Reklama

Współczucie może dawkuję, ale chusteczek higienicznych mam pod dostatkiem, tak jak ostrożności w wydawaniu osądów.

Reklama

– Po czym pani poznała, że mąż panią zdradza? – zapytałem.

– Zaczął biegać. Biegać! Nienawidzi wszystkich sportów poza tymi oglądanymi w telewizji.

– Może po prostu zaczął o siebie dbać. O swoje zdrowie, kondycję.

– Jasne! Dbać zaczął… Dieta pudełkowa, żadnych słodyczy, piwa, nic. Na fryzjera wydaje więcej niż ja. Nie wspomnę o ciuchach, ja mogę o takich pomarzyć.

Zobacz także

No tak, objawy były typowe…

– Wychodzi wieczorami? Znika bez słowa, nie odbiera telefonów?

Ona potakiwała, a ja zapisywałem każde słowo, w myślach przewracając oczami. Nuda, jeśli to wszystko prawda. Raz, dwa i pozamiatane. Większość facetów naprawdę nie potrafi się porządnie maskować, gdy w grę wchodzi kochanka. Zamiast uważać, stają się tacy przewidywalni. Nagle, z dnia na dzień, gruby kanapowiec bierze się za siebie: chudnie, pięknieje w oczach, modnie się ubiera i myje zęby po każdym jedzeniu, jak przykazują reklamy szczoteczek elektrycznych. Żona musiałaby być ślepa i głucha albo – przepraszam za wyrażenie – głupia jak but, żeby się nie zorientować, że zwrot o sto osiemdziesiąt stopni oznacza inną kobietę. Zazwyczaj młodszą, ładniejszą i taką, która nie urodziła trójki dzieci.

– No dobrze. To w takim razie biorę się do roboty. Postaram się zebrać jak najwięcej dowodów, żeby miała pani atuty do walki na sali sądowej.

Kobieta rozpłakała się na całego. Chyba właśnie uświadomiła sobie, po co tu jest. Przyszła, bym potwierdził jej obawy, ale zarazem gdzieś głęboko w niej wciąż tliła się nadzieja, że zaprzeczę, sprawdzę, a potem powiem, że wszystko sobie wymyśliła.

Niestety, w większości przypadków kobieca intuicja się nie myli. Moja rola polega na odbieraniu nadziei, co właśnie dotarło do tej kobiety. Wizyta w moim biurze stanowiła przedsmak tego, co ją czeka. Rozwód, podział majątku, sprawa o opiekę nad dziećmi, alimenty… Może się to ciągnąć latami. Ale to u mnie był pierwszy przystanek, gdzie ludzie uświadamiali sobie, że za chwilę przekroczą granicę, za którą nie ma już odwrotu.

– Będzie dobrze, proszę się na zapas nie martwić. Nic nie jest przesądzone, póki tego nie udowodnimy.

– Nie wie pan, jak to jest…

– Przeciwnie. Nie tylko mężczyźni zdradzają – odparłem bez wdawania się w szczegóły. – Jeśli jednak pani podejrzenia się potwierdzą, proszę to potraktować jako najlepszy prezent od losu. Młoda, piękna, inteligentna kobieta, która w dodatku jest wolna, więc może robić, co chce, na nikogo się nie oglądając. Zdobywać góry albo leżeć w hamaku…

Bzdura. Pocieszająca bzdura. W znakomitej większości te zdradzane kobiety były matkami i już się domyślały, że czeka je walka o każdy grosz alimentów, o to, by tatuś nie ignorował własnych dzieci, o to, by spłacić byłego, żeby mogła z potomstwem zostać w budowanym latami domu… Istna droga przez mękę i nie każda kobieta decydowała się nią podążyć. Niektóre zabierały zdjęcia, nagrania, chowały do kieszeni, gdzie wcześniej włożyły dumę, i żyły jak wcześniej, udając ślepe i głuche. Ta nie będzie taka potulna. Kiedy już otrze łzy, będzie walczyć – tak oceniłem.

– Dziękuję. Będziemy w kontakcie – chwyciła chusteczkę i wyszła.

Nie wierzyłem w to, co właśnie zobaczyłem

Wziąłem się za swoją robotę. Przygotowałem plan działania, rozrysowałem, gdzie i kiedy powinienem być. Najbliższych kilka dni zapowiadało się pracowicie. Chodziłem za facetem jak cień. Wpatrywałem się w okna jego biura, nawet raz się tam przeszedłem, niby że przypadkiem zabłądziłem. Poza tym, że wyglądał całkiem nieźle, zdrowo się odżywiał i popołudniami naprawdę biegał po parku, nie zauważyłem niczego niepokojącego.

– Albo zrobił sobie przerwę, albo naprawdę tylko dba o siebie bardziej niż kiedyś – referowałem, gdy zadzwoniłem do niej po tygodniu. – Nie mam niczego, absolutnie niczego. Czy mam go śledzić dalej?

– Tak. Niech pan go porządnie sprawdzi. Nie chcę mieć wątpliwości.

– OK.

Nasz klient, nasz pan. Obserwowałem gościa nadal. I po kolejnym tygodniu, kiedy miałem już dać sobie spokój, zacząłem przecierać oczy ze zdumienia. Biegałem po tym samym parku, w kominiarce, że niby mi zimno. Chowałem się i podglądałem. I dopiero jako biegacz wpadłem na trop.

Park był miejscem sprzedawania narkotyków, a mąż mojej klientki był tu dilerem! Obudził moją podejrzliwość fakt, że musiałem ganiać po odludnych zakątkach, z zarośniętymi, zacienionymi ścieżkami i zacienionymi ławeczkami, żeby go namierzyć. Ale kiedy zobaczyłem, jak kolejni „biegacze” podchodzą do siedzącego na zdezelowanej ławce faceta i odbierają małe paczuszki, wciskając mu banknoty do ręki, byłem na sto procent pewien, co się tu odbywa. Musiałem mieć jednak dowód dla klientki. Taka była umowa. Włączyłem dyktafon, kamerę ukrytą w kieszeni kurtki i podbiegłem do mojego „obiektu”.

– Cześć, słyszałem od kumpla, że masz różne dobre rzeczy.

– Od kumpla? Który to taki gadatliwy? – spytał z rozbawieniem w głosie.

– Nie bardzo mogę mówić. Ale następnym razem może wybierzemy się pobiegać razem. Masz fetę?

– Najlepszą. Stówka za dwa gramy, w promocji, na pierwszy raz.

– Dzięki, do następnego – wyciągnąłem z portfela setkę i podałem mu.

Mała paczuszka z białym proszkiem wylądowała po sekundzie w mojej dłoni; szybko ją ukryłem.

Wróciłem do biura i szybko zgrałem nagrania, oddzielnie z dyktafonu, oddzielnie z kamerki. Dźwięk był idealny, zwłaszcza nagrany dyktafonem. Sprawdziłem też zawartość paczuszki. Czyli jednak. Już sam nie wiedziałem, co gorsze: zdradzający mąż czy handlujący tym, czym absolutnie nie powinien. Stąd miał większe pieniądze, a co za tym idzie lepsze ciuchy, modne gadżety, jak ten zegarek, który miał na ręce, warty pewnie ze cztery takie zlecenia jak to, które dostałem od jego małżonki.

Docierało do niej, co ja zrozumiałem już wcześniej

Zadzwoniłem do klientki i zaprosiłem ją na rozmowę. Przyjechała, lekko blada. Widziałem, że boi się tego, co za chwilę ode mnie usłyszy. Zastanawiałem się, jak jej to powiedzieć. Klasyczne „mam dwie wiadomości, dobrą i złą” wydawało się jakieś nie na miejscu, jak żart na pogrzebie.

– No, niech pan mówi. Znalazł pan dowody, że ma kochankę?

– Nie. Znalazłem jednak coś innego. Może po prostu pani pokażę.

Odtworzyłem film. Oglądając, siedziała w ciszy, zszokowana.

– Wiem, że to zupełnie nie to, czego się pani spodziewała. Powiem szczerze, ja też.

– Ale… jak…? Jakim cudem… Skąd… Skąd on to w ogóle bierze? – dukała, trzymając dłoń przy ustach.

– Nie wiem. Mogę spróbować się dowiedzieć, ale to będzie kosztowało znacznie więcej. Nie wiem, czy przyniesie efekt i może być dla mnie niebezpieczne, więc wolałbym nie drążyć. To praca dla policji, nie dla prywatnego detektywa.

Dla policji?! – była przerażona.

Docierało do niej, co ja zrozumiałem już wcześniej, że rozwód i szarpanie się o majątek czy alimenty wcale nie muszą być najgorszą opcją. Dużo gorsze będzie aresztowanie, proces, osadzenie, artykuły w lokalnych gazetach i wytykanie palcami w sklepach.

– Proszę pani, to trzeba zgłosić. Sprzedaż narkotyków to przestępstwo, zagrożone karą od roku do dziesięciu lat pozbawienia wolności. Lepiej, żeby mąż się przyznał, współpracował i wyznał, skąd bierze towar na sprzedaż. Przecież nie kupuje tego na bazarze ani sam nie robi. A kto widzi przestępstwo, ma obowiązek to zgłosić. Także ja. Teraz również pani.

– Czy mogę… – wzięła głębszy oddech. – Czy mogę prosić, żeby dał mi pan trzy dni, zanim to zgłosi? Chcę z nim porozmawiać, wyjaśnić, dowiedzieć się czemu… Może go przekonam…

– Trzy dni – zgodziłem się.

Nie mój cyrk, nie moje małpy

Rzeczywiście kochała męża. Kiedy policja zjawiła się pod adresem, który klientka wskazała jako miejsce zamieszkania, nikogo w domu już nie było. Zostało trochę mebli, szpargałów, książek… Wszystkie ubrania i cenne rzeczy zniknęły. Musieli szybko się spakować i ewakuować.

Znajomy policjant, który zajmował się tą sprawą, obstawiał jakiś ciepły kraj poza Unią Europejską. Raczej nie ryzykowali pozostania w Europie, skąd szybko mogli zostać odtransportowani do Polski. No cóż, jak widać, dla niektórych bycie żoną dilera jest czymś strawniejszym niż bycie zdradzaną żoną.

Moja klientka dokonała wyboru. Trudno powiedzieć, jak potoczą się ich losy. Czy będą się gdzieś ukrywać do końca życia, czy zdecydują się kiedyś wrócić i przynajmniej on odbędzie karę. Chociaż nad nią też wisi paragraf. No cóż, nie mój cyrk, nie moje małpy. Czas wracać do śledzenia kolejnych niewiernych mężów i żon. Ciekawe, co przy okazji odkryję następnym razem.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama