Reklama

Jesteśmy razem od piętnastu lat. Poznaliśmy się na rajdzie rowerowym – on miał zadrapane kolano, ja bandaż i herbatę w termosie. Zawsze był pełen energii, głośny, pewny siebie. To mnie wtedy urzekło – ta jego siła. Teraz... coraz częściej mnie przytłacza. Wojtek jest trenerem, pracuje z chłopakami z lokalnej drużyny. Ambitny, z planem na wszystko – także na życie naszego syna. Od lat powtarza, że Olek musi iść do szkoły sportowej, najlepiej piłkarskiej. Że jak nie będzie twardy, to go życie zje. Że książki nie zrobią z niego mężczyzny.

Reklama

Początkowo to były tylko komentarze. Żarty. A teraz... coraz częściej słyszę w jego głosie rozczarowanie. Patrzył na Olka i widział nie dziecko, tylko porażkę. I choć próbuję z nim rozmawiać, przekonać, że wrażliwość to nie słabość – coraz trudniej nam się porozumieć. Jakbyśmy byli na dwóch łodziach, dryfujących w przeciwnych kierunkach. Ale jeszcze wierzę, że uda się to zawrócić. Jeszcze.

Głos mi zadrżał

Obiad była gotowy. Upiekłam młode ziemniaki z koperkiem, zrobiłam surówkę z ogórków i postawiłam na stół miskę z pieczonymi skrzydełkami. Olek już siedział, bawił się widelcem. Wojtek wszedł spóźniony z impetem, a z kieszeni wystawał mu gwizdek. Cmoknął mnie w policzek, klepnął syna po ramieniu i zasiadł naprzeciwko.

– Mam dla ciebie niespodziankę, młody – rzucił z uśmiechem. – Zapisałem cię na testy do szkoły sportowej. Za dwa tygodnie. Zobaczymy, co potrafisz.

Zamarłam z łyżką w ręku. Olek spojrzał na mnie niepewnie i spuścił wzrok. Przełknęłam ślinę i odłożyłam sztućce.

– Może najpierw trzeba było zapytać Olka, czy w ogóle chce?

–On nie wie, czego chce. To dzieciak. Trzeba go popchnąć, inaczej nic w życiu nie osiągnie.

– On nie chce! Dlaczego nie możesz tego zobaczyć?

Wojtek odchylił się na krześle, jakby go to rozbawiło.

– Ty byś go najchętniej zawinęła w koc i trzymała w bibliotece do osiemnastki. Życie to nie bajka.

– To nie znaczy, że ma żyć twoim życiem.

– Moim? – prychnął. – Próbuję go wychować na faceta. A ty? Co mu dają książki?

Spojrzałam na Olka, ale on nie odezwał się ani słowem. Gdy skończyliśmy, od razu uciekł do swojego pokoju. Później, kiedy zapukałam do niego i weszłam bez czekania, siedział na łóżku z kolanami przy brodzie. W jego oczach coś gasło.

– Możesz mi powiedzieć, co o tym wszystkim myślisz?

– Nie chcę zawieść taty – wyszeptał. – Tylko boję się tej szkoły. Tam są chłopaki, co krzyczą i biegają i… ja tak nie umiem.

Uklękłam przy nim i objęłam go ramieniem. Wiedziałam, że muszę być spokojna, ale w środku wszystko we mnie się buntowało. Tamtego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Wiedziałam, że jeśli Wojtek dalej będzie próbował przerobić naszego syna na swoją kopię, nie skończy się to dobrze. Zaczęłam się bać, że to, co przed nami, będzie trudniejsze niż wszystko, co było dotąd.

Byłam przerażona

To miał być zwykły niedzielny poranek. Wojtek zabrał Olka na boisko. Twierdził, że pokaże mu kilka prostych ćwiczeń, że to tylko zabawa, nic zobowiązującego. Zgodziłam się niechętnie, ale z zastrzeżeniem, że ma być bez nacisków. Uwierzyłam mu, choć w środku czułam niepokój. Po godzinie dołączyłam do nich. Kiedy zobaczyłam ich na boisku, Olek próbował kopnąć piłkę, ale nogi mu się plątały. W pewnym momencie potknął się i upadł. Wojtek natychmiast ruszył w jego stronę, nie po to, by mu pomóc, ale żeby dalej wrzeszczeć.

– Co ty wyprawiasz?! Przecież to nie wymaga myślenia! Jesteś mięczakiem! Nawet kopnąć porządnie nie potrafisz! – grzmiał.

Zamarłam. Serce zaczęło mi bić mocniej. Ruszyłam w ich stronę szybkim krokiem, nie zastanawiając się nad tym ani przez chwilę. Olek leżał na murawie, próbując ukryć twarz. Wojtek stał nad nim jak kat.

– Dość! – wrzasnęłam, zanim zdążyłam się opanować. – Co ty wyprawiasz?!

Odwrócił się zaskoczony.

– On musi się nauczyć! Ty go tylko głaszczesz po głowie i zrobisz z niego ofiarę. Nie ma w nim żadnej siły, żadnego zacięcia! To przez ciebie!

– On nie jest twoim projektem! – krzyknęłam, czując, jak piecze mnie skóra na karku. – To dziecko, a nie przedłużenie twoich ambicji! Przestań zrzucać winę na mnie, bo nie pasuje ci, że nasz syn nie jest taki, jak ty!

– Będzie tylko siedział z nosem w książce i pozwalał się pomiatać! A świat nie czeka na takich chłopców!

– Świat? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Czy ty w ogóle go słyszysz? Widzisz go?

Olek siedział skulony, ramiona mu drżały. Zanim zdążyłam do niego podejść, uniósł głowę, a po policzkach spływały mu łzy.

– Tato, nie chcę już trenować… – wyszeptał. – Nie chcę…

Wojtek patrzył na niego przez kilka sekund. W jego twarzy coś zgasło. Nie powiedział już nic, tylko odwrócił się i odszedł w stronę samochodu. Nie miałam już złudzeń. Przez ostatnie lata nie zauważałam, jak bardzo Wojtek chce syna złamać. Może nie bił, nie podnosił ręki, ale jego słowa uderzały równie mocno. Czułam coś więcej niż tylko złość. To było przerażenie. Przestałam rozpoznawać człowieka, z którym dzieliłam życie. Jednocześnie po raz pierwszy od dawna poczułam w sobie siłę. Wiedziałam, że muszę ochronić syna. Nawet jeśli oznaczało to wystąpienie przeciwko własnemu mężowi.

Zaskoczył mnie

Tamten dzień od rana był napięty. Olek nie chciał jeść śniadania. Kręcił się po kuchni z podkrążonymi oczami, obgryzał paznokcie. Testy do szkoły sportowej miały odbyć się o dziesiątej. Cały czas zerkał na zegar, jakby odliczał minuty do wyroku. Usiadłam naprzeciwko niego z kubkiem herbaty.

– Nie musisz tam iść. To twoja decyzja.

Nie odpowiedział od razu. Patrzył na blat stołu, jakby próbował znaleźć na nim jakąś wskazówkę. Po chwili pokręcił głową.

Nie chcę. Naprawdę nie chcę.

Objęłam go. Czułam, jak napięcie z jego ciała powoli opada. Powiedziałam mu, że jestem z niego dumna, że nie musi nikomu niczego udowadniać. O dziesiątej siedzieliśmy razem na tarasie, czytając książkę o astronomii, którą sam wybrał kilka dni wcześniej. Słońce świeciło, był ciepły wiatr i przez moment wszystko wydawało się spokojne. Wojtek wrócił przed trzynastą. Trzasnął drzwiami i zawołał z przedpokoju:

No i? Jak poszło?

Nie odpowiedziałam. Olek siedział obok mnie, znieruchomiały. Wojtek wszedł do salonu. Zobaczył nas siedzących z książką w rękach i zmarszczył brwi.

– Nie poszedłem – powiedział cicho Władek.

– Co?

Nie chciałem tam iść… – powtórzył chłopiec, jeszcze ciszej.

Wojtek stał przez chwilę nieruchomo. Potem powoli odłożył klucze na komodę.

– Nie wierzę. Nie byłeś?

– Proszę, tato… – Władek unikał jego wzroku. – Nie chcę tam chodzić.

– To była jego decyzja – odezwałam się spokojnie. – I ja ją szanuję.

Nie spojrzał ani na mnie, ani na syna. Odwrócił się i bez słowa poszedł do sypialni. Usłyszałam, jak otwiera szafę. Wyszłam za nim.

– Co robisz?

– Pakuję się.

– Co? Tak po prostu?

Nie będę uczestniczył w wychowywaniu ofiary.

Stałam oparta o framugę, nie wiedząc, co powiedzieć. Chciałam go zatrzymać, ale nie miałam żadnego argumentu. Kiedy wychodził, nie spojrzał nawet w stronę Olka. Tylko rzucił:

– Zostawiam klucze. Może jeszcze kiedyś porozmawiamy, jak będzie miał coś więcej do powiedzenia niż „nie chcę”.

Drzwi się zamknęły. Olek wtulił się we mnie tak mocno, że aż zabrakło mi tchu.

– To moja wina?

Pocałowałam go w czoło i przycisnęłam do siebie. Nie. To nie była jego wina. Wiedziałam, że cokolwiek wydarzy się dalej, już nic nie będzie takie samo.

Czułam się lepiej bez niego

Wojtek odszedł i przez pierwsze dni nie odzywał się wcale. Potem wysłał kilka wiadomości. Nie odpowiadałam. Olek też nie chciał. Codziennie po szkole syn przychodził do biblioteki. Czytał wszystko – od mitologii po książki o dinozaurach. Lubiłam te popołudnia, choć bolało mnie, że tak wygląda jego dzieciństwo. Zaczęłam też lepiej słyszeć siebie. Bez Wojtka w domu było ciszej, ale też spokojniej. Nie musiałam ważyć każdego słowa. Olek śmiał się częściej, a wieczorami przesiadywaliśmy razem na kanapie, słuchając audiobooków. Nie tęskniłam za dawnym napięciem. Po pół roku zadzwonił. Powiedział, że chce przyjechać, zobaczyć Olka.

– On wróci na zawsze? – zapytał Władek.

– Nie wiem. Pamiętaj, że to ty decydujesz, czy chcesz się z nim zobaczyć.

Zgodził się. Wojtek siedział w salonie z torbą na kolanach, mówił cicho. Olek odpowiadał zdawkowo, patrząc w podłogę. Nie wiedziałam, czy to początek czegoś nowego, czy tylko rozdział, który musiał się domknąć.

Miałam pewne obawy

Przez długi czas nie rozmawiali. Dopiero po kilku minutach Olek pierwszy się odezwał.

– Czemu odszedłeś?

Wojtek spojrzał na swoje dłonie, zanim odpowiedział.

– Myślałem, że jak cię nie popchnę, to się pogubisz, ale to ja się pogubiłem.

Olek spojrzał na niego z boku.

Nie jestem tobą, tato. I nigdy nie będę.

Wojtek spuścił wzrok.

– Wiem. Mój ojciec był surowy. Bałem się go całe dzieciństwo. Obiecałem sobie, że nie będę taki. Ale... chyba nie umiałem inaczej.

Olek nic nie powiedział. Nie było w tym gestów pojednania, żadnych łez. Tylko słowa. I może to właśnie wystarczyło na ten moment.

Iza, 43 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama