„Kochałam Waldka od liceum, ale on wolał moją siostrę. Gdy puściła go kantem, szukał pocieszenia w moich ramionach”
„Patrzyłam, jak zakochuje się w mojej siostrze. Jak ją adoruje, jak nosi jej torby, jak przynosi kawę i kanapki do pracy. Nie byłam zazdrosna. No dobrze, byłam. Jednak bardziej było mi go szkoda. Bo wiedziałam, że to się źle skończy”.

- Redakcja
Nigdy nie miałam szczęścia do miłości. Zawsze byłam tą, która robi herbatę po zerwaniu, a nie tą, dla której pisze się wiersze. I może właśnie dlatego, gdy on w końcu zapukał do moich drzwi, nie umiałam go odepchnąć. Nie jestem bohaterką powieści romantycznej. Nie robię dram, nie rzucam talerzami i nie płaczę do lustra. Ale uczucia mam jak każdy. A Waldka kochałam, odkąd pamiętam. Zresztą, trudno go było nie kochać.
Patrzyłam, jak zakochuje się w mojej siostrze. Jak ją adoruje, jak nosi jej torby, jak przynosi kawę i kanapki do pracy. A ona? Cóż... Moja siostra zawsze lubiła rzeczy, które można szybko wymienić na nowszy model. Nie byłam zazdrosna. No dobrze, byłam. Jednak bardziej było mi go szkoda. Bo wiedziałam, że to się źle skończy. Tylko nie przypuszczałam, że to właśnie ja będę tą, która będzie zbierać kawałki jego serca z podłogi.
Zamarłam
Wpadłam na niego pod sklepem, trzymał reklamówkę z jakimś gotowym daniem w pudełku. Wyglądał jak ktoś, kto wraca do pustego mieszkania i nie ma siły nawet ugotować sobie makaronu.
– O, Ewelina... – powiedział z lekkim zdziwieniem. – Dawno cię nie widziałem.
– Bo ja nie pokazuję się tam, gdzie nikt na mnie nie czeka – rzuciłam pół żartem, pół serio.
Uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie sięgnął oczu.
– Zostawiła mnie – powiedział po chwili ciszy. – Twoja siostra.
Zamarłam. Niby czułam, że to się zbliża, ale usłyszeć to na głos… to co innego.
– Zdradziła cię? – zapytałam ostrożnie.
– Z jakimś nowym z pracy. Chyba kierownik zmiany. Przestała się ukrywać. Po prostu któregoś dnia spakowała się i tyle ją widziałem.
– Wiesz… Ona taka już jest – powiedziałam cicho.
Spojrzał na mnie uważnie.
– Mówiłaś mi to od początku. A ja głupi myślałem, że jesteś zazdrosna.
– Może byłam.
Wtedy po raz pierwszy popatrzył na mnie tak, jak nigdy wcześniej.
– Chcesz wpaść na herbatę? – zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
Zgodził się. A ja poczułam, że coś się właśnie zaczęło.
Złapał mnie za rękę
Siedzieliśmy na mojej kanapie. Waldek trzymał w dłoni kubek z herbatą, patrzył na mnie jak na znajomy obrazek, który dopiero teraz nabiera znaczenia.
– Zawsze tu pachniało lawendą – mruknął.
– Bo zawsze ją lubiłam. Kojarzy mi się z latem i spokojem.
– Właśnie... spokoju mi teraz brakuje. U ciebie jest... inaczej.
Zawahałam się.
– Nie pytam, czy ją jeszcze kochasz, bo i tak skłamiesz.
Uśmiechnął się gorzko.
– Nie wiem, co czuję. Mam wrażenie, że przez ostatnie żyłem w jakimś teatrze, gdzie grałem rolę, a teraz ktoś zgasił światło i wyprosił mnie z sali.
– Zasłużyłeś na coś lepszego – powiedziałam odruchowo.
Spojrzał na mnie.
– Zawsze byłaś gdzieś obok. I nigdy nic nie mówiłaś.
– Bo nie chciałam się mieszać w wasze relacje, ale chyba już nie mam siły udawać, że jesteś mi obojętny.
Zapadła cisza. Taka z tych, co waży więcej niż słowa.
– Gdyby wszystko było inaczej...
– Nie było. I już nie będzie. Więc musimy zacząć od tego, co jest – przerwałam mu.
Wziął mój kubek i odłożył oba na stół. Złapał mnie za rękę.
– To, co teraz?
– Teraz? Teraz robimy naleśniki. Ty smażysz, ja nadziewam – uśmiechnęłam się, próbując rozładować napięcie.
– Prawie jak randka – mruknął z uśmiechem.
Prawie.
Wzruszyłam ramionami
Rano siedziałam w kuchni z kubkiem kawy, a on pojawił się w drzwiach jakby nigdy nic, w mojej za dużej bluzie i z rozczochranymi włosami.
– Dzień dobry – powiedział z lekkim uśmiechem. – Kawa?
– Zrób sobie, ja już mam – odpowiedziałam chłodno, choć serce biło mi jak szalone.
– Okej… – podszedł do ekspresu. – Nie myślałem, że zostanę tak długo. Przepraszam.
– Nie musisz przepraszać. Nikt cię nie zatrzymywał ani nie wyrzucał.
– Wiem. Czuję się trochę tak, jakbym wlazł do twojego życia z butami.
Spojrzałam na niego przez parę sekund.
– Nie z butami. Jak ktoś, kto przyszedł po latach i zapomniał, że ktoś tu na niego czekał.
Zamilkł. Patrzył w blat, jakby tam był jakiś sekret, którego nie umiał odczytać.
– Dlaczego nigdy nic nie powiedziałaś?
Zamrugałam.
– A co miałam powiedzieć? Myślisz, że to by coś zmieniło?
– Może. Może zrozumiałbym coś wcześniej.
– Nie chciałam być tą desperatką jak z telenoweli – wycedziłam. – Po prostu... chciałam, żebyś sam zobaczył.
– I zobaczyłem. Za późno?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem. Jeśli chcesz coś naprawiać, zacznij od tego, żeby być tu naprawdę. Nie tylko z przyzwyczajenia.
Kiwnął głową. Milczał. Został.
Zaskoczył mnie
Minęły dwa tygodnie. Nie wydarzyło się nic spektakularnego, ale też nic się nie rozpadło. Robiliśmy zakupy, gotowaliśmy razem, oglądaliśmy filmy, które wybierał losowo pilot. Trochę jak para. Trochę jak współlokatorzy.
– Pamiętasz, jak w liceum grałaś w teatrze? – zapytał pewnego wieczoru, kiedy rozplątywałam włosy przed lustrem.
– Pamiętam. Grałam kobietę, która zostaje sama, bo mężczyzna wybiera jej siostrę. Ironia losu, nie?
– Nie wiedziałem wtedy, że to coś więcej niż rola.
– Bo byłeś zajęty gładzeniem włosów tej drugiej.
Waldek westchnął.
– Zasługujesz na coś lepszego niż moje przeprosiny.
– Nie chcę przeprosin. Chcę, żebyś był szczery. Nawet jeśli prawda mnie rozczaruje.
– Prawda? – zapytał i przysunął się bliżej. – Prawda jest taka, że od dwóch tygodni codziennie myślę, dlaczego wcześniej cię nie zauważyłem.
– Bo nie miałeś powodu.
– A wiesz co? Może właśnie dlatego teraz nie chcę nigdzie iść. Jest mi z tobą dobrze.
Zamilkłam. To było zbyt ładne. Zbyt filmowe. Jednak patrzył na mnie, jakby mówił prawdę.
Nie byłam nagrodą w konkursie
W niedzielę zadzwoniła moja siostra. Nie rozmawiałyśmy od miesięcy. Chyba przeczuwała, że coś się zmieniło, bo głos miała przesłodzony jak herbata babci.
– Cześć, Ewelina... Jak tam?
– Zaskakująco spokojnie. A u ciebie?
– A tam... różnie. Wiesz, nie wszystko układa się tak, jakby się chciało.
– A czego byś chciała? – zapytałam bez cienia uprzejmości.
– Właściwie to... nie wiem. Może po prostu usłyszeć znajomy głos. Tęsknię za tym, co było. I za Waldkiem.
Zamarłam. Wiedziałam, że prędzej czy później to powie.
– On tu jest – rzuciłam. – W kuchni. Gotuje.
– U ciebie?
– Tak. U mnie.
– Nie mówisz poważnie...
– Całkiem poważnie.
Zapadła cisza. A potem cichy, wyraźnie zaskoczony śmiech.
– Nie wierzę... Naprawdę cię wybrał?
– Nie jestem nagrodą w konkursie. Po prostu w końcu spojrzał, gdzie trzeba.
– Wiesz, że to nie potrwa.
– Może. Jednak pierwszy raz nie muszę nikomu niczego udowadniać.
– Dobrze. Rób, jak chcesz.
– Może wtedy ty znowu spróbujesz go odzyskać?
Rozłączyła się bez słowa, a ja wróciłam do kuchni, gdzie Waldek właśnie próbował upchnąć zbyt dużo szczypiorku do jajecznicy.
– Dzwoniła – powiedziałam.
– I?
– Nie pytała, czy jesteś szczęśliwy. Raczej dlaczego.
Spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.
– Może nigdy nie zrozumie.
– A może to wcale nie nasza sprawa, czy zrozumie.
Zarumieniłam się jak nastolatka
Wieczorem siedzieliśmy na balkonie. Waldek czytał gazetę, ja udawałam, że czytam książkę, ale bardziej słuchałam ciszy między nami. Nie była niezręczna. Była... przyjemna. Jak miękka poduszka, na której można oprzeć zmęczone myśli.
– Myślisz, że ludzie się naprawdę zmieniają? – zapytałam nagle.
Odłożył gazetę.
– Nie wiem. Może nie tyle się zmieniają, ile w końcu zrzucają to, co im niepotrzebne.
– Czyli co? Maski? Nadzieje?
– Albo stare przyzwyczajenia. Albo ludzi, których kochali nie z tych powodów, co trzeba.
– Za co mnie kochasz? – zapytałam, trochę prowokacyjnie, trochę serio.
Spojrzał na mnie, długo, uważnie.
– Za to, że nie muszę przy tobie udawać kogoś lepszego, niż jestem. Że robisz najlepszą kawę i że jak się śmiejesz, to cała twarz ci się marszczy. I za to, że byłaś, kiedy nie musiałaś.
Zarumieniłam się, jakby znów miałam siedemnaście lat i ktoś po raz pierwszy mówił mi coś ważnego.
– To wystarczy? – szepnęłam.
– Dla mnie? To więcej niż bym chciał.
Wtedy zrozumiałam, że czasem życie nie daje tego, czego chcemy. Daje to, czego potrzebujemy. Nie wiem, czy Waldek zostanie na zawsze. Wiem, że już nie jestem tą drugą. Nie jestem rezerwową wersją szczęścia. Jestem kimś, kto zasługuje na bycie kochaną – po swojemu, zwyczajnie, codziennie. I to mi wystarczyło.
Ewelina, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Do Ciechocinka przyjechałam z matką, a wróciłam z tajemnicą. Na dancingu poznałam kogoś, kto rozbudził moje zmysły”
- „Matka nawrzeszczała na mnie przy grobie dziadka, że nic mi się nie należy. Wtedy zrozumiałam, po co naprawdę przyszła”
- „Nasz ślub był magiczny, ale bajka szybko się skończyła. Przypadkiem znalazłam 4 zdjęcia i wszystko się posypało”