Reklama

Kobiety to jednak fałszywe i wyrachowane są! Zwłaszcza te piękne. Na lewo i prawo rozpowiadają, że przy wyborze życiowego partnera nie zwracają uwagi na grubość jego portfela, a od pieniędzy ważniejsze jest, by facet był dobry, opiekuńczy i miał poukładane w głowie. G… prawda! To właśnie kasa jest dla nich najważniejsza. Wiem, bo sprawdziłem to na sobie!

Reklama

Tak się składa, że jestem dość zamożnym mężczyzną. Nie to, żebym stuzłotowym banknotem podpalał cygaro, ale nie narzekam. Mam nieźle prosperującą firmę, duże, własne i spłacone mieszkanie w dobrej dzielnicy, spore oszczędności na koncie, samochód i motorówkę w Marinie nad Zegrzem.

Stać mnie na wakacje i na przyjemności

Do tego nieźle wyglądam. Mam dopiero 37 lat i dbam o siebie. Chodzę na siłownię, zdrowo się odżywiam. No i podobno jestem niezłym kochankiem. Nawet moja była to przyznała, choć rozstawaliśmy się w gniewie… Do dziś zastanawiam się, dlaczego więc szukała wrażeń na boku i w trakcie naszego małżeństwa spotykała się z dwoma innymi facetami? Może temperament miała zbyt duży, a może lubiła zmiany? Sam nie wiem… W każdym razie, gdy dowiedziałem się od życzliwych, że mam rogi jak stąd do Wrocławia, to natychmiast przegoniłem ją na cztery wiatry.

Przez prawie rok lizałem rany, bo ożeniłem się z wielkiej miłości. Nie umawiałem się z żadnymi kobietami. Może nie żyłem jak mnich, ale moje spotkania z panienkami ograniczały się do jednej nocy. Wyciągałem chętną z imprezy i do łóżka. Jak któraś chciała się umówić na następny raz, mówiłem z uśmiechem, że się odezwę, zadzwonię. A jak wychodziła, wyrzucałem karteczkę z telefonem do kosza. Nie chciałem się z żadną z nich wiązać… Kobieta, która po pierwszym spotkaniu ląduje z facetem w łóżku, nie zasługuje na szacunek…

Spotykałem się z wieloma kobietami

Po roku miałem dość kawalerskiego życia. Zatęskniłem za normalnym domem. Chciałem, żeby ktoś mnie żegnał, gdy wychodziłem rano do firmy i czekał na mnie z kolacją, gdy z niej wracałem. Marzyłem, by mieć z kim pogadać, obejrzeć film. Postanowiłem więc poszukać nowej partnerki życiowej. Gdzie? Jak chyba większość samotnych, na portalu randkowym. Wybrałem płatny, bo nie chciałem tracić czasu na niepoważne propozycje.

Zobacz także

Nie zamierzałem oszukiwać, niczego ukrywać ani niczego ubarwiać. W informacjach o sobie napisałem szczerą prawdę. Kim jestem, co mam, co robię. No i oczywiście kogo szukam, i czego oczekuję. Dorzuciłem kilka fotek: ja w motorówce, ja w mieszkaniu przy kominku, ja w samochodzie. No i się zaczęło.

Okazało się, że jestem dla kobiet łakomym kąskiem. Gdy po raz pierwszy otworzyłem swoją skrzynkę, to aż się za głowę złapałem, tyle dostałem propozycji. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że na świecie jest tyle samotnych pań szukających partnera! Prawie do świtu siedziałem przy komputerze, żeby wszystkie odpowiedzi przejrzeć i zrobić wstępną selekcję. Nie powiem, miło to połechtało moje męskie ego. Kobiety na mnie leciały!

Przez następne miesiące pisałem na czacie i spotykałem się z wieloma kobietami. Bogatymi, biednymi, młodziutkimi i trochę starszymi. Z jednymi szybko kończyłem znajomość, z innymi spotkałem się kilkakrotnie. Zapraszałem je na romantyczne kolacje, do kina, do teatru. Spełniałem ich zachcianki. Byłem czarujący, miły. A one mi się odwdzięczały. Rzucały powłóczyste spojrzenia, wdzięczyły się, kusiły, zabiegały o moje względy. Cmokały na widok mojego samochodu, z uwagą słuchały opowieści o mojej pracy, zachwycały się moim mieszkaniem. Czułem się super!

To był naprawdę fajny okres w moim życiu. Omal nie zapomniałem, czego szukałem na tym portalu randkowym. Gdyby nie to, że te wszystkie wyprawy trochę odchudziły moje bankowe konto, pewnie długo bym sobie jeszcze nie przypomniał. Gdzieś po roku się opamiętałem, i z tej całej plejady kręcących się wokół mnie gwiazd wybrałem trzy: Ankę – trzydziestodwuletnią bizneswoman, Paulinę – studentkę historii sztuki, i Klaudię, dwudziestoośmioletnią nauczycielkę. Wszystkie były bardzo piękne, mądre, pociągające. No i wszystkie zakochane we mnie do szaleństwa. Przynajmniej tak mówiły.

Od każdej z nich słyszałem, że świata poza mną nie widzi, że czekała na mnie przez całe życie, i że jesteśmy dla siebie stworzeni. No i oczywiście, że kochałaby mnie, nawet gdybym był biedny, jak mysz kościelna. Gdy powątpiewałem i dopytywałem się, czy aby na pewno, natychmiast się oburzały. Twierdziły, że je obrażam, a one na to nie zasługują. Bo święcie wierzą, że pieniądze szczęścia nie dają. A w związku najważniejsze jest prawdziwe uczucie, zaufanie, wierność…

Nie ukrywam, byłem w kropce

Nie miałem pojęcia, którą wybrać, z którą zacząć się spotykać na poważnie. Najchętniej związałbym się ze wszystkimi. Ale wiedziałem, że to niemożliwe. Żadna z nich nie miała pojęcia o istnieniu dwóch pozostałych. Aż bałem się pomyśleć, co by było, gdyby prawda wyszła na jaw. Oczy by mi wydrapały, takie były zazdrosne! Lawirowałem więc między jedną, drugą a trzecią, próbując podjąć właściwą decyzję. I pewnie głowiłbym się nad tym do dziś, gdyby nie mój kumpel, Robert.

Spotkaliśmy się miesiąc temu w pubie. Zwykle nie gadałem z nim o sprawach sercowych, ale wtedy złamałem tę zasadę. Gdzieś po czwartym browarku opowiedziałem, jaki mam problem. Słuchał mnie uważnie. Nawet kolejnego piwa sobie nie zamówił, żeby zachować jasność umysłu.

– Słuchaj stary, wszystko to bardzo piękne i tylko ci pozazdrościć. Ale jaką ty masz gwarancję, że one chcą być tobą z miłości, a nie dla kasy? – zapytał, gdy już skończyłem.

Wybałuszyłem oczy.

– Jak to jaką! Dobrze je poznałem. Wydaje mi się, że są szczere, zakochane we mnie… – zdziwiłem się.

– Eee tam, babom nie można wierzyć. Mówią jedno, a myślą drugie. I świetnie udawać potrafią. Ja tam bym je sprawdził – stwierdził.

– Niby jak? – zainteresowałem się.

– Ano zwyczajnie! Powiedz, że jesteś biedny. Że mieszkanie, samochód i firma należą do twojego kumpla ze szkoły. A ty po prostu chciałeś im zaimponować. Ale jesteś tylko zwykłym ochroniarzem, który tak naprawdę mieszka w wynajętej kawalerce i ledwie wiąże koniec z końcem – odparł.

– To nie przejdzie – pokręciłem głową. – A zaproszenia do drogich restauracji? Skąd miałem kasę?

– O rany, powiesz, że debetów na kartach kredytowych narobiłeś albo pożyczkę wziąłeś. I teraz masz długi. Jak to usłyszą, to pokażą swoją prawdziwą twarz. I wtedy przekonasz się, która naprawdę jest szczera i zakochana – stwierdził.

W pierwszej chwili nie zamierzałem skorzystać z jego rady. Wolałem wierzyć, że wszystkie trzy kobiety chcą być ze mną z prawdziwej miłości. Bo jestem taki dobry, męski i mądry. Ale choć bardzo się starałem, nie potrafiłem zapomnieć o rozmowie z Robertem. A może on ma rację? Przecież moja była też świetnie grała, udawała zakochaną i wierną. Ufałem jej bezgranicznie! Gdyby nie życzliwi, nigdy do głowy by mi nie przyszło, że przyprawia mi rogi. Może więc moje wybranki też nie są do końca szczere?

Tak mnie to męczyło, że po tygodniu postanowiłem zrobić im ten test. Dla własnego spokoju. Miałem nadzieję, że wszystkie zaliczą go śpiewająco. No, może najwyżej obleje jedna. Ależ ja byłem naiwny!

Na pierwszy ogień poszła Klaudia, belferka

Była zniesmaczona, gdy zaprosiłem ją do taniej kawiarni. A jak zobaczyła, że podjeżdżam rozklekotaną dwudziestoletnią astrą, którą pożyczyłem od dozorcy, to tak się skrzywiła, jakby się piołunu napiła. Jeszcze gorszą minę zrobiła, gdy prawie ze łzami w oczach wyznałem jej „prawdę”. Że jestem biedny, zadłużony, a kłamałem po to, by jej zaimponować. Ale kocham ją nad życie i mam nadzieję, że jej uczucia też się nie zmienią. Gdy skończyłem, długo milczała. Widziałem, że wszystko się w niej w środku gotuje.

– Wybacz mój drogi, ale nie mogę być z kimś, kto mnie w tak perfidny sposób oszukał. W związku najbardziej cenię sobie szczerość i zaufanie. A ty nawet nie wiesz, co to jest – wysyczała przez zęby i sobie poszła.

No proszę! Tak się ładnie wymiksowała z naszej znajomości. Prawie w białych rękawiczkach. Piękne są obłudne, a brzydkich nie chcę
Anka, kobieta sukcesu i interesu nie była już taka grzeczna. Zwyzywała mnie od najróżniejszych. Gdy zaś zdruzgotany padłem przed nią na kolana, zapewniając o swojej wielkiej miłości, tylko się roześmiała.

– Jak będę potrzebowała ochroniarza, to go sobie wynajmę! Znajomi by mnie śmiechem zabili, gdybym wprowadziła na salony takiego Pana Nikt. Co ty sobie myślisz, że będę cię utrzymywać? Niedoczekanie! – wycedziła.

Wiedziała, gdzie uderzyć, by zranić faceta. Gdybym naprawdę był Panem Nikt, to po spotkaniu chyba skoczyłbym z mostu albo sobie żyły podciął. No i wreszcie studentka, Paulina. Była moją ostatnią nadzieją. Wydawała się taka wrażliwa, ciepła. Ale i na niej się zawiodłem. Najpierw ze śmiechem dopytywała się, czy jej nie wkręcam. Gdy bijąc się w piersi, zapewniłem, że nie, spoważniała.

– Miły z ciebie facet, ale nie dla mnie. Jestem piękna, mądra, młoda i zasługuję na wspaniałe życie. A ty, co możesz mi dać? Pa, pa staruszku – pomachała mi ręką na pożegnanie.

Reklama

I tyle ją widziałem. No i znowu jestem sam. Liżę rany… Tym razem nie po jednym rozstaniu, ale trzech. W najbliższym czasie nie zamierzam spotykać się z żadną kobietą. Po co? Te piękne są obłudne! A brzydkich nie chcę.

Reklama
Reklama
Reklama