„Kochałem się w przyjaciółce, ale ona o tym nie wiedziała. Cierpliwość opłaca się bardziej niż emocjonalne wyznania”
„Wstałem bez zastanowienia. Wciągnąłem na siebie dres, kluczyki złapałem w locie. Ulice były puste, a miasto wyglądało, jakby ktoś je zatrzymał w bezruchu. Kiedy dojechałem pod jej blok, stała przy ławce, skulona”.

- Redakcja
Są tacy ludzie, których zna się całe życie i za każdym razem, gdy się ich widzi, serce bije trochę szybciej, jakby przypominało sobie, że właśnie dla tej osoby nauczyło się kochać. Dla mnie taką osobą była Majka. Poznaliśmy się w podstawówce – pierwsza ławka, kredki, śniadaniówki. Majka miała wtedy zęby jak królik i włosy związane w dwie sterczące kitki. Kiedyś kopnęła mnie pod stołem, bo powiedziałem, że dziewczyny są głupie. I chyba właśnie wtedy się zakochałem, tylko że wtedy miałem siedem lat i nie znałem jeszcze tego słowa.
Przechodziliśmy przez wszystkie etapy – gimnazjum, liceum, pierwsze papierosy, pierwsze dramaty, pierwsze miłości, które zawsze kończyły się źle. A ja zawsze byłem obok. Słuchałem jej płaczu po idiotach, którzy rzucali ją przez SMS-a, przyjeżdżałem nocą rowerem pod jej blok, żeby ją pocieszyć po kłótni z matką. Byłem, jak mówiła, „najlepszym przyjacielem”, „jej kotwicą”, „bezpiecznym chłopakiem”. Takim, który zawsze odbierze telefon i zawsze się zjawi.
A w środku pękałem. Każdy jej związek był jak cios w żebra. Każde „zakochałam się!” wbijało się we mnie jak szpilka. Ale nigdy nic nie powiedziałem. Nie mogłem. Bo co, jeśli ją stracę? Co, jeśli odejdzie i już nie będę jej potrzebny? Wolałem być tym przyjacielem od serca, niż nikim.
Była załamana
Majka siedziała przy moim kuchennym stole, owinięta kocem, z oczami czerwonymi od płaczu. W rękach ściskała kubek z herbatą. Milczała dłuższą chwilę, patrząc przed siebie bez wyrazu. Wiedziałem, że zaraz coś powie, ale czekałem, aż sama się przełamie.
– Jestem głupia. Dlaczego ja ciągle to robię? – spytała, jakby to była prosta zagadka, której nie potrafi rozwiązać.
– Nie jesteś głupia – odpowiedziałem.
– Naprawdę? Bo mi się wydaje, że ciągle wchodzę w to samo bagno. Najpierw obietnice, potem cisza, a potem znikają. I zawsze mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. A kończy się tak samo. Zawsze – mówiła z rosnącą rozpaczą. Jej głos drżał.
Chciałem jej powiedzieć, że nie każdy mężczyzna ją zrani. Są tacy, którzy nie odejdą, którzy będą obok nawet wtedy, gdy wszystko się posypie. Ale nie powiedziałem tego wprost.
– Dlaczego nikt mnie nie chce? – zapytała i wtedy spojrzała na mnie. W jej oczach był smutek, ale też jakaś dziecięca bezbronność.
Pocieszałem ją
W głowie aż krzyczało mi jedno zdanie: „Ja cię chcę. Zawsze cię chciałem”. Ale nie powiedziałem tego. Powiedziałem coś innego.
– To nieprawda. Ktoś cię kiedyś pokocha naprawdę.
Uśmiechnęła się blado i powiedziała, że chyba pójdzie już do domu. Odprowadziłem ją do drzwi. Patrzyłem, jak odchodzi, nie wiedząc, ile jeszcze razy pozwolę jej wracać, żeby słuchać tych samych historii.
Próbowałem się z kimś umówić kilka razy. Znajomi mówili, że muszę iść dalej, że życie nie kończy się na jednej dziewczynie. A ja nie miałem serca tłumaczyć, że ona nie była jedną z wielu. Dla mnie była wszystkim.
Spotykałem się z Anką, dziewczyną z uczelni. Ładna, miła, śmiała się z moich żartów, ale kiedy patrzyła na mnie, czułem, że nic z tego nie będzie. To była tylko próba zastąpienia Majki kimś innym. Anka zaprosiła mnie na spacer, kupiliśmy lody, rozmawialiśmy o muzyce, ale w środku wszystko we mnie krzyczało, że to nie to. Nie jej głosu chcę słuchać, nie z nią chcę wracać do domu.
Byłem zakochany
Kilka dni później spotkałem Majkę przypadkiem na przystanku.
– Wiesz, chyba znowu dałam się nabrać na urok – powiedziała, opierając się o poręcz. – Może po prostu nie jestem stworzona do bycia kochaną – rzuciła, bardziej do siebie niż do mnie.
Z trudem przełknąłem ślinę.
– Nie mów tak.
Patrzyła gdzieś daleko, jakby mnie nie słyszała. A ja znowu byłem tylko tym, kto miał słuchać, klepać po ramieniu i pocieszać. Gniew narastał we mnie cicho. Nie na nią, ale na to, jak wyglądało moje miejsce w jej życiu.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Była trzecia w nocy. Przez chwilę nie wiedziałem, gdzie jestem. Zmrużone oczy rozpoznały jej imię na ekranie. Odebrałem bez słowa.
– Przyjedź – powiedziała cicho. I rozłączyła się.
Wstałem bez zastanowienia. Wciągnąłem na siebie dres, kluczyki złapałem w locie. Ulice były puste, a miasto wyglądało, jakby ktoś je zatrzymał w bezruchu. Kiedy dojechałem pod jej blok, stała przy ławce, skulona, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Miała na sobie kurtkę narzuconą niedbale i mokre włosy, jakby wybiegła z domu tuż po prysznicu. Wsiadła do auta bez słowa.
Wyznałem jej to
Przez chwilę jechałem w milczeniu, ale czułem jej napięcie, drżała lekko.
– Czemu jeszcze nie odpuściłeś? – spytała nagle.
Spojrzałem na nią. Jej oczy błyszczały w półmroku, nie wiadomo czy od łez, czy od świateł latarni.
– Bo cały czas czekałem właśnie na ten telefon – powiedziałem.
Nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok i patrzyła w okno, jakby chciała zniknąć. Ja nie mówiłem nic więcej. Powiedziałem wszystko. Zatrzymałem auto na pustym parkingu przy lesie. Silnik jeszcze przez chwilę buczał, zanim go wyłączyłem. W środku było cicho, jakby każde z nas bało się powiedzieć za dużo. W końcu odezwała się pierwsza.
– Nie chcę cię stracić – odparła. – Ale nie wiem, czy potrafię cię pokochać tak, jak ty kochasz mnie.
Odwróciła głowę, jakby chciała ukryć wstyd. A ja przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. Przez tyle lat nosiłem to wszystko w sobie, a teraz, gdy wszystko było na stole, nie potrafiłem się już złościć. Po raz pierwszy zrozumiałem, że ona się boi. Że jej serce nie działa jak moje.
– Może nie musisz wiedzieć od razu – powiedziałem cicho. – Może wystarczy, że teraz jesteś tu ze mną.
Wszystko się zmieniło
Spojrzała na mnie zaskoczona. Po chwili oparła głowę na moim ramieniu. Nie mówiłem nic. Po prostu siedzieliśmy razem w ciszy. Tego wieczoru nie wróciła do siebie. Została u mnie, zasnęła na mojej poduszce. Nie wydarzyło się nic więcej. Rano obudziłem się pierwszy. Patrzyłem na nią długo i pomyślałem, że jeśli to ma być początek – to wystarczy.
Zrobiłem śniadanie, zanim wstała. Gdy weszła do kuchni, stanęła w drzwiach i patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę.
– Mógłbyś tak codziennie? – spytała.
– Mógłbym – odpowiedziałem od razu.
Po raz pierwszy pozwoliła mi zobaczyć siebie naprawdę. Później wyszliśmy razem. Odprowadziłem ją pod dom, ale zanim weszła, odwróciła się i powiedziała:
– Nie chcę tego zepsuć. Ale jeśli pozwolisz… spróbujmy.
Zrobiłem krok, objąłem ją i przyciągnąłem do siebie. I wcale nie uciekła. Od tego dnia wszystko się zmieniło, choć wcale nie nagle. Zaczęliśmy rozmawiać inaczej, spotykać się częściej, przestaliśmy się chować za wymówkami. Nie spieszyliśmy się. Wiedziałem, że tym razem nie jestem tylko tłem. Ktoś w końcu zobaczył mnie naprawdę.
Mateusz, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa podważa mój autorytet u moich dzieci. Kochają ją za cukierki i batony, a mnie mają za zołzę”
- „Ojciec na weselu publicznie upokorzył moją żonę. Za ten incydent Ola karała mnie miesiącami, aż nie wytrzymałem”
- „Synowa ignorowała moje rady, bo słuchała influencerek. Do czasu aż popełniła błąd, przed którym ją ostrzegałam”