„Kochałem swoją żonę, a mimo to ją zdradziłem. Myślałem, że ta farsa skończy się rozwodem, ale los chciał inaczej”
„Rozmawialiśmy o pracy, o szefie, który znowu pokrzyżował plany, o głupich fakturach, które trzeba było wklepywać ręcznie, bo program się zawiesił. Magda kręciła kieliszkiem w dłoni i patrzyła na mnie”.

- Redakcja
Jestem typowym facetem, który wiecznie szuka usprawiedliwień dla własnych błędów. Pracuję jako kierownik w hurtowni budowlanej – niby nie jest źle, ale codzienność potrafi przytłoczyć. Zwłaszcza kiedy z pracy wracam późnym wieczorem, a w domu czeka na mnie Beata z wiecznym fochem albo z nosem w telefonie.
Coś się zmieniło
Kiedyś, na początku, była zupełnie inna. Śmiała się z moich żartów, robiła kolacje przy świecach, nawet po kłótni potrafiła przyjść, przytulić się i powiedzieć:
– Nie gniewaj się już, Leszek.
A teraz jakbyśmy byli obok siebie, a nie razem. Nie mówię tego głośno, bo przecież jak facet zacznie się skarżyć, to od razu robi z siebie mięczaka. Ale w głowie mam te myśli – że coś w naszym związku wygasło. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz Beata spojrzała na mnie z takim błyskiem w oku. Zresztą ja sam też już tak nie patrzę.
Czasem, jak siedzę wieczorem przed telewizorem i słyszę jej kroki w kuchni, to myślę: „Boże, przecież to nie może tak wyglądać. To nie jest to życie, które sobie wymarzyłem”. Ale potem macham ręką, bo wiadomo – praca, obowiązki, zmęczenie.
Beata wyjechała teraz na delegację – jakiś wyjazd firmowy, szkolenie. Nie słuchałem dokładnie, bo i po co. W każdym razie zostałem sam w domu. I trochę mnie to ucieszyło. Taki oddech, cisza, żadnych wymówek, że „moglibyśmy gdzieś razem wyjść, a ty znowu siedzisz z nosem w komputerze”.
No i wtedy, jak na zawołanie, odezwała się Magda z pracy. Znaliśmy się od dawna – ot, koleżanka z biura, czasem wspólna kawa, śmiechy, jakieś niewinne żarciki. Napisała: „Hej, Leszek, może wyskoczymy coś zjeść po pracy? Wiesz, żeby odreagować tę masakrę z zamówieniami”.
Nie odmówiłem jej
Przecież to tylko kolacja, nic złego. Tak sobie to tłumaczyłem, chociaż gdzieś tam z tyłu głowy coś mnie kłuło. Ale machnąłem ręką – przecież Beata nie musi o wszystkim wiedzieć.
Siedzieliśmy z Magdą w knajpce na rogu – taka przytulna, trochę za ciemna, z muzyką, która brzęczała w tle. Nie mieliśmy rezerwacji, ale kelner znalazł dla nas stolik w kącie. Zamówiłem wino, choć na początku chciałem tylko herbatę. Magda śmiała się, że nie potrafię się zrelaksować, że wiecznie jestem spięty, a w życiu trzeba umieć odpuścić.
Rozmawialiśmy o pracy, o szefie, który znowu pokrzyżował plany, o głupich fakturach, które trzeba było wklepywać ręcznie, bo program się zawiesił. Magda kręciła kieliszkiem w dłoni i patrzyła na mnie. Przechylała głowę, jej włosy opadały na ramiona, a ja nagle zdałem sobie sprawę, że patrzę na nią dłużej, niż powinienem.
– Wiesz, zawsze cię podziwiałam – powiedziała nagle.
Zaśmiałem się, machnąłem ręką, bo co ja miałem powiedzieć? Że też czasem myślałem o niej inaczej? Że zdarzało mi się ukradkiem patrzeć na jej uśmiech, kiedy podawała mi raporty? Że kiedyś, gdy przypadkiem dotknęła mojej ręki, poczułem coś, o czym dawno zapomniałem?
– Magda, no co ty, to tylko praca, tylko zwykłe rozmowy – zacząłem się tłumaczyć.
– Ale ty chyba wiesz, że chodzi o coś więcej, prawda? – przerwała mi, a jej głos zrobił się cichszy.
To był moment
Poczułem, jakby świat zwolnił. Nasze kieliszki były już prawie puste, a ja nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Tłumaczyłem sobie, że to tylko przyjacielski flirt, że przecież nic złego się nie dzieje. A potem… nasze twarze znalazły się zbyt blisko. Magda przysunęła się, a ja nie odsunąłem się ani o centymetr.
Pocałowała mnie krótko, miękko, tak, że nawet nie miałem czasu zareagować. A potem znowu, tym razem pewniej. Odsunąłem się, patrząc na nią zaskoczony.
– Magda, to chyba nie powinno… – zacząłem, ale głos mi się załamał.
– To nic takiego, tylko pocałunek.
Wróciłem do domu późno. Klucze ledwo trafiły w zamek, a w głowie miałem mętlik. Beaty nie było, cisza aż dzwoniła w uszach. Usiadłem na kanapie, wpatrzony w ścianę. Przecież Beata o niczym się nie dowie.
Żona wróciła z delegacji dzień wcześniej, niż się spodziewałem. Stałem w kuchni, robiłem kawę, gdy weszła i spojrzała na mnie tak, jakby coś wiedziała. Uśmiechnęła się, ale w tym uśmiechu było coś niepokojącego.
– Leszek, z kim byłeś na kolacji, kiedy mnie nie było? – zapytała spokojnie, jakby pytała o pogodę.
Serce mi zamarło
– O czym ty mówisz? – próbowałem się wykręcić, ale czułem, że to nie ma sensu.
– Z kim? – powtórzyła, patrząc mi prosto w oczy.
Beata oparła się o stół, skrzyżowała ręce na piersi.
– Wiesz, co jest zabawne? – powiedziała cicho. – Ja też byłam na kolacji.
– Co? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Z kimś, kto kiedyś był dla mnie ważny. Tylko kolacja, tak jak u ciebie – dodała z dziwnym spokojem.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Stałem jak wmurowany, a w głowie kłębiły się pytania: co ona wie? O kim mówi? Czy naprawdę też…? Cisza w pokoju ciążyła jak kamień.
– Przestań. Chcesz mnie teraz ukarać? Pokazać, że nie jestem taki niewinny? – wybuchłem.
– Ty pierwszy zacząłeś. Ja tylko… – urwała, a potem nagle jakby coś w niej pękło. – Wiesz, ja nie pamiętam, kiedy ostatni raz patrzyłeś na mnie tak, jak wtedy, gdy się poznaliśmy.
Stałem osłupiały, jakby ktoś mnie spoliczkował.
– Może ty wcale mnie nie kochasz! Może to wszystko od dawna jest farsą! – krzyknąłem.
Chcieliśmy to naprawić
Beata zaczęła płakać. Zakryła twarz dłońmi, a ja poczułem, jakby podcięto mi nogi. „A może to ja zawiodłem. Może oboje pozwoliliśmy, żeby nasze życie się wypaliło” – pomyślałem wtedy. Nie wiedziałem, co dalej. Patrzyłem na Beatę, która siedziała na kanapie, zapłakana, a w głowie miałem tylko chaos.
Poszliśmy na terapię dla par. Terapeuta spojrzał na nas uważnie i zapytał:
– Czego wam najbardziej brakuje w tej relacji?
Beata nie czekała długo.
– Bliskości – jej głos drżał, ale mówiła spokojnie.
Milczałem. Nie wiedziałem, jak odpowiedzieć. W końcu wydusiłem:
– Chcę znów czuć, że jesteśmy razem, a nie obok siebie.
Terapeuta kiwnął głową, zapisał coś w notesie.
– Co czujesz, kiedy Beata mówi o braku bliskości? – zapytał mnie.
Przełknąłem ślinę.
– Czuję, że... że może to ja jestem problemem. Że się oddaliłem, a teraz nie wiem, jak to wszystko naprawić.
Beata spojrzała na mnie. Po raz pierwszy od dawna widziałem w jej oczach coś innego niż złość czy obojętność. Rozmawialiśmy jeszcze długo. Było ciężko, bolało, wstyd palił mnie od środka. Ale w końcu coś pękło.
Zaczęliśmy od nowa
Minęło kilka tygodni od tamtej rozmowy w gabinecie. Nie było łatwo. Kłóciliśmy się, milczeliśmy, czasem Beata płakała, a ja wychodziłem z domu, żeby nie musieć patrzeć jej w oczy. Ale coś się zmieniło. Zaczęliśmy więcej rozmawiać. O tym, co nas boli, czego nam brakuje, o tym, czego się boimy.
Zdarzało się, że po tych rozmowach siadaliśmy razem przy stole, piliśmy kawę i po prostu siedzieliśmy w ciszy, ale to nie była już cisza pełna żalu. Raczej taka, w której można było odetchnąć.
Zaczęliśmy robić małe rzeczy razem. Kupiłem ciasto w cukierni, którą Beata zawsze lubiła. Ona zaproponowała, że obejrzymy film, który kiedyś oglądaliśmy na pierwszej randce. Któregoś wieczoru siedziała na kanapie, a ja przysiadłem obok niej.
– Pamiętasz, jak pierwszy raz powiedziałeś, że mnie kochasz? – zapytała cicho.
Pamiętałem. To było po koncercie, kiedy wracaliśmy do domu w deszczu.
– Tak – powiedziałem i dodałem: – Kocham cię.
Beata odwróciła się do mnie zaskoczona. W jej oczach zobaczyłem łzy, ale i coś, co zniknęło z nich dawno temu – nadzieję. Poczułem wtedy, że coś we mnie drgnęło. Może musieliśmy się pogubić, żeby zrozumieć, co dla nas ważne.
Leszek, 42 lata
Czytaj także:
- „Dostałem w spadku po dziadku jakieś rupiecie. Myślałem, że sobie ze mnie zakpił, ale to było cenniejsze niż złoto”
- „Żyłam w trójkącie. On, ja i jego mama. Utknęłam w tym egzotycznym układzie i nie wiedziałam, jak się z niego wyplątać”
- „Żona żądała luksusów, bo sąsiadka miała dom jak z folderu. Pozory mylą i wieśniak to nie ten, co kupuje w dyskoncie”