa lata
Co roku w grudniu czuję ten sam niepokój. W sklepach roi się od bombek, dzieci piszczą z radości, a w radiu leci to przeklęte „Last Christmas”. Znajomi cieszą się na wolne, prezenty, choinkę. Ja liczę dni do 27 grudnia. Marzę, żeby to się skończyło, jak egzamin, którego nikt nie chce zdawać, ale musi.
Nie pogodziłam się z tym, co zrobili rodzice. Rozumiem, że bali się powiedzieć. Rozumiem, że chcieli dobrze. Ale rozumienie to nie to samo co wybaczenie. Nadal czasem patrzę na nich z dystansem, jakby byli aktorami w przedstawieniu, które już mnie nie wzrusza. Trudno odbudować coś, co pękło. Nawet jeśli wszyscy udają, że to tylko drobna rysa.
Z Kubą widuję się raz na kilka tygodni. Idziemy do kina, na kawę, czasem po prostu siedzimy w parku i gadamy o niczym. Nie mówię jednak o nim „brat”. Jeszcze nie. Może kiedyś. Teraz to po prostu Kuba – chłopak, który pojawił się nagle w moim życiu i już w nim został. Bez pretensji i bez nacisku.
W zeszłym roku znów próbowałam spędzić Wigilię z rodzicami. Przyszłam na kolację, ale bez prezentów, bez udawania. Z Kubą wymieniliśmy tylko spojrzenie i krótkie „hej”. Wystarczyło. Żadnych opłatków. Żadnych wzniosłych życzeń. Tylko zwykła kolacja i zwykłe milczenie. I to było okej. Nie wróciła magia, nie wrócą też tamte święta, ale nauczyłam się, że nie każda historia musi być idealna, żeby była prawdziwa.
Natalia, 22 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na samą myśl, że mam spotkać się w Wigilię z wnukami, robi mi się gorzej. W tym roku święta spędzę z dala od domu”
- „Syn zawsze chciał być kimś, dopóki kobieta nie zawróciła mu w głowie. Nie wierzę, że jest z nią szczęśliwy”
- „Zrobiłam świąteczną paczkę dla starszej i samotnej sąsiadki. Ze szczęścia nie mogła powstrzymać łez”