Reklama

Podsłuchałem rozmowę koleżanek z pracy:

Reklama

– Ten Robert jest nawet fajny, tylko taki jakiś, zamrożony...

– Jaki?

– No, jak z lodu. Zimny, nie uśmiecha się, nie pożartuje, nie zagada. Służbista!

Mają rację! Dokładnie tak się zachowuję; od kropki, do kropki. Żadnego spoufalania, żadnej prywatności. Mowy nie ma o skracaniu dystansu. Mam 35 lat, dobrą pracę, niezłe zarobki, studia magisterskie, samochód, mieszkanie. Do wszystkiego doszedłem sam. Nie było mi łatwo. Wychowywała mnie i utrzymywała tylko mama, bo tatuś poszedł w siną dal i poza marnymi alimentami, nie pamiętał, że ma syna.

Zobacz także

Pierwsze zawody

Byłem wesołym, otwartym chłopakiem, ufałem ludziom, a już kumple mieli ze mną raj. Mama całe dnie pracowała, więc nasze mieszkanie było wolne, zawsze z garem dobrej zupy i jakimiś naleśnikami na patelni. Przychodził, kto chciał; graliśmy na kompie, słuchaliśmy muzyki albo po prostu gadaliśmy. Wspaniałe czasy.

Pierwszy szok przeżyłem na początku liceum. Mieliśmy jechać na klasową wycieczkę w góry. Byłem skarbnikiem, zbierałem pieniądze na ubezpieczenie i inne opłaty, potem wpłacałem całą sumę wychowawczyni albo pani sekretarce. Tym razem miało być tak samo.

Mama dała mi swoją zieloną kosmetyczkę zapinaną na suwak. Miałem mieć pewność, że nic z niej nie wypadnie. Była wypakowana banknotami i bilonem, włożyłem do niej również listę wpłacających. To była poważna kwota... Mama prosiła, żebym zaraz po przyjściu do szkoły rozliczył się z nauczycielką.

Niestety, nasza profesorka właśnie tego dnia przychodziła później do pracy. Mamina kosmetyczka musiała poczekać w moim plecaku. Była tam na pewno jeszcze przed dużą przerwą, ale kiedy po nią sięgnąłem na początku lekcji wychowawczej, to owszem, wciąż tam była, tyle że... otwarta i pusta!

Nikt się nie przyznał do kradzieży. Oczywiście przyjechała policja, przesłuchiwali nas, pytali, kto wiedział o pieniądzach. Wszyscy wiedzieli! Ta wycieczka była planowana i oczekiwana, marzyliśmy, żeby się wyrwać ze szkoły na parę dni. Warunkiem było terminowe wpłacenie pieniędzy do biura podróży. Nawzajem się pilnowaliśmy, jedni drugim pożyczali kasę, pamiętam, że zaraz po przyjściu do szkoły triumfalnie pokazywałem wypchaną kosmetyczkę. Krzyczeliśmy: hurra i biliśmy brawo.

Mama wzięła szybką pożyczkę na bandycki procent. Nie krzyczała, nie była na mnie zła, nie marudziła... Nie mogłem spać, więc słyszałem, jak wstaje w nocy i bierze jakieś proszki. Czułem się podle. Do dzisiaj tak się czuję, gdy o tym myślę.

Oczywiście, zastanawiałem się, kto mnie mógł okraść? Przypominałem sobie każdą minutę i zawsze wychodziło na to, że koło mojego plecaka kręcili się dwaj kumple. Akurat ci, którzy najczęściej jedli u nas obiady i przesiadywali całymi godzinami przed moim komputerem. Nie miałem jednak żadnych dowodów. Zostawiłem to; przycichło, przestali gadać, nie było sprawy. Na tę wycieczkę nie pojechałem... Jako jedyny w klasie!

Zakochałem się i straciłem czujność

Po roku zmieniłem szkołę. W tej nowej już nie byłem taki skory do zawierania przyjaźni. Trzymałem się raczej na boku, nie bardzo dawałem się wciągnąć do różnych grup towarzyskich, nie chodziłem na domówki, osiemnastki i tak dalej... Myślałem, że ostrożność mnie zabezpieczy przed kolejnymi rozczarowaniami. Myliłem się! Próbna matura zweryfikowała moje złudzenia.

Była jedna dziewczyna, którą bardzo polubiłem. Wydawała się inna niż wszyscy, gadała ze mną, zwierzała się z różnych spraw, wyciągała mnie z domu do kina albo na spacery. Moja skorupa nieufności zaczynała mięknąć i pękać. Odzyskiwałem wiarę w ludzi!

Ta dziewczyna miała poważne kłopoty z zaliczeniem wielu przedmiotów. Była zdolna, ale nie chciało jej się uczyć. Mówiła, że jakoś to będzie... Śmiała się, kiedy ją ostrzegałem, że przesadza i że mogą jej po prostu nie dopuścić do egzaminu dojrzałości.

– Poucz się chociaż trochę – tłumaczyłem. – Ta próbna, to twoja ostatnia szansa. Pomogę ci.

W wieczór poprzedzający sprawdzian całowaliśmy się. Ona zaczęła... Mówiła, że chyba się we mnie zakochała. Ja już wówczas byłem pewien swoich uczuć. Uważałem, że spotkałem tę jedyną.

Zajęliśmy miejsca przy równoległych stolikach. Wyglądała prześlicznie; uśmiechała się i przesyłała mi dyskretne całusy. Szumiało mi w głowie ze szczęścia.

Tematy były dziecinnie łatwe. Byłem pewien, że ona sobie poradzi, ale zrobiła przerażoną minę i pokręciła głową na znak, że nic nie wie. Musiałem pomóc... Napisałem ściągę i czekałem, żeby pilnujący nas profesor się odwrócił. Rzuciłem zwitek, niestety niecelnie... – prosto pod jego nogi!

Oczywiście, zapytał kto i do kogo kierował tę zakazaną korespondencję? Wszyscy spuścili głowy. Ona była wyjątkiem... Pokazała na mnie.

– Ja nie chciałam – szeptała. – Nie mam z tym nic wspólnego. Nie prosiłam o pomoc. Jestem przygotowana do egzaminu, uczyłam się całą noc.

Wywalili mnie z sali. Nie miało to żadnych konsekwencji, bo i tak nie mogli mi nic zrobić. Miałem średnią 5,6. Ale obniżyli mi ocenę ze sprawowania, no i wyszedłem na idiotę, którego wystawia własna dziewczyna! To był ten drugi raz, kiedy założyłem zbroję, tylko tym razem mocniejszą i bardziej odporną na ciosy. Uznałem, że ludzie to potwory, bezwzględnie czyhające na każdą moją słabość i że od tej pory nie dam im szans.

Stałem się twardszy

– Sam twierdziłeś, że muszę stanąć na rzęsach i to zaliczyć. Jakby mnie wyrzucili, to byłby koniec. Tobie nic nie zrobią, jesteś prymusem, dasz sobie radę. Wpadłam w panikę... Chciałam się ratować!

– Moim kosztem? – zapytałem.

– Noo, przecież mówię, że ty jesteś poza zasięgiem. Zdasz z palcem w nosie, a ja mam zerowe szanse. Jakbym się jeszcze naraziła przez ściąganie, byłoby całkiem po mnie!

W ogóle nie uwzględniała moich uczuć. Nawet jej nie przyszło do głowy, że ja coś przeżywam, że mnie zraniła, wykorzystała. Byłem tylko śmiesznym palantem, kujonem, który mógł się przydać i z którym nie trzeba się liczyć.

Przestała dla mnie istnieć, chociaż jeszcze długo potem czerwieniłem się na wspomnienie, jak wszyscy na mnie patrzą i ironicznie uśmiechają. „Debil” – myślą. „Na co on liczył?”.

Na studiach już byłem twardy. Dziewczyny, owszem, ale na chłodno, bez wyznań i certolenia się, jasny układ, kalkulacja, rozrywka i przyjemność. Jeśli jeszcze miałbym jakieś złudzenia, właśnie na uczelni pozbyłem się ich ostatecznie.

Na kobiety trzeba uważać!

Jedna z naszych koleżanek była wyjątkowo ładną dziewczyną. Kipiała seksem, to był jej główny atut, umiała z niego korzystać i nie robiła z tego tajemnicy. Przed najgorszym, kobylastym egzaminem, kiedy wszyscy zakuwali nieprzytomnie, a potem i tak oblewali, ona śmiała się obciągając obcisły T-shirt na zgrabnym biuście.

– Czego mam się bać? – pytała. – Niech tylko dziadek spróbuje mi nie zaliczyć!

– To co mu zrobisz?

– Oskarżę go o molestowanie. Pokażcie prokuratora, który mi nie uwierzy!

Istotnie, była tak pociągająca i pełna pokus, że trudno byłoby takiego znaleźć. Wtedy się ostatecznie nauczyłem, że kobieta może wszystko, a jeśli to jest zła kobieta, facet ma niewielkie szanse i musi bardzo uważać.

Po magisterce odbyłem półroczny staż za granicą i mogłem pomyśleć o szefowaniu w jakiejś firmie; na razie myślałem o niższym szczeblu, potem chciałem się wspinać coraz wyżej, aż na sam szczyt!

Miałem kilka bezdyskusyjnych zasad: nie spoufalać się, patrzeć podwładnym na ręce, dbać o autorytet, interesy przedsiębiorstwa uczynić priorytetem, nieustannie się szkolić i rozwijać... Kariera zawodowa to było coś, co mnie kręciło. Byłem gotów do wyrzeczeń i ciężkiej pracy.

Nie miałem przyjaciół. Moja mama była jedyną osobą, której ufałem, ale nawet ona nie była w stanie zawrócić mnie z drogi, jaką wybrałem.

– Synku – mówiła – chciałabym, żebyś nie był sam. Żebyś miał dobrą żonę, założył rodzinę. Martwię się o ciebie.

– Mam czas – odpowiadałem. – Do ojcostwa trzeba dojrzeć, sama tak mówiłaś!

Po mamie się czegoś takiego nie spodziewałem

Mama wiele lat żyła tylko dla mnie. Przyzwyczaiłem się, że zawsze jest przy mnie, pomaga mi, dba o mnie, rozumie, jak nikt. Wiedziałem, że czuje się trochę samotna, że tęskni za kimś, z kim mogłaby pójść do teatru czy na koncert. Myślałem, że znajdzie jakąś koleżankę w swoim wieku, ale do głowy mi nie przyszło, że na te spacery zacznie chodzić z facetem! To była dla mnie niemiła niespodzianka.

Poznała go w sanatorium; po powrocie zaczęła odbierać telefony, wychodzić wieczorami i kupować sobie nowe ciuchy. Zmieniła się. Była weselsza, nawet nuciła pod nosem i oglądała filmy o miłości. Dosyć szybko się zorientowałem, co jest na rzeczy. Zapytałem, czy kogoś ma?

– Owszem – nie zaprzeczyła. – Spotykam się z pewnym bardzo miłym panem. Chyba nie masz nic przeciwko temu?

Oczywiście, że miałem! Mama była tylko dla mnie, co z tego, że jestem starym koniem i od dawna nie potrzebuję opieki? Mama to mama! Jakoś głupio myśleć, że obcy facet patrzy na nią jak na kobietę. To mnie uwierało, jak kamień w bucie!

– Przynajmniej wiesz, kto to jest? Może jakiś naciągacz albo żonaty palant szukający przygód? Chcesz, to go sprawdzę.

– Przestań – śmiała się. – Jestem dużą dziewczynką, nie trzeba mnie pilnować!

Kiedy oznajmiła, że razem wyjeżdżają na wakacje, byłem naprawdę wściekły. Nawet chciałem głupio zapytać, czy będą mieli wspólny pokój, ale w końcu odpuściłem... Nie znosiłem tego kretyna, który skakał koło mojej mamy i ją czarował. Miałem ochotę dać mu w zęby.

Po powrocie mama oświadczyła, że przeprowadza się do swojego kochasia.

– Ale to niczego nie zmieni – tłumaczyła. – Będę tu codziennie wpadała, posprzątam ci, ugotuję, zrobię pranie. Nie martw się, nie zostaniesz bez pomocy.

Tak mówiła, jakbym w niej widział tylko pomoc domową. Aż mi się głupio zrobiło i pomyślałem, że byłem kiepskim synem, jeśli ona tak się przy mnie czuła. Ale żal pozostał.

Ja – „zamrożony” zacząłem topnieć

Mieszkanie bez mamy było wielkie i puste. Przychodziłem późno, brałem prysznic, padałem na łóżko, ale nie mogłem zasnąć. Przypominały mi się wszystkie przykrości i świństwa, jakie mi zrobiono i czułem się coraz gorzej... Rano piłem mocną kawę i szedłem do pracy. Mówili o mnie „zamrożony” i mieli rację, bo naprawdę się czułem jak sopel lodu: twardy, zimny, nieczuły!

Pewnego dnia mama i jej partner zaprosili mnie na kolację. Miał być stolik zarezerwowany w eleganckim lokalu i miała być jakaś niespodzianka. Aż się bałem pomyśleć, co oni znowu wykombinowali?

Przyszedłem trochę wcześniej, tak, jak lubię. Można się porozglądać, poobserwować, zbadać teren. Kelner zaprowadził mnie do stolika i podał kieliszek wina. Usiadłem wygodnie, rozluźniłem się, odpoczywałem... Kiedy ta dziewczyna stanęła przede mną, byłem pewien, że się pomyliła.

– Robert? – spytała. – Syn pani Jadwigi?

– Owszem. A pani, to znaczy ty... kim jesteś?

– Magda. Córka Piotra. Zaprosili mnie, bo podobno coś świętują. Wiesz, o co chodzi?

– Nie mam pojęcia. Moja mama ostatnio zachowuje się dziwnie.

– To tak, jak mój tata – roześmiała się. – Nie poznaję go. Inny facet.

Była śliczna. Wesoła, pełna wdzięku... Nie mogłem od niej oderwać oczu. Ja – „zamrożony” zacząłem topnieć. Świetnie nam się rozmawiało, a ona tak pięknie pachniała. Wirowało mi w głowie. Przeżywałem coś wspaniałego, byłem w siódmym niebie!

Mama i Piotr się spóźnili. Bez wstępów oświadczyli, że się pobierają i że chcą, abyśmy byli ich świadkami. Przeżyłbym szok, gdyby nie Magda... Teraz tylko ona mnie obchodziła.

Najtrudniejszy egzamin

Powiedziała, że jest po rozwodzie i że ma trzyletnią córkę.

– Nauczyłam się mówić o tym podczas pierwszego spotkania, żeby nie było nieporozumień. Nie interesują mnie luźne związki. Szukam męża i ojca dla swojego dziecka. Kolejni wujkowie nie wchodzą w grę. Ja chcę mężczyzny na stałe, jeśli to nie twoja bajka, od razu się pożegnajmy.

Jeszcze wczoraj uciekałbym gdzie pieprz rośnie od takiej dziewczyny. A teraz słuchałem jej z zachwytem i gdybym miał obrączki przy sobie, już szukałbym księdza! Tak mnie wzięło.

Ale Magda urządziła mi istny egzamin. Przede wszystkim musiała mnie polubić jej córka, a to nie było łatwe. Karolinka jest rezolutna i bezbłędnie mnie wyczuła.

– Czemu jesteś smutny? – zapytała. – Nie lubię smutnych ludzi!

Musiałem się nauczyć rozmawiać i bawić z dzieckiem. Dla mnie to było trudniejsze niż napisanie doktoratu! Jednak powoli zaprzyjaźniałem się z trzylatką, poznawałem jej świat i zaczynałem lubić odpowiadać na pytania w stylu: czemu kura nie fruwa? Czułem, że Magda mnie obserwuje i czeka na moment, gdy będzie pewna, że może mi zaufać. Nigdy nie zgadzała się, żebym został sam z Karolinką.

– Przyjdzie na to czas – mówiła. – Co nagle, to po diable.

W sprawie Karolinki była tak samo ostrożna i pełna obaw, jak ja w stosunku do całego świata. Domyślałem się, że ma powody, ale nie naciskałem, żeby je poznać. Uważam, że ludzie mają prawo do własnych tajemnic. Moja mama kiedyś zaczęła opowiadać, że Magda przeżyła prawdziwe piekło ze swoim byłym mężem i dlatego jest taka zasadnicza. To mnie jeszcze bardziej do niej przekonało.

Nie wiem, jak długo dojrzewałaby nasza miłość, gdyby nie cios; niespodziewany i straszny...

Dla nich byłem gotowy znowu zaryzykować

Zaczęło się od niewinnego uderzenia w kolano. Karolinka bardzo zachorowała. Lekarze zalecali szybką amputację nóżki. Na zmianę siedzieliśmy w internecie, szukając ratunku. Wreszcie znaleźliśmy klinikę w USA i tam wysłaliśmy komplet badań i prośbę o pomoc. Odpowiedzieli bardzo szybko. Dawali nadzieję i zapraszali na konsultację. Ale wycena ich usług medycznych nas przeraziła.

Wtedy Magda powiedziała:

– Pomóż nam, a zrobię wszystko, co chcesz. Masz kasę? Możesz jeszcze gdzieś pożyczyć, coś sprzedać? Dam ci notarialne zobowiązanie. Oddam, co do grosza.

Patrzyłem na jej gorączkowo błyszczące oczy, bladą twarz i serce mi się krajało.

– Słuchaj – zacząłem. – Nie chcę żadnych notariuszy.

– Mogę cię przecież wykorzystać i oszukać – przerwała mi. – Znasz to z dawnych czasów. Ludzie ci nieraz dali w kość.

– Co z tego? Karolinka jest najważniejsza. Gdybym nawet miał wszystko stracić, gdyby się okazało, że nie będziesz chciała mnie znać, że okażesz się inna, niż myślę... zaryzykuję.

Zbierzemy te pieniądze. Mała wyzdrowieje. Nic nie chcę w zamian, no może tylko, żebyś nie straszyła dziecka taką grobową miną. I nie rycz po kątach, ona to widzi.

Reklama

Nikt, oprócz mamy tak na mnie nie patrzył, jak Magda wtedy. Czułem, że pod tym spojrzeniem topnieje we mnie cały lód, że już nie jestem zamrożony. Ale może tak się czułem dlatego, że nadchodziła wiosna i wszystko się budziło do życia? Nie chcę znowu zamarznąć. Nawet gdyby mi przyszło dostać nowe baty.

Reklama
Reklama
Reklama