„Kochałem swoją żonę, ale stanąłem przed trudnym wyborem. By spełnić swoje marzenie, musiałem ją porzucić”
„W duchu westchnąłem z podziwem: rany, jak bardzo ją ubóstwiam. Lecz mimo tej miłości, czułem, że nadszedł czas, by ruszyć własną drogą. Choć serce mi pękało, wiedziałem, że muszę odejść”.
- listy do redakcji
Bardzo tego pragnąłem
Lidkę poznałem na wczasach. Wraz z przyjaciółmi włóczyliśmy się po bieszczadzkich szlakach, gdy pewnego wieczoru w oddali dostrzegliśmy płonące ognisko, wokół którego siedziała grupka ludzi. Facet w kowbojskiej czapce i z długimi kudłami brzdąkał na gitarze. Moją uwagę od razu przykuła dziewczyna o kruczoczarnych, sięgających pasa włosach, ubrana w spódnicę do samej ziemi. Jej głos był mocny i krystalicznie czysty, gdy śpiewała.
– Przepraszam, znajdzie się dla nas miejsce? – rzuciłem pytanie.
Chłopak z gitarą przytaknął. Mój kumpel, Tomasz, sięgnął do plecaka po wódkę i parę browarów. Butelki zaczęły wędrować z rąk do rąk wokół płonącego ognia. Okazało się, że nasi nowi znajomi studiują w Krakowie. Ta laska, która wpadła mi w oko, chodziła do Akademii Muzycznej.
– A ty czym się zajmujesz? – spytała.
– Wiem, że pewnie stwierdzisz, że to najnudniejsze studia pod słońcem, ale uczę się ekonomii – wyznałem.
Rzuciła mi takie spojrzenie, że byłem przekonany, że to już koniec naszej znajomości. Jednak kiedy rankiem zaczęliśmy szykować się do wyruszenia w dalszą trasę, Lidia zjawiła się z turystycznym plecakiem na ramionach.
– Dołączę do was, okej?
Kiedy to zaproponowała, byłem zdziwiony, ale naturalnie przystałem na to. Nie dopytywałem, skąd ten pomysł. Chciałem myśleć, że robi to dla mnie. Lidia miała spontaniczny i swobodny charakter. Upewniłem się w tym przekonaniu po trzech dobach, kiedy nocą ni stąd, ni zowąd wślizgnęła się pod mój śpiwór.
– Pragniesz mnie? – spytała szeptem.
Dobrze nam było razem
Nasza relacja była inna niż pozostałe letnie romanse. W ciągu roku spotykaliśmy się co weekend i w dni wolne od pracy. Kiedy skończyłem studia, zatrudniłem się w Krakowie. Lidka kontynuowała naukę, a po zajęciach koncertowała w niewielkich lokalach. Zamieszkaliśmy w niewielkim lokum na Kazimierzu. Naszą pierwszą kolację spożyliśmy, siedząc wprost na podłodze, ponieważ brakowało nam nawet zwykłego stołu.
– Marku, muszę ci coś wyznać. Nie chcę mieć dzieci. I nie chodzi o to, że za jakiś czas, powiedzmy rok czy pięć lat, nagle zmienię zdanie w tej kwestii. To jedna z niewielu spraw, co do których mam całkowitą pewność. Jeśli zależy ci na byciu ze mną, po prostu musisz to zaakceptować…
Wow, ta wiadomość to było coś niespodziewanego. W tamtym momencie dzieciaki nie chodziły mi nawet po głowie – no bo gdzie mi tam było do bycia tatą, a i nasz związek jeszcze nie dojrzał do takiego kroku. Jasne, nigdy specjalnie się nad tym nie zastanawiałem, ale gdzieś tam z tyłu czaszki kołatała mi się taka wizja, że kiedyś, za jakiś czas, będę miał swoją kobietę, gromadkę maluchów, a potem jeszcze wnuczęta biegające dookoła. Doszedłem do wniosku, że póki co nie będę się martwił tą kwestią. Zapewne Lidka i tak kiedyś inaczej do tego podejdzie.
Trzy lata później poprosiłem Lidkę o rękę.
– Mareczku, ale wiesz, co ci kiedyś powiedziałam na temat posiadania dzieci? Moje podejście się nie zmieniło. Przemyśl to dobrze, czy jesteś gotowy na żonę, która nie chce potomstwa.
Odparłem, że pamiętam naszą rozmowę i to rozumiem. Poprosiłem jednak, aby mi to wytłumaczyła. Wtedy to właśnie Lidka po raz pierwszy opowiedziała mi o swoim dzieciństwie.
Nie wyobrażała sobie bycia matką
– Z pozoru sprawialiśmy wrażenie całkiem zwyczajnej rodziny. Ojciec chodził do pracy, matka zajmowała się domem, a my z siostrą dorastałyśmy. Jednak brakowało u nas rodzinnego ciepła. Tata nigdy nie poświęcał czasu ani mamie, ani swoim córkom. Moja siostra i ja tylko działałyśmy mu na nerwy. Kiedy w końcu pojawiał się w domu, co zdarzało się niezbyt często, starałyśmy się po prostu usuwać mu z drogi. Wprawdzie nigdy nie podniósł na nas ręki, ale sposób, w jaki na nas patrzył i to, co nam mówił, nie pozostawiały wątpliwości, że nie darzy nas ojcowską miłością. A co z mamą? – głęboko się zamyśliła.
Po jakimś czasie wróciła do opowiadania.
– Moja mama wyszła za mąż bardzo wcześnie, jeszcze jako nastolatka. Była wtedy już w ciąży z moją siostrą Kaliną. Marzyła o karierze tanecznej, a za swoje nieudane życie obwiniała nas, swoje córki. Każdego dnia po południu znikała z domu. Wracała kompletnie pijana nad ranem, w podartych rajstopach, i kładła się spać. Ja i siostra same robiłyśmy sobie śniadanie i szłyśmy do szkoły. Na obiad jadałyśmy zwykle kanapki. Żadna z nas nigdy nie nauczyła się, jak być dobrym rodzicem, jak być prawdziwą matką. Kalina urodziła synka, gdy miała zaledwie dwadzieścia lat. Po dwóch latach maluch trafił do domu dziecka. Udało mi się namówić siostrę, żeby zrzekła się praw do dziecka. I pozwoliła mu wieść normalne życie. Posłuchała mojej rady. Dziś Paweł mieszka w Łodzi i ma dwoje rodzeństwa – powiedziała Lidia i zamilkła.
Po paru sekundach popatrzyła na mnie i zadała pytanie:
– Już rozumiesz, z jakiego powodu nie mam ochoty zostać mamą? Czy to do ciebie dociera?
Odparłem, że tak, rozumiem jej stanowisko. Gdzieś w głębi duszy jednak ciągle miałem nadzieję, że Lidia kiedyś zmieni swoją decyzję. Sądziłem, że potrzebuje po prostu czasu, by dojrzeć do macierzyństwa.
Nie byłem z nią szczery
Ponownie poruszyłem kwestię posiadania dziecka dwanaście lat później. Lidia skończyła już trzydzieści osiem lat. Zdawałem sobie sprawę, że to ostatnia szansa. Że niebawem będzie na to za późno.
– Skarbie, pamiętam, co ci przyrzekłem, ale... – zagaiłem podczas kolacji.
Nie mam pojęcia w jaki sposób, lecz moja małżonka natychmiast domyśliła się, o czym zamierzam dyskutować.
– Mareczku, moje stanowisko pozostaje bez zmian. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, czego pragnę. Lub raczej, czego nie pragnę. Jednak jeśli bez posiadania potomstwa nie potrafisz zaznać szczęścia, to potrafię to pojąć. Nie jestem w stanie cię przy mnie zatrzymywać na siłę. Wszyscy zasługujemy na to, by być szczęśliwi.
Przekonałem Lidię, że wszystko gra i chciałem tylko upewnić się co do jej decyzji. Powiedziałem, że cieszę się z takiego obrotu spraw, choć nie do końca mówiłem prawdę. Przez kolejne dziesięć lat wciąż rozmyślałem nad tym, co mi zaproponowała. W tym czasie wszyscy moi koledzy zdążyli zostać tatusiami. Dla ich pociech byłem ulubionym wujaszkiem. Kochałem czas spędzany z dzieciakami na zabawie, kopaniu piłki i wygłupach.
– Mareczku, zmarnowałeś swój potencjał. Byłbyś cudownym tatą – słyszałem nieustannie od małżonek moich przyjaciół.
Kiedy ludzie o to pytali, reagowałem uśmiechem, mówiąc, że fajni wujkowie też się przydają na tym świecie. Lidia zorganizowała mi niesamowitą imprezę z okazji pięćdziesiątki. Razem z moją paczką nieźle daliśmy w palnik. Zasnąłem oparty o bar.
Nad ranem otworzyłem oczy. Moja ukochana Lidia spoczywała w fotelu. Zaparło mi dech w piersiach na jej widok. Gęste, ciemne loki opadały kaskadą na ramiona, wciąż wolne od srebrzystych pasemek. Czarna, dopasowana sukienka z cienkimi ramiączkami podkreślała jej umięśnione, muśnięte słońcem ramiona. W duchu westchnąłem z podziwem: rany, jak bardzo ją ubóstwiam. Lecz mimo tej miłości, czułem, że nadszedł czas, by ruszyć własną drogą. Choć serce mi pękało, wiedziałem, że muszę odejść.
Czas ucieka nieubłaganie. Dotarło do mnie, że jeżeli pragnę nie tylko zostać tatą, ale również aktywnie uczestniczyć w życiu moich pociech i obserwować, jak wyrastają na dorosłych ludzi, to właśnie nadeszła ostatnia chwila, by to zrealizować. W tamtym momencie stało się dla mnie oczywiste jak słońce, że ojcostwo to moje największe marzenie.
Wszystko wiedziała bez słów
Lidia zbliżyła się i delikatnie położyła mi dłoń na ramieniu. Nasze spojrzenia się spotkały. Nie mam bladego pojęcia, jakim sposobem ona za każdym razem potrafiła odgadnąć, o czym rozmyślam.
– Mareczku, doskonale cię rozumiem. Wiem, że po prostu musisz to zrobić. Ale nigdy nie zapominaj, że moja miłość do ciebie będzie trwać wiecznie. I zawsze możesz liczyć na moje wsparcie, jeżeli tylko tego zapragniesz.
Sześć miesięcy po tym nasze małżeństwo zostało zakończone w świetle prawa. Nasi znajomi kompletnie nie mogli w to uwierzyć. Jeden z nich zagadnął mnie:
– Stary, przecież wy do siebie pasowaliście jak ulał. Co się stało? Po co ci to było?
– Spójrz, masz troje cudownych dzieciaków. Wiesz, że ja również marzyłem o takim szczęściu, prawda?
Przytaknął, choć nie odezwał się ani słowem. Najwyraźniej dotarło to do niego. Z Mileną zetknąłem się na serwisie dla singli. W wiadomości stwierdziła: „Ciężko mi będzie obdarzyć kogoś zaufaniem. Jednak bardzo pragnę spróbować". Zdecydowaliśmy się na randkę.
– Nie interesuje mnie przelotny romans, zależy mi na kimś, z kim mogę związać swoją przyszłość. Od razu to zaznaczam, abyśmy wzajemnie się nie zawiedli – oświadczyła zaraz po rozpoczęciu spotkania. – I jak, zostajesz czy się żegnamy?
Nie powiedziałem wszystkiego
Nie odszedłem. Oznajmiłem jej, że mam podobne pragnienia. Podzieliła się ze mną swoimi przeżyciami. Poślubiła faceta, w którym była szaleńczo zakochana podczas studiów. Ten rzekomo wymarzony mężczyzna okazał się jednak oszustem, lowelasem i damskim bokserem.
– Trzeba było zerwać z nim już wtedy, kiedy pierwszy raz podniósł na mnie rękę. Mam do siebie ogromne pretensje, że wytrzymałam u jego boku kolejne pięć lat. Dopiero dwa lata temu zdecydowałam się odejść. Teraz, mając trzydzieści sześć lat na karku, chcę rozpocząć wszystko od nowa.
Wspomniałem, że z Lidką nie wyszło nam za dobrze, ale zakończyliśmy nasz związek pokojowo. Dodałem też, że mam nadzieję na nowy początek. Umówiliśmy się ponownie, a potem jeszcze raz i jeszcze. Milena przypadła do gustu moim bliskim i znajomym.
– Nie puszczaj jej – stwierdziła Lidka, bo jasne, że jej o tym wszystkim powiedziałem.
Zdaję sobie sprawę, że pojawiła się nawet podczas naszego ślubu. Ubrana w ogromny kapelusz, czekała w korytarzu. Nikt nie zorientował się, kim jest. Kiedy składaliśmy przysięgę małżeńską, moje uczucia do Mileny nie były aż tak silne jak do Lidii. Bardzo ceniłem sobie jej towarzystwo, darzyłem ją sympatią i szacunkiem. Ale wszystko uległo zmianie, gdy po roku urodził się nasz synek, Maks. Gdy wziąłem go na ręce, łzy same napłynęły mi do oczu.
Kiedy trzymałem noworodka w ramionach, zdałem sobie sprawę, że czekałem na tę chwilę przez całe życie. Cicho powiedziałem do maluszka, że wreszcie się doczekałem. Dotarło do mnie, że dwie najcenniejsze osoby w moim życiu znajdują się właśnie w tej sali. Niedługo po tym siedziałem w fotelu, tuląc synka, podczas gdy Milena odpoczywała. Nagle poczułem wibracje telefonu. To Lidia wysłała wiadomość, domagając się wieści, bo wcześniej poinformowałem ją, że jesteśmy w drodze do szpitala na poród. Uświadomiłem sobie, że po raz pierwszy od dłuższego czasu w ogóle o niej nie pomyślałem. Odpisałem jej krótko: „Wszystko dobrze, chłopczyk zdrowy, mama ma się świetnie”.
Dzisiejszego wieczoru ostatecznie przeciąłem więź, która przez tyle lat łączyła mnie z Lidką. Słowa, które padły z moich ust podczas pierwszej randki z Mileną, nareszcie nabrały realnego znaczenia – teraz ja i Lidka jesteśmy wyłącznie dobrymi znajomymi. W końcu nabrałem odwagi, by zaprosić ją do siebie. Spotkała się z Mileną i naszym synkiem. Gdy skończyliśmy jeść, odprowadziłem ją do auta.
– Dobrze postąpiłeś. Dzisiaj miałam okazję zobaczyć naprawdę szczęśliwego i spełnionego mężczyznę. Gdybyś był ze mną, nigdy nie udałoby ci się osiągnąć tego stanu – rzuciła na odchodne.
Marek, 52 lata