Reklama

Po rozstaniu ze Sławkiem czułam się tak samotna, że pojechałam do schroniska, żeby zaadoptować psa. Wolontariuszka, która mnie oprowadzała, zapytała, o jakim psie myślę. Pewnie chodziło jej o wielkość, wiek i płeć, ale ja odpowiedziałam od razu:

Reklama

– O takim, który będzie mnie kochał.

Kobieta uśmiechnęła się ze zrozumieniem i powiedziała, że każdy pies, którego wyciągnę ze schroniska, będzie mi wdzięczny i wierny.

Ja jednak nie mogłam się zdecydować. Chodziłam alejkami, zaglądałam do klatek i jakoś nic się we mnie nie działo. Aż do momentu, kiedy zobaczyłam wychudzonego dalmatyńczyka opierającego się przednimi łapami na siatce. Kiedy na niego spojrzałam, poczułam to, co czuje się, kiedy spotyka się właściwą osobę, taką, z którą chce się spędzić życie. Ja chciałam zostać człowiekiem tego psa!

Wiedziałam, że obaj moi „chłopcy” muszą się w końcu polubić

Kropek miał już kilka lat, ale zachowywał się jak szczeniak. W życiu nikt tak się nie cieszył z mojej obecności! Pokochaliśmy się od razu i przez kolejny rok w żartach mówiłam, że Krops jest jedynym mężczyzną w moim życiu. A potem spotkałam Mikołaja i okazało się, że moje serce jest wystarczająco pojemne na dwóch facetów. Tyle że mój nowy chłopak jakoś nie przepadał za Kropkiem.

Zobacz także

– Możesz go gdzieś zamknąć? – pytał na przykład, kiedy pies zbyt intensywnie go obskakiwał na powitanie.

– Ale on się tak cieszy… – tłumaczyłam. – Przez osiem miesięcy mieszkał w klatce, dlatego tak skacze, z radości.

– Rozumiem, ale to irytujące – wzdychał Mikołaj i odciągałam Kropka za obrożę.

Przeszkadzało mu też, że mój dalmatyńczyk wszędzie zostawia jasną sierść. Chociaż zapewniałam go, że psu nie wolno leżeć na fotelach ani na kanapie, Mikołaj zaczął przynosić z łazienki ręcznik i dopiero wtedy siadał.

– Zrozum, nie mogę jechać do przychodni, wyglądając, jakbym prowadził gabinet weterynaryjny – sarkał ze zniecierpliwieniem, obskubując się z białych włosków. – Twój pies ma w nosie twoje zakazy, bo wszystkie meble są w jego kudłach.

Jednak mimo to Mikołaj starał się być przyjazny dla Kropka. Przynosił mu smakołyki, a kiedy zepsuła mi się smycz automatyczna, kupił nową, o metr dłuższą. Wiedziałam, że obaj moi „chłopcy” muszą się w końcu polubić. Wiązałam z Mikołajem dalekosiężne plany i nie wyobrażałam sobie, że będzie wiecznie irytował się na Kropsa.

Wymyśliłam więc, że wyjedziemy gdzieś we trójkę. Oboje z Mikołajem uwielbialiśmy góry, więc zarezerwowałam nam pokój w domku w Pieninach, upewniwszy się, że możemy się w nim zjawić z czworonożnym towarzyszem.

– Dobrze, ale nie zgadzam się, żeby pies spał z nami w łóżku – zapowiedział mój luby. – Psy mają brudne łapy, mogą mieć pasożyty i…

– Okej! – zamachałam rękami. – Nie ma spania z nami, zrozumiałam. Słyszysz, Kropek? Będziesz spał na dywanie.

Pogoda nie dopisywała. Wychodzenie na spacery wcale nie było przyjemne, więc sporo czasu spędzaliśmy w pokoju. I zaczęliśmy się kłócić. Najpierw o drobnostki typu jedzenie ciastek i kruszenie w łóżku, potem o to, że Mikołaj mnie nie słuchał, tylko siedział z nosem w telefonie, kiedy coś mu opowiadałam, a w końcu – i to już była porządna awantura – o moją przyjaciółkę, która dość często do mnie dzwoniła, a ja wtedy zamykałam się z komórką w łazience.

– Nie chodzi o to, że mam sekrety przed tobą – próbowałam się tłumaczyć. – Tylko że ona mi mówi o bardzo prywatnych sprawach, właśnie rozstaje się z narzeczonym, i nie chcę, żebyś to słyszał, a ten pokój jest strasznie mały.

– To po co taki zarezerwowałaś? – zaatakował mnie. – Cały ten domek jest fatalny! W nocy wieje od okna, w kuchni nawet nie ma mikrofalówki…

– Wiesz co?! – przerwałam mu ze złością. – Mogłeś się tym zająć! Ale ty jesteś wielkim panem i nie masz na nic czasu, więc zostawiłeś to mnie! A teraz ci się nie podoba?! No, przepraszam, że nie spełniłam twoich jaśniepańskich oczekiwań.

Kłóciliśmy się jeszcze przez chwilę, aż sąsiedzi z pokoju obok zaczęli walić w ścianę. To doprowadziło mnie do ostatecznej wściekłości.

– Krops! Wychodzimy! – krzyknęłam na psa, ale ten tylko wpełzł pod łóżko. – No chodź, do cholery! – nie odpuszczałam.

– Zostaw go. Nie widzisz, że się ciebie boi? – z Mikołaja nagle zrobił się miłośnik zwierząt. – Spójrz na siebie! Krzyczysz i ciskasz się jak szalona!

Tego już miałam stanowczo dość. Złapałam kurtkę i wypadłam przez drzwi, krzycząc, że Mikołaj jest beznadziejny i żałuję, że z nim tu przyjechałam.

Nie wierzyłam własnym oczom

Górskie powietrze nieco mnie otrzeźwiło, chociaż błoto pod nogami i ciemności dookoła nie działały szczególnie kojąco. Połaziłam trochę drogą w tę i z powrotem, ale na szlak bałam się wejść. Dla takich mieszczuchów jak ja leśna głusza jest przerażająca. Nie chciałam jednak dawać satysfakcji Mikołajowi, że tak szybko wracam, więc przysiadłam na drewnianym ogrodzeniu i gapiłam się w gwiazdy. Po godzinie zmarzłam tak okropnie, że nie miałam wyjścia – musiałam wrócić.

Spodziewałam się, że zastanę Mikołaja jak zwykle grzebiącego w telefonie, a Kropka chrapiącego pod łóżkiem, dlatego zdziwiłam się widząc, że w pokoju jest wyłączone światło. Kiedy weszłam, Kropek oczywiście od razu zaczął przy mnie tańczyć i już nastawiłam się na pełne pretensji żądanie Mikołaja, żebym uspokoiła psa, kiedy – ku mojemu zdumieniu – mój facet zawołał zwierzaka do siebie.

Nie wierzyłam własnym oczom, patrząc, jak Krops wskakuje do łóżka i mości się obok mojego lubego, a ten troskliwie naciąga na niego kołdrę.

– Hej – usiadłam obok Mikołaja. – Od kiedy to wolno mu spać w łóżku?

– Od kiedy nazwałaś mnie beznadziejnym i powiedziałaś, że żałujesz, że tu przyjechaliśmy… – odmruknął spod kołdry mój facet. – Przepraszam… Faktycznie, zachowałem się fatalnie. Dla Kropsa też… Wejdziesz tu do nas?

Tej nocy spaliśmy we trójkę.

Kiedy wróciliśmy do domu, Mikołaj traktował Kropka już zupełnie inaczej. Kiedy wracał z pracy, zawsze najpierw witał się psem, dopiero potem ze mną. Kiedy na spacerze robiliśmy sobie zdjęcia we trójkę, potrafił usunąć dobre ujęcie, bo „Kropek miał brzydką minę”. Moja mina była zdecydowanie mniej ważna. Pies także zaczął go adorować bardziej niż mnie i teraz to ja musiałam walczyć o miejsce na kanapie, bo nagle okazało się, że sierść da się spokojnie usunąć rolką i pies codziennie zasypiał przy telewizorze z pyskiem na kolanach Mikołaja.

– Wiesz, co? – zapytałam raz, przepychając się z czworonogiem i usiłując usiąść chłopakowi na kolanach. – Zaczynam być zazdrosna o własnego psa. Chyba wolałam, kiedy to ja byłam najważniejsza.

– Dla mnie, czy dla niego? – uśmiechnął się szelmowsko Mikołaj.

– Dla was obu – mruknęłam naburmuszona. – Teraz czuję się jak piąte koło u wozu. Wy sobie rano razem biegacie, oglądacie razem mecze, a ja? Kogoś jeszcze obchodzę?

Mikołaj pocałował mnie mocno i zapewnił, że potrafi kochać jednocześnie mnie i swojego kumpla Kropka. Uśmiechnęłam się, chociaż wciąż byłam troszkę zazdrosna.

Reklama

Na szczęście, chociaż Krops teraz z nami śpi, są momenty, kiedy musi zostać za drzwiami sypialni. Wtedy mam swojego faceta na własność. Ale poza tymi chwilami jesteśmy świetną – dwuipółosobową rodziną. Przynajmniej na razie, bo już niedługo będzie nas więcej. Póki co synek będzie spał w łóżeczku, które Mikołaj już złożył (przy dzielnej asyście Kropka), a potem… cóż, najwyżej kupimy nowe łóżko. Mówi się, że psa raz wpuszczonego pod kołdrę się spod niej nie wygania i dam głowę, że Krops też zna to powiedzenie!

Reklama
Reklama
Reklama